30 grudnia 2012

Podsumowanie roku 2012.

Pod względem czytelniczym to był dla mnie bardzo dobry rok. Czytałam to co, zgodne jest z moimi zainteresowaniami, a do pozycji tych często nadal zaglądam. Są to tomiszcza przeważnie grube i ciężkie, ale w większości to przede wszystkim wersje albumowe, więc czytało się składnie, szybko i przyjemnie. Zważywszy na to, że zajmuję się obecnie jedynie domem to muszę stwierdzić, że książki ratują mnie od "schamienia" i umysłowej alienacji.


Wybaczcie, ale absolutnie nie umiałam wybrać tylko kilku pozycji. Nie wiedziałam jak tego dokonać, choć na pewno w tym wszystkim dostrzegłam książkę roku. Dlatego  też, mam nadzieję, że wśród wyróżnionych przeze mnie pozycji w podanych kategoriach, każdy znajdzie jakąś czytelniczą inspirację dla siebie. Nie ma tu działu historia, bo łączy się ona akurat i z biografiami i z kulturą, a czasami też i sztuką. Kolejność nie ma znaczenia. Wszystko się przenika. To właśnie w tych działach można znaleźć wspaniałe perełki.


Pod koniec roku postanowiłam w końcu  założyć na fb fanpage Słowem malowane. Do tej pory wystarczał mi mój profil, tyle że przestałam go jakoś ogarniać, a taki gubienie się w gąszczu wszystkiego nie za bardzo mi odpowiada. Nadszedł więc czas na porządki. Chętnych zapraszam do polubienia strony.



Na zdjęciach próbowałam uchwycić książki czytane w 2012 roku. Niektórych nie udało się wyciągnąć do przodu z powodu  wciśnięcia, a inne są w obiegu. Mimo to, mam nadzieję, że każdy z Was znajdzie coś w tym wszystkim dla siebie.

W spisach wszystko zostało podlinkowane i kliknięcie przenosi odpowiednio do opinii.


BIOGRAFIE


KULTURA

REPORTAŻ

SZTUKA


ESEJE


KLASYKA LITERATURY POPULARNEJ

ROMANS/POWIEŚĆ HISTORYCZNA


POWIEŚĆ

OPOWIADANIA

POEZJA


ALBUM

LITERATURA DZIECIĘCA


Książka Roku 2012 wg Słowem malowane



A z okazji Nowego Roku życzę Wam przede wszystkim 
zdrowia, miłości i pracy :) 
Do Siego Roku 2013!

29 grudnia 2012

Natalie Zemon Davis, Kobiety na marginesach. Trzy siedemnastowieczne życiorysy.

Natalie Zemon Davis (ur. 1928) z tego, co się doczytałam jest kanadyjską i amerykańską (stąd zaznaczyłam dwie opcje w tagach) historyczką specjalizującą się we wczesnym okresie nowożytnym. Jest profesorem historii na uniwersytecie w Toronto. W Polsce ukazała się dotychczas jedna książka tej Autorki, która stała się międzynarodowym bestsellerem - Powrót Martina Guerre’a (wyd. Zysk i S-ka, 2011). Opowiada ona o słynnym procesie sądowym, zrekonstruowanym na podstawie źródeł i ukazujący ukazuje losy Martina Guerre’a, jego żony Bertrande de Rols i Arnauda du Tilha, który podszywa się pod Martina w czasie jego długiej nieobecności. Wydaje mi się być nietuzinkową pozycją.

Tym razem jednak miałam możliwość przeczytać autorstwa Natalie Zemon Davis  Kobiety na marginesach. Na książkę złożyły się trzy siedemnastowieczne życiorysy kobiet: żydówki Glikl bas Juda Lejb, katoliczki Marie de l’Incarnation i protestantki Marii Sybylli Merian. Zaczyna się dość nietypowo, bo Autorka zamiast zwykłego wstępu proponuje czytelnikowi wykreowaną rozmowę swoją z bohaterkami książki właśnie na temat tego, co napisała o nich.  Intrygująco zaprasza czytelnika do wgłębienia się w opowieści i osiąga swój cel. 

