29 sierpnia 2013

Susan May Warren, Długo i szczęśliwie.

Długo i szczęśliwie to powieść otwierająca serię Miasteczko Deep Haven autorstwa Susan May Warren. Jest to jej pierwsza powieść, która została wydana i która szybko została okrzyknięta książką roku przez American Fiction Christian Writers. Fabuła dzieje się w małym miasteczku Deep Haven w Minnesocie (istnieje rzeczywiście, tylko pisane jest jako Deephaven) położonego na brzegach Jeziora Górnego. To tu przybywa Mona Reynolds wraz ze swoja przyjaciółka Lisą, aby spełnić swoje marzenia. Planując otworzyć Księgarnię i Kawiarnię Na Progu Nieba, kupuje stary dziewiętnastowieczny dom, który jednak wymaga solidnego remontu. Oczywiście samiutkie kobiety sobie nieporadną, więc Mona zatrudnia przystojnego, acz tajemniczego złotego rączkę Joe Michaelsa. Mimo ciekawości Mona, nie stara się o nic pytać, a Joemu jak najbardziej to pasuje. Mimo to, podobne upodobania, spojrzenie na pewne kwestie, a przede wszystkim napotykane przez Monę trudności w realizacji marzeń, zbliżają tych dwoje. 

Niewątpliwie jest to romans, niewątpliwie jest to powieść o spełnianiu marzeń, niewątpliwie jest to fabuła kojarząca się z bajką i niewątpliwie Susan May Warren jest osobą bardzo religijną ( i z tego, co zaobserwowałam na jej stronie bardzo sympatyczną). Powiedziałabym nawet, że pisanie powieści to dla niej w pewnym sensie misja, co zresztą potwierdzają słowa Autorki znalezione na końcu książki. Żeby było jasne, nie przeszkadzają mi absolutnie w książkach nawiązania do religii i Boga, nawet to lubię, sama jestem osobą wierzącą, tyle tylko, w jaki sposób to jest przekazywane to już jest inny aspekt mojego spojrzenia. Niestety jak dla mnie Susan May Warren ma bardzo dobre intencje, czuje się to, ale jakość wykonanie stoi już na miernym poziomie. Być może jest to wina topornego tłumaczenia fragmentów dotyczących wzmianek o wierze. Nie wiem. Niemniej, wszystko było dobrze, ale gdy dotarłam do strony gdzieś osiemdziesiątej, czekało mnie wielkie zaskoczenie. Bohaterowie w rozmowach cytują dosłownie Biblię wraz ze wskazaniami np. – List do Rzymian 8,28: „Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru” /s. 81-82/.  Zdarza się to parokrotnie. Po chwilach zastanowienia zdałam sobie jednak sprawę, że to przecież USA, istnieją szkółki niedzielne, a do znajomości Biblii i to właśnie z taką mocą, chrześcijanie przywiązują wielką wagę. Nota bene jak ktoś się dobrze przyjrzy to na okładce otwartą książką jest właśnie Biblia. Niemniej czasami miałam wrażenie, że fragmenty tekstu powieści można byłoby spokojnie przyrównać do kościelnego kazania. Trochę to dla mnie było sztuczne, zbyt patetyczne i przede wszystkim czułam wzniosłe emocje piszącej te słowa. Choć jak dowiedziałam się na stronie Autorki, pisze ona głównie powieści właśnie chrześcijańskie. To widocznie cecha jej książek, więc tak teraz myślę, że w ogóle nie powinnam się tego czepiać. Poza tym pamiętać powinnam, że jest to w ogóle pierwsza powieść Susan Way Warren, w której być może Autorka pokazuje swój talent dopiero od strony nieoszlifowanego diamentu. Czekam więc z niecierpliwością na kolejne powieści z tej serii wydane nakładem wydawnictwa Repliki, które widnieją już w zapowiedziach (Na całe życie, Idealna para)

Za to bardzo rozumiem intencje Autorki. W konwencji bajkowego romansu Susan May Warren dokonała analizy potrzeb przebaczenia wobec wyrządzonych krzywd drugiemu człowiekowi, ale również i przebaczenia samemu sobie. Często, bowiem w sercu nosimy dławiący nas przez lata ból, a wewnętrzne rozdarcie i cierpienie nie daje absolutnie ukojenia. Słowo „wybaczam ci” często używane jest na kartach powieści. Z drugiej strony Susan May Warren zastanawia się jak powinien postępować chrześcijanin, aby to, co przeczyta w Biblii, mógł przetransponować do swojego życia. Pokazuje, że jest to tak samo trudne, jak i z drugiej strony łatwe. 

