26 kwietnia 2024

Béla Hamvas, Księga gaju laurowego i inne eseje.


 

Właściwie nie za wiele czytałam książek z literatury węgierskiej i nic o niej nie wiem. Przede wszystkim to spowodowało, że sięgnęłam po tom, na który złożył się wybór esejów Béli Hamvasa (1897-1968), węgierskiego pisarza, eseistę, myśliciela, tłumacza (uczył się sanskrytu, hebrajskiego, przekładał z chińskiego) i filozofa. Wydana na Węgrzech spuścizna Hamvasa liczy 33 tomy, u nas praktycznie autor nieznany. Jego ojciec był nauczycielem gimnazjalnym i duchownym ewangelickim, a matka katoliczką. Jako syn odziedziczył wyznanie po ojcu, a jego trzy siostry – po matce. Hamvas studiował filologię węgierską i niemiecką w Budapeszcie oraz uczęszczał na konserwatorium. Pracował jako bibliotekarz w Bibliotece Stołecznej od 1927 r., a po zwolnieniu 1946 r. mógł tylko pracować już fizycznie m.in. jako ogrodnik, stróż, robotnik na budowach socrealistycznych. Miał zakaz publikacji i pracy intelektualnej. Wyrzucony na społeczny margines, wykorzystywał każdą wolną chwilę, aby pisać i czytać. Pracował wytrwale, z pokorą i spokojem.  

W esejach Hamvas podejmował tematy, o których (i na które) w życiu codziennym w ogóle nie zwracamy uwagi, nie zastanawiamy się, nie zaprzątamy głowy. W monotonnym, planowym zabieganiu zapominamy o prostych sprawach, przestajemy dostrzegać drobiazgi, nie potrafimy się prawdziwie cieszyć. Hamvas zwracał uwagę na to, co ważne. Przy okazji w swoich analizach potrafił odwołać się do Brueghela, Mointaigne, Kierkegaada, Nitzschego, Platona, Ojców Kościoła, świata antycznego, Dostojewskiego, Wagnera. Pisał między innymi o kryzysie cywilizacji, samotności, literaturze, malarstwie, drzewach, kwiatach, gwiazdach, śpiewie ptaków, podróżach, duchowości, sztuce moralistycznej. Sięgał do wielkich tradycji religijnych całego świata. Zastanawiał się, skąd się wziął kryzys cywilizacyjny i jaka jest przyczyna występowania na świecie konfliktów zbrojnych  Potrafił pisać o czymś, co jest właściwie niezauważalne.

To zupełnie wyjątkowe eseje o życiu, prawdzie, szczerości, prostocie. Hamvas pisał w taki sposób, że nawet zerwanie figi, gotowanie zupy jarzynowej, słuchanie śpiewu ptaków wydają się pięknymi, cudownymi momentami w życiu człowieka. Radością życia możemy więc dzielić się z innymi, ale czy potrafimy?


 

 

Béla Hamvas, Księga gaju laurowego i inne eseje, wydawnictwo Próby, wydanie 2022, tłumaczenie: Teresa Worowska, okładka twarda z płóciennym grzbietem, stron 256.

20 kwietnia 2024

"Jakoż wielka ekspens była" / Cymelia (4)

 


    W przeciągu lata różne festynie bywały, to w Ogrodzie Saskim, to na Bielanach, z wielkim ekspensem skarbu królewskiego; książę podkomorzy koronny nie oszczędzał onego podobnymiż zabawami; Moszyński[1] stolnik koronny, i ten wielkim sumptem w Miłocinie dał królowi festyń, który tak mocno ukontentował monarchę, że całą ekspens festynia tego, na kilka tysięcy czerwonych złotych wynoszącą, z skarbu swego zastąpić kazał. Opery, komedie wielkim sumptem sprowadzone były; słowem mówiąc, iż przy festynie, zabawy i rozrzut pieniędzy sądzić należało, że król i bracia jego w obfitych opływają bogactwach. Jakoż wielka ekspens była, nie tylko na wzwyż wyrażone zabawy, ale na nieumiarkowane pensje różnym osobom wyznaczone, nie przez szacunek zasług, lecz przez upodobanie osób i zalecenia w intrygę wchodzących. Czyliż bowiem z innych źródeł pochodziło naznaczenie rocznej pensji 3000 dukatów księżnie Sapieżynie wojewodzinie połockiej[2]? Jakoż i księżnie Sapieżynie wojewodzicowej mścisławskiej[3]? Były i inne, nad zamiar ukryte ekspensa, które żadnego królowi nie czyniły honoru; owszem tam, gdzie ostentację przyzwoitą wspaniałości króla okazać należało, tam zawsze zbywało. Albowiem apartamenta królewskie zupełnie zarzucone, damy na pokojach królewskich w święta tylko wielkie z rana godzinę do powinszowania królowi wyznaczoną miały. Obiady królewskie skasowano, a tylko król w swej garderobie jadał, do którego stołu bez względu osoby i dystynkcji przypuszczano, tak dobrze, iż z najpierwszym posłem, senatorem, ministrem obok malarz, doktor, a czasem awanturzysta zasiadał.

