30 kwietnia 2012

Laila El Omari, Monsunowe dni.

Nie wiem czy sprawiła to upalna pogoda czy też nastrój, a może sama fabuła książki, bowiem gdy tylko zaczęłam czytać ulęgłam i dałam się wciągnąć w wir wydarzeń opisywanych przez niemiecką Autorkę Lailę El Omari. Jeżeli ktoś spodziewa się jakieś fali krytyki, to niech już nie czyta dalej, bo takowej nie będzie. Jestem oczarowana i zafascynowana obazem, jaki został zarysowany na kartach książki. Po za tym po raz wtóry na tym blogu powtarzam, że lubuję się w bardzo dobrze napisanych powieściach historycznych. A Monsunowe dni takowe są.

Wkraczamy w śwat kolonialnych Indii i miejscowości Utakamand. Akcja powieści rozpoczyna się w roku 1875 i dzieje się na przestrzeni kilku lat. Katrina Alardyce po skandalu, jakim wywołał jej rozwód żyje w cieniu, bez radości, bacznie obserwowana przez towarzystwo. Pewnego dnia poznaje Aidana Landor, żołnierza armii brytyjskiej, który jako młodszy syn nie miał praw do dziedziczenia po ojcu, co więcej został pozbawiony przez rodziciela większego wsparcia finansowego. Aidan proponuje Katrinie układ: w zamian za zgodę na małżeństwo kobieta uzyska należną jej pozycję i swobodę, Aidan natomiast za jej posag kupi plantacje herbaty. Małżeństwo zawarte z rozsądku przejdzie metamorfozę. Jednak, gdy Katrina będzie się dzieliła z mężem w każdym problemem, ten nie zdobędzie się szybko na otwartość. Tajemnice oplatają nie tylko ich związek, ale również małżeństwo przyjaciela Aidana: Nicolasa i Ashley. Z kolei Charles, brat Katrin, niezbyt dobry wybrał sobie materiał na żonę. Ciekawie przedstawiają się również losy Gilian, dziewczyny wykorzystanej i straconej dla rodziców.

Mamy romans, miłość, namiętność, pożądanie, zdradę, wierność, przyjaźń oraz wątek szpiegowski.  Jak widać wachlarz emocjonalny jest rozpostarty maksymalnie. Po za tym dodajmy do tego świetnie zarysowane życie codziennie, jakie miało miejsce w Indiach w drugiej Polowie XIX wieku. Na plan pierwszy obok różnych gatunków herbat, wysuwają się jednak panujące konwenanse towarzyskie i przede wszystkim bardzo jasno przedstawiona ówczesna pozycja kobiety. Biedna ta Angielka była, oj biedna, bo winna przede wszystkim podporządkowana być mężczyźnie. Jako panna powinna słuchać rad matki, która uczyła – jak jej się wydawało - prawidłowej ogłady towarzyskiej i jak przypodobać się mężczyźnie. Kobieta nie mogła zatracić się w miłości wbrew sprzeciwu rodziny, bo groziło to niebezpieczeństwem. Mimo, że miała wokół siebie mnóstwo służby i opiekunki do dzieci, a czas rozdzielała miedzy jednym spotkaniem towarzyskim a drugim, nie jedna z kobieta tak jak bratowa Katrin uwielbiała otwarcie plotkować. Za to mężczyzna mógł bezkarnie szkalować kobietę, głosić publicznie, że niemoralnie się prowadzi, posądzać o cudzołóstwo i oczywiście mieć kochanki. To mężczyzna ma rację, nie kobieta. Ta powinna wnieść w wianie ogromny posag, wzorowo wypełniać powinności małżeńskie w łożu i najlepiej obdarzyć swego męża dziedzicem. Warto nadmienić, że pozycja kobiety rozwiedzionej była gorsza od wdowieństwa. Po za tym świat konwenansów towarzyskich, co wypada, a co nie wypada i w jakim momencie, to już osobny temat.

Fabuła jest świetnie skonstruowana, nie nudzi, a wydarzenia zmieniają się jak w kalejdoskopie. Mimo ponad pięciuset stron, czas spędzony z tą pozycją mija szybko i błogo. W książce odnaleźć można tło historyczne (przykładowo niepokoje wojenne, indyjskie obyczaje) oraz mapki związane z fabułą. Z czasy poświeconego lektur zenie żałuję, po za tym ochoczo sięgnę po kolejne książki tej Autorki. Jak najbardziej polecam zainteresowanym czytelnikom.



Laila El Omari, Monsunowe dni, wydawnictwo Świat Książki, kwiecień 2012, Tłumaczenie: Dutkiewicz Mieczysław, oprawa miękka, stron 576.

27 kwietnia 2012

Carlos Ruiz Zafon, Więzień nieba.

Nowa powieść Zafóna niektórych zachwyci, inni będą czuć niedosyt po przeczytaniu książki, a jeszcze inni będą twierdzić, że i tak najlepszą książką tego Autora jest Cień wiatru. Więzień nieba to trzecia kontynuacja opowieści Daniela, która przenosi nas w rok 1957. Daniel Sempere jest mężem Bei i ojcem Juliana. Wraz z ojcem pracuje w księgarni Sempere i Synowie, której obrót finansowy nie jest najlepszy. Przyjaciel Daniela, Fermín Romero de Torres, który już niedługo ma opuścić stan kawalerski. Tuz przed Bożym Narodzeniem księgarnie odwiedza tajemniczy i kaleki osobnik, który pozostawia Danielowi książkowy prezent dla Fermina. Daniel zaintrygowany odnalezionym w niej wpisem postanawia śledzić nieznajomego. Śledztwo właściwie do niczego nie prowadzi, a Fermin na początku niechętnie odpowiada na zadawane pytanie. Wkrótce jednak decyduje się powierzyć Danielowi swoją przeszłość pełną cieni, smutku, przemocy, cierpienia i mrocznych zagadek. Oszołomiony bohater będzie musiał zmierzyć się z tym, co dotąd było niewiadome.

Ponownie wędrujemy ulicami Barcelony i poznajemy historię tego miasta. Historia dotycząca więzienia na wzgórzu Montjuic jest pełna goryczy i niebezpieczeństwa. Czytelnik powraca do losów Isabelli Sempere i Davida Martina. W ten sposób czytelnik ma świadomość, że rzeczywiście czyta cykl, bo wszystkie trzy powieści: Cień wiatru, Gra anioła i Więzień nieba, łączą się. Mniej jest jednak o cmentarzu Zapomnianych Książek.

Książka inteligentnie napisana i charakterystycznym dla Zafóna stylem, może wciągnąć czytelnika. Podobał mi się zwłaszcza humor i ironia Fermina. Zafón nie odkrywa jednak w powieści kart do końca. Pozostawia otwartą furtkę na kontynuacje w kolejnej pozycji, przez co czytelnik może czuć się zawiedziony, niemal oszukany. Stosując niedopowiedzenia, trzyma czytelnika w oczekiwaniu. Podkreśla, że prawdziwa Historia jeszcze się nie skończyła. Dopiero się zaczęła. Przeczytałam, ale porwana tajemnicami nie zostałam. Umocniłam się tylko w przekonaniu, że do fanów Zafóna należeć jednak nie będę. Rzecz gustu.


Carlos Ruiz Zafon, Więzień nieba, wydawnictwo Muza, premiera 16 kwietnia 2012, oprawa miękka, stron 416.

25 kwietnia 2012

Tom Segev, Siódmy milion. Izrael – piętno zagłady.

Tom Segev przedstawia cele ruchu syjonistycznego, który dążył do stworzenia państwa i „nowego człowieka”, mającego być przeciwieństwem prześladowanego Żyda zarabiającego rzemiosłem i handlem. Nowe społeczeństwo miało reprezentować twórczy, świecki postęp w oderwaniu od historii. Pogląd, który skłaniał się do odtworzenia przedwojennych społeczności nie cieszył się zbytnio powodzeniem. Polityczne rozgrywki odbywały się kosztem zapominania o ofiarach Holocaustu. Jedno było pewne, bez ocalałych z Zagłady nie było szans na uzyskanie odrębnej państwowości. Zaczęto popierać masową imigrację Żydów do Palestyny zarówno z Europy jak i terenów muzułmańskich. Mimo, że po wojnie byli ludzie, którzy pragnęli aktów zemsty na hitlerowcach. Mściciele na zbrodniarzach wojennych przez przedstawicieli ruchu syjonistycznego uważani byli za natrętów. Jak pisze Segev: Mściciele chcieli sprawiedliwości; przywódcy chcieli państwa. Tom Segev przedstawia stosunki pomiędzy Żydami przybyłymi do Palestyny przed wojną, a tymi, którzy ocaleli z Zagłady. Cechował je ból, wewnętrzne cierpienie i niezrozumienie. Ci, którzy przybyli na nowe tereny byli traktowani podejrzliwie, a sami ocaleni czuli bezsilność, wściekłość i obwiniali się za to, że przeżyli. Poczucie winy wśród mieszkańców Palestyny było wszechobecne, tym bardziej, że, podczas gdy w Europie trwał Holocaust, to w Palestynie sprawa eksterminacji nie zajmowała w prasie zbyt wiele miejsca. Owa cisza trwała do procesu Adolfa Eichmana, po którym otwarcie powrócono do tematu Holocaustu.

