Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pamiętniki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pamiętniki. Pokaż wszystkie posty

30 września 2024

"Ksiąg heretyckich i frantowskich żebyście nie czytali ..."/ Cymelia (7).


     W imię Boga w Trójcy Jedynego, którego wyznawam jako prawdziwy katolik rzymski, jako mię uczy Kościół powszechny. Amen.
        
       Ja, Jan Floryjan Drobysz Tuszyński, zostawuję te moje konotacyje[1]dziatkom moim dla informacyjej przyszłego wieku. Naprzód zostawuję im Boskie błogosławieństwo i moje ojcowskie, mnie od Boga dane, przykazując wam pod tymże błogosławieństwem Boskiem i moim ojcowskiem naprzód, żebyście się Pana Boga jako Stworzyciela swego bali, jemu służyli we dnie i w nocy i Najświętszej MatceJezusowej [Pan]nie Czystej nigdy Niepokalanej i wszystkiem świetym patronom i patronkom swoim żebyście służyli, honoru Boskiego i wiary świętej żebyście [pó]ki życia waszego bronili. Przykazania jego Boskiego żebyście w niczym nie przestępowali.

    Ludzi wszelskiej kondycyjej[2] żebyście szanowali, nikogo sobie lekce nie ważąc. Z każdym żebyście szczyrze żyli, choćby też i z niechętnym sobie i owszem wszelką mu wdzięczność i szczerą pokazywali, i owszem Pana Boga za nieprzyjaciół swoich powinniście prosić, a z każdym szczyrze według przykazania Boskiego żyli; także z sobą w miłości i zgodzie braterskiej żyli. Matki swojej żebyście szanowali nie jako macochę, ale jako rodzoną matkę, która prawie z pieluch wychowała, której ani sami (czego uchowaj Panie Boże), ale i nikomu żebyście jej krzywdy nie dali czynić, ale i owszem, żebyście ją do śmierci którekolwiek z was w domu swoim dochowali. Z czym, przyrzekam, że wam będzie dobrze, bo wam dojrzy substancyjej[3] waszej.

    Po trzecie, żebyście nigdy cudzego nie pragnęli, ale i owszem, co jest cudzego, byście ex nunc[4] oddawali, mając przed oczyma zawsze przykazanie [Bo]skie; w konwersacyje z ludźmi podejrzanemi obojej płci nigdy nie wchodzili i onych się pilno strzegli; jałmużny według przypomnożenia swego dawać, na ubogiego nie fukać; chleba nikomu w domu swoim nie żałować, mszy świętej, ile być może, tak w święto jako i powszechny dzień nie opuszczali. Ksiąg heretyckich i frantowskich[5] żebyście nie czytali, bo i Kościół powszechny tego zakazuje. Z heretykami wszestkiemi żebyście w żadne dysputy o wierze świętej nie wchodzili, bo to tylko duchownym należy. Pijaństwa żebyście się przez wszystkie sposoby jako trucizny strzegli, bo stąd jak z źródła wszystkie grzechy i nieszczęścia pochodzą. Kapłanów w jako największej obserwancyjej[6] żebyście mieli, którego w godzinę śmierci żeby wam Pan Bóg dał. Świąt od Kościoła świętego zakazanych żebyście nigdy nie łamali. A co należy Kościołowi, żebyście z chęcią i szczyrze oddawali.

    Panom swoim, którym służyć będziecie, żebyście szczerze i wiernie służyli i onym z serca i afektu życzyli, także i w wojsku służąc wszelką sprawiedliwość zachować, starszego w obserwancyjej wszelkiej mieć, a prawdziwie z każdym żyć, pochlibstwem i nieprawdą nie bawić się, bo stąd wiele złego pochodzi. Krzywdy nikomu nie czynić i okazyjej do niechęci nikomu nie dawać, a sobie w słusznej sprawie nie dać krzywdy czynić. Te tedy i insze cnoty zachować, a co przystojnego, to czynić.

...

[1] Konotacyje- zapisk,i notatki

[2] Kondycyja- stanowisko, pochodzenie

[3] Substancyja – mienie, majątek

[4] Ex nunc - zaraz

[5] Frantowski – podstępny, nieprztyzwoity

[6] Obserwancyja- poszanowanie




Dwa pamiętniki z XVII wieku Jana Cedrowskiego i Jana Floriana Drobysza Tuszyńskiego, wydał i opracował Adam Przyboś, Wrocław-Kraków 1954, s. 124. [fragment cytowany s. 21-22].


Jan Florian Drobysz Tuszyński - stolnik żytomierski, typowy szlachcic-żołnierz. Walczył ze Szwedami, Kozakami, Tatarami, Wołoszą, Turkami, nawet ze swoimi w czasie rokoszu Lubomirskiego. Należał do starej, zubożałej w skutek wojen szlachty kijowskiej. Pamiętnik obejmuje lata 1648-1705. 