Są to trzy odrębne opowieści o losach trzech różnych kobiet, które łączy to, że każda z nich jest przywiązana do swoje wiary, wszystkie pochodziły ze skromnych rodzin, poznały moc słowa drukowanego, wpływ na ich życie miało oddziaływanie struktur społecznych ( m.in. posłuszeństwo wobec męża i rodziców), w dodatku każda miała silny, twardy charakter, co pozwoliło im być nietypowymi kobietami jak na XVII wiek.  Autorka opiera się na bogatej bazie źródłowej. W przypadku Glikl bas Juda Lejb i Marie de l’Incarnation są to przede wszystkim spisane przez nie ich życie, pisma i listy, a jeśli chodzi o Marii Sybylli Merian Autorka szuka wskazówek do jej poznania w pracach etymologicznych jej autorstwa. 

Glikl bas Juda Lejb w wieku 12 lat została obiecana Chaimowi, a dwa lata później została jego zoną. Urodziła mu czternaścioro dzieci, z których dwanaścioro przeżyło wiek dziecięcy. Gdy miała 43 lata owdowiała, ale szybko wzięła odpowiedzialność za interesy męża. Założyła warsztat w Hamburgu, w którym produkowano pończochy, od Żydów kupowała perły, sortowała je i sprzedawała kupcom, sprowadzała towary z Holandii i sprzedawała w swoim sklepie, wyjeżdżała na targi do innych miast, pożyczała i spłacała, wystawiała weksle w całej Europie. Starała się też jak najlepiej aranżować małżeństwa swoich dzieci. Była kobietą interesów swoich czasów. Swoja autobiografię zaczęła pisać po śmierci pierwszego męża. Wspomnienia te są najstarszą znaną autobiografią żydowskiej kobiety. Glikl podzieliła narrację na siedem ksiąg, które odpowiadały siedmiu dekadom, tworzącym życie każdego człowieka. Zasady tej trzymała się przez 30 lat. Złożyły się na to nie tylko wydarzenia z życia rodziny, ale również przypowieści religijne i anegdoty oraz opisy niebezpieczeństw czyhających na Żydów od wyznawców innych religii.

Losy Marie de l’Incarnation właściwie Marie Guyart, mogą tez poruszyć niejednego czytelnika. Relacje ze swojego życia wysłała z Quebecu swojemu synowi do Paryża w roku 1654. Wyszła za mąż w wieku 17 lat, urodziła syna w wieku 18 lat, a już rok później była wdową. Gdy jej syn Claude miał 11 lat, wstąpiła do zamkniętego klasztoru urszulanek w Tours. Przez całe życie była związana z Bogiem, miała doświadczenia mistyczne, umartwiała swoje ciało (za pomocą pokrzyw, łańcuchów, biczowania, włosiennicy i spania w łóżku z gołych desek) i wykazywała się w działalności charytatywnej. Za sprawą jezuitów i wsparciu Madeleine de La Peltrie wyjechała do Kanady, aby założyć klasztor i prowadzić szkołę dla dziewcząt- filles sauvages (dzikusek). W pismach Marie można odnaleźć nie tylko jej losy i wewnętrzne rozważania, ale także stosunek zakonnicy do siebie samej, do jej syna i jego świata we Francji, a także do różnych ludów i języków Nowego Świata.

Trzecia bohaterka to Maria Sibylla Merian urodzona we Frankfurcie nad Menem w roku 1647 i pochodziła z rodziny artystów. Przy ojcu uczyła się rysować, posługiwać akwarelami, malować martwą naturę i próbowała miedziorytnictwa. Od dziecka obserwowała przyrodę i zajmowała się badaniem owadów. W wieku 18 lat wyszła za mąż, potem urodziła córki, ale cały czas prowadziła obserwacje, nie ustawała w malowaniu i pisaniu.  Jej praca nie poszła na marne, bowiem jeszcze za jej życia ukazało się drukiem parę książek. Będąc bardzo religijną przystąpiła do „Kościoła Zreformowanego, funkcjonującego w odosobnieniu od świat, teraz zgromadzonego w Wieruwerd we Fryzji”. Jej małżeństwo właściwie przestało istnieć. Johann Andreas otrzymał rozwód i ponownie się ożenił. Marię czekała jednak przygoda w Nowym Świecie i badania prowadzone w Surinamie.