 

Stanisław Lubomirski, Pod władzą księcia Repnina. Ułamki pamiętników i dzienników historycznych (1764-1768), opracował i wstępem poprzedził Jerzy Łojek, Instytut Wydawniczy PAX 1971, tekst cyt.: s. 96-97.




[1] August Fryderyk Moszyński h. Nałęcz (1731-1786)

[2] Magdalena Agnieszka z Lubomirskich ks. Sapieżyna (1739-1780) – wojewodzina połocka, żona Aleksandra Michała Sapiehy.

[3] Elżbieta z Branickich Sapieżyna (1734 –1800) – W 1753 r. poślubiła Jana Józefa Sapiehę z linii różańskiej, z którym rozwiodła się w 1755 r. Drugim mężem był Jan Sapieha z linii kodeńskiej, który umarł w 1757r. Po drugim mężu przysługiwał jej tytuł wojewodzicowej mścisławskiej.

*ekspensa - wydatki (lp. ekspens- wydatek)

[przypisy moje]

13 kwietnia 2024

Hans von Trotha, Ramię Pollaka.



Opowieść, w której kryje się kolejna opowieść. W małym pokoiku 17 października 1943 r., K. nauczyciel gimnazjalny z Berlina, który znalazł schronienie w Watykanie spotkał się z emerytowanym prałatem Monsignore F., aby zdać sprawę z przebiegu spotkania 15 października z Ludwigiem Pollakiem. K. został bowiem swego rodzaju wysłannikiem. Po upływie dwóch dni nadal jest wstrząśnięty. 

Podejmując się zadania 15 października, K. wyrusza do Palazzo Odescalchi, aby wykonać je jak najszybciej, najlepiej przed wyznaczoną godziną policyjną. W Watykanie Pollak wraz z rodziną miał być bezpieczny. Niemcy nie przekraczają bowiem namalowanej białą farbą linii demarkacyjnej. Nic jednak nie idzie zgodnie z planem. Pollak jest pełen niezbyt naturalnego spokoju. Nie wierzy w ostrzeżenia, że Żydom grozi niebezpieczeństwo. Z kolei K. jest coraz bardziej spięty, początkowo nie chce nawet usiąść, stoi przy drzwiach, a przecież czas nieuchronnie mija. Pollak zaczyna opowiadać o swoim życiu – rodzinie, pracy, wyjazdach, miłości do muzeów. Historia po historii. Nie jest to jednak wesoła opowieść, bowiem jako Żyd zmagał się niejednokrotnie z brakiem poszanowania i niedoceniania jego pracy naukowej i muzealniczej. Musi jednak zarabiać, więc podejmuje się handlu dziełami sztuki.

Von Trotha dzieli swoją książkę na dwie sceny. W każdej obserwujemy pokój z dwoma aktorami – K. i Pollakiem w jego mieszkaniu oraz K. i prałatem F. w Watykanie. Zazwyczaj w tego typu tekstach, następuje wyodrębnienie opowieści poprzez zaznaczenie odmiennej czcionki. Tu tego nie ma. Tekst za który odpowiedzialny jest K., tekst Monsignore F. oraz opowieści samego Pollaka zlewają się. Czasami trudno jest ustalić, kto właściwie mówi, lub rozróżnić przeszłość od teraźniejszości.

Powieść jest swoistym wykładem na temat sztuki. Istnieją nawiązania do twórczości m. in.: Goethego, Rodina, Leviego, Lessinga, Winckelmanna, Pliniusza, Eneidy, afery Dreyfusa. Punktem kulminacyjnym jest opowieść Pollaka dotycząca odkrycia przez niego ramienia Lakoona (1906 r.). Dostrzegając podobieństwo stylistyczne do Grupy Laokoona, podarował je następnie Muzeom Watykańskim

Von Trotha oddaje atmosferę poczucia złudnego bezpieczeństwa, które sprawiło, że ludność żydowska w Rzymie była nieprzygotowana na aresztowania o wschodzie słońca 16 października 1943 r. Kierunek był tylko jeden - Auschwitz.