Niemniej lubię romanse, nawet te bajkowe, pełne ciepła i pozytywnych emocji, więc mimo wszystko historia Mony i Joego mnie wciągnęła. Poza tym tego rodzaju książek, gdzie w fabule otwarcie przemycane są wartości chrześcijańskie jest niestety mało i niezbyt wielu ludzi przyznaje się w ogóle do tego, że czyta książki religijne czy też z podtekstem religijnym. Zapewniam, że na moich półkach znajdują się i takowe, a mimo zaskoczenia, o którym pisałam powyżej, donoszę, że z przyjemnością przeczytałam omawiana pozycję.
 


Susan May Warren, Długo i szczęśliwie, wydawnictwo Replika, wydanie 2013, seria: Miasteczko Deep Haven, przekład: Anna Pochłódka-Wątorek, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 348.

28 sierpnia 2013

Marek Zagańczyk, Cyprysy i topole.

Cyprysy i topole to zbiór esejów autorstwa Marka Zagańczyka, które mogą stać się nieodłączną lekturą zwłaszcza dla tych, którzy podróżują na Południe lub Północ Europy. Nie są to, więc miejsca, które oblegają turyści, ale raczej chodzi tu o te oddalone od ich powszednich szlaków, gdzie można odnaleźć i zatopić się w ciszy i to w niej podziwiać to, co mam nam do zaproponowania okolica. Warto jednak od razu podkreślić, że motywem przewodnim wycieczek, jakie odbył Autor są przede wszystkim jego fascynacje literackie. Czytelnik spotka, więc na kartach tej niewielkiej książeczki nawiązania do twórczości i życia między innymi Herberta, Muratowa, Tarkowskiego, Iwaszkiewicza, Miłosza, Kapuścińskiego, Stempowskiego, Chatwina, Elizabeth von Arnim, Iłłakiewiczówny, Jeleńskiego. 

W przypadku pierwszego kierunku chodzi o Włochy. Marek Zagańczyk zagląda do Asolo, gdzie przez jakiś czas przebywała między innymi Freya Stark, pierwsza kobieta samotnie podróżująca i poznająca świat arabski Bliskiego Wschodu oraz gdzie mieszkał Robert Browning. Autor zagląda też do Castiglione Olona, gdzie podziwia freski Masolina. Z kolei w San Leonardo al Lago odwiedza toskańskie opactwo. Klasztor jest również celem podróży Autora w Torri, a etruski grobowiec w pobliżu Sarteano, a nieopodal Florencji odwiedza wieżę, w której niegdyś pracował Bruce Chatwin.

Drugim kierunkiem jest Północ. Wraz z Markiem Zagańczykiem mamy możliwość zajrzeć do wsi Rzędziny na Pomorzu Zachodnim, gdzie mieszkała Elizabeth von Arnim i gdzie został stworzony jeden z najpiękniejszych ogrodów. Na zaproszenie gospodyni przez jakiś czas, jako nauczyciel młodych hrabianek przebywał Forster. Z kolei w Byszewach, jako nauczyciel przez pewien czas pracował Jarosław Iwaszkiewicz. 

To książka pełna zadumy, melancholii, odniesień do literatury i sztuki. Nie ma tu żadnego pośpiechu ani w zwiedzaniu ani w pisaniu. Marek Zagańczyk w kilkunastu krótkich esejach dzieli się swoimi refleksjami w sposób prosty i naturalny, a nade wszystko pisze, aby utrwalić chwile i radość płynącą z obcowania z tym, co napotkał wokół. Dodatkowo odwołuje się do wspomnień i zapisków swoich literackich poprzedników. W sposób plastyczny i barwny oddaje opisy przyrody, krajobrazów, cywilizacyjnych osiągnięć. To książka ciepła, ale przede wszystkim piękna i pełna harmonii.   
 


Marek Zagańczyk, Cyprysy i topole, wydawnictwo: Zeszyty Literackie, wydanie 2012, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 106.

