Wydawnictwo MG
cudownie rozpieszcza wielbicieli klasyki literatury popularnej. Z jednej strony
bardzo się cieszę, że mogłam w końcu przeczytać w polskim przekładzie utwory,
których nie dokończyła Charlotte Brontë. Nie wiem do końca, czy uczyniła to
świadomie czy też nie świadomie odkładając pracę nad nimi na tak zwane później.
Z drugiej strony tkwi we mnie jakiś żal, że nigdy nie dowiemy się, jakie
Charlotte miała plany względem rozwoju fabuły w swoich książkach. Oczywiście mogą
powstawać tak zwane kontynuacje, różnego rodzaju fan ficki czy jak to się zwie,
ale to już jednak nie jest to. A mogło być tak ciekawie… No cóż, nigdy się tego
nie dowiemy, jak to byłoby naprawdę i czy jakaś powieść dokończona byłaby na
miarę tych, które osiągnęły sukces. Widać jednak, że również Charlotte, chyba
zresztą jak większość pisarzy, była chwiejna, niepewna w swoich pomysłach, a
być może brakowało jej weny twórczej na dalszy bieg wydarzeń, jaki powinna
umieścić w danej opowieści. Można gdybać, ale sprawę zostawmy znawcom i brontëanistom.
Niedokończone opowieści to wspólny tytuł,
pod którym wydano cztery utwory rozpoczęte przez Charlotte: Ashworth, Emma, Państwo Moore, Historia
Willego Elliana. Najkrótszą wersją przyszłej prawdopodobnej powieści jest Emma. Zapowiadała się naprawdę dość
intrygująco, a pierwsze w niej zdanie jest znamienne: Wszyscy szukamy w życiu ideału[1]. Chodzi
oczywiście o ideał w kontekście mężczyzny, ukochanego, partnera życiowego.
Narratorka Emmy jak sama pisze o
sobie, jest kobietą dojrzałą, wdową, acz za mąż wyszła, jako podlotek, nie ma więc
nawet siwych włosów. Donosi czytelnikowi nie tylko o swoim życiu, ale również o
okolicy, w której mieszka i jej mieszkańcach. Skupia uwagę szczególnie na
szkole prowadzonej przez panny Wilcox, w której jednego roku zostaje przyjęta
bardzo bogata panna Fitzgibbon, dziedziczka May Park w hrabstwie Midland. Z
racji pozycji i stanu finansów jest rozpieszczana przez właścicielki pensji i
szczególnie wyróżniana z pośród innych dziewcząt. Wszystko trwa do pewnego
czasu, aż na jaw wychodzi oszustwo. Niewątpliwie Emma bardzo przypomina mi Małą
księżniczkę autorstwa Burnett. Nigdy jednak czytelnik nie dowie się, kim
naprawdę była, kim był jej opiekun i dlaczego dokonano konszachtów i zatajono
prawdziwą tożsamość. Tajemnicza sprawa i rzeczywiście historia mająca zadatki na
dobrą i przyjemną być może powieść.
Nigdy też nie
dowiemy się, czy serce pana Westa z niedokończonej opowieści zatytułowanej Ashworth skłonne będzie ku nieśmiałej, niepewnej, o filigranowej figurze panny Fairburne czy ku pięknej, dumnej pannie Ashworth. Jeśli nie on,
to któż się w niej zakocha? Myślę, bowiem, rozumując jak Charlotta, że
rzeczywiście był taki „ktoś”. A cóż z braćmi panny Ashworth, z którymi się nie
wychowywała i których ojciec nie uznał. I na Boga, dlaczego ów nieszczęśnik
miał taki stosunek do swoich synów, mimo, że urodzonych z legalnego związku? A
cóż byłoby z szykowną panną Amelią De Capell? Nie sądzicie, że pytania są dość
nurtujące?
