30 września 2014

Elizabeth Cooke, Tajemnice Rutherford Park.



To chyba trzecia książka, jaką czytałam w ostatnim czasie, której okładka jest sygnowana wielkim hasłem, że jest ona dla wszystkich miłośników serialu Downton Abbey. Trzecia i moim zdaniem najbliższa prawdzie tego zdania.  Niektóre elementy, bowiem bezsprzecznie zgadzają się. Mamy tu wielką rodową siedzibę, rodzinę w utartym arystokratycznym gorsecie oraz rok 1914. Faktycznie akcja rozgrywa się od Bożego Narodzenia 1913 roku do sierpnia 1914 roku, kiedy na kontynencie mamy już do czynienia z konfliktem zbrojnym. Wydarzenia historyczne tak jak zabójstwo arcyksięcia w Sarajewie 28 czerwca 1914 roku, konflikt na Bałkanach, stanowiska dyplomatyczne poszczególnych państw i w końcu wybuch wielkiej wojny 28 lipca 1914 roku, są oczywiście wspominane i wykorzystane pod stworzenie odpowiedniego tła w książce. Ba, mający nastąpić konflikt zbrojny jest wielokrotnie przyrównywany przez bohaterów książki z wojnami burskimi z lat 1880-1881 oraz 1899-1902 w Transwalu i Oranii. Tyle tylko, że w wojnach burskich chodziło o opanowanie złóż diamentów i złota, a w konflikcie, który miał nastąpić i przerażał rozmiarem ludzi, chodziło o zdobycie pozycji mocarstwowej przez Niemcy.  W powieści autorka wielokrotnie poprzez bohaterów podkreśla, że będzie to wojna na wielką skalę, która będzie toczona na morzach, na lądzie i w powietrzu. 

Przestworzami i lataniem zresztą szczególnie zainteresowany był syn lorda Williama Cavendisha i lady Octavii Cavendish, niespełna dwudziestoletni Harry. Jako jedyny potomek w linii męskiej, był wychowywany na dziedzica majątku i przejęcia tytułu po ojcu. Tylko młody Harry nie za bardzo chciał, aby dyktowano mu, co ma robić w życiu. Wolał się bawić, zdobywać świat, kochać kobiety. Cóż, pech sprawił, że upodobał sobie pokojówkę w majątku, niewinną Emily. Za podszeptem swoich kolegów z Oksfordu postanowił jednak zakończyć ów romansik właśnie w Boże Narodzenie. Konsekwencje tego czynu, będą na Harrym ciążyły, jak się domyślam, do końca życia. 


Boże Narodzenie nie jest, co prawda świętem, w którym należy rozwiązywać czy odkrywać rodzinne tajemnice. Jednak dla Octavii te święta 1913 roku mają szczególny wymiar. Odkrywa, bowiem coś, co mąż przed nią zataił. W dodatku w marcu 1914 roku, gdy wraz z córkami Louisą i Charlotte przebywała w Londynie, niespodziewanie zjawił się u niej młodzieniec zdradzający kolejne szczegóły z życia jej męża. Octavia zdaje sobie sprawę, że jej małżeństwo nie jest takie, jakie powinno być, a ona żyje jedynie według arystokratycznych nakazów i zakazów. Kiedy więc powraca do majątku, a na jej drodze pojawia się przystojny John Gould, lady Cavendish postanawia zmienić oblicze swojego życia. Czy jednak tak łatwo pozostawić za sobą wszystkich i wszystko? Jest też jeszcze sprawa Louisy, która również nie należy do łatwych w rozwiązaniu. 

Tajemnice Rutherford  Park to nie tylko powieść o rodzinie Cavendish’ów. Oprócz jej perypetii poznajemy życie i pracę służby, ludzi zatrudnionych w majątku: Emily, Mary, Nash, pani Carlisle, pan Bradfield, Harrison, Jack Armitage, pani Jocelyn. Każdy z nich ma swoje życie, problemy i swoje niespełnione marzenia. Jest też oczywiście praca, którą należy wykonywać skrupulatnie i wzorowo. Przede wszystkim powinno jednak się być niewidzialnym dla rodziny, jakby miało się poczucie tego, że ów wielki stary moloch funkcjonuje bez rzeszy ludzi. Emily drży, gdy spotyka lady Cavendish na korytarzu. Pamiętać również trzeba, że w służbie również obowiązywała hierarchia. Przykładowo zwykła pokojówka nie mogła się zwracać bez pośrednio do pokojówki pani. W ogóle plastyczne opisy i wspaniale stworzony klimat epoki składają się na świetnie wykreowaną fabułę.