Segev otwarcie analizuje historyczne wydarzenia obrazujące powstanie państwa Izrael. Pokazuje, że około 1948 roku zaczęły obowiązywać cztery założenia: stwierdzenie, że Zagłada udowodniła, że jedynym rozwiązaniem problemu żydowskiego jest powstanie niezależnego państwa; że wszystkie narody są wrogo nastawione (stąd Palestyńczyków traktowano, jako kolejnych nazistów) i nic nie uczyniły dla ratowania Żydów podczas wojny; „Zagłada i braterstwo” mają równe znaczenie; im mniej mówi się o Zagładzie tym lepiej. Autor opisuje polityczne rozgrywki na arenie międzynarodowej dotyczące spraw Zagłady i Izraela. Ukazuje współczesną wersję pamięci o Holocauście, organizowane wycieczki, stawiane pomniki i lekcje w szkołach, podkreślając wykorzystywanie jego elementów w polityce. 

Tom Segev opierając się na dokumentach ukazuje niewygodne fakty w historii narodu żydowskiego. To nie jest lektura ani łatwa w odbiorze ani przyjemna. Należy do grupy tych książek, które szokują i wzbudzają kontrowersje w pewnych środowiskach. Wydana w 1991 roku w Izraelu wywołała ogromne wzburzenie. Otwarcie ukazuje prawdziwy stosunek Agencji Żydowskiej kierowanej przez Ben Guriona do Zagłady. Ukazuje również okoliczności powstania Yad Vashem. To książka, którą warto przeczytać. Pisana płynnym, jasnym stylem i oparta na wielu źródłach. Warto nadmienić, że w książce odnaleźć można przypisy i indeks.


Tom Segev, Siódmy milion. Izrael – piętno zagłady, Wydawnictwo Naukowe PWN, wydanie 2012, Tłumaczenie: Barbara Gadomska, oprawa twarda, stron 596.





24 kwietnia 2012

Agnieszka Lingas-Łoniewska, W zapomnieniu.

Tytuł adekwatny do stanu ducha czytającego wspomnianą powieść. W zapomnieniu utkwiłam, bowiem na parę ładnych godzin, choć nie przeczę, że z przerwami przywołującymi mnie do obowiązków domowych i dzieci. Mimo, że zazwyczaj czytam nocami i nie przeszkadza mi to w normalnym funkcjonowaniu w ciągu dnia, to dziś ból głowy niemal doprowadzał mnie do szalu. Mimo to byłam jak najbardziej w przedziwnie dobrym humorze, a co więcej pozytywnie nakręcona do życia i pełna energii, którą spożytkowałam na poczet domowych zajęć. W ciągu dnia zastanawiałam się, dlaczego tak się dzieje zazwyczaj po książkach Agnieszki Lingas- Łoniewskiej. Doszłam do wniosku, że kolejny raz zostałam porwana w wir wybuchowej mieszanki emocji i uczuć, które skondensowane zostały w książce i którym w niewiarygodny sposób uległam. Po skończeniu książki odczuwałam nie tylko napięcie, ale również swoiste wyczerpanie emocjonalne. Autorka potrafiła tak skonstruować fabułę, że czytelnik ma do czynienia z istnym wulkanem. Po raz kolejny też, a pisałam już o tym przy książce Bez przebaczenia, porównałam twórczość Agnieszki Lingas – Łoniewskiej do jednej z amerykańskich autorek romansów Nory Roberts. O ile jednak ta druga pisze i opowiada o uczuciach w subtelny, wysublimowany i delikatny sposób, o tyle ta pierwsza wykonuje to w sposób zadziorny, zawadiacki, twardy, silny, mocny. To niesamowicie przyciąga i emanuje na czytającego.To co je łączy to niewątpliwie oprócz miłosnych wątków, pomysłowość.

W zapomnieniu poznajemy Magdę Lasocką, która po studiach wraca do Wałbrzycha, aby podjąć pracę pedagoga w swojej starej szkole i zamieszkać w odziedziczonym po babci mieszkaniu. Spotyka dawnych znajomych, którzy ze względu na sytuacje rodzinne i środowisko, w jakim wyrośli tkwili w szemranych interesach, w świecie nielegalnie zarobionych pieniędzy, plastikowych lalek i trefnych samochodów i sprzętu. Jednym z nich jest Michał Langer, który sprawuje opiekę nad swoim dziesięcioletnim bratem Marcinem. Mimo, że dba o brata, nie przykłada się jednak zbytnio do roli opiekuna, a pozostawiony samemu sobie chłopak sprawia kłopoty wychowawcze w szkole. Nowa pedagog postanawia pomóc Michałowi w opiece nad Marcinem i sprawić, by porzucił lewe interesy. Szybko jednak okaże się, że między dwojgiem młodych ludzi zaiskrzy, a rodzące się uczucie będzie również przynosiło ból i cierpienie. Nie tak łatwo, bowiem zamknąć stare furtki, gdy nowe się otwierają.

Trzeba mieć stalowe nerwy, aby dotrwać z bohaterami do końca powieści. Wraz z upływem stron wzrasta podenerwowanie i rozdrażnienie. Niecierpliwość nie jest tu jednak wskazana, mimo, że Autorka serwuje czytelnikowi burzę żaru, miłości, namiętności, przyjacielskiej lojalności, zdrady, wierności, oddaniu sprawie. To powieść o prawdziwej miłości, ale pełna dramatycznych zwrotów, które serwują czytelnikowi przyspieszony rytm bicia serca. Takie właśnie powieści w wykonaniu Agnieszki Lingas - Łoniewskiej, napisane na dwieście procent normy, lubię. Dobrze napisana i z przemyślaną fabułą od początku do końca. To również książka, którą się czyta jednym tchem i która może być asumptem do przemyśleń. Warto pamiętać bowiem, że istnieją miasta, dzielnice, środowiska, w których dzieci bez odpowiedniego wsparcia i wskazówek nie potrafią prawidłowo poprowadzić swojego życia. Alkohol w rodzinie, kradzieże, bijatyki, paserstwo, ulica czynią z nich ludzi, którymi nie chcą być.  Jak wydostać się z takiego kotła i czy jest to możliwe? W zapomnieniu daje niewątpliwie nadzieję i jedno z dróg prawdopodobnych odpowiedzi na te pytania. 



Agnieszka Lingas-Łoniewska, W zapomnieniu, wydawnictwo Novae Res,  oprawa miękka ze skrzydełkami, wydanie pierwsze, maj 2012, stron 340.

Jest to recenzja przedpremierowa. Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki.

22 kwietnia 2012

Robyn Carr, Ulotne chwile szczęścia.

Ulotne chwile szczęścia to powieść, która w gonitwie dnia codziennego przypomina o ważnych sprawach, do których właściwie nie przywiązujemy wagi. Praca, zakupy, kredyt, dzieci, sprzątanie, gotowanie, kłótnie o błahostki – codzienny kołowrót czasami przyprawia o ból głowy. Nie doceniamy jednak tego co mamy, nie szanujemy, ciągle narzekamy.

Krąg bohaterów powieści to ludzie w różnym wieku, którzy pragną jednego – być szczęśliwymi. Vanessa Rutledge jest w ciąży i zamieszkuje u ojca, gdy jej mąż ginie podczas misji w Iraku. Aż do urodzenia dziecka na jej prośbę nie opuszcza jej Paul Haggerty, który był najlepszym przyjacielem Matta. Stłamszone niegdyś uczucie do Vanni na nowo odżywa w sercu Paula. Nie wyjaśniając niczego dziewczynie, Paul wyjeżdża i szuka pocieszenia w ramionach dawnej znajomej. Tymczasem Vanni jest swatana z przystojnym lekarzem Cameronem. Śledzimy ponad to losy innych mieszkańców małego Virgin River, gdzie można znaleźć przyjaźń, ukojenie, wsparcie w trudnych chwilach i pomoc. To między innymi Tommy i Bredna, Mel i Jack, Joe i Nikki, Walt i Muriel.

Robyn Carr napisała powieść, w której próbowała pokazać czytelnikom jak ważne są w naszym życiu chwile spędzone z drugą osobą. Nie znamy, bowiem dnia ani godziny, kiedy zostaniemy pozbawieni ciepła i bytności ukochanej osoby w skutek wypadku, nieszczęśliwych okoliczności czy wojny. Losy bohaterów przeplatają się, choć jak dla za wiele tu zbiegów okoliczności. Myślę jednak, że Autorka chciała ukazać szczęście w kilku jego odsłonach. Przesłanie książki jest jednak czytelne.  Należy szanować i cieszyć się, obdarzać się uczuciem, nie martwić się za nadto, bo chwile szczęścia są tylko ulotne. To ciepła opowieść o miłości napisana lekkim stylem, co powoduje, że książkę czyta nie tylko z przyjemnością, ale i szybko. Na uwagę zasługuje wiosenna szata graficzna. Dobra lektura.