3 maja 2024

"Zapomnieliśmy o odwiecznej prawdzie ... " / Cymelia (5)

 


Wyjeżdżałam z Warszawy i powracałam do niej kilkakrotnie, w zależności od sesji sejmowych. Zjechałam tam po raz ostatni w okresie, kiedy ogłoszona być miała nowa konstytucja. Wszyscy posłowie otrzymali wówczas polecenie powrotu, tak by sejm mógł zebrać się w pełnym składzie. Wielu z nich, a w tej liczbie i my, nie zdążyło na czas, gdyż dniem oznaczonym był 5 maja. Ponieważ jednak król, którego wtajemniczono, wygadał się nieopatrznie, przyspieszono ogłoszenie o dwa dni. Dowiedzieliśmy się o tym w drodze. Posłów zagranicznych trzymano w nieświadomości, aby ubiec ich protesty. Trzeba było raczej zebrać siły, by móc nie zważać na nich, a potem dopiero brać się do reform. Nie mogłam wiec być obecna przy składaniu przysięgi przez obie izby i przez króla, który zawołał „Juravi Deo… Przysięgałem Bogu i słowa nie cofnę …”. Sejm udał się do kościoła św. Jana; po ślubowaniu odśpiewano „Te Deum”[1]. Obecni tam posłowie byli z siebie dumni. Miasto szalało z radości i entuzjazmu. Nie byłam tego świadkiem, ale przybyłam na czas, by móc ocenić następstwa tego stanowczego kroku, podjętego po trzech latach rozważań.

To, czego najmniej zabrakło, to uroczystości religijnych i innych. Sejm zebrał się ponownie w kościele św. Krzyża, skąd wyruszył pochodem, z królem na czele, aby dla upamiętnienia tego wielkiego dnia poświęcić opatrzności boskiej nowej świątynię za rogatkami Warszawy.[2] Król położył kamień węgielny. Gwałtowny huragan, który zerwał się niespodziewanie, zmącił uroczystość, a osoby przesądne widziały w tym niepomyślną wróżbę.

Obserwowałam tłum, który często ma wzrok bystrzejszy od tych, którzy się płynnie wysławiają - wydawał się zadowolony.

Zapomnieliśmy o odwiecznej prawdzie, że ręka boska wspiera przede wszystkim tych, którzy walczyć umieją. Taki jest nakaz rozumu, któremu i wiara nie przeczy. Prusy zmówiły się z Rosją o dalszy rozbiór Polski. Miasta Gdańsk i Toruń, których się od nas bezskutecznie domagały, miały być nim objęte. Austrii nie dopuszczono do tego ponownego rabunku, bo wojny, które prowadziła z Francją i Turcją, zrujnowały jej finanse; nie była więc niebezpieczna i mogła bez ryzyka być pominięta. Cesarzowa Katarzyna zawarła pokój z sąsiadem i drobna nawet część jej siły zbrojnej zgnieść nas mogła. Przygotowała zemstę bez pośpiechu i przez rok jeszcze i część roku następnego pozwoliła nam oddawać się gadulstwu. Ludzie najtrzeźwiejsi przewidywali ohydę grożącego rozwiązania, nie śmieli jednak mówić o tym głośno, bo im bliższe stawało się niebezpieczeństwo, tym głośniej piorunowali na sali sejmowej; chwila, kiedy działać było trzeba, minęła bezpowrotnie - popełnialiśmy wciąż błędy niewybaczalne. 


Wirydianna Fiszerowa, Dzieje moje własne i osób postronnych. Wiązanka spraw poważnych, ciekawych i błahych, Świat Książki 1998, z francuskiego przełożył Edward Raczyński, okładka twarda, tekst cyt.: 173-174. 




[1] Te Deum Laudamus (łac.) – Ciebie, Boga, chwalimy. W kościele katolickim hymn dziękczynny śpiewany podczas uroczystych nabożeństw.

[2] Świątynia Opatrzności Boskiej miał być votum za uchwalenie Konstytucji 3 maja. Miała stanąć w północno-zachodniej części Łazienek. Kamień węgielny wmurowano w maju 1792 roku, prace budowlane przerwała wojna polsko-rosyjska. Budowla była miejscem manifestacji patriotycznych podczas zaborów.



O książce pisałam na blogu w 2013 r. 

20 kwietnia 2024

"Jakoż wielka ekspens była" / Cymelia (4)

 


