Kiedy w miniony właśnie piątek w mojej ukochanej Trójce usłyszałam o
poranku redaktora Michała Nogasia opowiadającego o nowej książce Maja i Jana Łozińskich
wydanej nakładem wydawnictwa PWN, to wiedziałam, w jakiej pozycji będę siedzieć
z nosem po Mamie Muminków. Państwo Łozińscy ponownie powiem przyczynili
się do powstania książki oscylującej wokół polskiej kultury i obyczajowości. Tym
razem ukazali historie kuchni polskiej na przestrzeni tysiąca lat począwszy od średniowiecza
aż po kuchnię okresu PRL. Czytelnik dowiaduje się o gustach, popularnych potrawach,
jakie dominowały na pańskich, ale też i biednych stołach, jakie potrawy i
napoje podawano podczas przyjęć, w okresach postu i świąt, ale także o wyglądzie
ówczesnych stołów podczas biesiad, niezbędnych stołowych sprzętów i sposobach
zachowania goszczących się, a także zmieniające się wyposażenie kuchni. Poznać można
pierwsze książki kucharskie, najznamienitszych kucharzy i pojawianie się na
polskich stołach przypraw i potraw stosowanych za granicą.
Autorzy przedstawiają nam zmiany kulinarne, jakie następowały na przełomie
epok. Za Piastów i Jagiellonów
najpopularniejsza była wieprzowina, choć za najlepszą uchodziła wołowina, w
okresie postu zaś jadano ryby. W średniowieczu świeży twaróg formowano w tak
zwane gomółki i wieszano blisko paleniska celem wysuszenia. Twardy ser nie
nadawał się jednak do gryzienia, wobec tego rąbano go na kawałki i ssano jak
cukierki[1].
Nowym obyczajem w pierwszej połowie XVI wieku stało się picie wódki przed
obiadem, która była zagryzana rodzynkami, suszonymi gruszkami z miodem,
tatarakiem smażonym w cukrze[2].
W XVII wieku w piątki nie jadano nie tylko mięsa, ale również jaj, masła, sera
i nie pito mleka[3]. W XVIII
wieku zaraz po piwie, najpopularniejszym napojem stała się gorzałka, czyli
wódka, którą często pijano rankiem i przepadano za orientalnymi smakołykami jak
sezamki czy marcepan[4].
Pod koniec XVIII wieku popularnym porannym napojem zaczęła być kawa. W XIX
wieku wykształciła się kuchnia ziemiańska – narodowa, z której wiele potraw i
panujących zwyczajów przetrwało do dziś. Z kolei w okresie międzywojennym
poradniki propagowały kuchnię tanią, szybką i zdrową[5].
Nowością było wprowadzenie surowych warzyw – czerwonej kapusty, rzodkwi,
marchewki. Po II wojnie światowej najwyżej ceniono mięsa i wędliny, choć jak
wiadomo z czasem stały się pożądane, a niedostępne.
W książce odnaleźć można również liczne anegdoty i ciekawostki. Autorzy
wykorzystali w książce dane z inwentarzy i rachunków dworskich oraz królewskich,
relacji z podróży po Rzeczypospolitej obcych poselstw, kronik, zaglądali do
poradników i kalendarzy gospodarskich. Po za tym cytują fragmenty licznych
wspomnień, listów, pamiętników, które dotyczą organizowanych w przeszłości
uczt, spotkań, przyjęć. Dowiedzieć się można, że królowa Jadwiga przepadał za gorącymi
pszennymi rogalikami nazywanymi z łaciny crostuli.
Bolesław Śmiały jadł jedynie chleb czarny „rżany”, czyli żytni, który popijał
wodą[6].
Bolesław Chrobry rycerzom łamiącym posty kazał wybijać zęby[7],
a Kazimierz Wieli w specjalnym rozporządzeniu, nakazał ograniczenie gości na
weselach krakowskich mieszczan do dziewięćdziesięciu, a liczbę dań do pięciu[8].Swoją
drogą wesela organizowane w Rzeczpospolitej szlacheckiej były bardzo wystawne. W
roku 1661 na weselu Krystyny z Lubomirskich i Felicjana Potockiego przez
tydzień ucztowano w Łańcucie, a jedzenie przygotowywało 75 kucharzy. Zabito 60
wołów, 5 tysięcy kapłonów, 8 tysięcy kur i ponad 13 tysięcy ryb. Zużyto 18
tysięcy jaj i 270 beczek węgierskiego wina[9].
Z kolei za Sasów dokonywano prawdziwych wyczynów, którymi się wszem i wobec
chwalono. Generał Konarzewski w godzinę wypijał kosz szampana lub dwoma łykami
opróżniał puchar, który mieścił pięć butelek wina[10].