Robyn Carr, Ulotne chwile szczęścia, wydawnictwo Harlequin/Mira, kwiecień 2012, seria: Powieść obyczajowa, oprawa miękka, stron 336.

20 kwietnia 2012

George Orwell, Brak tchu.

Bohaterem powieści jest czterdziestopięcioletni George Bowling, który wraz z zona Hildą i dwójką dzieci zamieszkuje w domu Ellesmere Road na przedmieściach. Jest typowym przedstawicielem angielskiej klasy średniej. George nie lubi lamentów oszczędnej Hildy, że brakuje pieniędzy na podstawowe produkty żywnościowe, ubrania, opłaty. Nasz bohater woli cieszyć się życiem i zbytnio nie zamartwiać. Jest pracownikiem firmy ubezpieczeniowej i żonaty od piętnastu lat. Ciągle marudzi, utyskuje, zrzędzi na żonę nazywana „starą”, na dzieci, na sąsiadów, na miejsce zamieszkania. Jest przeciętnym mieszkańcem przedwojennej Anglii, który obrósł już w tłuszczyk, wyłysiał i ma sztuczną szczękę. Uważa, że jego życie jest nudne i szare, a że niepostrzeżenie wygrał dodatkowe 17 funtów na wyścigach konnych postanawia powrócić do krainy swojego dzieciństwa. Okazuje się jednak, że nic już nie jest takie jak dawniej i takie, jakie pozostało we wspomnieniach George’a. Wszystko uległo zmianie. Dolne Binfield wraz z mieszkańcami i urokliwymi miejscami zmieniło się od czasów jego dzieciństwa. Była to jednak zmiana, która rozczarowała bohatera.

Powieść Orwella jest nie tylko o przemijaniu i o tym, że nie należy nierozwiązanych spraw pozostawiać na później, ale również można w niej znaleźć odbicie politycznego ówczesnego świata. Jest bowiem rok 1938, choć we wspomnieniach Bowling wraca do początku XX wieku. Wiele słów pada dotyczących systemów totalitarnych, a strach przed nadchodzącą wojną, którą zwiastują latające bombowce czy notatki w prasie dotyczące polityki zagranicznej, jest wyczuwalny. George jest przeciwnikiem wojny. Jego nastroje i antypatie w stosunku do faszyzmu i Hitlera są jasno widoczne, choć wyrażone nie w tak dosadny sposób jak w pozostałych powieściach Orwella.

Narratorem zwracającym się do czytelnika jest sam George Bowling. Autor zastosował tu styl potoczny, który przy zasłudze tłumacza sprawia, że powieść czyta się szybko. To książka, która zmusza czytelnika do refleksji. Wiele tu, bowiem przemyśleń, które towarzyszą nam w codziennym dniu jak troska o pracę, pieniądze, spłatę kredytu wziętego za dom, żal za dokonaniem niewłaściwych wyborów w życiu. W filozofii Bowlinga można znaleźć ironię i sarkazm. Opowieść Georga cechuje zarówno humor jak i melancholię. Brak tchu to z pewnością powieść, która zasługuje na uwagę.


George Orwell, Brak tchu, wydawnictwo Bellona, styczeń 2012, przekład: Bartłomiej Zborski, oprawa miękka, stron 320.

GEORGE ORWELL (ur. 25 czerwca 1903, zm. 21 stycznia 1950) - właściwie Eric Arthur Blair, pisarz i publicysta angielski. Urodzony w Indiach, do Anglii przeprowadził się w 1907 roku. Jego dzieła, znane na całym świecie, odznaczają się inteligencją i dowcipem oraz wrażliwością na nierówności społeczne. Orwell zagorzale krytykował systemy totalitarne, czego wyrazem były jego głośne powieści Folwark zwierzęcy (1945) oraz Rok 1984 (1949).

19 kwietnia 2012

Nicola Cornick, Kłopotliwy dług księżnej.

Nicola Cornick jest jedną z tych Autorów, którzy swoje pasje i zainteresowania pogodzili z pracą. Wychowana w domu nauczycieli, od dzieciństwa lubiła historię, co z kolei przyczyniło się do wyboru tematyki książek. Jak czytamy na stronach wydawnictwa Harlequin/Mira Cornick wolny czas spędzała na czytaniu romansów i oglądaniu filmów historycznych w towarzystwie babci.

Tytułową zadłużoną księżną jest Izabella Di Cassilis, która po śmierci swojego męża dowiaduje się, że dzięki niemu ma na swoim koncie ogromne długi. Aby nie zostać aresztowaną i spędzić reszty życia w więzieniu, decyduje się na bardzo poważny a zarazem trudny krok. Chce wyjść za mąż za więźnia we Fleet, a w ten sposób przerzucić długi na nieszczęśnika, któremu i tak wszystko jedno, bo resztę życia spędzi za kratkami. Małżeństwo zdaniem Izabelli będzie tymczasowe dopóki uda jej się uzyskać pieniądze i łatwe do unieważnienia, ponieważ nie będzie skonsumowane. Księżna pragnie wyjść jednak za szlachcica, dlatego więc jej wybór pada mimo pewnych obiekcji związanych z przeszłością, na jej kochanka sprzed dwunastu laty Marcusa Stockhavena.  Izabelle czeka jednak wielka niespodzianka, gdy po kilku dniach niespodziewanie zobaczy swojego nowego męża na jednym z przyjęć. Co więcej Marcus na pewno tak łatwo nie odpuści Izabelli upokorzenia sprzed kilkunastu laty.

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Nicoli Cornick, ale uważam, że niezwykle udane. Podoba mi się zarówno styl Autorki jak i pewien zmysł w kreowaniu fabuły, która jest dobrze przemyślana. Ponad to, Autorka nie fantazjuje za bardzo, ale pokazuje, że wymyślona przez nią historia rzeczywiście mogła mieć miejsce. Mamy też tu połączenie romansu z problemami rodzinnymi i rozwikłaniem zagadek z przeszłości. Na uwagę zasługuje oprawa graficzna książki, co więcej księżna rzeczywiście pojawia się w treści w kolorze takiej sukni, więc moja wyobraźnia zadziałała. Sympatyczna i ciepła książka na chmurne dni.



Nicola Cornick, Kłopotliwy dług księżnej, wydawnictwo Harlequin/ Mira , kwiecień 2012, przełożył Krzysztof Puławski, oprawa twarda, stron 384.

18 kwietnia 2012

Grażyna Bastek, Warsztaty weneckie w drugiej połowie XV i w XVI wieku. Bellini, Giorgione, Tycjan, Tintoretto.


Warsztaty weneckie w drugiej połowie XV wieku i w XVI wieku. Bellini, Giorgione, Tycjan, Tintoretto autorstwa historyka sztuki i kustosza malarstwa włoskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie Grażyny Bastek ukazały się w roku 2011 nakładem Wydawnictw Uniwersytetu Warszawskiego. Jak sama Autorka przyznaje w przedmowie, podjęte przez nią zadanie opracowania zagadnienia łączącego wyniki badań z zakresu historii sztuki, konserwacji, technologii malarskich jest ryzykownym i trudnym przedsięwzięciem. Praca powstała na bazie doświadczeń zdobytych przez Autorkę podczas wieloletniej praktyki muzealnej, współpracy z konserwatorami i badaczami technik malarskich.

W zakresie czasowym książka obejmuje drugą połowę XV wieku oraz wiek XVI, czyli okres największych zmian stylistycznych i technologicznych w malarstwie europejskim oraz dotyczy analizy procedur warsztatowych dzieł malarskich Belliniego, Giorgiona, Tycjana, Tintoretta.  Praca ma na celu odtworzenie powstawania obrazów dawnych mistrzów w ich pierwotnej postaci, jeszcze bez ingerencji czynników zmieniających ich wygląd, takich jak zniszczenia, procesy starzenia się materiałów malarskich, zmiany dokonane podczas restauracji i decyzje współczesnych konserwatorów.

Treść została podzielona na trzy części. Pierwsza część zatytułowana Struktura obrazu poświęcona jest omówieniu budowy malowideł dawnych mistrzów z XV i XVI wieku i stosowanych przez nich materiałów. Czytelnik znajdzie tu informacje dotyczące podobrazia, gruntowania desek i płócien,  nakładania złotych powierzchni, podrysowania, imprimitury, spoiwa malarskiego i dowie się o związkach między malarstwem włoskim a niderlandzkim.  Pozna również jak wyrabiano wówczas farby, przygotowywano palety i jaka była kolejność malowania. Część pierwsza książki stanowi niejako podstawę wiedzy potrzebnej do zrozumienia kolejnych partii pracy, która głębiej wnika we współzależności stylu i technologii malarstwa weneckiego.