    W przeciągu lata różne festynie bywały, to w Ogrodzie Saskim, to na Bielanach, z wielkim ekspensem skarbu królewskiego; książę podkomorzy koronny nie oszczędzał onego podobnymiż zabawami; Moszyński[1] stolnik koronny, i ten wielkim sumptem w Miłocinie dał królowi festyń, który tak mocno ukontentował monarchę, że całą ekspens festynia tego, na kilka tysięcy czerwonych złotych wynoszącą, z skarbu swego zastąpić kazał. Opery, komedie wielkim sumptem sprowadzone były; słowem mówiąc, iż przy festynie, zabawy i rozrzut pieniędzy sądzić należało, że król i bracia jego w obfitych opływają bogactwach. Jakoż wielka ekspens była, nie tylko na wzwyż wyrażone zabawy, ale na nieumiarkowane pensje różnym osobom wyznaczone, nie przez szacunek zasług, lecz przez upodobanie osób i zalecenia w intrygę wchodzących. Czyliż bowiem z innych źródeł pochodziło naznaczenie rocznej pensji 3000 dukatów księżnie Sapieżynie wojewodzinie połockiej[2]? Jakoż i księżnie Sapieżynie wojewodzicowej mścisławskiej[3]? Były i inne, nad zamiar ukryte ekspensa, które żadnego królowi nie czyniły honoru; owszem tam, gdzie ostentację przyzwoitą wspaniałości króla okazać należało, tam zawsze zbywało. Albowiem apartamenta królewskie zupełnie zarzucone, damy na pokojach królewskich w święta tylko wielkie z rana godzinę do powinszowania królowi wyznaczoną miały. Obiady królewskie skasowano, a tylko król w swej garderobie jadał, do którego stołu bez względu osoby i dystynkcji przypuszczano, tak dobrze, iż z najpierwszym posłem, senatorem, ministrem obok malarz, doktor, a czasem awanturzysta zasiadał.

 

Stanisław Lubomirski, Pod władzą księcia Repnina. Ułamki pamiętników i dzienników historycznych (1764-1768), opracował i wstępem poprzedził Jerzy Łojek, Instytut Wydawniczy PAX 1971, tekst cyt.: s. 96-97.




[1] August Fryderyk Moszyński h. Nałęcz (1731-1786)

[2] Magdalena Agnieszka z Lubomirskich ks. Sapieżyna (1739-1780) – wojewodzina połocka, żona Aleksandra Michała Sapiehy.

[3] Elżbieta z Branickich Sapieżyna (1734 –1800) – W 1753 r. poślubiła Jana Józefa Sapiehę z linii różańskiej, z którym rozwiodła się w 1755 r. Drugim mężem był Jan Sapieha z linii kodeńskiej, który umarł w 1757r. Po drugim mężu przysługiwał jej tytuł wojewodzicowej mścisławskiej.

*ekspensa - wydatki (lp. ekspens- wydatek)

[przypisy moje]

11 kwietnia 2024

"Czymże są jednak losy budowli w porównaniu z losami państw!"/Cymelia (3).

 


Król zawiadomił mnie o swoim życzeniu zapolowania na żubry, które w całej Europie znajdowały się już tylko w lasach ekonomii królewskich.[1] Fantazja ta kosztowała mnie ponad trzydzieści tysięcy dukatów. Trzeba było bowiem przebić odpowiednią drogę i położyć trakt przez bagna ponad czteromilowej długości, wyciąć w dziewiczym terenie odpowiedni plac, wnieść coś w rodzaju małego miasteczka z dworem dla króla, jego świty, dyplomatów i wszystkich, którzy tu zjechali. Polowanie trwało około dziesięciu dni i wszyscy byli zeń bardzo kontenci. Mimo ostrożności omal nie zdarzył się jednak wypadek. Dla ułatwienia królowi strzałów zbudowano drewniane umocnienie z pojedynczymi izbami, a dla świty oczyszczono plac i wzniesiono wielki pawilon, w którym na wielkim stole leżały strzelby. Spodziewano się, że będzie się tu raczej biesiadować, a nie polować, gdyż nie pojawi się prawdopodobnie żadne dzikie zwierzę. Jednakże zabłąkał się w te okolice żubr, wyraźnie  spłoszony hałasem. Wszyscy rzucili się po strzelby i zaczęli strzelać na oślep. Szczęściem panie, nuncjusz papieski i posłowie zagraniczni uszli wszyscy równie cało jak i żubr.

Z puszczy pojechaliśmy do Grodna, a ekwipaże królewskie przebyły cztery stacje pocztowe w zaprzęgu z moich stajni, co w innych czasach wydawałoby się niezwykłe.

Sejm grodzieński[2] był zapewne ostatnim w Europie pokazem prawdziwego świata narodowego, bez fałszywej pompy i mydlenia oczu. Posiadłość moja, gdzie pałac w większej części wzniesiono już za moich czasów, zajmowała z przyległościami teren  nie mniejszy niż miasto Wiedeń. Poza moją służbą, administracją i warsztatami pomieściłem tutaj osiemnastu posłów z ich ludźmi. Aby dać pojęcie o kształcie i rozmiarach mojej siedziby warto dodać, że na jednym poziomie i w jednym bloku mieściła ona teatr i dwie wielkie sale redutowe, z których przechodziło się do biblioteki, gdzie zaczynała się część mieszkalna. Książki umieszczone były w zamkniętych szafach, biblioteka przypominała więc piękny salon. Poza bilardem stało tam dziesięć stołów do gry w faraona i loteria fantowa, którą pozwolono utrzymywać pewnej kobiecie. Obok mieściły się pokoje dla towarzystwa, dalej wielka sala balowa. Z tych pomieszczeń przechodziło się do innych, różnych rozmiarów, gdzie mogło siąść do stołu siedemset osób. Wszystko było tak urządzone, że bez jednego stopnia można było przejść od teatru aż do salonów. Tańczono tutaj, biesiadowano, znowu tańczono i tak dalej. Około pierwszej po północy otwierano podwoje, przechodziło się do sal redutowych, a dom prawie pustoszał. Z opisanego planu widać, że trzy budynki – mieszczące teatr, sale redutowe i bibliotekę – były połączone i tworzyły trzy rejony. Czwartym był ogród zimowy, podzielony na trzy obszary klimatyczne, gdzie zawsze kwitły kwiaty. Pośrodku, w części bardziej wzniesionej, mieściły się rośliny wymagające największego ciepła. Osobna część przeznaczona była dla wczesnych owoców. Budowla ta łączyła się z inną dużych rozmiarów, gdzie umieszczono wydział geometrii i inne wydziały administracyjne. Trudno sobie wyobrazić rozmiary tych budynków. W 1830 roku, gdy to piszę, zapewne są już one częściowo lub w całości zrujnowane. Czymże są jednak losy budowli w porównaniu z losami państw!