To jedynie częściowo zarysowane życiorysy bohaterek książki Natalie Zemon Davis, która skrzętnie analizuje pozostawione przez nie pisma i cytuje ich fragmenty. Tekst książki to zaledwie 220 stron, reszta przypada na bogato rozbudowane przypisy. Czytelnik odnajdzie tu również indeks i ilustracje. Praca napisana jest przystępnym językiem i jest rzeczywiście intrygująca.
 



Natalie Zemon Davis, Kobiety na marginesach. Trzy siedemnastowieczne życiorysy, Wydawnictwo Naukowe PWN, wydanie 2012, seria wydawnicza: Mikrohistoria, tłumaczenie Bartosz Hlebowicz, okładka miękka, stron 381.

26 grudnia 2012

Stanisław Wasylewski, Romans prababki.


wydanie z 1920
W końcu wybrałam coś z własnej biblioteczki, jeszcze z zaległego stosika wakacyjnego. Wybór mój padł na książkę Stanisława Wasylewskiego i to był strzał w dziesiątkę. Na książkę złożyły się opowieści przedstawiające biografie Anny z Lubomirskich Radziwiłłowej, Józefa Borusławskiego, Izabelli Lubomirskiej, generałowej Stanisławy Zajączek i Marii Kunickiej. Jest to edycja współczesna książki, która ukazała się po raz pierwszy w roku 1920 nakładem Wydawnictwa Polskiego, a po raz ostatni przed omawianym wydaniem w roku 1958 nakładem Wydawnictwa Literackiego w nieco przeredagowanym układzie. Obecne wydanie przywraca pierwotny układ rozdziałów, wydawca zastrzega jednak, że warstwa językowa została uwspółcześniona dzięki wprowadzeniu minimalnych poprawek. Po za tym w tekście w nawiasach kwadratowych od razu znajdują się wyjaśnienia terminów zaczerpniętych z języka obcego lub tez dziś już nieużywanych i przez to niezrozumiałych dla czytelnika.


Bohaterką tytułowej opowieści Romans prababki jest Maria z Lubomirskich  (1730 – 1795), której matka rodem była z Branickich, toteż gościła często w ich posiadłości w Białymstoku. Maria została wydana za mąż za księcia Karola Radziwiłła słynnego „Panie Kochanku”, który nie podobał się jej zresztą od pierwszego wejrzenia. Małżeństwo z hulaką absolutnie nie wyszło Marii na dobre i po dwóch latach uciekła od męża, z którym następnie wzięła rozwód. Księżna miecznikowa nie stroniła jednak od romansów. Wasylewski opisuje jak zadurzył się w młodej rozwódce francuz François Michael Durand de Distroff, który
/…/ był światowcem doskonałego stempla, wytwornisiem dernier cri [zgodnie z ostatnim krzykiem mody], a przede wszystkim dyplomata szkoły kardynała Richelieu. Błyszczał fryzurą, żabotami i najmilsza edukacją. Deklamował ustępy z poematów Woltera,nawet tych, które jeszcze spod pras nie wyszły, znal romanse dam wytwornych, nawet te, o których jeszcze w antyszambrach nie mówiono.[1]
Przeto jak zaznacza Wasylewski, księżna miecznikowa w annałach dyplomacji francuskiej zyskała sobie etykietę: La Maîtresse de monsieur Durand[2]. Największy jednak romans miał połączyć Marię z kawalerem Bernardinem de Saint-Pierre, synem poczmistrza z Hawru. Rozkoszna awanturka oprzytomniła nieco księżną, gdy liczyły się reputacja, familia, względy rodowe i mamusia. 