Rodzina Cavendish’ów  żyje według skostniałych arystokratycznych zasad i tradycji. Ważna jest przeszłość, którą się starannie kultywuje. Nie pozwala się na nowoczesność i zmiany. William boi się zamontować telefony poza biblioteką, w innych pomieszczeniach i nie wierzy też w przyszłość lotnictwa. Z kolei samochody są tu postrzegane jako jedynie fanaberia mężczyzn. Tło obyczajowe jest tu przez autorkę bardzo trafnie określone. Miejsce kobiety jest przy mężu, a jej postawa powinna być uległa i potulna. Kobiety nie brały udziału w dyskusjach, wobec tego nie orientowały się, co też dzieje się w polityce. Można wręcz powiedzieć, że były informowane o wszystkim ostatnie. Liczył się jedynie ich wielkość ich majątku wniesionego poprzez małżeństwo, którym zresztą i tak nie mogły rozporządzać. Louisa upadnie moralnie poprzez swój występek, a Harry okryje rodziną hańbą, chociaż ojcu przysięgnie na honor. Właśnie, gdzie w tym wszystkim jest poczucie szczęścia? Czy jest dla niego miejsce, czy czasem nie wszystko już jest stracone? Czy można odbudować coś z ruin? 

Nic, tylko pozostaje Wam przeczytać:) Moje klimaty, więc dodawać nic już nie będę.
 



Elizabeth Cooke, Tajemnice Rutherford Park, wydawnictwo Marginesy, wydanie 2014, przełożyła Katarzyna Rosłan, cykl: Rutherford Park, TOM 1, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 366.

29 września 2014

Aleksandra Polewska, Trzecie urodziny prosiaczka.


To już trzecia książeczka z kolei napisana i zilustrowana przez Aleksandrę Woldańską-Płocińską. Konsekwencja w przygodach małego prosiaczka jest nadal i po Pierwszych urodzinach prosiaczka były oczywiście Drugie urodziny prosiaczka i czas nastał na Trzecie urodziny prosiaczka. Książeczki zachowały podobny kształt i twarda oprawę, ale o ile pierwsza i druga cześć miała wszystkie strony ksiąskie kartonowe, o tyle trzecia książeczka została wydana już na normalnych, tyle, że grubszych stronach. Od razu wspomnę jeszcze o jednej różnicy. W pierwszej i drugiej części mamy do czynienia z krótkimi tekstami, w których właściwie każda linijka zaznaczona była odmienną czcionką. Teraz tekstu jest więcej, a jedynie niektóre jego partie zaznaczono większą czcionką. No cóż, prosiaczek rośnie, wewnętrznie dorasta, zdobywa doświadczenia i jest coraz śmielszy. Widać, że wraz z prosiaczkiem rozwijają się również książeczki zarówno w warstwie fabularnej jak i ilustracyjnej, choć podstawowy styl został w tym ostatnim przypadku zachowany. Widać, że autorka nie wymyśla czegoś na siłę, a prosiaczek nie zmienia radykalnie swojego wyglądu. Poza tym na uwagę zasługuje użycie klasycznych, prostych kolorów i kształtów, bez zbędnego kombinowania.



Z okazji swoich trzecich urodzin prosiaczek wybrał się do ZOO, gdzie otrzymuje tajemniczy i zaczarowany bilet. Poznaje mnóstwo zwierząt i przeżywa niebagatelne przygody. 




Szczerze powiem, że dwie pierwsze książki do dziś cieszą się powodzeniem u mojego trzylatka. Nie wiem jak to będzie z trzecią częścią. Na razie się skutecznie oswajamy:)
 



Aleksandra Polewska, Trzecie urodziny prosiaczka, wydawnictwo Czerwony konik, wydanie 2014, lustrator Aleksandra Woldańska-Płocińska, oprawa twarda, kategoria wiekowa 3+, stron 64.

27 września 2014

Jo Baker, Dworek Longbourn.