 

Stanisław Poniatowski, Pamiętniki synowca Stanisława Augusta, przełożył oraz wstępem i przypisami opatrzył Jerzy Łojek, Instytut Wydawniczy PAX, 1979, s. 68-70.



[1] W Puszczy Białowieskiej.

[2] Od 4 października 1784 r. do 13 listopada 1784 r., pod laską Ksawerego Chomińskiego.


Książę Stanisław Poniatowski (1754-1833) - brat stryjeczny króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, syn Kazimierza i Apolonii Ustrzyckiej. W 1791 r. opuścił Rzecząpospolitą, na krótko wrócił w 1795 r., wyprzedał polski majątek. Zalegalizował związek z Kasandrą Luci (25 sierpnia 1830 r.) oraz uznał wcześniej narodzone z tego związku dzieci. Ród Poniatowskich we Włoszech istnieje do dziś. 

8 października 2023

Alan Rickman, Prawdziwie do szaleństwa. Dzienniki.

 


Alan Sidney Patrick Rickman (1946-2015) był angielskim aktorem filmowym, telewizyjnym i teatralnym, zdobywcą nagrody Emmy, Złotego Globu, nagrody BAFTA i Screen Actors Guild Award. Amerykańskiej publiczności filmowej. Najbardziej był znany z ról Severusa Snape’a w filmach o Harrym Potterze i Hansa Grubera w „Szklanej pułapce”. Dla mnie niezapomniana jego rola była w „Rozważnej i romantycznej” oraz jako szeryfa z Nottingham. Przedmowę napisała Emma Thompson.

Mówiąc szczerze trochę jestem rozczarowana książką. Mając na myśli ‘dzienniki’ spodziewałabym się raczej dłuższych wypowiedzi. Alan Rickman prowadził zapiski w sposób informacyjny i właściwie suchy. Spotkanie, obiad, podróż, kolacja, plan, film, plan i w tym wszystkim odnaleźć dopiero można jakieś drobne uwagi i uwiecznione dialogi. Książka ma więc swój specyficzny rytm i tempo, do którego czytający powinien po pewnym czasie się przyzwyczaić.  Brakuje tu swoistej spójności, a słowa to raczej przypadkowe myśli i wrażenia, zanotowane w celu zilustrowania pojedynczych chwil z życia jednego człowieka. To raczej migawki z życia człowieka inteligentnego, pełnego pasji, zaangażowanego w to, co robił, mającego swoje zdanie, oryginalne poczucie humoru, bystry umysł i specyficzne spojrzenie na świat. Oszczędność w słowach i surowość zapisków, powoduje zakodowanie podanych informacji dla czytającego. Nie jestem więc do końca pewna czy aktor życzył sobie publikacji dzienników po swojej śmierci. Jak wiadomo Alan Rickman skrywał się jedynie za ponurą i stoicką fasadą.  Miał bowiem głębokie i wrażliwe wnętrze.

Po dziennikach (1993-2015) znajduje się dodatek zawierający „wybór fragmentów” z okazjonalnych wcześniejszych dzienników Rickmana (1974-1982). Pisał aż do swojej śmierci w 2016 r. Zmarł na raka trzustki w wieku 69 lat. Właściwie nie napisał prawie nic o chorobie. Wpisy po prostu stawały się krótsze i jeszcze bardziej zwięzłe. 

W przypisach starano się tłumaczyć pewne kwestie i kto jest/był kim. Dzienniki Alana Rickmana poruszają, dają do myślenia i całkowicie absorbują, ale nie zadowolą każdego. 

 

Alan Rickman, Prawdziwie do szaleństwa. Dzienniki, Wydawnictwo Poznańskie, wydanie 2023, tytuł oryg.: Madly, Deeply: The Diaries of Alan Rickman, tłumaczenie: Maria Jaszczurowska, stron 480.

20 lutego 2022

Anna z Tyszkiewiczów Potocka-Wąsowiczowa, Wspomnienia naocznego świadka.