26 sierpnia 2013

Lisa Wingate, Jezioro szczęścia.

Pisałam Wam już parokrotnie, że podobają mi się książki, w których akcja zawężona praktycznie do jednego miejsca i tylko do kilku bohaterów. Przepraszam, powtarzam się, ale to również tyczy się powieści Jezioro szczęścia autorstwa Lisy Wingate. Obok tego, kolejnym atutem tejże książki jest to, że nie ma w niej pośpiechu, Autorka powoli buduje napięcie. Niby wszystko jest dobrze, wydarzenia idą prawidłowym torem, ale w pewnym momencie czytelnik czuje po skorą, że coś niedobrego jeszcze będzie miało miejsce. Znakomitym zabiegiem okazało opowiedzenie historii z punktu widzenia dwóch osób. Chodzi o trzydziestoośmioletnią Andreę Henderson i mniej więcej w tym samym wieku Marta McClendona. Nie chodzi tu jednak o to, że poznajemy te same ujęcia, ale z innej perspektywy. Wcale nie. Opowieść Marta jest kontynuacją opowieści Andrei, a po niej znów do głosu dochodzi Mart. Tak się dzieje naprzemiennie poprzez zastosowanie podziału na rozdziały. Czytelnik poznaje ich myśli, uczucia, skrywane problemy, wątpliwości, obawy.  Ogólnie świetnie to wyszło. To też książka, w której Autorka z szacunkiem i wyczuciem pokazuje stronę wiary człowieka w Boga.

Jezioro szczęścia jest pierwszą powieścią Lisy Wingate, która została wydana w Polsce i jednocześnie pierwszą, która rozpoczyna cykl Moses Lake.  To senne, nadbrzeżne miasteczko w Teksasie, do którego po rozwodzie z mężem wróciła wraz z synem Andrea Henderson. To jej rodzinne okolice, w których mieszkają jej rodzice i siostra Meg z rodziną. To oni okazali się dla niej niewątpliwym wsparciem w trudnych chwilach po rozczarowaniu, jaki przyniósł szesnastoletni związek z Karlem. Wraz z synem zamieszkała w domku należącym do jej rodziców, a leżącym bezpośrednio nad jeziorem i rozpoczęła pracę w Służbach Ochrony Dziecka, która polegała na kontroli sytuacji dzieci zamieszkujących po drugiej stronie jeziora. Już pierwszego dnia nie dość, że ubrała się nieodpowiednio, to złapała gumę i a na niebezpiecznym odcinku drogi jedynym samochodem okazała się ciężarówka z podejrzanym typem w środku i małą, umorusaną dziewczynką siedzącą po stronie pasażera. W dodatku jej czternastolatek wpadł w niebagatelne kłopoty, a rankiem wizytę w domu złożył strażnik łowiecki Mart McClendon. Mimo mało sprzyjających okoliczności poznania, to Mart pomoże Andrei bliżej poznać nieznajomego z ciężarówki i rozwikłać sprawę dziewczynki.

Powieść jest pełna uroku, ale i rzeczywistości. To chyba dzięki plastycznym, żywym opisom przyrody oraz znakomicie przyciągającej uwagę czytelnika fabule. Lisa Wingate to kolejna Autorka, która należy do tej grupy pisarzy, którzy potrafią skromnymi środkami wyrazu pokazać rodzące się między dwojgiem ludzi uczucie.  Rzadka to obecnie przypadłość, bo znaczna większość autorów, miłość łączy jedynie z seksem. Tu emocje wibrują, ale Autorka nie mówi o wszystkim wprost, skupia się na myślach i odczuciach Andrei i Mata. W powieści znakomicie ujęty został również wątek Lena, samotnika, weterana wojny w Wietnamie, którego mieszkańcy darzą szacunkiem, ale z powodu mało humanitarnego prowadzenia się unikają jak mogą, i połączony z nim wątek małej Bridie. Jeżeli chcielibyśmy się szczegółowo doszukiwać tematów poruszonych w powieści to jest ich mnóstwo: rodzinna tragedia, o której nie można ot tak sobie zapomnieć; samotne macierzyństwo; okres buntu nastolatka; trudne relacje rodziców z dzieckiem po rozwodzie; problemy dzieci wychowywanych przez nieodpowiedzialnych rodziców. Trzeba również napisać, że to książka również o mieszkańcach miasteczka Moses Lake, którzy potrafią się wpierać, pomagać i jednoczyć w trudnych chwilach. 