Z kolei fabuła
historii zatytułowanej Państwo Moore rozpoczyna
się zaledwie po upływie miesiąca miodowego młodych małżonków. Córka szlachcica
Sarah Julia poślubiła bogatego fabrykanta Johna Henry’ego i zamieszkała w jego
reprezentacyjnym domu, w którym wszystko pachniało nowością. Pan Moore
absolutnie nie miał zamiaru być pod pantoflem żony, a co więcej zauważa, że kiedy starałem się o Sarah, zauważyłem, jak
się rządzi w domu i obiecywałem sobie przyjemność ujeżdżenia jej[2]. Cóż
to za paskudne określenie! Pan Moore na pewno nie da sobie w kaszę dmuchać i
żąda przede wszystkim od żony posłuchu. Charlotte Brontë w jasny, prosty i bez
zbędnych zawoalowań stworzyła kąśliwy miejscami dialog małżonków. Dodajmy do tego rolę jaką mają odegrać brat
Johna Henry’ego, William, oraz panna Wynne. W rozmowach Charlotte być może
pokazuje w zamaskowanej formie swoje podejście do małżeństwa, ale przede
wszystkim jest to wskazówka do analizy tego, w jaki sposób kobiety wówczas postrzegały
mężczyzn, a jaką rolę mężczyźni przeznaczali dla kobiet.
Najbardziej intrygującą
wydaje się jednak Historia Willie’ego
Ellina. Mamy tu dwóch braci: starszego Edwarda i znacznie młodszego Williego.
Ten pierwszy znęca się psychicznie i fizycznie nad drugim. Opisy stworzone
przez Charlotte są bardzo sugestywne. Jak zauważa Eryk Ostrowski w książce Charlotte Brontë i jej siostry śpiące (tak, tak ponownie nie omieszkałam zajrzeć) badacze zgodni są, co do tego, że powieść
prawdopodobnie nawiązywałaby do Wichrowych
Wzgórz, a fabuła byłaby wyjaśnieniem tajemnicy Heathcliffa[3].
Prawdopodobnie też byłaby to najważniejsza powieść w dorobku Charlotte, w
której dopatrywać się byłoby można próbę ukazania genezy zła. Zazwyczaj w
opowieściach spotykamy narratora – obserwatora, widza, osobę postronną,
natomiast w Historii Willie’ego Elliana
jest narrator pierwszoosobowy, historia opowiedziana jest przez kogoś, kto daje wyraźnie do zrozumienia, że nie jest istotą
ludzką.[4]
Nie muszę
pisać chyba, że tak dobrze w dodatku wydana książka, to lektura obowiązkowa dla każdego wielbiciela twórczości Charlotte
Brontë
i klasyki literatury popularnej. Teksty napisane są eleganckim, plastycznym i wyrafinowanym
językiem i wierzę, że zostały sprawnie przetłumaczone na język polski. To
wielka sprawa poznać coś, co Charlotte miała w planach, ale z różnych względów
nie mogła bądź nie chciała dokończyć. Pracę nad Historią Willie’ego Elliana prawdopodobnie przerwała choroba
Charlotte. Co kryło się w jej duszy względem dalszej fabuły tychże opowieści? Mimo
pracy naukowców, prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy.
Charlotte Brontë, Niedokończone opowieści, wydawnictwo MG, wydanie 2014, przekład Maja Lavergne, oprawa twarda, stron 256.
Ja bym bardzo chciała, żeby ktoś te utwory jednak dokończył, tak jak zrobiła to Marie Dobbs z powieścią Jane Austen - "Sanditon". Czytałam i to dokończenie bardzo mi się podobało. Ba! Uznałam nawet, że część, którą pisała Dobbs jest lepsza od tej Austen. Niemniej, te niedokończone też chętnie bym przeczytała. :-)
OdpowiedzUsuńTeż czytałam, ale uważam, że współczesne wersje nie oddadzą tego, co zamierzała dana autorka. Można domniemywać, ale to już nie to samo. Kontynuacje stworzone są na potrzeby fanów i marketingu. Nie jest to zawsze udane i wpływa ujemnie na całościowy odbiór twórczości danego pisarza.
UsuńA do mnie książka idzie od MG i idzie i idzie:( po twojej recenzji jeszcze bardziej nie mogę się jej doczekać.
OdpowiedzUsuńMoże niedługo dojdzie :) Udanej lektury.
UsuńSzanuję wydawnictwo MG za dobór książek, które wydaje. ,,Niedokończone opowieści" to jedna z ich nowości, które koniecznie muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńWarto i jest wielka przyjemność.
UsuńBardzo ciekawa pozycja, ale trochę się boję po nią sięgnąć. Moment, w którym wkręcę się w dany utwór i będę musiała go porzucić jest dla mnie trudną perspektywą... ;)
OdpowiedzUsuńNie powiem, jest okrutny żal i pewien rodzaj niespełnienia.