 

    Ach, jak to się czyta! Anna Marianna Ewa Apolonia z Tyszkiewiczów Potocka secundo voto Dunin- Wąsowiczowa (1779-1867) zwana Anetką, pozostawiła po sobie pamiętniki, które powstały na przestrzeni lat. Zdecydowała się pisać w 1812 roku po przeczytaniu pamiętników margrabiny von Bayreuth, siostry Fryderyka Wielkiego, króla Prus. Doszła do wniosku, że sama potrafi napisać ciekawsze spostrzeżenia zwłaszcza, że żyje w interesującym czasie i otoczona jest niezwykłymi osobowościami. Matka jej, Konstancja Poniatowska, była bratanicą króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, ojciec zaś to Ludwik Tyszkiewicz, późniejszy marszałek wielki litewski. Dzieciństwo spędziła we dworze w Białymstoku, u ciotecznej babki hetmanowej Izabeli Branickiej, siostry króla Stanisława Augusta, określanej w pamiętniku jako „Pani Krakowska”. W 1805 r. poślubiła Aleksandra Stanisława Potockiego, syna Stanisława Kostki Potockiego i zamieszkała w Wilanowie. Małżeństwo zakończyło się rozwodem. Wyszła po raz drugi za mąż za Stanisława Dunin – Wąsowicza, który był adiutantem Napoleona I. Ostatnie notatki w pamiętniku miała zrobić około 1860 r. kilka lat przed śmiercią.


     Pamiętniki Anny pisane są klarownie, ze swadą i dowcipem, tam gdzie trzeba zabarwionym ironią. Autorka wraca w zapiskach do wydarzeń, które obejmują jej dzieciństwo, próbuje przy tym odtworzyć towarzyszące jej emocje i panującą w otoczeniu atmosferę. Pisała głównie z myślą o dzieciach. Autorka zapisków skrzętnie uwieczniła opisy rezydencji, w których bywała lub w których mieszkała (m.in. Łańcut, Wilanów, Białystok, Puławy, Natolin), rozrywki, spotykane osoby, zwracając uwagę nie tylko na ich wygląd, ale również na cnoty i wady ich umysłu. Odnosi się do świata sztuki i literatury. Zwraca uwagę na wydarzenia polityczne: insurekcję kościuszkowską, emigrację, zwycięstwa i porażki Napoleona, postanowienia Kongresu Wiedeńskiego. Opisuje swoje podróże, tryb codziennego życia, przytacza zapamiętane rozmowy i zasłyszane anegdoty. Opowiada o pierwszym zamążpójściu. O pierwszym mężu pisze ciepło i z szacunkiem. O teściu, Stanisławie hr. Potockim, pisze, że bardzo go kochała i to jemu zawdzięcza wiedzę o architekturze i wszelkie umiłowanie sztuki. Zarejestrowała konflikty do jakich dochodziło z teściową. Odnosi się też do życia towarzyskiego (m.in. opisuje prezentacje, bale, śluby, wizyty i rewizyty) i codziennego. Pisze również o narodzinach dzieciach. Przedstawia także swoje zamiłowanie do rysowania. Ciekawe są jej bezpośrednie zapiski w odnalezionym dzienniku, odnoszące się do śmierci Pani Krakowskiej. 

 


      Anna łatwo operuje językiem, nie bojąc się nawet potocznych wtrętów. Czytelnik z łatwością zauważy, że pamiętnik został napisany przez osobę oczytaną, towarzyską, inteligentną, charakteryzującą się zmysłem obserwacji. To nieocenione źródło historyczne, do którego należy jednak podchodzić krytycznie. Pamiętnik wobec tego czyta się szybko i z wielką przyjemnością. Na pewno niejednokrotnie będę do niego wracać, bowiem mieści się w kręgu moich dziewiętnastowiecznych zainteresowań. Wydanie z MG jest staranne, w twardej oprawie i z dobrze rozmieszczonym tekstem na stronie dla czytającego, w dodatku z przypisami umieszczonymi na końcu książki i z dodanymi ilustracjami z epoki. Bardzo polecam.

 


Anna z Tyszkiewiczów Potocka-Wąsowiczowa, Wspomnienia naocznego świadka, wydawnictwo MG, wydanie 2022 zgodne z przekładem J.R. z 1898 r., okładka twarda, stron 384. 

 

 

28 marca 2018

Ewa Dzieduszycka, Podróżniczka.


Hrabina Ewa Dzieduszycka miała niezwykle barwne życie. Była miłośniczką podróży, wycieczek górskich oraz wielbicielką sztuki. Odwiedziła nie tylko kraje europejskie, ale także Afrykę północną, Palestynę, Indie. Wrażenia z ostatniej wyprawy zostały wydane w formie książki w 1912 r. O wielkiej pasji hrabiny i jej fascynacji odkrywaniem nowych miejsc świadczą wspomnienia, które zostały wydane nakładem Wydawnictwa Literackiego w książce zatytułowanej „Podróżniczka”. To pozycja, którą czyta się z wielką przyjemnością, bowiem Ewa Dzieduszycka była wnikliwą obserwatorką życia i gawędziarką. Obok spraw dotyczących życia codziennego, opisywała członków rodziny, znajomych, swoje podróże. To fascynujące świadectwo minionych czasów. 