To dobra książka, która potrafi zmobilizować nasz umysł do myślenia o takich sprawach, które w codziennym biegu stały się mało ważne i powszednie. Czytelnik znajdzie w powieści wiele mądrych zdań. Nie dość, że przed każdym rozdziałem umieszczony jest cytat pochodzący z napisów pozostawionych w miejscowym barze (np.: Wiedza przychodzi szybko, ale mądrość zawsze marudzi. Alfred Tennyson /s. 128/);, to jeszcze w ich treści, można wychwycić życiowe prawdy (np.; Przestań patrzeć w przeszłość. Przestań spoglądać do tyłu, Przestań. Rozejrzyj się wkoło. /s. 260/).  
 


Lisa Wingate,  Jezioro szczęścia, wydawnictwo Replika, sierpień 2013, tytuł oryginału: Larkspur Cove, przekład: Katarzyna Karpińska, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 372.

22 sierpnia 2013

Dodie Smith, Zdobywam zamek.

Czytając pierwsze strony powieści Zdobywam Zamek autorstwa Dorothy Gladys Smith (1896 -1990) miałam wrażenie, że fabuła mi coś przypomina i na pewno miałam z nią styczność. Nie myliłam się, bowiem wkrótce zapaliła się żarówka, że ależ tak, oglądałam film na motywach tejże książki i to parokrotnie! To Nie oddam zamku (I Capture the Castle) z roku 2003 w reżyserii Tima Fywell, w którym rola Cassandry została powierzona aktorce Romoli Garai. Swoją droga film bardzo urzekający, klimatyczny i co najważniejsze trzymający się fabuły powieści. Warto obejrzeć. Acz nie o filmie mi tu należy pisać, a o książce. 
 
Fabuła powieści Zdobywam Zamek osadzona jest latach 30. XX wieku, a akcja dzieje się na angielskiej prowincji i w Londynie. Książka ma formę pamiętnika pisanego na przestrzeni paru miesięcy przez siedemnastoletnią Cassandrę Mortmain, siostrę dwudziestojednoletniej Rosy i piętnastoletniego Thomasa i córki pisarza Jamesa Mortmain. Jak sama nasza narratorka zaznacza, pisze po to, aby ćwiczyć świeżo poznaną metodę stenografowania, a częściowo po to, by uczyć się, jak pisać powieść. Przeto postanawia opisać wszystkie osoby i przytoczyć rozmowy. Wraz z drugą żoną ojca, dwudziestodziewięcioletnią Topaz, rodzina mieszka w starym domu powstałym jeszcze w czasach Karola II, który został dobudowany do pozostałości czternastowiecznego zamku, zburzonego przez Cromwella. Warto od razu wspomnieć, że mieszka z nimi od małego osiemnastoletni Stephen, którego matka była niegdyś tu pokojówką. Zachowały się dwie wieże: wartowania, którą jako pracowanie upodobał sobie ojciec Cassandry oraz wieża Belmotte, stojąca nadal na wzgórzu. Posiadłość została wydzierżawiona przez Jamesa na czterdzieści lat nieopodal Godsend w czasach, gdy jeszcze żył a mama Cassandry i Rose i kiedy James odnosił sukcesy finansowe na fali pierwszej i jak dotąd jedynej swej książki. Od tamtej pory, James usilnie, acz bez widocznego rezultatu, pracuje nad kolejna powieścią. Wraz z upływem lat rodzina traciła swoje podstawy finansowe, wszystko, co tylko, było wartościowe, zostało z domu wyprzedane, a dzierżawa już dawno nie była opłacana. Co tu kryć, żyli właściwie w skrajnej biedzie, oszczędzając dosłownie na wszystkim: jedzeniu, herbacie, ubraniach, ogrzewaniu. Tej biedy nienawidziła Rose, toteż, gdy na horyzoncie pojawili się dziedziczący zamek i posiadłość w Scoatney, Cottonowie, postanowiła wykorzystać swoją szansę na wyrwanie się z niej i dodatkowo pomóc rodzinie. Postanawia więc zagiąć parol na jednego z młodych mężczyzn i rozkochać go w sobie. Dziedzicem właściwie był spokojniejszy, acz z cudaczną brodą Simon, bo młodszy buńczuczny Neil nie otrzymał nic. Przybycie Cottonów miało wpływ zresztą nie tylko na Rose, ale również na pozostałych mieszkańców zamku, nie wyłączając z tego Cassandry. 

