Brytyjska dziennikarka muzyczna Sylvie Simmons
pokusiła się o napisanie biografii francuskiego muzyka, aktora, scenarzysty i
reżysera Serge’a
Gainsbourg. Bardzo dobrze, że się zdecydowała, ponieważ spod jej pióra wyszła
całkiem ciekawa książka, która nie skąpi czytelnikowi ciemnych stron życia
kontrowersyjnego muzyka.
Simmons opisuje burzliwe życie Serge’a Gainsbourg,
obfitujące w skandale, romanse, uzależnienia od alkoholu i papierosów marki
Gitane, ale również pełne ciężkiej twórczej pracy przynoszącej blask sławy. Serge
Gainsbourg rzeczywiście nie był spokojnym facetem. Był kochany i uwielbiany
przez publiczność, jako romantyczny poeta zyskał status ikony. W mediach nie
stronił od skandali, chociażby takich jak ten z paleniem banknotu (pięćsetfrankowy,
potem zdmuchnął płomień, dopiero, kiedy została mu ćwiartka i oznajmił, że taka
suma mu zostaje po odprowadzeniu podatku) czy incydent z Whitney Houston (w
programie na żywo po wypiciu butelki whisky Serge po występie piosenkarki
oznajmił publicznie po angielsku: Powiedziałem,
że chcę ją zerżnąć). Alkohol doprowadził go jednak do delirium tremens,
koszmarów sennych, a potem śpiączki. Miał zniszczoną wątrobę, miażdżycę nóg,
przeżył ataki serca. Kochał też kobiety. Zafascynowany był Brigitte Bardot i brytyjską
aktorką i piosenkarką Jane Birkin, która związała się z czterdziestoletnim Sergem,
jako dziewiętnastolatka. Nawet po odejściu Jane, Serge nadal mógł liczyć w
razie potrzeby na jej pomoc.
Jego zawodowe życie również było pełne skandali. Piosenka
Je t’aime, moi non plus w duecie z
Jane Birkin zna chyba każdy. Pierwsza wersja nagrana była z Bardot. Prasa
wówczas spekulowała, że Serge i Jane nagrali swój prawdziwy akt miłosny na
magnetofon ukryty pod łóżkiem. Kontrowersyjny wydawał się duet z
trzynastoletnią córką Charlotte (ze związku z Jane; poza Charlotte, która Grala
w jego filmach miał jeszcze troje dzieci) w piosence miłosnej Lemon Incest, której teledysk pokazywał
Serge’a i Charlotte obok siebie na wielkim łóżku. Pisał piosenki o miłości, ale
i o … pierdzeniu. Nawet pokusił się o eksperyment z Marsylianką. Jego teksty były przede wszystkim francuskojęzyczne, a
tłumaczone na angielski wiele traciły, przez co nie był za bardzo doceniany w Wielkiej
Brytanii.
Książka napisana jest sprawnie, potoczystym,
czasami dosadnym i obscenicznym językiem. Warto docenić również tłumaczenie. Tytuły
piosenek i albumów są podane w wersji oryginalnej. Do książki dołączono zresztą
spis filmografii, dyskografii Serge’a Gainsbourg wydanych w latach 1958-2000 oraz jego piosenek
wykonywanych przez innych artystów w latach 1958-2011. Ponad to książka zawiera
przypisy, a autorka w ostatnim rozdziale ukazuje wpływ twórczości francuskiego
muzyka na artystów z całego świata. Warto przeczytać.
Sylvie Simmons, Serge Gainsbourg, wydawnictwo Marginesy, wydanie 2012, przelozyła: Ewa Penksyk - Kluczkowska, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 300.