 

 

Hans von Trotha, Ramię Pollaka, wydawnictwo Próby, wydanie 2024, tytuł oryg.: Pollaks Arm, tłumaczenie: Anna Arno, okładka twarda, stron 140.

11 kwietnia 2024

"Czymże są jednak losy budowli w porównaniu z losami państw!"/Cymelia (3).

 


Król zawiadomił mnie o swoim życzeniu zapolowania na żubry, które w całej Europie znajdowały się już tylko w lasach ekonomii królewskich.[1] Fantazja ta kosztowała mnie ponad trzydzieści tysięcy dukatów. Trzeba było bowiem przebić odpowiednią drogę i położyć trakt przez bagna ponad czteromilowej długości, wyciąć w dziewiczym terenie odpowiedni plac, wnieść coś w rodzaju małego miasteczka z dworem dla króla, jego świty, dyplomatów i wszystkich, którzy tu zjechali. Polowanie trwało około dziesięciu dni i wszyscy byli zeń bardzo kontenci. Mimo ostrożności omal nie zdarzył się jednak wypadek. Dla ułatwienia królowi strzałów zbudowano drewniane umocnienie z pojedynczymi izbami, a dla świty oczyszczono plac i wzniesiono wielki pawilon, w którym na wielkim stole leżały strzelby. Spodziewano się, że będzie się tu raczej biesiadować, a nie polować, gdyż nie pojawi się prawdopodobnie żadne dzikie zwierzę. Jednakże zabłąkał się w te okolice żubr, wyraźnie  spłoszony hałasem. Wszyscy rzucili się po strzelby i zaczęli strzelać na oślep. Szczęściem panie, nuncjusz papieski i posłowie zagraniczni uszli wszyscy równie cało jak i żubr.

Z puszczy pojechaliśmy do Grodna, a ekwipaże królewskie przebyły cztery stacje pocztowe w zaprzęgu z moich stajni, co w innych czasach wydawałoby się niezwykłe.

Sejm grodzieński[2] był zapewne ostatnim w Europie pokazem prawdziwego świata narodowego, bez fałszywej pompy i mydlenia oczu. Posiadłość moja, gdzie pałac w większej części wzniesiono już za moich czasów, zajmowała z przyległościami teren  nie mniejszy niż miasto Wiedeń. Poza moją służbą, administracją i warsztatami pomieściłem tutaj osiemnastu posłów z ich ludźmi. Aby dać pojęcie o kształcie i rozmiarach mojej siedziby warto dodać, że na jednym poziomie i w jednym bloku mieściła ona teatr i dwie wielkie sale redutowe, z których przechodziło się do biblioteki, gdzie zaczynała się część mieszkalna. Książki umieszczone były w zamkniętych szafach, biblioteka przypominała więc piękny salon. Poza bilardem stało tam dziesięć stołów do gry w faraona i loteria fantowa, którą pozwolono utrzymywać pewnej kobiecie. Obok mieściły się pokoje dla towarzystwa, dalej wielka sala balowa. Z tych pomieszczeń przechodziło się do innych, różnych rozmiarów, gdzie mogło siąść do stołu siedemset osób. Wszystko było tak urządzone, że bez jednego stopnia można było przejść od teatru aż do salonów. Tańczono tutaj, biesiadowano, znowu tańczono i tak dalej. Około pierwszej po północy otwierano podwoje, przechodziło się do sal redutowych, a dom prawie pustoszał. Z opisanego planu widać, że trzy budynki – mieszczące teatr, sale redutowe i bibliotekę – były połączone i tworzyły trzy rejony. Czwartym był ogród zimowy, podzielony na trzy obszary klimatyczne, gdzie zawsze kwitły kwiaty. Pośrodku, w części bardziej wzniesionej, mieściły się rośliny wymagające największego ciepła. Osobna część przeznaczona była dla wczesnych owoców. Budowla ta łączyła się z inną dużych rozmiarów, gdzie umieszczono wydział geometrii i inne wydziały administracyjne. Trudno sobie wyobrazić rozmiary tych budynków. W 1830 roku, gdy to piszę, zapewne są już one częściowo lub w całości zrujnowane. Czymże są jednak losy budowli w porównaniu z losami państw!