Uwielbiam książki, gdzie akcja rozgrywa się jedynie w paru miejscach, a ilość bohaterów jest ograniczona do minimum. W dodatku mamy tu literackie odniesienia w tekście. Gratka nie lada, jak dla mnie klasyka (powieść została wydana w 1948 roku). Dorothy Gladys Smith potrafiła w znakomity, świeży sposób, połączyć historie rodziny Mortmainów i Cottonów, nacechowanej niekiedy dyskusjami, kłótniami, ale przede wszystkim emocjami przynoszącymi niespodzianki. To powieść o gonitwie za marzeniami, uczuciach i poświęceniu, które nie zawsze jest trafnym życiowym wyborem. Poza tym Autorka we wspaniały sposób odmalowała angielską rzeczywistość lat 30. XX wieku. 

Treść powieści utrzymana jest w starym, klimatycznym stylu. Dziś się już tak niestety nie pisze, tak nie opowiada, a szkoda. Moim zdaniem to doskonała lektura, pełna dowcipnych spostrzeżeń i błyskotliwych pamiętnikarskich zapisków.  


Dodie Smith, Zdobywam zamek, wydawnictwo Świat Książki, sierpień 2013, przekład Magdalena Mierowska, okładka miękka ze skrzydełkami,  stron 352.

20 sierpnia 2013

Edith Wharton, Stara panna.



Stara panna Edith Wharton (1862-1937) napisana w roku 1924 traktowana jest raczej, jako opowiadanie. Szkoda jednak, że Autorka nie pokusiła się o rozwinięcie powziętych w niej wątków, być może fabuła byłaby wtedy o wiele ciekawsza i bardziej z podtekstem szukania psychologicznych stron osobowości zarysowanych postaci.  Co prawda mylą się jednak ci, którzy uważają, że jest to książka nudna do szpiku kości, przegadana i przewidywalna. Jak zawsze jest jednak drugie dno. Doszukać się w tym możemy analizy zjawisk poświęcenia w imię sprawy, wyrzeczenia oraz życia w zamkniętych klasowych elitach według przyjętych konwenansów. 

Akcja Starej panny rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, w Nowym Jorku, osadzona została w klimacie XIX wieku i rozgrywa się na przestrzeni kilkunastu lat. Elitę tutejszego społeczeństwa stanowi zamknięte grono rodzin arystokratycznych, w obrębie, których zawierane są małżeństwa i które żyje według określonych zasad. Kobieta w chwili ślubu ma być czysta, cnotliwa i niewinna oraz zdrowa. Mężczyźnie oczywiście wolno jak najbardziej wyhasać się za kawalerskich czasów i ponosić być może konsekwencje swoich szaleństw. Za kilka dni ma się odbyć ślub Charlotty Lovell z jednym z Ralstonów. Przyszła panna młoda niespodziewanie składa wizytę swojej kuzynce Delii Ralston. Powierza jej swoją skrywaną tajemnicę, która zaważy na przyszłości obydwu kobiet. Jak można się domyślić w konsekwencji tej wizyty Charlotta nie wyjdzie za mąż, mimo, że bardzo tego pragnie i chce żyć jak wszystkie. Musi jednak ponieść konsekwencje dawnych decyzji w imię namiętności. Poświęca się dla córki Tiny, którą w ówczesnym świecie konwenansów nie może sama wychowywać.

Tyle bólu, niezawinionego cierpienia i zazdrości w tej książce. Mowa też jest o hipokryzji. Przykładowo Delia, która na początku nieco się buntowała i wprowadzała swoje zasady do domowego ogniska, z biegiem lat zaczęła żyć według starych reguł rodziny Ralstonów. 

Stara panna choć jest książką krótką, pozostawiająca niedosyt, to jednak jest pełna emocji. Warto przeczytać.


Edith Wharton, Stara panna, wydawnictwo Książka i Wiedza, wydanie 1978, seria: Koliber, okładka miękka, stron 120.