UsuńCiekawa pozycja. Myślę że fani autorki z pewnością z ciekawością ja przeczytaja. Ja dopiero przymierzam się do jej twórczości wiec ten kąsek zostawię sobie na później :-)
OdpowiedzUsuńTo radzę zaznajomić się z powieściami, które zostały ukończone przez Charlotte.
UsuńCiekawa okładka - galopująca na pięknym rumaku młoda dama.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że napisałaś zachęcająco.
Moją uwagę też przyciągnęła :)
UsuńAleż mnie zaintrygowałaś! Najchętniej od razu przeczytałabym tę książkę, żeby dowiedzieć się, co też Charlotte miała w planach :)
OdpowiedzUsuńRaczej można poznać namiastkę tychże planów, a co też miała w planach? tego sie już nie dowiemy.
UsuńBrzmi intrygująco. Piękne wydanie :)
OdpowiedzUsuńOprawa graficzna wyśmienita!
UsuńJestem w trakcie lektury - strasznie frustrujące uczucie, kiedy okazuje się, że tak rewelacyjnie zarysowana fabuła nagle, w najciekawszym momencie się urywa! To niedopuszczalne :D
OdpowiedzUsuńCo prawda, to prawda :)))
UsuńOj, bardzo mnie zainteresowałaś ta książka. Jak będę miała możliwość to na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Zawsze mam wrażenie, że takie książki są wydawane raczej dla badaczy, niż dla miłośników, wielbicieli autora. Cieszę się, że są, niby nie mogę się doczekać, kiedy je przeczytam, a jednocześnie mam z nimi straszny problem. Być może autorka wcale nie chciała, by oglądały światło dzienne, może nie uznawała ich za dobre? Ale taki wniosek to tylko czubek góry lodowej moich wątpliwości. Sama mam szufladę pełną pozaczynanych fabuł i jeśli kiedyś, kiedyś, daj Boże, uda mi się wreszcie coś dokończyć i wydać (nie, żebym się do Charlotty porównywała...), to wcale bym nie chciała, żeby po mojej śmierci ktoś do tej szuflady się dorwał i wydał wszystko jak leci. Niektóre fragmenty są dobre, inne słabe, jeszcze inne takie sobie - skoro ich nie kończę, skoro Charlotta ich nie kończyła, to jakiś cel w tym musi/musiał być. A jeśli jest coś, czego najzwyczajniej w świecie nie ukończyła, bo zmarła, to rozbudzanie wyobraźni i ciekawości czytelnika, a potem pozostawienie go w zawieszeniu, bo reszta fabuły nigdy nie powstała i nie powstanie jest okropnie sadystyczne :) :) Nie czytałam tej pozycji, ale piszę to wszystko w odniesieniu do niedokończonych utworów Jane Austen, które swego czasu wpędziły mnie w nerwicę. Czytałam i tylko mruczałam pod nosem: "By to jasna cholera, ja przecież muszę wiedzieć, co było dalej!" I tak samo będzie z niedokończonymi utworami Charlotty, bo się nie oprę, a potem będę płakać:)
OdpowiedzUsuńA ja napisałabym, że raczej są wydawane dla miłośników :) Badacze zawsze sobie poradzą, siedzą w źródłach i bibliotekach, jak im co, potrzebne do pracy to i tak do tego znajdą drogę. A wielbiciel danej twórczości jakby co jest stratny :) Myślę jednak, że nie wszystko ze wszystkich szuflad powinno być wydawane. Mam na myśli tu między innymi szufladę Wisławy Szymborskiej. Nie wiem czy tak do końca należałoby obdzierać kogoś po śmierci z jego prywatności i bazgrołów czynionych na marginesie. W przypadku Charlotte jednak wydanie jej niedokończonych powieści wydaje mi się uzasadnione.
UsuńHa! Dokładnie mam to samo. Z jednej strony bardzo chcę to przeczytać, a z drugiej... Już czuję atak nerwicy." I CO DALEJ?" Jak to mogło się tak urwać, w takim miejscu... Niemniej pewnie i tak sięgnę. Już jestem ciekawa.
UsuńGwarantuję dobre emocje :)
Usuńmuszę sie zabrać za tą książkę w końcu
OdpowiedzUsuń