 

Stanisław Poniatowski, Pamiętniki synowca Stanisława Augusta, przełożył oraz wstępem i przypisami opatrzył Jerzy Łojek, Instytut Wydawniczy PAX, 1979, s. 68-70.



[1] W Puszczy Białowieskiej.

[2] Od 4 października 1784 r. do 13 listopada 1784 r., pod laską Ksawerego Chomińskiego.


Książę Stanisław Poniatowski (1754-1833) - brat stryjeczny króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, syn Kazimierza i Apolonii Ustrzyckiej. W 1791 r. opuścił Rzecząpospolitą, na krótko wrócił w 1795 r., wyprzedał polski majątek. Zalegalizował związek z Kasandrą Luci (25 sierpnia 1830 r.) oraz uznał wcześniej narodzone z tego związku dzieci. Ród Poniatowskich we Włoszech istnieje do dziś. 

7 kwietnia 2024

Maria Rodziewiczówna, Klejnot.


Powieść po raz pierwszy ukazała się w 1897 r. i uważana jest za najbardziej osobistą książkę autorki. Przybliża losy szlachty polskiej na Kresach, która boryka się z różnymi trudnościami, aby utrzymać swoje majątki. Głównymi bohaterkami są tu kobiety – bohaterskie niewiasty kresowe. Barbara z Horodyszcza – opiekuje się ojcem i samodzielnie zarządza majątkiem, baba – doświadczona przez los, mądra i zaradna;  Nina – wykształcona i nowoczesna panna; żona Makarego zwana Wilczycą – rządzi synami i mężem. Kobieta jest tu figurą centralną, czynna, wypowiadająca swoje zdanie, odważna i nie bojąca się wyzwań. Stara się być samodzielną, choć przykładowo Barbara słyszy od wuja, że najlepszym ratunkiem dla niej jest wyjście za mąż. 



Powieść Rodziewiczówny pokazuje, jak ciężka i niejednoznaczna była droga do zachowania polskości i wiary w czasach zaborów. Trudno było dostosować się do obowiązujących praw carskich, płacić wysokie podatki i utrzymać rodzinne majątki. Najłatwiej jest przecież poddać się, sprzedać ojcowiznę i przenieść do miasta. Wielu jednak Polaków, podobnie jak Seweryn Sokolnicki, nadal walczyło z napotkanymi trudnościami. Sokolnicki, który po śmierci ojca powraca w rodzinne strony, mając trzydzieści lat, mógłby żyć przecież wygodnie, spokojnie, a kierując się honorem, jest galernikiem, nędznikiem, skazańcem dożywotnim bez nadziei. W rozmowie z Szymonem Łabędzkim, leśniczym i zarządcą lasów u pana, wprost mówi, że upadną, ponieważ wierni są ideałom. Wielu zubożałych właścicieli zmuszonych było do zaciągania lichwiarskich pożyczek u Żydów, którzy pozbawieni wrażliwości, upominają się o pieniądze.

Rodziewiczówna potrafiła znakomicie wpleść w powieść słowa pieśni patriotycznej, aby przypomnieć czytającym jej całościowy wydźwięk, choć w ukrytej formie. Gdy w związku z kłopotami wynikającymi z utrzymaniem majątku, Barbarę pociesza ojciec, to odwołuje się do nieco zmodyfikowanych słów z „Mazurka Dąbrowskiego”. Honor i patriotyczna duma są w jej powieściach niejednokrotnie ważniejsze od miłości, choć ta ostatnia jak w baśni pokonuje wszelkie przeszkody.

Cudowne u Rodziewiczówny są opisy przyrody, życia codziennego i zwyczajów mieszkańców Kresów. Niejednokrotnie stają się wstępem do opisu nastrojów bohaterów. Późna jesień i późny zmierzch, chłód i ciemność łączą się przykładowo z przygnębieniem i smutkiem Szymona. Ciekawa jest też postać Ułasa – pustelnika, który żyje w zgodzie z naturą.



Klejnot to powieść wielowątkowa, napisana pięknym językiem, podkreślająca rolę honoru, szlachetności, wiary, niezłomności w życiu człowieka oraz umiłowanie ziemi. Warto wracać do książek Rodziewiczówny.  

 

Maria Rodziewiczówna, Klejnot, wydawnictwo MG, wydanie 2024, okładka usztywniana, stron 304. 


1 kwietnia 2024

W nawiasie.