Problem rysunku i koloru w malarstwie weneckim został ukazany w drugiej części  zatytułowanej Disegno i colorito w Wenecji. W tej partii materiału dowiedzieć się można, jak wielką rolę odgrywała wówczas nauka rysunku. Autorka dokonuje analizy rysunku Belliniego, którego podrysowania w obrazach zmieniają się w czasie; Giorgiona, który jedynie sporadycznie stosował kartony, a potem ograniczał się jedynie do szablonów określonych partii kompozycji; Tycjana, który według Vasariego nie umiał rysować, a którego rysunki na papierze zachowały się w małej liczbie; Tintoretta, którego zachowane rysunki mają charakter „roboczy”.

Grażyna Bastek przedstawia również problem sporu dotyczącego disegno i colorito, który toczył się przez cały wiek XVI oraz prezentuje florencką koncepcję obrazu w praktyce warsztatowej i fenomen weneckiego koloru i stosowania różnorodnych pigmentów, barwników i wypełniaczy. Przykładowo używano pigmentów ze zmielonego szkła, spośród których najpopularniejsze były: żółcień cynowo – ołowiana i błękitna smalta, a do farb dodawano krzemionkę i sproszkowane szkło. Inną ciekawostką jest używanie przez Wenecjan od czasów Belliniego po czasy Veronesa pigmentów o nazwach: żółty aurypigment i pomarańczowy realgar. Grażyna Bastek skrupulatnie  wymienia skład i rodzaje pigmentów i barwników. Można w dodatku poznać szerokie gamy kolorów i odcieni i dowiedzieć się z czego otrzymywano dane barwniki oraz tego, że dla nadania gęstości farbie dodawano wypełniacze: pokruszony  marmur, trawertyn, pokruszone szkło, krzemionkę, gips czy kredę.

W części trzeciej analizie zostały poddane Warsztaty mistrzów weneckich od Belliniego do Tintoretta. Mowa tu również o Gorgione i Tycjanie. Czytelnik przyswoić może podstawowe wiadomości z życia artystów i przebiegu ich twórczości. Grażyna Bastek zwraca uwagę na mechanizmy powstawania replik w warsztatach, relacjach malarza z uczniami i asystentami, techniki malarskie. Niejednokrotnie podpiera się przy tym najnowszymi wynikami badań fizykochemicznych. Wymienia  głównych uczniów i naśladowców oraz powstałe dzieła. Zwraca uwagę na wpływ na weneckich malarzy Leonarda da Vinci i Dürera i przedstawia interpretacje obrazów biorąc pod uwagę badania technologiczne.

W pracy odnaleźć można rozwinięte przypisy oraz bogatą bibliografię. Ponad to dołączone zostały wkładki z ilustracjami dzieł i procesów technologicznych wykonywanych w pracy konserwatorskiej, do których to spis został zamieszczony na końcu omawianej pozycji. Książka została opublikowana w twardej oprawie , na dobrym jakości papierze, a kartki jej są zszywane. Jedynym mankamentem jest wysoka cena. Autorka wielokrotnie opiera się na źródłach z epoki dotyczących sztuki takich jak dzieła Vasariego czy Marco Boschiniego. Podkreśla również na odmienność malarstwa szkoły weneckiej popartej badaniami technologicznymi. Wnikliwie śledzi proces powstawania obrazów i ukazuje wyjątkowość weneckiego koloru. Przedstawia wiele zagadnień z teorii sztuki oraz pokazuje nowy sposób uprawiania historii sztuki wykorzystujący wyniki badań konserwatorskich i technologicznych zestawiany i porównywany z dawnym piśmiennictwem o sztuce.

Książka może stanowić podręcznik dla studentów historii sztuki, ale również być interesującą lekturą dla wielbicieli tego kierunku i tych co chcą poznać tajemnice warsztatowe weneckich mistrzów. Moim zdaniem godna polecenia i uwagi.


Grażyna Bastek, Warsztaty weneckie w drugiej połowie XV i w XVI wieku. Bellini, Giorgione, Tycjan, Tintoretto, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, sierpień 2011, oprawa twarda, stron 328.


Grażyna Bastek – historyk sztuki, kustosz malarstwa włoskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie. Specjalizuje się w historii technik malarskich dawnych mistrzów. W Instytucie Historii Sztuki UW prowadzi wykłady i seminaria poświęcone funkcjonowaniu warsztatów artystycznych, dziejom nowożytnego malarstwa europejskiego oraz problemom technologii i konserwacji.  Zajmuje się popularyzacją historii sztuki, jej eseje o malarstwie ukazują się w miesięczniku Art and Business oraz dwutygodniku.com, a w II programie Polskiego Radia współtworzy audycję Jest taki obraz.






Rafał Klimczak, Nudzimisie i przedszkolaki.

To już trzecia część przygód sympatycznych stworków i ich przyjaciół. Dla przypomnienia tłumaczę wszystkim nieznającym jeszcze Nudzimisiów, że pojawiają się one i są widziane przez dzieci, jedynie wówczas, gdy dany osobnik uwierzy w ich istnienie i potwornie się nudzi. Nudzimisie to, bowiem sprawcy i pomysłodawcy wszelkich zabaw, po za tym nastawieni są optymistycznie do wszystkiego, toteż nawet w ich towarzystwie nie ma żadnych smutków.


W dalszym ciągu czytamy o przygodach przedszkolaka Szymka i Nudzimisia Gacka. Znani są nam dobrze również Mutek, Gusia, Hubek i Czaruś, tak samo jak bajkowa nudzimisiowa kraina, której oczywiście nie ma na mapie świata. Nudzimisie teraz często odwiedzają przedszkole Szymka i potrafią rozwiązać niejeden trudny problem małych szkrabów. Jędruś polubi przedszkole, a Tadek zacznie nie grymasić przy jedzeniu. W przejrzysty i zabawny sposób ukazane jest życie codzienne puszystych stworków.

Książka jest pełna ciepła, troskliwych uczuć, uśmiechu i przede wszystkim dobrych nauk dla najmłodszych. Dzieci pobudzają wyobraźnię i przyswajają prawidłowe postawy zachowania w grupie. Opowieść o pierwszych dniach spędzonych w przedszkolu przez Jędrusia czy o tym, jak Tadzio nie chciał jeść będzie pomocna rodzicom w rozmowie z dziećmi w podobnych przypadkach.  Mowa jest również o tym jak nie być samolubem, łakomczuchem, leniuszkiem, dlaczego nie warto się kłócić i należy mówić prawdę.

Warto wspomnieć o oprawie graficznej książki. Ważne słowa tak jak w poprzednich częściach zostały wyszczególnione większą i barwną czcionką. Ciepłe ilustracje autorstwa Agnieszki Kłos- Milewskiej dopełniają treść. Myli się jednak, ten, kto sądzi, że to koniec przygód Nudzimisiów opowiedzianych przez Rafała Klimczaka. Niebawem ma się ukazać książeczka pod tytułem Szymek w krainie nudzimisiów. Warto!


Rafał Klimczak, Nudzimisie i przedszkolaki, wydawnictwo Skrzat, ilustrator Agnieszka Kłos-Milewska, seria wydawnicza: Nudzimisie, kategoria wiekowa : 4+, oprawa twarda, stron 104.

Wydane części:
1. Nudzimisie.
2. Nudzimisie i przyjaciele.

16 kwietnia 2012

Mary Hooper, Siostra.

 Siostra Mary Hooper w doskonały sposób przeniosła mnie w czasie. Kiedy poznajemy Grace jest czerwiec roku 1861. Dziewczyna ma niespełna szesnaście lat i jakże głębokie doświadczenia za sobą. Urodziła się już po wyjeździe z Anglii ojca, szukającego fortuny za morzem, została osierocona przez matkę w wieku kilku lat i wraz z siostrą Lily znalazła się w sierocińcu a potem w przytułku. Dziewczęta opuszczają, gdy zostają ofiarami gwałtu i zaczynają żyć w dzielnicy biedoty. Grace ma świadomość, że stała się kobietą upadłą. Mimo, że młodsza, to jednak Grace musi podejmować decyzje za siebie i siostrę o umyśle dziecka. Bieda zmusza je do pojęcia pracy w rodzinie Unwinów. Grace i Lily mimo trudów cieszą się z odmiany losu, nie wiedzą jednak, że co Unwinowie planują względem nich.