Dama z karzełkiem to opowieść o mierzącym 60 centymetrów wzrostu Józefie Borusławskim z Halicza, karzełku pani Humięckiej, która zabierała go ze sobą wszędzie, bo otwierał jej drogę na oścież. Żużu Borusławski umiał czytać, pisać, władał językami i znał się na konwersacji. Siedział na kolanach u Marii Teresy, a Maria Antonina obdarowała go pierścieniem. Gdy miał 30 lat zakochał się w Izalince Barbontan, opuścił panią Humięcką ku jej rozpaczy i poślubił swoją wybrankę i wkrótce stal się ojcem trojga dużych dzieci. W dobie kryzysu finansów rodzinnych sprzedał swoje przyszłe zwłoki amatorowi osobliwości i oczekiwał śmierci. Wkrótce jednak jego spisane koleje życia odniosły sukces i ukazały się drukiem.

Z kolei bohaterką kolejnej opowieści jest księżna marszałkowa Elżbieta Izabela z Czartoryskich (1733 lub 1736 – 1816), która poślubiła o 14 lat starszego i schorowanego strażnika wielkiego koronnego Stanisława Lubomirskiego. Wasylewski podkreśla jej rolę mecenaski i wielbicielki sztuki, fundatorką, inicjatorka wielu budowli, organizatorką koncertów i bali, a w swoim salonie gościła wielu wybitnych przedstawicieli świata kultury i polityki. 

A o madame Zajączek, córce Jakuba Franciszka de Pernet, można się też wiele ciekawego dowiedzieć. Jak donosi Wasylewski:
Konserwowała ciało swoje za pomocą niskiej temperatury, tak jak kucharz konserwuje sarninę w lodowni.
Nigdy nie brała do ust gorących potraw.
Żywiła się jarzynami, mleczywem i owocami.
Sypiała w pokoju nieopalonym, nie świecąc o ile możliwości wieczorem dla zaszanowania cery.
Pod łóżkiem z firankami, tak, pod łóżkiem, stały szczególne naczynia chłodzące z lodem.
I wanny z piekielnie zimną wodą do rannej kąpieli.[3]
Porzuciła cyrulika pana Isaure i poślubiła ubogiego szlachetkę z Podola Józefa z Wrzący Zajączka, z którym spędziła kolejne 40 lat. Madame Zajączek odegrać miała wielką rolę w ogłoszeniu drukiem niesmacznych i skandalicznych pamiętników markiza de Lauzun. Nie była też wierna mężowi, bo romansowała ze znacznie młodszym od niej Albertem Grzymałą. Zmarła w wieku 98 lat w roku 1845.

Gwiaździarka poświęcona została osobie Marii Cunitii (1610-1664), córka Henryka Kunickiego, doktora filozofii i medycyny, żony matematyka Herr Elias von Löwena, która studiowała naukę języków i śledziła astrologię. Napisała dzieło astronomiczne Urania pro pitia, pracując w nocy obserwując niebo, a śpiąc w dzień.

To jedynie wybiórczy zarys opowieści. Książka Wasylewskiego jest pozycja interesującą, a Autor przekazuje informacje w sposób ciekawy, inteligentny, bawiąc czytelnika dowcipem i anegdotą. Do stylu można się szybko przyzwyczaić. Lektura na pewno sprawi czytelnikowi przyjemność.


[1] S. Wasylewski, Romans prababki, Warszawa 2012, s.23.
[2] Tamże, s.26.
[3] Tamże, s. 128.



Stanisław Wasylewski, Romans prababki, wydawnictwo Inicjał, maj 2012, oprawa twarda, stron 172.


Stanisław Wasylewski (1885-1953) - polski dziennikarz, eseista, krytyk literacki, tłumacz, autor opracowań pamiętników, starszy brat dziennikarza Bolesława Wasylewskiego.