Mniej więcej (bo to nie wszystko) tyle przybyło od początku 2024 r. (głównie prezenty/allegro/vinted/od wydawnictw/ewentualnie internetowe księgarnie) czyli stosikowo styczeń-marzec. Może dla kogoś będzie to źródło czytelniczych inspiracji. Pomyślałam, aby ogarnąć zdjęcia z telefonu i tu zostawić przed skasowaniem. Taki blogowy "bookhaul", aczkolwiek nie pierwszy raz są tu tego typu zdjęcia. Dawno jednak nie było i jak widać - wszystko ulega zmianie.  Oczywiście mam zamiar czytać/podczytywać - to, co jeszcze nieprzeczytane, aczkolwiek nie będę o wszystkich pewnie pisać. A może ktoś już coś z tego czytał i poleca nie odkładać na koniec? Pozdrawiam




31 marca 2024

Niedziela z obrazem.


Tintoretto (1518-1594), Zmartwychwstanie Chrystusa, (The Resurrection of Christ), 1579-1581

Olej na płótnie, 529 x 485 cm

Scuola Grande di San Rocco, Wenecja








Jacopo Robusti, znany jako Tintoretto, urodził się, pracował i zmarł w Wenecji. Związał się nierozerwalnie ze Scuola di San Rocco, gdzie pracował przez ponad dwadzieścia lat (1564-1588). Powstało wówczas ponad sześćdziesiąt półcień, które przedstawiają epizody ze Starego i Nowego Testamentu. Niektórzy krytycy posunęli się nawet do sugestii, że to połączenie jest w Wenecji odpowiednikiem rzymskiego Michała Anioła i Kaplicy Sykstyńskiej. Jednym z powstałych dziel jest Zmartwychwstanie Chrystusa.

Kompozycja ta koncentruje się na Chrystusie zmartwychwstałym. Jest niezwyciężonym świadectwem wiary otoczonym aureolą Boskiego, oślepiającego światła, które jaśnieje z otwartego grobu. Chrystus ukazany jest poprzecznie, otoczony cudownym blaskiem, wyłania się z otwartego grobu. Czterej aniołowie z dużymi, bijącymi skrzydłami, którzy właśnie usunęli ciężką marmurową płytę z grobowca, są w pewnym sensie inkrustowani w nadprzyrodzonym świetle. W tym samym czasie wychodzą dwie pobożne kobiety rozmawiające z pozbawionej naturalnego światła lewej strony. Poniżej, w cieniu śpiący strażnicy. Użycie przez Tintoretto światła i cienia tworzy potężny kontrast pomiędzy jasną postacią Chrystusa a ciemnym otoczeniem, podkreślając boski charakter wydarzenia.

http://www.scuolagrandesanrocco.org/


Wielkanoc 2024


Radosnego Alleluja!

.


29 marca 2024

Wielki Piątek. Cymelia (2)

 



Szczytowy moment zbawczej męki Jezusa Chrystusa od wieków inspirował artystów. Choć stanowił on najważniejsze przedstawienie w sztuce chrześcijańskiej, jednak jego interpretacja w środowisku sewilskim była na wskroś oryginalna za sprawą Francisca Pacheco. Ten teoretyk sztuki i malarz, chcąc nadać Ukrzyżowaniu wyraz zgodny z tradycją chrześcijańską, usilnie nalegał, by przedstawiać Jezusa przybitego do krzyża czterema gwoździami, dwoma w dłoniach i dwoma w stopach. Tak miała widzieć Zbawiciela św. Brygida w swoich objawieniach. Ponieważ w godzinie śmierci Jezusa świat ogarnęły ciemności, dlatego też tło Ukrzyżowania miało być ciemne. Taki właśnie wykład poprawności ikonograficznej znajdujemy w „El arte de la paintura” Pacheca, który poświęcił temu tematowi szereg stron. Pod wpływem sewilskiego teoretyka sztuki artyści wykształceni w stolicy Andaluzji w ten sposób w następnych dekadach przedstawiali umierającego Jezusa. Tak malowali Ukrzyżowanego Diego Velázquez i Alonso Cano, a później nawet Goya na obrazie z roku 1780, zaprezentowanym w Academia de San Fernando w Madrycie. Nieznane jest natomiast ani jedno dzieło Murilla, które przedstawiałoby Chrystusa przybitego do krzyża czterema gwoździami.


Przykładem mogą służyć tu przedstawienia "Chrystus na krzyżu" autorstwa samego Francisa Pacheca, szczególnie wykonane w roku 1614, zachowane dziś w kolekcji Gomeza Moreno (il. 39) i w prywatnym zbiorze w Madrycie, gdzie malarz ukazał pełnego majestatu Jezusa, przybitego czterema gwoździami do krzyża. 