Siostra Mary Hooper jest jedną z tych powieści, które swoim stylem nawiązują do twórczości angielskich pisarzy XIX wieku. Podczas czytania porównywałam tę książkę z pozycjami Charlesa Dickensa, nie tylko dlatego, że Autorka wspomniała o nim w treści. Język jest, bowiem klarowny, jasny, czytelny, plastyczny, a styl prosty, bez zbędnych ozdobników, surowy a zarazem czuje się w tym pisarstwie pewien rodzaj szczerości. Fascynują mnie książki, które, mimo, że pisane współcześnie, konwencją nawiązują do klasyki i ściśle trzymają się historii. Co więcej, lubię, jak w powieściach historycznych Autorka wie, o czym pisze, czerpie informacje z pozycji historycznych i potrafi napisać, co jest w fabule prawdą a co zostało nieco zmienione na poczet książki. Kolejnym punktem, jaki biorę pod lupę, jest klimat stworzony przez Autorkę, która niemal w rzeczywisty sposób odwzorowuje ulice dziewiętnastowiecznego Londynu, życie biedaków w epoce wiktoriańskiej, wygląd cmentarzy powstających poza obrzeżami miasta, linię kolejową Necropolis, żałobę po śmierci księcia Alberta męża królowej Wiktorii w grudniu 1861 roku. W bardzo dobry sposób przedstawia składniki ówczesnych ubiorów, panujących żałobnych zwyczajów, ukazuje funkcjonowanie domów pogrzebowych. Autorka jasno podkreśla fakt, że istniały określone przepisy dotyczące żałobnej garderoby w określonym czasie jej trwania, mody pogrzebowej i stosowanych dodatków. Rzeczywiście wykonywano hafty z włosów zmarłego i istniały specjalne domy towarowe dla żałobników. Interes ten był opłacalny, ponieważ za pechowe uważano przechowywanie strojów żałobnych.

Mary Hooper jasno również ukazuje panujące wówczas konwenanse, a przede wszystkim hipokryzję i fałszywą moralność. Pod podszewką działalności charytatywnej skrywano chciwość, brak skrupułów, egoizm, wykorzystywanie najuboższych warstw społeczeństwa i zaspokajanie własnych potrzeb. Cóż z tego, że istniały towarzystwa dobroczynne, przytułki i sierocińce, jeżeli warunki tam panujące daleko odbiegały od normalności.

Fabuła bardzo dobrze skonstruowana wciąga czytelnika. Na uwagę zasługuje oprawa graficzna książki. Moim zdaniem okładka przyciąga uwagę. Ponad to każdy rozdział poprzedzony jest nawiązującą do jego treści krotką notatką w postaci ogłoszenia z gazety, epitafium nagrobnego, klepsydry czy fragmentu Londyńskiego Słownika Dickensa. Książka bardzo mi się podobała. Stwierdziłam, że jest to jedna z nielicznych powieści historycznych, która niemal w całości przypadła mi do gustu. Polecam!


Mary Hooper, Siostra, wydawnictwo Nasza Księgarnia, marzec 2012, tłumaczenie: Maciejka Mazan, okładka miękka, stron 288.


STRONA AUTORKI

15 kwietnia 2012

Iwona Czarkowska, Kazio w miasteczku pełnym wampirów.

Niedawno pojawiła się na dziecięcym rynku księgarskim trzecia część przygód Kazia, jego rodziny i sympatycznych wampirów zamieszkujących dom w miejscowości Wampirzyce. W dalszym ciągu mama Kazia nie spotkała dzielących z nimi mieszkanie wampirów, bo jak pamiętacie wejście do wampirzego świata znajduje się w starej skrzyni. Pewnego dnia w lokalnej gazecie ukazała się informacja, że w miasteczku Milusin policja odebrała wiele skarg od mieszkańców twierdzących, że zostali napadnięci przez wampiry. Wiadomość ta nie tylko zaskoczyła wszystkich domowników, ale zaniepokoiła Kazia. Chłopiec chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o niejasnej prasowej informacji, skwapliwie wykorzystuje szkolną wycieczkę do Milusina Czy wampiry to wilkołaki i czy wampiry lubią się przebierać za trolle, kim jest hrabia Vonpluszcz i profesor Burgul, wszystkiego dowiecie się z opowieści.  Kazio, Antek, Zuzulida, babcia Fibrycukella i dziadek Hongogard dążą do rozwikłania zagadek.

Kontynuacja jest napisana w podobnym tonie jak poprzednie książeczki. W dodatku wydana w taki sam sposób: ta sama czcionka i ilustracje w tej samej formie artystycznej w wykonaniu Olgi Reszelskiej. Ciepła opowieść, którą można polecić dzieciom w wieku szkolnym


Iwona Czarkowska, Kazio w miasteczku pełnym wampirów, wydawnictwo Wilga, marzec 2012, ilustr. Olga Reszelska, oprawa miękka, wiek: 6-12 lat, stron 80.


Recenzje na blogu:

12 kwietnia 2012

Giles Milton, Białe złoto.


 Reportaż historyczny charakteryzuje się tym, że jest napisany w sposób niekonwencjonalny, acz z zachowaniem faktów zaczerpniętych ze źródeł. Owa forma nie jest za bardzo rozpowszechniona w literaturze, a szkoda. Dzięki niej, bowiem na pewno powiększyłoby się grono wielbicieli historii.

Białe złoto to opowieść oparta na wspomnieniach i dokumentach z epoki. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że niewolnikiem był zazwyczaj człowiek czarnoskóry. A tu czeka nas niespodzianka, bowiem Milton przedstawia nam historię niewolnictwa białych w XVII i XVIII wieku w Afryce Północnej. Targi białych niewolników schwytanych, a niejednokrotnie porywanych z własnych domów były wówczas w Maroku, Algierze, Tunisie, Trypolisie. Biali byli torturowani, przeżywali katorgę, doznawali krzywdy i udręki, często umierali w niewoli. Nieliczni, którzy przeżyli spisywali swoje przeżycia na kartkach. Autor dotarłszy do takich rękopisów, na ich podstawie rekonstruuje losy Thomasa Pellowa i jego towarzyszy z załogi statku „Francisa”. W roku 1716 Thomas Pellow, jako jedenastolatek służący u boku kapitana wuja Johna Pellowa, zostaje schwytany na morzu i dostarczony do miasta Meknes, ówczesnej stolicy Maroka. Tak znalazł się w niezłych opałach w następnych dwudziestu trzech latach. 

Kapitan John Pellow, jego młody bratanek i reszta jeńców rychło się przekonali, co znaczy być niewolnikiem. W całym Maghrebie wszystkim nowym brańcom zwyczajowo zakładano na kostki nóg duże żelazne pierścienie. W Algierze do takich ważących ponad pół kilograma oków przytwierdzony był długi łańcuch, który niewolnik musiał ciągnąć za sobą. /.../ Nowych jeńców ceremonialnie poprowadzono przez miasto, żeby miejscowi mogli obrzucić ich przekleństwami, poniżyć i okazać im wrogość.(s.75–76)

Thomas Pellow wraz z setkami innych białych niewolników od świtu do zmierzchu czyścił broń i naprawiał zamki.  Po krótkim czasie został podarowany jednemu z synów władcy Mulajowi Safie, który nakłaniał go torturami na przejście na islam. 

„Nie mówiąc nic więcej, uwięził mnie w jednej z izb, trzymał kilka miesięcy w kajdanach i codziennie okrutnie bił w stopy” – napisał Pellow./…/ Kostki skazanego związywano liną i wieszano go głową w dół, tak że kark i ramiona spoczywały na ziemi.(s.89-90)

Potem nawrócony Thomas staje się świadkiem przepychu sułtańskiego dworu siedemdziesięcioletniego Mulaja Ismaila, bezwzględnego fanatyka religijnego, przewrotnego i okrutnego tyrana, opętanego pomysłem budowy pałacu. Thomasa wyszkolono na pałacowego sługę mającego kontakt z sułtanem. Został strażnikiem haremu, a potem zaufanym dworzaninem. Obserwował rozrywające się intrygi, został wcielony do wojska, ożeniony, trzykrotnie próbował uciekać.

Milton skrupulatnie odsłania kulisy targów białych niewolników. Pokazuje również niejasne kwestie dyplomacji angielskiej dotyczące uwolnienia schwytanych. Pozycja została wzbogacona mapami oraz wkładką rycin dotyczących omawianych czasów. Zawiera rozbudowane przypisy i wykaz źródeł, a sam tekst kreowany jest przez autora na stary styl. Książka momentami jest wstrząsająca, zasługuje jednak na uwagę.


Giles Milton, Białe złoto, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, marzec 2012, Tytuł oryginału: White Gold, Przekład: Andrzej Grabowski, Oprawa: broszurowa, stron 292.


Giles Milton, urodzony w 1966 roku angielski pisarz i publicysta, absolwent uniwersytetu w Bristolu, jest wybitnym znawcą historii podróży i wielkich odkryć geograficznych. Jest autorem wielu książek poświęconych tej tematyce, m.in. The Riddle and the Knight, Nathaniel’s Nutmeg, Big Chief Elisabeth i Samuraj William (Noir sur Blanc, 2004). Oprócz reportaży historycznych napisał też arcyciekawą powieść Nos Edwarda Trencoma (Noir sur Blanc, 2011). Współpracuje z kilkoma gazetami i czasopismami, zarówno w Anglii, jak i za granicą.