Z mojej perspektywy mogę napisać, że jest to bardzo pasjonująca lektura. Atutem
wydania jest znakomita oprawa graficzna, bogaty zbiór zdjęć również
tych z Narodowego Archiwum Cyfrowego dokonany przez państwa Łozińskich, gawędziarski styl Autorów oraz
czytelny podział tekstu. Dodać należy, że do książki dołączono słownik potraw i
produktów dawnej kuchni polskiej oraz bibliografię. Jak najbardziej godna
polecenia wszystkim zainteresowanym historią polskiej obyczajowości i dziejami
kuchni.
[1] Łozińska M., Łoziński J., Historia polskiego smaku. Kuchnia, stół, obyczaje, Warszawa
2012, s. 32.
[2] Tamże, s. 43
[3] Tamże, s. 78.
[4] Tamże, s. 100.
[5] Tamże, s. 190.
[6] Tamże, s. 18.
[7] Tamże, s. 28.
[8] Tamże, s. 49.
[9] Tamże, s. 64.
[10] Tamże, s. 93.
Maja Łozińska, Jan Łoziński, Historia polskiego smaku. Kuchnia, stół, obyczaje, Wydawnictwo Naukowe PWN, oprawa twarda, stron 328.
* zdjęcia własne
inne recenzje ksiązek państwa Łozińskich na blogu (zarówno Mai jak i Mai i Jana)
Parę dni temu, mąż nabył dla mnie tę książkę jako uzupełnienie prezentu urodzinowego :) Już samo jej przejrzenie wprawiło mnie w dobry nastrój. Mam nadzieję, że uda mi się ją wkrótce przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKaye, mój mąż kupił mi tylko jedną książkę (taką jaką chciałam) 5 lat temu i powiedział, że na prezent już od niego żadnej książki nie dostanę, bo i tak toniemy w stosach, a ktoś w tym domu musi być normalny:)
UsuńDobrej lektury:)
Mój tylko kiwa głową i już nic nie mówi, a książki rosną, a miejsca do mieszkania/życia ubywa. :)))
UsuńCristina
To się nazywa akceptacja i pogodzenie z pasją żony:)))
UsuńJa rok temu wymogłam biblioteczkę w salonie, bo wszystkie książki były w kartonach. Byłam szczęśliwa, wówczas, że mam wolne miejsce. Od małża usłyszałam- daję Ci rok i nie będzie miejsca- nie pomylił się :)))
Serdeczności
A mnie PWN dobija ostatnio. Mnie i mój portfel! A ja nie mogę się oprzeć tym pięknym wydaniom. Mam już Życie przestępcze i Paryż belle epoque oraz Dobre maniery. A teraz jeszcze chcę kupić właśnie Historię smaku i ziemiańskie świętowanie.
OdpowiedzUsuńJa też mam solidną półkę pwn-owską:) Same znakomite książki:)
UsuńNo i kupiłam Historię smaku. Jak tu się oprzeć?!
UsuńBravo za wybór:) Jeśli chodzi o "Ziemiańskie świętowanie" to tez warto, recenzja T U T A J
UsuńBardzo lubię takie książki. Ciesze się że o niej napisałaś, bo niestety nie słyszałam o niej a z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPolecam:)
UsuńRzeczywiście oprawa graficzna jest świetna.
OdpowiedzUsuńZgadza się, najlepiej samemu obejrzeć w księgarni:)
UsuńDwoma łykami pięć butelek wina!!! No, miał duch ten generał Konarzewski :)
OdpowiedzUsuńŁadnie to opisałaś i wygląda na to, że pozycja bardzo interesująca i cenna. Gdyby nie moja krakowska ściskliwość :D
Dziękuję:)
UsuńLubię ksiązki kulinarne otrakujące o ciekawostkach związanych z kuchnią. Z wielk przyjemnością czytam takie lektury. Dużym plusem jest estetyka wydania.
OdpowiedzUsuńZgadza się plus dodać liczne ciekawostki:)
UsuńJestem ukrytą fanką Lucyny Ćwierczakiewiczowej, chociaż trudno mi czasami rozgryźć jej przepisy i sądzę, że ta książka by idealnie uzupełniłaby moja wiedzę o dawną kuchnię.
OdpowiedzUsuńPoza tym bardzo ciekawie napisałaś.
Bardzo chciałabym mieć wydanie tej starej książki. Czytałam jedynie we fragmentach właśnie w takich publikacjach:)
UsuńNarobiłaś apetytu tylko;)
OdpowiedzUsuńI to jakiego:)))
UsuńNarobiłaś mi smaku... :)
OdpowiedzUsuńSą takie momenty kiedy zaczyna się wierzyć, ze ludzie potrafią jeszcze używać pióra...Tak było w tym przypadku. Jest niesamowicie pouczająca pozycja.
OdpowiedzUsuń