Pierwsze "Ukrzyżowanie", sygnowane i datowane, Francisco de Zurbarán wykonał dla klasztoru San Pablo w Sewilli w roku 1626, dziś zachowane w kolekcji Art Institute w Chicago (il. 40). Artysta przedstawił na płótnie nagie, słabo zakrwawione ciało Jezusa o doskonałej anatomii. Prosta kompozycja uzyskała niezwykłą ekspresję wskutek wprowadzenia silnego bocznego światła, które nadało postaci Ukrzyżowanego wręcz rzeźbiarski charakter. /.../ Głowa Jezusa o spokojnym wyrazie twarzy, zapewne już po zakończeniu agonii, skłoniła się na jego prawe ramię. Chrystus jest przybity do krzyża czterema gwoździami, jak instruował Pacheco i jak sam malował. Białe perizonium z delikatnymi szarymi cieniami nadaje kompozycji bardziej dynamicznego charakteru. Za pierwszym dziełem Zurbarana o tej tematyce pojawiły się następne.



Andrzej Witko, Sewilskie malarstwo siedemnastego wieku. Od wizji mistycznych do martwych natur, wydawnictwo Jedność, wydanie 2013,oprawa twarda z obwolutą, s. 806. Tekst cytowany we fragm.: s.116-119.

 

28 marca 2024

W przedsionku niebios. Sztuka Hiszpanii doby El Greca.

 


Pozostając w orbicie sztuki hiszpańskiej, sięgnęłam po kolejną książkę powstałą pod redakcją naukową prof. Andrzeja Witko, na którą złożyły się wykłady wygłoszone w krakowskim Instytucie Cervantesa. Są to artykuły polskich i hiszpańskich badaczy i skupiają się na sztuce hiszpańskiej czasów El Greca. Fernand Marias opowiedział o postrzeganiu i ocenianiu dzieł sztuki na przestrzeni dziejów. Ks. Andrzej Witko zajął się tajemnicami hiszpańskiego malarza związanymi z życiem prywatnym i artystycznym. W kolejnym artykule jego autorstwa czytamy o malarzach i powstałych dziełach w okresie życia El Greca (Eskurial, Kastylia, Katalonia, Andaluzja, Estramadura, Murcja, Aragonia, Nawarra, Walencja) . Rosario Camacho Martinez przedstawił architekturę hiszpańską w obrębie okresu 1541-1614 (architekci, mecenat, budowle, traktaty). Jose Roda Peña natomiast - rozwój rzeźby w tym okresie (założenia estetyczne, rzeźba dworska, dewocyjna, procesyjna, ołtarze). Z kolei Alvaro Recio Mir przybliżył sztukę użytkową (meblarstwo, złotnictwo, rękopisy iluminowane, ubiory, powozy).

Wszystkie artykuły są krótkie, a całość książki wieńczy chronologia wydarzeń, spis ilustracji, notki o autorach i indeks osób. Artykuły zaopatrzone są w przypisy.






 

W przedsionku niebios. Sztuka Hiszpanii doby El Greca, pod redakcją Andrzeja Witko, wydawnictwo AA, wydanie 2015, oprawa twarda, stron 302.


24 marca 2024

Niedziela z obrazem.


 

Sandro Botticelli (Florencja 1445–1510)

Wiosna (La Primavera), ok. 1480 r. (datacja od 1477 r do 1482 r.)

tempera na panelu | wys: 203 cm; szer: 314 cm

Galeria Uffizi we Florencji

Inne tytuły: Narodziny Wiosny | Kraina Wenus | Alegoria Wiosny | Wenus w ogrodzie Hesperyd, z Łaskami, Kupidynem, Merkurym, Florą, Cloris i Zefirem.










Obraz nawiązuje do mitologii greckiej i pism rzymskiego poety Owidiusza. Koncentruje się wokół cnót Wenus i tworzy humanistyczną, płynną, delikatną wersję bogini. Wenus reprezentuje wstrzemięźliwość, uczciwość, urodę i skromność. Większość krytyków zgadza się, że obraz jest alegorią opartą na bujnym rozwoju wiosny, ale istnieją bardzo różne interpretacje. Wiele z nich nawiązuje do renesansowego neoplatonizmu, który wówczas fascynował kręgi intelektualistów we Florencji. Obraz został po raz pierwszy opisany jako ‘Primavera’ przez Giorgio Vasariego.