Zapewne znacie Dumę i uprzedzenie Jane Austen. Jeśli jednak odpowiedź jest przecząca, to radzę przed przeczytaniem powieści Jo Baker Dworek Longbourn jak najszybciej nadrobić zaległości. Współczesna nam pisarka Jo Baker przenosi, bowiem czytelnika do początku XIX wieku i akcja jej powieści toczy się niemal tym samym torem, co powieść Jane Austen. Czytelnik ma, co prawda sposobność powtórzyć sobie znane już fakty z życia rodzinny Bennetów, ale Jo Baker w powieści dopowiada to, czego nie ma u Jane Austen. Znane już wydarzenia opowiedziane są również z użyciem zupełnie odmiennej perspektywy, która obiektywnie rzecz ujmując ma znaczenie. Autorka dopowiada również wydarzenia wcześniejsze i wychodzi poza szczęśliwe zakończenie powieści Jane Austen. Bohaterowie Jo Baker należą do drugiego świata, tego, który w obliczu zamożnych i szlacheckich rodzin, powinien być niewidzialny. Cóż, świat w powieści Jane Austen przedstawiany jest z punktu rodziny Bennetów i sobie im równych. Natomiast w powieści Jo Baker poznajemy wydarzenia z ujęcia widzianego przez służbę. Nie jest już jednak tak kolorowo i wdzięcznie. 

tuż przed rozpakowaniem

Dziś lepiej nam myśleć, że gdybyśmy żyli w XIX wieku, to na pewno urodzilibyśmy się w rodzinie z arystokratycznym nazwiskiem i odpowiednim majątkiem. Dzień spędzalibyśmy na herbatkach, plotkowaniu, nic niewnoszących robótkach, zamartwianiu się o rzeczy miałkie, a wieczory zapewne na balach i wieczorkach muzycznych. Celem każdej z młodych kobiet byłoby wyjść dobrze za mąż. Nikt z nas nie chce myśleć, że moglibyśmy usługiwać i żyć na łasce takich właśnie osób.  To rzeczywiście była ciężka praca. Jo Baker mocno podkreśla ów codzienny niewidoczny dla państwa znój. Tych na górze drabiny społecznej zupełnie, bowiem nie interesowało, w jaki sposób zostaną wyprane suknie z błota i plam; co się dzieje z płótnami z krwią miesięczną; o której trzeba było wstać, aby rozpalić w kominkach i przynieść odpowiednią ilość wody; co działo się z nieczystościami w nocnikach pozostawionymi pod łóżkiem; na co musiano się narażać, aby chociażby dostarczyć listy; jak przygotowywano posiłki i dlaczego przyjazd gości oznaczał dla służby podwójny trud. Autorka pokazuje również, że prośby osób, które były wiele lat na służbie u tej samej rodziny, nie były przez państwo wysłuchiwane. To one miały słuchać i wykonywać polecenia. Mało zwracano uwagę na ich życie i potrzeby. To nic, że dłonie były odmrożone, skóra i pęcherze pękały, ale praca zawsze musiała być wykonana na czas.  Służba wstawała najwcześniej i kładła się najpóźniej. I oczywiście podczas wykonywania poleceń musiała być niewidzialna.

okładka książki od strony wewnętrznej

Kim są? Autorka przyznaje, że pozwoliła nadać imiona tym, którzy niejasno zostali określeni w powieści Jane Austen. Chodzi o kamerdynera, lokaja i druga pokojówkę. Z kolei Pani Hill otrzymała rolę kucharki i gospodyni. Zaznacza również, że w Dumie i uprzedzeniu lokaj pojawia się jedynie raz, kiedy przynosi list do Jane. W powieści Dworek Longbourn obok pierwszej pokojówki Sary, drugiej pokojówki młodziutkiej, naiwnej i jeszcze trzpiotowatej Polly, pani Hill i pana Hill, tajemniczy acz przystojny James Smith odgrywa jedną z głównych ról. Jego pojawienie się w Longbourn staje się początkiem fabuły powieści, choć jak zaznaczyłam wcześniej, autorka opisuje również wcześniejsze losy bohaterów. Dla Sary jego zatrudnienie w Longbourn staje się powodem do niejednej irytacji. Z drugiej strony w majątku Netherfiled wraz z rodziną Bingley’ów, pojawia się lokaj, Mulat Ptolemy Bingley. Wymiana listów między rodzinami staje się przyczyną zbliżenia Ptolemy’ego do Sary. Dziewczyna jednak tak do końca nie jest pewna, czego pragnie. Jej uczucia będą dla niej samej niespodzianką. Z kolei pani Hill tworzy wizerunek kobiety stanowczej i silnej, acz wnętrze ma ciepłe i dobre, a w swoim życiu przeżyła niejedno. 