Michał Nowakowski, Odlotowo.

Książeczka Odlotowo w sam raz nadaje się dla małych wielbicieli podniebnych maszyn latających. To pozycja, w której nasza latorośl śledzi przygody samolocika Skrzydełka, którego pewnego dnia podczas długiej podróży spotyka niemiła niespodzianka. Koniec końców samolocik trafia na lotnisko Odlotowo, gdzie poznaje inne maszyny. Są to Smaruś, śmigłowiec ratunkowy Pigułka, odpowiedzialny za to, co się dzieje na lotnisku Pan Odlotek, pewny siebie Vipek, mający lęk wysokości Śmigiełko. Okazuje się, że na lotnisku nie powinien panować żaden bałagan czy rozgardiasz. Wszystko powinno mieć swoje miejsce, a przyjaciołom należy się szacunek.

Książka adresowana jest do dzieci w wieku przedszkolnym. Treść uzupełniają wspaniałe ilustracje autorstwa Macieja Szymanowicza. Warto!


Michał Nowakowski, Odlotowo, wydawnictwo Wilga, ilustrator: Maciej Szymanowicz, przedział wiekowy: 0-6 lat, oprawa twarda, stron 24.

11 kwietnia 2012

Eliza Piotrowska, Tupcio Chrupcio Umiem się dzielić./ Tupcio Chrupcio Nie dam sobie dokuczać.

Ku radości mojej córki w ostatnich dniach przed świętami przybyły nam wygodach nowe książeczki o przygodach kochanego Tupcia Chrupcia. Nasza latorośl przepada za tą małą myszką i nie kłamiąc książki, jakie mamy w swoich zasobach zna niemal na pamięć. O, nie łatwo jest ominąć jakiekolwiek w nich zdanie, bo od razu zostanie to zgłoszone!

Pierwsza z książeczek Nie dam sobie dokuczać opowiada o nieprzyjemnych sytuacjach, które spotkały myszkę w przedszkolu. Tupcio staje się ofiarą niewybrednych żartów starszych kolegów. Musi stawić im czoła i nie poddawać się. Rozumie również, że dokuczanie słabszym nie należy pochwalać, lecz takie zachowanie zwalczać.

Z kolei Umiem się dzielić nawiązuje do kwestii pożyczania zabawek kolegom i własnemu rodzeństwu. Tupcio uczy się, że nie należy zabierać zabawek innym dzieciom w przedszkolu, ani swojej siostrze w domu. Myszka nie może być samolubna i myśleć tylko o sobie.

Przygody Tupcia Chrupcia to znakomite lekcje wychowania dla dzieci w wieku przedszkolnym. Pomagają zastanowić się i przeanalizować z rodzicami własne postępowanie, uczą dzielenia się zabawkami z innymi i potępiają wyśmiewanie się ze słabszych. Również w tych wydaniach książeczki zawierają pytania dla rodziców i nauczycieli do wykorzystania w rozmowach z dziećmi na poruszone tematy. Znakomita lektura!


Eliza Piotrowska, Tupcio Chrupcio Umiem się dzielić./ Tupcio Chrupcio Nie dam sobie dokuczać, wydawnictwo Wilga, kwiecień 2012, przedział wiekowy od 0 do 6 lat, oprawa twarda, stron 24.

Sylvie Simmons, Serge Gainsbourg.

Brytyjska dziennikarka muzyczna Sylvie Simmons pokusiła się o napisanie biografii francuskiego muzyka, aktora, scenarzysty i reżysera Serge’a Gainsbourg. Bardzo dobrze, że się zdecydowała, ponieważ spod jej pióra wyszła całkiem ciekawa książka, która nie skąpi czytelnikowi ciemnych stron życia kontrowersyjnego muzyka.

Simmons opisuje burzliwe życie Serge’a Gainsbourg, obfitujące w skandale, romanse, uzależnienia od alkoholu i papierosów marki Gitane, ale również pełne ciężkiej twórczej pracy przynoszącej blask sławy. Serge Gainsbourg rzeczywiście nie był spokojnym facetem. Był kochany i uwielbiany przez publiczność, jako romantyczny poeta zyskał status ikony. W mediach nie stronił od skandali, chociażby takich jak ten z paleniem banknotu (pięćsetfrankowy, potem zdmuchnął płomień, dopiero, kiedy została mu ćwiartka i oznajmił, że taka suma mu zostaje po odprowadzeniu podatku) czy incydent z Whitney Houston (w programie na żywo po wypiciu butelki whisky Serge po występie piosenkarki oznajmił publicznie po angielsku: Powiedziałem, że chcę ją zerżnąć). Alkohol doprowadził go jednak do delirium tremens, koszmarów sennych, a potem śpiączki. Miał zniszczoną wątrobę, miażdżycę nóg, przeżył ataki serca. Kochał też kobiety. Zafascynowany był Brigitte Bardot i brytyjską aktorką i piosenkarką Jane Birkin, która związała się z czterdziestoletnim Sergem, jako dziewiętnastolatka. Nawet po odejściu Jane, Serge nadal mógł liczyć w razie potrzeby na jej pomoc. 

Jego zawodowe życie również było pełne skandali. Piosenka Je t’aime, moi non plus w duecie z Jane Birkin zna chyba każdy. Pierwsza wersja nagrana była z Bardot. Prasa wówczas spekulowała, że Serge i Jane nagrali swój prawdziwy akt miłosny na magnetofon ukryty pod łóżkiem. Kontrowersyjny wydawał się duet z trzynastoletnią córką Charlotte (ze związku z Jane; poza Charlotte, która Grala w jego filmach miał jeszcze troje dzieci) w piosence miłosnej Lemon Incest, której teledysk pokazywał Serge’a i Charlotte obok siebie na wielkim łóżku. Pisał piosenki o miłości, ale i o … pierdzeniu. Nawet pokusił się o eksperyment z Marsylianką. Jego teksty były przede wszystkim francuskojęzyczne, a tłumaczone na angielski wiele traciły, przez co nie był za bardzo doceniany w Wielkiej Brytanii.

Książka napisana jest sprawnie, potoczystym, czasami dosadnym i obscenicznym językiem. Warto docenić również tłumaczenie. Tytuły piosenek i albumów są podane w wersji oryginalnej. Do książki dołączono zresztą spis filmografii, dyskografii Serge’a Gainsbourg wydanych w latach 1958-2000 oraz jego piosenek wykonywanych przez innych artystów w latach 1958-2011. Ponad to książka zawiera przypisy, a autorka w ostatnim rozdziale ukazuje wpływ twórczości francuskiego muzyka na artystów z całego świata. Warto przeczytać.


Sylvie Simmons, Serge Gainsbourg, wydawnictwo Marginesy, wydanie 2012, przelozyła: Ewa Penksyk - Kluczkowska, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 300.

Paweł Chrzanowski, Izabela Górnicka-Zdziech, Coś Z Niczego. EKOzabawy dla małych i dużych..

Byłam ciekawa tej pozycji, ze względu na swoją córkę, która co i raz chce się bawić w nowe twórcze i rozwijające zabawy. Farby, kredki są u nas wykorzystywane na porządku dziennym. Niektóre propozycje podane w książce już zaczęliśmy wprowadzać w życie. Nie mamy, co prawda w domu glinianych doniczek, ale malowałyśmy farbami puste słoiki. Książka, bowiem proponuje ekozabawy, czyli takie, w których wykorzystuje się przedmioty, których jak nam się wydaje jedynym celem przeznaczenia jest kosz na śmieci. Okazuje się, że takie myślenie jest poważnym błędem. Wystarczy, bowiem trochę wyobraźni i kreatywności rodziców, aby wykorzystać słoiki niemowlęce do wykonania kolorowych świeczników, rolki po papierze toaletowym dla przyszłych kwiatków oraz gazety, pudełka wszelkiej maści, tekturę, plastikowe butelki, a nawet makaron czy ziemniaki.

Autorzy w prosty sposób uczą jak pożytecznie spędzać czas z maluchami. Nie chodzi, bowiem tylko o kupienie nowej zabawki. Nacisk tu położono kreowanie wyobraźni, rozwijanie zdolności manualnych, ekologiczne postrzeganie świata i szanowanie rzeczy pozbawionych wartości materialnej. To również wspaniały czas, który rodzice mogą spędzić z dziećmi.

Książka jest przeznaczona dla dzieci w wieku przedszkolnym, szkolnych oraz ich rodziców i nauczycieli. Wskazówki na wykonanie czegoś są podane w łatwy i przystępny sposób z uwzględnieniem zdjęć. Dzięki pomysłom wprowadzanym według książki dzieci nie będą się nudzić. Polecam!



Paweł Chrzanowski, Izabela Górnicka-Zdziech, Coś Z Niczego. EKOzabawy dla małych i dużych, wydawnictwo Prószyński i S-ka,  marzec 2012, okładka miękka, stron 128.

