To nie jest łatwa książka ani w
czytaniu ani w odbiorze. Uwierzę od razu, jeśli niektórzy z czytających nie
dotrwali w swej cierpliwości do końca powieści.
Oczywiście świadoma jestem tego, że mnożą się oceny nad twórczością Marcela
Prousta w stylu eleganckich achów i ochów, ale powiedzmy sobie szczerze, to nie
jest książka dla każdego odbiorcy. Jedni będą językiem powieści zachwyceni,
innych będzie on po prostu męczył. Jest on, bowiem przesiąknięty magicznymi opisami,
metaforami, długimi zdaniami, a zagmatwana i poplątana treść rozkłada się na
wiele wątków opartych na retrospektywie, odtwarzaniu przeżyć i zdarzeń z przeszłości.
Ale nie ma tu ani porywającej akcji, ani pośpiechu, co jednoznacznie od razu
wskazuje na to, że powieść wymaga osobliwego skupienia, wewnętrznego
wyciszenia, zatrzymania i zwielokrotnionej uwagi czytelnika. Znaleźć tu można
filozoficzne rozważania, refleksje nad życiem i ludźmi, radość wypływającą z
zatrzymania czasu, wspomnień, zapamiętanych zapachów, drobnych rzeczy i małych
uczynków. Prousta nie można jednak czytać „jednym tchem”.
W stronę Swanna wydane w roku 1913 (zresztą za pieniądze pisarza), to
pierwszy tom cyklu W poszukiwaniu
straconego czasu. Pomysł na powieść zaczerpnięty został bezpośrednio z
życia pisarza. Fabuła powstała na bazie wspomnień z lat młodości i pamięci oplatającej
obrazy dotyczące miasteczka Combray, które w powieści wywołane zostały dzięki
smakowi magdalenki umoczonej w herbacie. To w Combray narrator rokrocznie spędzał
z rodziną wakacje w okresie dzieciństwa. Wspomnienia te dotyczą, więc matki i
babki piszącego, ale również służby i napotkanych ludzi. Narrator prowadzi
czytelnika drogami wiodącymi po tej miejscowości. Jedna z nich prowadzi obok
posiadłości sąsiada, Swanna. Z kolei część druga tomu, napisana w trzeciej
osobie, dotyczy już samego Swanna i jego namiętnej miłości do sprytnej Odetty
de Crecy. Z kolei trzecia część osnuta jest na spotkanej w dzieciństwie przez
narratora córki Swanna, Gilberty. Warto zaznaczyć, że stopniowo w kolejnych
częściach czytelnik poznaje nowych bohaterów.
Wydaje mi się, że na powieść
złożyły się pewnego rodzaju obrazy czy też migawki minionego czasu, okresu
bezapelacyjnie utraconego, do którego nie ma powrotu, które w połączeniu tworzą
pewnego rodzaju całość. Proust wyraźnie też portretuje przedstawicieli społeczeństwa
XIX wieku, a przede wszystkim znakomicie obraca w słowa uczucia, jest
wyrazicielem nastrojów i myśli. Przyznaję jednak, że książkę czytałam, jak na
moje możliwości, bardzo długo i jakieś pierwsze sto stron były dla mnie trudne
do przebrnięcia. Czytałam, więc na raty, potem już było znacznie lepiej, bo wątek
Swanna i Odetty bardzo wciąga. Nie wychodzę też z założenia, że należy
koniecznie czytać Prousta. Osobiście jedna przeczytana jego książka obecnie
wystarcza mi za pozostałe. Jego twórczość trzeba po prostu kochać i być jej wielbicielem.
Ja niekoniecznie do tych osób muszę się zaliczać.
Marcel Proust, W stronę Swanna, W poszukiwaniu straconego czasu, tom 1, wydawnictwo MG, wydanie 2013, tłumaczenie: Tadeusz Żeleński (Boy), oprawa twarda, stron 480.