Dzieło Botticellego przedstawia grupę bogiń, bogów i nimfy na tle florenckiego wiosennego pejzażu, dokładnie - gaju pomarańczowego (symbol rodu Medyceuszy). Nad postacią Wenus unosi się jej syn Kupidyn. Z zawiązanymi oczami strzela z łuku w kierunku trzech tańczących Gracji (interpretacja: wkrótce małżeństwo). Być może trafi w środkową Castitas, symbolizującą Czystość, która wpatruje się w Merkurego, boga nawigacji, syna Mai, która była najpiękniejszą ze wszystkich Plejad. Po prawej stronie od niej widać Pulchritudo ukazaną jako Piękno. Po lewej, z dużą broszą (małżeńską) na piersi stoi Voluptas – Rozkosz. Dodatkowo Merkury, stoi po lewej stronie Trzech Gracji i wydaje się, że używa swoich mocy, aby odwrócić zimowe chmury. Tymczasem Flora tworzy piękne kwiaty do wiosennego ogrodu, który może symbolizować płodność.

Artysta ukazuje istotę ruchy ludzkiego ciała i gesty postaci na różne sposoby. Zauważalne są autentyczne i pełne wdzięku ruchy oraz zwiewność i przezroczystość szat. Stwarza to niepowtarzalną, delikatną i liryczną atmosferę.

Obraz może być odczytywany:

  • alegoria władzy Wenus (postać centralna) – królestwo Wenus, gdzie dobro zwycięża zło, jako realizacja humanistycznej utopii.
  • alegoria piękna, wyidealizowanego ciała i cnoty kobiety.
  • alegoria miłości Giuliana Medici i zmarłej przedwcześnie Simonetty Vespucci.
  • alegoria rządów Wawrzyńca Wspaniałego.
  • oktawa hermetyczna – nawiązanie do muzyki. Od prawej do lewej widać osiem głównych postaci, zaczynając z Zefirem (Do), Chloris (re), Florą (mi), Wenus (fa), Przyjemnością (so), Czystością (la), Pięknością (ti) i kończąc na Merkurym (Do). W tym układzie Zefir i Merkury są oddzielone o oktawę, co sugeruje, że mają one podobną wartość rezonansową, ale zwiastują różne skale. Podobni w naturze, mają rozpoczynać i kończyć cykl wiosny. Pojawienie się Zefira, wiatru zachodniego, zwiastuje wiosnę. Merkury wskazuje przez swoją wyprostowaną postawą na koniec oktawy, ale także gestem i spojrzeniem, które rozpoczyna oktawa w wyższej skali – lato.
  • religia – brzemienna Wenus i jej błogosławiący ruch ręki przypomina Madonnę, a Merkury  - św. Sebastiana.
  • medycyna  – badacze dopatrzyli się nieprawidłowości anatomicznych np. na lewej dłoni Wenus - obiekt makroskopowy, obraz torbieli zwojowej na nadgarstku; długie palce wskazujące u stóp (tzw. palec Mortona).
  • botanika - malarz przedstawił ok. 138 różnych gatunków roślin, z różnymi kwiatami, które kwitną od marca do maja we Florencji i jej okolicach. Wiele kwiatów w trawie symbolizuje ślub.

Obraz rzeczywiście mógł zostać zamówiony przez Wawrzyńca Wspaniałego jako prezent ślubny ofiarowany jego kuzynowi Lorenzo di Pierfrancesco dei Medici, który ożenił się w 1482 r. z Semiramide Appiani.

W 1499 r. znajdował się w willi w Castello, niedaleko Florencji, gdzie mieszkała rodzina Medyceuszy. Do Uffizi trafił w 1815 r., następnie był w Akademii, by powrócić ostatecznie w 1919 r. 


https://www.uffizi.it/opere/botticelli-primavera

https://www.youtube.com/watch?v=qwZn852brII

23 marca 2024

Lucy Maud Montgomery, Anne ze Złotych Iskier.


Niedawno ukazał się wyczekiwany przeze mnie szósty tom w tłumaczeniu Pani Anny Bańkowskiej. Ania ze Złotego Brzegu stała się Anne ze Złotych Iskier. Anne Blythe wraz z mężem Gilberthem i piątką dzieci: Jemem, Walterem, bliźniaczkami Di i Nan oraz Shirleyem, mieszkają w domu, któremu nadali nazwę Złote Iskry. W dodatku Anne pod sercem nosi kolejne dzieciątko, które niebawem przyjdzie na świat. To mała Rilla. Dzięki  mieszkańcom dom wypełnia się ciepłem i miłością. Mijają dni, tygodnie, miesiące, następują kolejne pory roku ... 