Ewa z Koziebrodzkich Dzieduszycka (1879-1963) była córką Władysława Koziebrodzkiego właściciela ziemskiego, dramaturga, posła w galicyjskim Sejmie Krajowym, członka Rady Państwa, prezesa Towarzystwa Tatrzańskiego. Matki nie znała, bowiem zaraz po urodzeniu na wychowanie ją i jej starszą siostrę wzięła ciotka matki, Aniela Kielanowska. To majątek Kozłowo pod Lwowem stał się prawdziwym domem sióstr, których matka zmarła na gruźlicę w 1883 r., a ojciec zajęty pracą odwiedzał jedynie sporadycznie. Hrabina pisała, że miała szczęśliwe dzieciństwo i młodość. Cioteczna babka dbała, co prawda o surowe wychowanie dziewcząt, ale dwór w Kozłowie był otwarty dla gości. Siostra Ewy, Anna Koziebrodzka (1878-1925) zaręczyła się z sąsiadem Tadeuszem Bochdanem (1870-1918) mając już szesnaście lat, a niedługo potem wyszła za mąż. Mieli ośmioro dzieci. 


Ewa poznała przyszłego męża Władysława Dzieduszyckiego, syna Wojciecha, podczas swojego pierwszego karnawału spędzanego we Lwowie. Od ślubu w 1900 r. do 1939 r. mieszkała w rodzinnym majątku Dzieduszyckich, Jezupolu koło Stanisławowa. W okresie I wojny światowej mieszkała przez pewien czas w Austrii, potem w Stanisławowie. Miała troje dzieci: Juliusza (Julek), Marię Anielę (Nela) i Wojciecha (Tunio). Po wybuchu wojny w 1939 r. przeniosła się z mężem do Stanisławowa, a potem do Lwowa, gdzie Władysław został przez Rosjan aresztowany i zamordowany w więzieniu. Prawdziwe jego losy nie są jednak znane.  Juliusz (1901-1974) ożenił się z Kazimierą Stablewską, z którą miał dwie córki: Emilię i Ewę. Aniela (1902-1981) wraz z córkami: Ewą, Anną i Lilą została zesłana do Kazachstanu (Anna zmarła jako szesnastolatka podczas zsyłki), a potem przedostały się na Bliski Wschód, gdzie po trzech latach rozłąki spotkała męża Witolda Cieńskiego (właściciela Ossowiec leżących niedaleko Jezupola). Po wojnie mieszkali w Londynie, potem na stałe wrócili do Polski.


Tunio (1912-2008) ożeniony z Marią Kostecką (Myszką), z którą miał syna Antoniego (1937-1997), robił karierę śpiewaczą, ale został aresztowany i przetrzymywany w obozie w Pustkowiu. Wykupiony dzięki zabiegom rodziny i przyjaciół. Został ponownie aresztowany wraz z całą rodziną i matką Ewą Dzieuszycką, osadzony na Montelupich i wywieziony do obozu Gross-Rosen. Jego żona Myszka zmarła w obozie Bergen-Belsen. W 1946 r. ożenił się z Haliną Świątkówną, z którą miał córkę Małgorzatę, współredaktorkę wydanych wspomnień. W 1958 r. aresztowany po nagraniu na prywatny użytek lwowskich piosenek. Po śmierci drugiej żony, ożenił się w 2000 r. z Ireną Małecką. W 2006 r. odkryto jego przeszłość agenturalną. W 1949 r. podpisał bowiem zobowiązanie współpracy z UB. Odkrycie było szokiem dla bliskich. 


 Ewa Dzieduszycka po zwolnieniu z więzienia przebywała w Zarszynie wraz z wnuczką. Po wojnie zamieszkała z synem Wojciechem i jego rodziną w poniemieckiej willi we Wrocławiu, gdzie zmarła w 1963 r. Wydane wspomnienia spisała w latach 1961-1963, po tym jak złamała nogę w biodrze.

W opowieściach hrabiny mimo, że napisanych w sposób zajmujący i przyciągający, brak jest jednak własnych refleksji na temat życia i ocen działania bliskich osób i znajomych. Nie trwoniła czasu na opisywanie emocji i wewnętrznych kłopotów rodzinnych. Opisy dotyczące własnego ślubu czy aresztowania męża pozbawione są jakichkolwiek uczuć. Choć wydaje mi się, że owa suchość w relacjach to droga, która została z góry wybrana podczas spisywania wspomnień przez autorkę. Być może nie chciała ranić żyjących, być może nie chciała przenosić na papier tego, co wówczas nią targało, być może nie potrafiła owe uczucia opisać, bo słowa w zderzeniu z tymi wydarzeniami wydawały jej się miałkie i mało znaczące. Była jednak kobietą zaradną, rozwijającą swoje pasje, miłośniczką książek i podróży, z optymizmem podchodzącą do życia. 