10 kwietnia 2012

Rachel Hore, Pod nocnym niebem.

Nie przypominam sobie, abym w ostatnim czasie czytała powieść, w której tło stanowił nieboskłon z gwiazdami. A szkoda, bo również historia astronomii może stanowić atut książki.

Główną bohaterką jest Jude Gower, która po tragicznej śmierci swojego męża Marka rzuciła się w wir pracy i od czterech lat odnosi sukcesy w Dziale Książek i Rękopisów Domu Aukcyjnego Beecham’s w Mayfair, mimo, że w życiu prywatnym nie jest najlepiej. Pewnego dnia dostaje kolejne zadanie wyceny, tym razem rękopisów, starych map i przyrządów osiemnastowiecznego amatora – astronoma Anthony’ego Wickhama. Propozycja wyjazdu podoba jej się podwójnie, ponieważ nie dość, że na kilka tygodni pracy opuści Londyn i zamieszka w rezydencji Starbrough Hall w hrabstwie Norfolk, to jeszcze będzie blisko babci i swojej siostry Clair oraz jej córki Summer. O ile jednak z babcią łączyły ją dobre kontakty, o tyle te łączące ją z Clair nie można było tak nazwać. Wraz z upływem czasu spędzonego w bibliotece posiadłości, Jude poznaje postać Anthony’ego Wickhama, rolę jaką w parku pełniło folly, co więcej natrafia na tajemnicze zapiski niejakiej Eshter. Wraz z odkrywaniem przeszłości Jude zaczyna coraz bardziej rozumieć motywy powracającego snu, który jak się okazuje przeżywa również siedmioletnia Summer.

Autorka zgrabnie powiązała przeszłość z teraźniejszością w dodatku na różnych płaszczyznach. Obok sfery jawy istnieje sen i pierwiastek nadprzyrodzony. Pogmatwana historia powraca za sprawą odnalezionych prywatnych rękopisów. Przed Jude postawione zostało zadanie solidnie wykonanego zlecenia, ale również fakt pogodzenia się z odejściem Marka i naprawienia stosunków z siostrą, mimo spotkania interesującego obydwie kobiety mężczyzny. Interesującą część powieści stanowią odnalezione zapiski Esther, które pomagają czytelnikowi pokonać barierę czasową i znaleźć się w osiemnastym wieku. Dodatkowo ujmują opisy dotyczące obserwacji gwiazd i stosowanych przyrządów. Mimo, że postacie Wickhama i Esther są fikcyjne, Autorka podkreśla, że wzorowała się na historii osiemnastowiecznego astronoma Williama Herschela i jego siostry Caroline. W ten sposób niezbicie zauważa niedoceniany wkład anonimowych kobiet w rozwój wielu dziedzin nauki. Fabuła składa się z kilku wątków, co czyni powieść fascynującą.

Tajemnice, dobra fabuła i wplecenie wątków nawiązujących do wydarzeń zaczerpniętych z historii, to lubię najbardziej w tego typu powieściach. Dobra i odprężająca lektura.



Rachel Hore, Pod nocnym niebem, wydawnictwo Prószyński i S-ka, marzec 2012, Tytuł oryginału: A Place of Secrets, tłumaczenie: Dariusz Wójtowicz, stron 576.

Rachel Hore przez wiele lat pracowała w londyńskich wydawnictwach, zanim przeprowadziła się z rodziną do hrabstwa Norfolk, gdzie obecnie naucza sztuki edytorskiej na Uniwersytecie Wschodniej Anglii. Jej mężem jest pisarz D.J. Taylor. Mają trzech synów.

9 kwietnia 2012

Tadeusz Boy-Żeleński, Słówka.

Po książce W oparach absurdu nabrałam od razu ochotę na kolejną pozycję napisaną w podobnym tonie. Mowa tu o Słówkach autorstwa Tadeusza Boya Żeleńskiego, które doczekały się ponownego wydania nakładem wydawnictwa Iskry.  Słówka ukazały się w 1913 roku we Lwowie i stanowiły zbiór utworów Żeleńskiego przeznaczonych dla Zielonego Balonika. Jest to wydanie, które pierwotnie ukazało się w roku 1931 zawierającą przedmowę Autora i przypisy. W dodatku styl pełen potocznego słownictwa i ówczesnych wulgaryzmów oraz oryginalna pisownia zostały zachowane. Po za tym oprawa graficzna również nawiązuje do dwudziestolecia międzywojennego poprzez zaczerpnięte powstałe w tamtym czasie obrazy i karykatury autorstwa czołowych polskich artystów tego okresu między innymi Wojciecha Kossaka, Kazimierza Sichulskiego, Stanisława Ignacego Witkiewicza, Stanisław Wyspiańskiego oraz fotografie, okładki, zaproszenia, a przy piosenkach podane jest zapis nutowy.

Satyra i drwina Boya jak bawiła wówczas tak rozśmiesza dziś. Znajdują się tu utwory, w których dominuje cięty język, rubaszność i drwina, prześmiewcze aluzje literackie, obyczajowe i polityczne. Tematy Boy do swoich utworów znajdował zarówno w życiu codziennym jak i w literaturze. Utwory dotyczą obyczajowości i nieprzyzwoitej, pikantnej miłości cielesnej często mającej elementy łączące z pornografią. Faktem jest, że obrazują one ówczesne życie. Sam Autor w przedmowie pisze w 1930 roku, że Słówka dokumentem chwili, miejsca i okoliczności, które je wydały i od których nie da się ich oderwać. Drwiny zapisane w wierszykach, pieśniach, listach, scenkach dramatycznych, kupletach, skecze, nie tracą na czasie i jakości. Powstawały dla kabaretu Zielony Balonik. Boy stworzył pikantne dalsze losy rodziny Połanieckich, wypowiedział się na temat ubóstwa języka erotycznego, nieprzyjęcia witraży Wyspiańskiego do katedry, kanonizację królowej Jadwigi.

Słówka na pewno wówczas, choć bawiły to niektórych gorszyły, mimo, że ośmieszały pruderyjność mieszczańską. Słówka przetrwały próbę czasu i jako klasyka znalazły swoje miejsce w kanonie literatury pięknej. Czytane po latach stają się finezyjnym obrazem Krakowa z początku XX wieku. Warto!


Tadeusz Boy-Żeleński, Słówka, wydawnictwo Iskry, wydanie 2012, Wyd. I (2004 r.), WZNOWIENIE, oprawa twarda z obwolutą, stron 324.

8 kwietnia 2012

Tomasz Adam Pruszak, O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy.


Książka autorstwa Tomasza Adama Pruszaka[1] zatytułowana O ziemiańskim świętowaniu ukazała się w roku 2011 nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN. Nie jest to jednak pierwsze jej wydanie, bowiem pojawiła się już w roku 2006, a w 2007 została nagrodzona w LII Konkursie im. ks. prof. dr. Szczęsnego Dettloffa[2]

Obecne wydanie jest poprawioną i uzupełnioną wersja tej książki. Jest to publikacja całościowo omawiająca temat tradycji świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy kultywowanej i przekazywanej z pokolenia na pokolenie wśród polskiego ziemiaństwa. Zakres czasowy obejmuje okres od upadku powstania styczniowego do wybuchu II wojny światowej. Upadek powstania wiązał się, bowiem z konfiskatami majątków ziemskich przez władze carskie. Autor przyjmuje również rok 1864 jako granicę wykształcenia się ziemiaństwa w wyniku uwłaszczenia chłopów oraz umożliwienia kupowania ziemi ludziom niemającym szlachectwa. Z kolei II wojna światowa przyniosła upadek ziemiaństwa wskutek utraty przez większość rodzin majątków ziemskich będących często ich jedynym źródłem dochodu. Jednocześnie warto zaznaczyć, że Autor przez ziemiaństwo rozumie między innymi posiadaczy większej własności ziemskiej oraz właścicieli resztówek powstałych po parcelacji i niedużych posiadłości z nowymi siedzibami, dzierżawców i administratorów cudzych majątków ziemskich. Zdaniem Autora o przynależności do ziemiaństwa decydują również takie czynniki jak styl życia, sposób bycia, kultura i obyczaje. Warto podkreślić, że wewnątrz warstwy ziemiańskiej istniało duże zróżnicowanie pod różnymi względami takimi jak: koligacje, kontakty towarzyskie, majątek, pełniony urząd, nazwisko, tytuł arystokratyczny. Miało to niewątpliwie wpływ na wydatki związanymi ze świętami oraz sposobami ich obchodzenia w domu.