Jo Baker nakreśliła obraz, który stał się niejako uzupełnieniem powieści Jane Austen. W dość interesujący sposób nakreśliła życie służby i określiła granice między nią a rodziną, u której była zatrudniona. Wyraźnie poprzez niektóre elementy, których powstydziłaby się z pewnością Jane Austen, jest jednak widoczne, że powieść jest pisana współcześnie. Niemniej powieść czyta się z przyjemnością, a nagromadzone wątki mają jasno wytyczone tory.

Warto nadmienić, że książka otrzymała klimatyczną, w pastelowych odcieniach oprawę graficzną. Poza tym skrzętnie odnotowuję fakt, że od lat nie dostałam tak wspaniale opakowanej książki od wydawnictwa.
 



Jo Baker, Dworek Longbourn, wydawnictwo Czwarta strona, wydanie 2014, przeklad Agnieszka Brodzik, oprawa usztywniana, stron 392.

STRONA AUTORKI

* dla zainteresowanych - na stronie wydawnictwa Czwarta strona jest odnośnik do fragmentu książki ("Zajrzyj do środka")

21 września 2014

Jessie Burton, Miniaturzystka.



Holandia, Amsterdam, II połowa XVII wieku, a jeszcze dokładniej połowa października 1686 – pierwsza połowa stycznia 1687 roku. To w tym czasie, bowiem Jessie Burton umieściła fabułę swojej debiutanckiej powieści. Pewnego październikowego dnia do Amsterdamu przybywa osiemnastoletnia Petronella Oortman. Zaledwie miesiąc wcześniej poślubiła amsterdamskiego kupca i zgodnie z umową teraz pojawia się przed drzwiami jego domu. Zamiast wyczekiwanego męża w holu domu zjawia się jego siostra, chłodna i stanowcza Marin. Kiedy natomiast po podróży w domu zjawia się Johannes Brandt, spotkanie młodych małżonków jest znacznie chłodniejsze niż oczekiwała Nella. Dziewczyna pouczona przez matkę, jakie są powinności żony i czego powinna spodziewać się ze strony męża, gotowa jest na spełnienie obowiązku małżeńskiego. Mąż jednak nie nadchodzi, co więcej nie zjawia się u niej w sypialni przez kolejne noce, a jego zachowanie daleko odbiega od tego, na jaki Nella była przygotowana. 

Pierwsze dni w nowym domu, są dla Nelli trudne. Mimo tego, że dziewczyna zostaje żoną Brandta, realną władzę w domu sprawuje Marin. To ona przegląda księgi rachunkowe i troszczy się o interesy brata. Początkowo sceptycznie na nowa żonę pana domu zapatrują się również ciemnoskóry Otto i Cornelia, służący, których jednak zachowanie bardzo zaskakuje Nellę. Wkrótce Johannes w prezencie ślubnym podaruje Nelli miniaturowy domek, właściwie zmniejszoną replikę kupieckiego domu, w którym dane było jej zamieszkać. Nella listownie zatrudnia miniaturzystę, rzemieślnika, który ma za zadanie wykonać miniaturowe rzeczy do domku. Tylko, że wraz z zamówionymi towarami, miniaturzysta dołącza jeszcze kilka mebli, które są odwzorowaniem istniejących mebli w domu Johannesa. Potem przysłane zostaną figurki mieszkańców domu i ludzi, z którymi Nella miała styczność. Dziewczyna powoli zaczyna zdawać sobie sprawę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Miniaturzysta ostrzega przed nieuchronnymi wydarzeniami z przyszłości. W dodatku zaniepokojona jest dziwnym i obezwładniającym ją zachowaniem nieznajomej kobiety spotykanej na ulicy. Wszystko to zaczyna wpływać na życie młodej mężatki i deprymować jej zachowania.

