Bolesław Uryn zna Mongolię niemal od podszewki, bowiem to tam odbywa podróże od niemal 17 lat. Na skrzydełku okładki książki dowiedzieć się też można, że Autor książki oprócz tego, że jest podróżnikiem i pisarzem, jest również doktorem nauk humanistycznych, niezależnym reporterem i fotografikiem. Swoje wyprawy określa jako survival z „ludzką twarzą”. Mój survival to szkoła życia, kuźnia charakteru i wspaniałe przygody w egzotycznej, dzikiej, odludnej scenerii. Interesuje mnie nie tylko kraj, zwierzęta i przyroda, dotarcie do zaplanowanego celu i fotografowanie, lecz także mieszkańcy, ich kultura, religia, obyczaje, kuchnia, historia[1]. Autor podkreśla, że zawsze też poszukuje ślady Polaków i zawsze też manifestuje swoje pochodzenie nie zapominając o biało- czerwonej fladze wywieszonej w obozie czy orzełku naszytym na ubrania.
Bolesław Uryn zabiera nas do Mongolii, kraj pięć razy większy od polski, a zamieszkały
jedynie przez 800 tysięcy ludzi, gdzie z wysokości 10 kilometrów dzięki
przejrzystości powietrza i obecności bezchmurnego nieba, widać ziemię dokładnie
aż po horyzont, a dobowe wahania temperatury sięgają nawet 40 stopni C. Autor
zapewnia, że Mongolia pachnie piołunem, rumiankiem, turzycą, karaganą i wieloma
innymi ziołami. Zapach mongolskiego stepu jest szczególnie intensywny od wiosny
do jesieni, a tajga fascynuje zapachem modrzewi. Dodać do tego zapach unoszący się
wokół jurt: palonego drewna i suszonych odchodów zwierzęcych, baraniny. Pamiętać
również trzeba, że w jurtach nie ma łazienek, a ich mieszkańcy nie używają dezodorantów.
Autor odwiedza również Ułan-Bator i zaznacza, że cywilizacja kończy się właściwie
na centrum miasta. Nadal brakuje linii kolejowych i autobusowych, a co za tym
idzie znaków drogowych i tablic informacyjnych. Najciekawsze szlaki prowadzą
przez step, góry i pustynie.
Bolesław Uryn wnikliwie opowiada o odwiedzanych przez lata rejonach Mongolii,
zasobnych rzekach, hodowlanych zwierzętach i sposobie życia koczowników. Interesujące
z mojej perspektywy wydaje się postrzeganie roli tamtejszych kobiet, której
jurtowe obowiązki sprowadzają się do wypasu drobnych i młodych zwierząt, dojenia,
zbierania wełny owiec i puchu kóz, opieka nad dziećmi, gotowanie dla rodziny i
dbanie o dom, przygotowywanie wyrobów z mleka, masła, suszenie mięsa, zbieranie
nawozu opałowego, noszenie wody, szycie odzieży, rozbieranie i stawianie jurty,
przyjmowanie porodów zwierząt. Najczęściej żeni się młodego chłopca z kobietą
starsza od niego, a dziewczynki rozpoczynają życie płciowe przed 15. rokiem życia.
Z kolei mężczyzna ma wiele czasu wolnego, z którego korzysta, a jego praca jest
raczej sezonowa. Kobieta żyjąca w Mongolii nie ma więc lekko. Przy okazji
dowiedzieć się można o funkcjach jurty i życiu codziennym jej mieszkańców, choć
wątków związanych ze współczesnym życiem jest tu jednak niewiele.
Z drugiej strony czytelnik dowie się z opowieści Autora nieco więcej o historii
Mongolii i jej mieszkańców. Przedstawia największych koczowniczych wojowników,
technikę wojenną, ale również zwraca uwagę na sprawę polską w historii Mongolii.
Wiele jest wiadomości na temat obyczajów, kultury, przyrody, religii. Wydaje
się jednak, że jest to klasyczna książka podróżnicza, w której opowieści Autora
wzbogacone są bogatym zbiorem fotografii, dokumentujących mongolski krajobraz,
historię i kulturę.
W książce można wyróżnić jakby dwie relacje autora. Jedna grupa to te
powstałe na gruncie własnych zapisków i koncentrujące się na wrażeniach i
emocjach z podróży, natomiast na drugą grupę składają się suche wiadomości
przytaczane w tonie bardziej encyklopedycznym i spełniającą funkcję edukacyjną.
Nie umniejsza to jednak wartości książki. Obie warstwy składają się, bowiem na fascynującą
opowieść o nieznanej nam bliżej Mongolii.
Bolesław A. Uryn, W świecie jurt i szamanów, wydawnictwo MUZA, styczeń 2013, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 336.
O, ta książka to coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńOstatnio z Mongolią zetknęłam się za sprawą książki "Czas Czerwonych Gór" i dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o mieszkańcach tego kraju. Zszokowała mnie informacja, że mieszkańcy Ułan Bator wyrzucają śmiecie przez okno, że niechętnie się myją.
Mnie raczej interesowałaby wyprawa w step niż stolica, która nie należy do najczystszych:)
UsuńRzetelnie i ciekawie podany kawał podróżniczej prozy, którą przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Kiedyś miałam fazę na podróż do Mongolii, po przeczytaniu jednak kilku książek o tej tematyce trochę mi przeszło, chyba nie dałabym rady:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zgadza się:)
UsuńKiedy czytam o tych wszystkich książkach podróżniczych, których autorzy odwiedzają różne nietypowe kraje to wydaje mi się, że jestem szalenie monotematyczna w wyborze miejsc podróży, ale kiedy mam wybierać miejsce kolejnego wypoczynku i pomyślę, że miałabym nie odwiedzić Włoch czy Francji to robi mi się smutno i przykro. Ale książki to mogłabym poczytać o bardziej zróżnicowanej tematyce. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak miałabym takową możliwość to tez jednak wybrałabym Francję lub Włochy. Zobaczyć to, o czym czyta się tylko w książkach - zabytki, dzieła sztuki, krajobrazy - marzenie.
Usuń