22 grudnia 2012

Lechosław Herz, Wardęga. Opowieści z pobocza drogi.


Zwolnić. Trudne zadanie do wykonania w tym przedświątecznym czasie, gdy przyśpieszamy sprzątając, gotując, przystrajając mieszkanie, wieszając lampki na drzewkach na zewnątrz, robiąc ostatnie zakupy i prezenty. Gorączka trwa. A mimo to znajduję czas, by odetchnąć, właśnie zwolnić, przystopować, znaleźć się w innym wymiarze. To zasługa mojej lektury autorstwa Lechosława Herza. Dość niedawno polecałam Wam tytuł Klangor i fanfary. Opowieści z Mazowsza. Dziś nadszedł zaś na Wardęgę. Opowieści z pobocza drogi, które ukazały się na rynku księgarskim, jako pierwsze.
 
Na książkę złożyły się krótkie opowieści, które stają się niejako swoistym przewodnikiem po nieznanym wielu ludziom Mazowszu, ale także Małopolski. Niziny i góry. Nie oznacza to jednak, że Autor trzyma się wyznaczonych granic. Niejednokrotnie wkrada się też na Polesie.  Opowieści jednak nie łączą się, ale raczej wplatają w chaotyczny schemat nadrzędnego celu książki, jakim jest ukazanie piękna Polski.  Autor omija jednak wielkie miasta, a swoje kroki wędrowca – włóczęgi - Wardęgi kieruje głównie wiejskimi drogami, aby poznać, a następnie zatrzymać i utrwalić na kartkach papieru to, co nie jest zazwyczaj doceniane, co powoli znika z otoczenia, tradycji i kultury, co jednak jest mimo wszystko wysiłkiem głównie starszego pokolenia ratowane. 


Lechosław Herz zaznajamia czytelnika nie tylko z napotkana roślinnością czy położeniem geograficznym danego miejsca, nawet tego już nieistniejącego, ale również przedstawia tło historyczne z nim związane. Opowieści pełne są zasłyszanych, ale też i prywatnych anegdot (jak choćby ta o początku pasji podróżniczej i poznaniu Eugeniusza Romera) oraz miejscowych legend, wierzeń, podań, zapomnianych zwyczajów. To historie o miejscach i ludziach, którzy są nierozerwalnie z nimi związani. Z drugiej strony w tych krótkich esejach odnaleźć można dość obszerne fragmenty dotyczące opisów dziel malarstwa i tych zaczerpniętych z literatury. Opowieści wybudzają ogromne emocje, potrafią wzruszyć, wywołać uśmiech, ale również zasmucić, gdy mowa jest o przemijaniu. Są to jednak uczucia, które zależny jest jednak od stopnia wrażliwości czytelnika. Autor dzieli się własnymi wrażeniami z podróży, która nabiera tu pewnej rodzaju intymności i prywatności. Wiele w tym wszystkim nostalgii, porównywania przeszłości z teraźniejszością, a przede wszystkim zaangażowania Autora.


Zapewne nie jest to książka dla każdego, a jedynie dla tych, którzy pragną ukojenia, wyciszenia i zwolnienia rytmu. Tu czytelnik nie znajdzie szalonego tempa. Za to jest niespieszne kołysanie, bajanie, gawędzenie. Niech wolno mi będzie uczynić tu prywatę i napisać, że Autor odwiedził również Opinogórę, o której napisał zresztą wspaniale, która niedaleko położona jest od Ciechanowa. 


Książka jest ładnie wydana, choć szkoda, że fotografie są czarno – białe i jedynie niewielkich rozmiarów. Nie umniejsza to jednak w żadnej mierze wartości książki. To lektura, do której chce się powracać, i którą można czytać, jako całość lub podczytywać wybiorczo według wybranych esejów. Warto.
 


Lechosław Herz, Wardęga. Opowieści z pobocza drogi, Wydawnictwo Iskry, wydanie 2011, okładka twarda z obwolutą, stron 322.