Co tak naprawdę kryje i dzieje się za drzwiami kupieckiego wytwornego domu? Wydaje się, że Jessie Burton świadomie nie używa tu słowa „tajemnice”, a Nella wielokrotnie wypowiada słowa „kłamstwa”. Dziewczyna szybko musi dorosnąć, przeistoczyć się z dziecka w kobietę (wielokrotnie podkreśla, że nie jest już dzieckiem), udźwignąć ciężar wydarzeń, jaki ją czeka. Musi też zrewidować swoje poglądy względem tego, co jej wpajano od dzieciństwa i co słyszała na kazaniach w kalwińskim kościele. 

Jessie Burton przenosi czytelnika do siedemnastowiecznego Amsterdamu, miasta kupców, giełdy, gdzie chodziło o to, aby kupować i sprzedawać z zyskiem. Podatny grunt w Holandii spotkała reformacja. Bogatym i uprzywilejowanym szczególnie przypadł do gustu kalwinizm sankcjonujący bogacenie się i osiąganie zysku z prowizji. Według surowych zasad żyje Marin, ale co tak naprawdę kryje jej maska? 

domek Petronelli Oortman, ok. 1686-ok.1710, twórca nieznany (wood, h 255.0cm × w 190cm × d 78cm)

Warto wspomnieć, że wówczas Holandia wchodziła w skład Republiki Zjednoczonych Prowincji istniejącej w latach 1579 – 1795 (składała się również z Zelandii, Fryzji, Utrechtu, Geldrii, Overijsel i Groningen). Mimo licznych wojen prowadzonych z Anglią, wiek XVII w historii Holandii określany jest złotym wiekiem. Kupcy rozpoczęli działalność kolonialną tworząc dwie spółki akcyjne: Zjednoczoną Kompanię Wschodnioindyjskiej (Verenigde Oost-Indische Compagnie – VOC) oraz Kompanię Zachodnioindyjską (West-Indische Compagnie – WIC). Do VOC należał Johannes Brandt. Zarówno bogaci jak i ubodzy fundowali sobie liczne obrazy, przedstawiające życie codzienne, widok okolicy i martwą naturę, której Nella nie znosiła. W aneksach Jessie Burton podaje, że bogaty kupiec, tak jak Johannes, zarabiał w granicach 40 tysięcy guldenów rocznie. Zupełną ciekawostką dla czytelnika, oprócz słowniczka, jest aneks podający wydatki domowe zamożnego Amsterdamczyka pod koniec XVII wieku. Przykładowo pejzażyk albo scenka z Biblii kosztowała jakieś 4 guldeny, suknia z adamaszku – 95 guldenów, domek dla lalek wyposażony w meble – około 10 tysięcy guldenów. 

Mimo, że liczba bohaterów jest niewielka, a miejsca akcji wybrane są ze szczególną dokładnością, autorka powieści potrafiła zainteresować czytelnika. Pisze surowym, powściągliwym językiem, pełnym mądrych wykładni. Cała opowieść przekazana jest zresztą w czasie teraźniejszym.

Amsterdam był w XVII wieku miastem rozwiniętym, a mimo tłumów jego mieszkańców, bohaterowie Burton świecą najjaśniej. Autorka starała się z wiernym odwzorowaniem przekazać atmosferę ówczesnego miasta, ubiory i wystrój wewnętrzny domów. I najciekawsze: Petronella Oortman (1656-1716) istniała i rzeczywiście była żoną amsterdamskiego kupca Johannesa Brandta, a przede wszystkim miała domek dla lalek, bogato zdobiony i umeblowany, który przechowywany jest obecnie w Rijksmuseum (powstał ok. 1687 -1710). Zachęcam jak najbardziej do lektury powieści, tym bardziej, że to odmienna lektura od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni.
 


Jessie Burton, Miniaturzystka, Wydawnictwo Literackie, wydanie 2014, przekład Anna Sak,  okładka miękka ze skrzydełkami, stron 464. PREMIERA 6 LISTOPADA

Jessie Burton - jej debiutancka powieść – Miniaturzystka – była najbardziej rozchwytywanym tytułem podczas Targów Książki we Frankfurcie. Ukazuje się w 30 krajach. Jessie, która jest absolwentką Oxford University, pisała ją potajemnie, ukrywając ten fakt przed rodziną i znajomymi... Pracowała jako aktorka i menedżerka w londyńskim City, a po pracy zasiadała do pisania.