W książce znaleźć można wiele anegdot i zasłyszanych opowieści przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Autorka przypomina wiele historii związanych z teściem Wojciechem Dzieduszyckim. Już na pierwszych stronach wspomnień odnaleźć można informację, że w dworze w Kozłowie przechowywane były serwisy z saskiej porcelany, które babka piszącej odziedziczyła po swojej krewnej Krasińskiej, która wyszła za księcia saskiego. Na strychu miała być przechowywana suknia ślubna Franciszki oraz dywan na którym brała ślub. Pałac w Kozłowie, podobnie jak dwór w Jezupolu zostały spalone w czasie I wojny światowej. Dzieduszyccy po wojnie wybudowali nowy dom w Jezupolu. Autorka opisała sposoby wychowania, nauczycielki, rozrywki, wizyty, modę, urządzenie dworów. Z bliskich osób na dłużej zajmuje się osobą brata swojego ojca, Kazimierza Koziebrodzkiego, który był m.in. w Persji, Peru i Brazylii. Z werwą opisuje swoje pierwsze podróże i atrakcje turystyczne we Lwowie, Nicei, Frankfurcie, Wenecji, Zakopanem, Paryżu, wyprawy górskie w Tatry i Karpaty. Poświęca uwagę wyprawom z teściami i mężem. Dzieci wówczas pozostawały w majątku rodzinnym pod opieką nań i nauczycielek. Jest pod wrażeniem poznanych osób: Henryka Sienkiewicza, Kazimierza Tetmajera, Teodora Axentowicza, kuzynów Malczewskich. Oprócz podróży opisuje przełomowe zdarzenia z życia codziennego: niefortunne polowanie w Jezupolu, podczas którego została postrzelona; zakup roweru; pierwsze narty; śluby; utratę bliskich. 


Podróżniczka to książka pasjonująca, zabierająca czytelnika w przeszłość. Autorka pisze wnikliwie i z zaangażowaniem. W opisach jej podróży widzieć należy romantyczność, realizację marzeń, magiczne doświadczenie. Podróżuje jednak zawsze w warunkach luksusowych, jest turystką, która „nie widzi” brudu, izolowana jest od hałaśliwych tubylców i panującego upału. W podróży z teściami do Paryża korzysta z osobnego wagonu. Autorka trzyma się chronologii wydarzeń, choć zapiski nie są wolne od retrospekcji, gdy jej się coś akurat przypomniało. To lektura, która z pewnością zasługuje na uwagę. Warto nadmienić, że wspomnienia rozwinięte zostały poprzez dodatkowy tekst np. opis dworu w Kozłowie zaczerpnięty z dzieła Romana Aftanazego czy noty biograficzne. 



Ewa Dzieduszycka, Podróżniczka, Wydawnictwo Literackie, wydanie 2018, okładka twarda, stron 600.

3 maja 2017

Rufin Piotrowski, Pamiętniki z pobytu na Syberii. Tom 1 i 2.



Pamiętniki z pobytu na Syberii Rufina Piotrowskiego (1806-1872) do tej pory można było czytać dzięki zasobom cyfrowych bibliotek i zdigitalizowanych dziewiętnastowiecznych wydań. Obecnie pojawiły się na rynku wydawniczym dzięki Zysk i S-ka jako książka dwutomowa w bardzo dobrej i czytelnej oprawie graficznej. 

tom 1

Pamiętniki z pobytu na Syberii zostały spisane przez Piotrowskiego między 15 sierpnia 1849 roku a marcem 1850 roku. Zaczynają się ogólną charakterystyką Wielkiej Emigracji, a kończą wraz z powrotem autora z Syberii do Paryża. Spisanie pamiętników traktował jako poczucie obowiązku. W słowie wstępnym pisał, że swój powrót z Syberii zawdzięcza Opatrzności Bożej. W związku z tym winien jest przede wszystkim spisać wszystko zgodnie z rzeczywistością, bez zatajania i fantazjowania. Jednocześnie autor uprzedza w tekście, co podaje w niezbyt dokładnym opisie lub o czym zapomniał. Podkreśla, że dla dobra i bezpieczeństwa osób uczestniczących w wydarzeniach lub wmieszanych w wiele spraw dla dobra sprawy polskiej, z premedytacją nie ujawnia wielu danych.

Wspomnienia nasycone są więc ówczesnymi realiami. Piotrowski opisywał warunki życia, koszty utrzymania, wysokość zarobków, ilość dni przeznaczonych na podróże, wygląd dróg, warunki sanitarne w oberżach, gospodach i karczmach, jakość jedzenia. Przytacza z pamięci rozmowy z osobami, jakie spotkał; opisuje relacje z poznanymi ludźmi. Dokonuje charakterystyki odwiedzanych miejsc i krajobrazów. Pisze o panujących w danych miejscach zwyczajach, roli popa w każdej rosyjskiej wsi i nadużyciach policji względem Polaków. Nieustannie podaje przykłady, opisuje zdarzenia, których był świadkiem i bezkarne zachowania policji.

tom 1, s. 161.