Książka powstała na bazie reprezentatywnej ilości pamiętników i wspomnień ziemian, które zostały w głównej mierze opublikowane. Materiał ten został dodatkowo uzupełniony pozycjami niepublikowanymi, do których dotarł Autor oraz informacjami uzyskanymi podczas rozmów przeprowadzonymi z osobami pamiętającymi jeszcze ówczesną rzeczywistość. Autor korzystał także z różnych opracowań dotyczących ziemiaństwa i kultury materialnej. We wstępie wskazuje podstawowe tytuły źródeł pisanych i ikonograficznych oraz wydanej literatury tego zakresu, do których często się odwoływał. Pruszak posiłkuje się również rycinami publikowanymi w czasopismach ilustrowanych, obrazami reprodukowanymi na pocztówkach oraz fotografiami. Ułatwieniem dogodnym dla czytelnika jest zestawienie informacji przygotowane w formie tabeli, jakich majątków, rodzin i okresu dotyczą najczęściej wykorzystywane i cytowane w pracy opisy lub relacje.

W książce odnajdziemy dwa rozdziały, które ujmują w szerokim spektrum wskazane rodzaje świąt. Autor starał się dokładnie zrekonstruować przygotowania i obchody świat Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy w rodzinach ziemiańskich oraz wykazać podobieństwa i różnice w ich spędzaniu, występujące w tym środowisku a zależne od regionu Polski. Wynikały one z odrębnych tradycji, relacji społecznych i warunków życia. Były one także spowodowane podziałem ziem polskich w wyniku rozbiorów na trzy zabory. Życie na biednych Kresach Wschodnich zasadniczo, bowiem odbiegało od sytuacji ziemiaństwa na terenie uprzemysłowionej Wielkopolski. Autor przy omawianiu świąt zwrócił uwagę na genezę poszczególnych zwyczajów, przytacza obszerne fragmenty opisów obchodzenia świat, które w większości przetrwały do naszych czasów i są nam bardzo dobrze znane. Wskazuje na przygotowania kulinarne, potrawy, ciasta, alkohole, czynione zakupy, wystrój wnętrz, robione świąteczne ozdoby, porządki robione przez służbę, świąteczny ubiór. Ciekawie przedstawia podróż do rodzinnych majątków młodzieży ze szkół i uniwersytetów oraz zaproszonych gości. Niejednokrotnie trwała ona wiele godzin i odbywała się etapami. Mężczyźni w domu nie byli w okresie przygotowań potrzebni, toteż zwyczajem było, że w Wigilię i przed przygotowaniem święconego udawali się na polowanie. Autor przedstawia również jak przeżywano okres postny. W okresie Wielkiego Postu ograniczano spożywanie pokarmów mięsnych w środy, piątki a czasem i w soboty. Znamienne jest, że to dorośli ubierali w ukryciu przed dziećmi choinkę. Barwnie zostały również nakreślone rodzinne obiady przy dużym i suto zastawionym stole, kolejność zasiadania przy stole oraz uczestniczenie rodziny w uroczystościach kościelnych. Zwrócona też została uwaga na relacje dworu z otoczeniem: składanie życzeń, kolędnicy, przygotowywanie upominków i poczęstunków. Ponad to Autor wskazuje na pochodzenie danego zwyczaju jak przykładowo ubieranie choinki, dzielenie się opłatkiem, przynoszenie prezentów przez Aniołka, Mikołaja lub zajączka czy przygotowywanie święconego i śmigusa dyngusa. Zwraca również uwagę jak spędzano dni świąteczne i poświąteczne.

Moim zdaniem Autorowi udało się zrekonstruować przebieg Świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy w interesujący sposób. Nie ma w tej książce żadnego domniemywania, bowiem głos zostaje oddany przede wszystkim tekstom źródłowym. Czytelnik może, więc z całą pewnością poczuć magię świąt, jaka panowała w mawianych okresach. Faktem jest, że tradycje związane ze zwyczajami świątecznymi były przekazywane z pokolenia na pokolenie i w większości przetrwały do naszych czasów. Miałam wrażenie, że Autor zwrócił uwagę niemal na każdy szczegół, a jednocześnie skromnie potrafił zaznaczyć, że temat ten może w przyszłości być poszerzony o nowe ustalenia po odnalezieniu nowych źródeł. W pozycji odnaleźć można na końcu książki przypisy oraz zestawienie bibliograficzne z podziałem na źródła i opracowania. Atutem książki jest również bogaty materiał ikonograficzny w niej zamieszczony oraz spis ilustracji, indeks osobowy a nawet nazw geograficznych.

Książka Tomasza Adama Pruszaka jest pracą niezbicie wartościową poruszającą zwyczaje w obrębie świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy, która jest czytelna, barwna i oparta na bogatym materiale źródłowym. Cenne wydaja się jej wartości poznawcze i podkreślanie roli tradycji w społeczeństwie polskim. Z pewnością zainteresuje nie tylko historyków i etnografów, ale również będzie doskonalą lekturą dla zainteresowanych tematem.



[1] Tomasz Adam Pruszak jest historykiem sztuki i muzealnikiem. Jego zainteresowania badawcze to głównie malarstwo polskie, dzieje rezydencji, kultura materialna i obyczaje ziemiaństwa oraz arystokracji polskiej w XIX i pierwszej połowie XX wieku. Jest autorem artykułów i książek głównie z dziedziny malarstwa polskiego oraz o tematyce szlachecko-ziemiańskiej.
[2] Konkurs na najlepsze prace z dziedziny historii sztuki i dyscyplin pokrewnych, których autorami są członkowie Stowarzyszenia Historyków Sztuki, którzy nie przekroczyli 35 lat.



Tomasz Adam Pruszak, O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy, Wydawnictwo Naukowe PWN, wydanie 2011, oprawa twarda, stron 376.





* Recenzja powstała w grudniu 2011 roku.

7 kwietnia 2012

Julian Tuwim, Antoni Słonimski, W oparach absurdu.

W oparach absurdu to tom satyrycznych tekstów napisanych przez Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego powstałych w latach 1920-1936. Pierwsze teksty powstały jako primaaprilisowe dodatki Kuriera Porannego, a potem między innymi Kuriera Polskiego, Przeglądu Przedwieczornego, Nowych Wiadomości Literackich. W przedmowie do tomiku wydanego po raz pierwszy w 1958 roku Antoni Słonimski pisze, że pisanie absurdów i nonsensów ich bawiło i dawało radość nie mniejszą od pisania wierszy, artykułów czy sztuk teatralnych (s.7).
Rzetelny absurd uwarunkowany jest bezlitosnym kryterium śmieszności. Jeśli żart absurdalny nie ma w sobie siły komicznej, nie próbujmy bronić się dziwnością istnienia i zasłaniać głębią metafizyczną, ale uczciwie przyznajemy się do porażki. Zebrane w tym tomie utwory nie wszystkie stoją na tym samym poziomie, są tu żarty słabsze i lepsze, ale zaletą ich niewątpliwą jest to, że nie udają czegoś, czym nie są, nie bałamucą i nie mistyfikują.(s.8)
Faktem jest, że Słonimski i Tuwim setnie bawili bzdurkami czytelników, choć jak pierwszy z nich przyznaje nie wszyscy byli zwolennikami takiego humoru. Na użytek dobrego dowcipu Autorzy wykorzystywali i preparowali z ówczesnej prasy wiadomości, kroniki wydarzeń, recenzje, listy do redakcji, artykuły, wiersze, ogłoszenia, reklamy, przepisy. Wymyślali nonsensowne informacje z dołączonymi do nich odpowiednio dobranymi komentarzami.

W oparach absurdu to książka, w której zaobserwować można pomysłową i literacką zabawę formą, treścią, gatunkiem i stylem. Teksty pełne andronów, bredni i nonsensów śmieszyły wówczas i śmieszą dziś. Inteligencja i błyskotliwość Autorów połączona została tu z bardzo dobrym humorem okraszonym krytycznym szyderstwem. 
Drobne ogłoszenia (s.43)
 
Biusty! Każda pani może mieć ładny biust sławnych ludzi — gips albo terakota. Widok 7.J. Kullało.
*
Karawan do wycieczek i majówek podmiejskich wypożyczam. Karasjmowicz,
*
Karty pocztówkowe wrzucam do skrzynek, tamże mówię, która godzina. Targówek.Sobieskiego 11. Zalcman.
*
Ktokolwiek lub kto bądź posiadałby wiadomości o synu mym, niech je zatrzyma przy sobie z poważaniem Lewkonia.
*
Kupię coś, sprzedam, zarobię i pójdę na kolację. Adolf  Sobiedanek. Leszno 2.
*
Lekcji francuskiego, arytmetyki i łaciny mogę udzielić. Gruntowna metoda, ale nie chcę. Tel. 0,75.

Książka została wydana w doborowej oprawie graficznej. Twarda okładka, miękka obwoluta, specjalna czcionka, papier i wstążeczkowa zakładka zachęcają do zakupu. Znakomita lektura.



Julian Tuwim, Antoni Słonimski, W oparach absurdu, wydawnictwo Iskry, Wstęp: Jerzy Bralczyk, wydanie styczeń 2012, wznowienie, oprawa twarda z obwolutą, stron 188.