Po tygodniu spędzonym na Zielonym Wzgórzu, sentymentalnych spacerach, rozmowach z bliskimi, Anne wraca do domu pełnego rodzinnego ciepła i miłości, w prowadzeniu którego pomaga jej Susan. Pani doktorowa Blythe jest kochającą matką: wspiera, pociesza, doradza, pomaga, przytula i nigdy nie okazuje zniecierpliwienia. Z wyrozumiałością podchodzi do spraw, które zajmują dzieci. Nadal musi mierzyć się jednak z wyzwaniami. Znacznie więcej miejsca autorka poświęca perypetiom i emocjom, które przeżywają Jim i Walter. Być może dlatego, że są oni najstarsi z rodzeństwa. Czasami oczywiście Anne nadal bawi się też w swatkę. Gdy rodzinę odwiedza ciotka Gilberta - Mary Maria, za którą nikt nie przepada, bowiem strofuje, zrzędzi, poucza i nie potrafi okazywać uczuć, Anne potrafi z anielską  cierpliwością przyjmować jej słowa. Anne z pieczołowitością dba o swój ogród. Czuje też, że rozdrażniony i przepracowany Gilbert potrzebuje wypoczynku. 

To kolejna wspaniała książka, która pokazuje czym jest rodzina, na czym polega rodzicielstwo w bliskości i na czym powinno opierać się małżeństwo oraz kontakty międzysąsiedzkie. To książka pełna rodzinnego ciepła, szacunku, dobroci. Z wiekiem zrobiłam się bardzo sentymentalna, doceniam wartość książek L.M. Montgomery, które w dodatku teraz mogę czytać we wspaniałym przekładzie Pani Anny Bańkowskiej. 

 


 

L.M. Montgomery, Anne ze Złotych Iskier, wydawnictwo Marginesy, wydanie 2024, tytuł oryg.: Anne of Ingleside, tłumaczenie: Anna Bańkowska, okładka twarda, stron 400.

 

17 marca 2024

Niedziela z obrazem.

 


Henry George Alexander Holiday, „Dante i Beatrice”, 1882 - 1884

Olej/płótno

Wymiary: 142.2 cm × 203.2 cm

Walker Art Gallery, Liverpool

Inny tytuł: „Dante spotyka Beatrice na moście Santa Trinita”

 

 

Henry Holiday (1839–1927) był angielskim malarzem gatunku historycznego i pejzaży oraz projektantem witraży, ilustratorem i rzeźbiarzem. Tworzył pod wpływem prerafaelitów, toteż określany był często jako „ostatni prerafaelita”. 

Obraz uważany jest za najważniejszy w twórczości Holidaya. Temat oparty został na autobiograficznych pismach Dantego z 1294 r., w których opisuje swoją miłość do Beatrice Portinari (w utworach Dantego odgrywa rolę ideału kobiety oraz symbolu teologii i mądrości). Dante ukrywał swoje uczucia udając, że interesują go inne kobiety. Obraz przedstawia epizod, w którym Beatrice znając już plotki, odmawia z nim rozmowy. Beatrice i dwie inne kobiety przechodzą właśnie przez most Santa Trinita we Florencji. Ubrana w białą suknię idzie obok swojej przyjaciółki Monny Vanny i kochanki przyjaciela Dantego, Guido Cavalcantiego. Tuż za nimi, odziana w jasnoniebieską suknię, kroczy służąca. Suknie Beatrice i służącej są średniowieczne, natomiast suknia Monny Vanny wywodzi się ze starożytności.

Holiday postanowił przedstawić scenę na Ponte Santa Trinita, patrząc w stronę Ponte Vecchio wzdłuż Lungarno. W 1881 r. artysta wyjechał do Florencji, gdzie odkrył, że w w XIII w. Lungarno, ulica po północnej stronie rzeki Arno, pomiędzy Ponte Vecchio (w tle) a Ponte Santa Trinita, była wybrukowana cegłami i że w okolicy znajdowały się sklepy (są pokazane na obrazie). Dowiedział się również, że most Ponte Vecchio został zniszczony podczas powodzi w 1235 r. W l. 1285–1290 był nadal w budowie, więc na obrazie przedstawiony został z rusztowaniami.