Jednocześnie pisze, w jaki sposób zabezpieczał się przed aresztowaniem przez Rosjan. Na przykład posiadał paszport angielski, funkcjonował jako pan Catharro, a w Kamieńcu Podolskim dawał prywatnych domach lekcje języka francuskiego i nie przyznawał się do znajomości języka rosyjskiego i polskiego. Cały czas musiał zachowywać ostrożność, czujność, nieustającą uwagę, aby się niczym nie zdradzić. Niestety zaufał kawalerom, którzy o wszystkim powiedzieli swoim  narzeczonym – Polkom. Na skutek rozporoszonych informacji zaczęto się domagać, aby Piotrowski przyznał się do tego, kim był i w jakim tak naprawdę przybył zamiarze do Kamieńca Podolskiego. Przestrzegał wszystkich, aby w razie konieczności wypierali się z nim znajomości. Wkrótce okazało się, że Piotrowski jest pod obserwacją policji. Ostatniego grudnia 1843 roku został aresztowany, a potem odesłany w kajdanach do Kijowa. Po siedmiu miesiącach więzienia, wyrokiem sądu wojennego z 29 lipca 1844 roku został skazany na rozstrzelanie. Karę śmierci zamieniono na zesłanie do Jekateryńska na Syberii. Potraktowany został jako więzień ważny i niebezpieczny, pilnowany notorycznie przez żandarmów, podróż odbył w kibitce. Jej szczegółowy opis i perypetie znaleźć można w Pamiętnikach. Do zakładu jekateryńskiego przybył 22 sierpnia 1844 roku, czyli odległość ok. 4 050 wiorst przebyto w 23 dni. Katorżniczą pracę przydzielono mu w gorzelni, za co dostawał na miesiąc trzy ruble asygnacyjne (równowartość trzech franków) i 80 funtów nieprzesianej mąki żytniej, czyli dwa pudy. Z kolei na stanowisku pomocnika naczelnika biura dzierżawców zarabiał miesięcznie 10 rubli asygnacyjnych. 

tom 2, s. 133.

Rufin Piotrowski opisywał życie codzienne na Syberii; podział administracyjny; różnorodność nacji, języków i religii; działalność poczty; prezentował losy towarzyszy katorgi, miejscowości, w której przyszło mu żyć, zwyczaje, mieszkańców, wykonywane prace; przedstawiał handel, przemysł, rolnictwo. Dokonywał również charakterystyki zesłańców na Syberie wyszczególniając grupy. 

Piotrowski zdecydowany był na ucieczkę, zbierał więc wiadomości o Syberii, zaznajamiał się z jej geografią, gospodarka i historią. Plan swej ucieczki (po dwukrotnych wcześniejszych usiłowaniach) doprowadził do skutku z początkiem lutego 1846 roku. Przemieszczał się w stronę Archangielska, ukrywał pod przybranymi nazwiskami, zatrudniał do małych prac, korzystał z życzliwości ludzkiej.  Z Archangielska przez Petersburg, Rygę, Mitawę, Kurlandię przedostał się do Królewca, gdzie został aresztowany. Posądzony o udział w wielkopolskim spisku Ludwika Mierosławskiego, wolał się przyznać, kim był w rzeczywistości. Napisał z więzienia po kryjomu list do hrabiego von Eulenburga, najwyższego dostojnika w Królewcu. Kupiec Kamke dostał pozwolenie, by poręczył za Piotrowskiego. Po zwolnieniu ukrywał się dzięki Kamke, a następnie dostał listy polecające do Gdańska. Zaopatrzony w pieniądze i dalsze rekomendacje dotarł do Szczecina. Potem przez Berlin i Lipsk przedostał się do Frankfurtu, a 22 października 1846 roku był już w Paryżu (wyjechał z niego 9 stycznia 1843 roku).


Pamiętniki Rufina Piotrowskiego to niemal gotowy scenariusz na film fabularny: spiski, zdrady, aresztowania, ucieczki. Książki nie zdołałam jeszcze przeczytać w całości, a jedynie w jej fragmentach, które układają się w niesamowitą opowieść. Nie ma chyba jednak lepszego dnia niż dzisiejszy na zaprezentowanie tych tomów. Fascynujący jest styl Rufina Piotrowskiego, pełen odpowiedniego tonu, elokwencji i elegancji. W równym stopniu potrafił pisać kunsztownie o zmianach zachodzących w pogodzie, o obserwowanym krajobrazie czy mieszkańcach danych miejscowości. Pisał o miotających nim uczuciach i wrażeniach. Niejednokrotnie podkreślał, że ufność pokładał w Bogu i jego głęboka wiara stała się źródłem jego ocalenia. Bardzo zachęcam do zapoznania się z Pamiętnikami Rufina Piotrowskiego. 



Rufin Piotrowski, Pamiętniki z pobytu na Syberii, wydawnictwo Zysk i S-ka, Tom 1 i 2, oprawa twarda, stron: t. 1- 438, t. 2- 500.