Nic na to nie poradzę, że tak szybko utonęłam w książce, która
uważana być może za ckliwy i kiczowaty romansik. Dla mnie absolutnie taki nie
był, poza tym znalazłam w tej książce tło, jakie lubię: wiejską imponującą posiadłość
na angielskiej prowincji, małe miasteczko i przede wszystkim ogrody pełne
kwiatów. To również opowieść o nieprzemijającej z biegiem lat wierności i
trwałej miłości, umiejętności dokonywania właściwych wyborów, miłości i
zdradzie, a przede wszystkim bólu niespełnienia tego, co mogło się wydarzyć.
Do wiejskiej posiadłości wprowadza się rodzina Claybourne’ów,
właściwie na dobre to jedynie Miranda wraz z dziećmi Gusem i Storm. Jej mąż to
jedynie weekendowy mieszkaniec, który w ciągu tygodnia pracuje w Londynie i
świetnie się tam bawi. Miranda nie należała jak do tej pory ani do dobrych
gospodyń domu, ani do wspaniałych mam. Wraz z mężem interesowała się jedynie pracą,
markowymi ubiorami, fryzurą, makijażem, spotkaniami z przyjaciółmi. Wszystko się
zmienia wraz z przeprowadzką, odnalezieniem notatnika byłej właścicielki w małym
letnim domku za mostkiem i przybyciem ogrodnika Jean-Paula, który otwiera jej
umysł i serce na otoczenie, sąsiadów i dzieci. Miranda zmienia się i powoli dociera
do niej, że w stosunkach jej z mężem zaczyna się wdzierać chłód i że nie jest
ze wszystkim tak, jak powinno być. Wrażenie na niej robi także intensywna i
namiętna historia miłosna odnaleziona w pamiętniku Avy. Osobą, która łączy jej
świat ze światem byłej właścicielki starej posiadłości jest francuski ogrodnik.
Montefiore opowiada o miłości w dość patetyczny sposób. Pełno
tu wzniosłych określeń, porównań, opisów. Miłość wylewa się z każdej strony, ma
niemal idylliczne zabarwienie, choć Autorka stara się mocno, aby nie miała taki
wydźwięk. Mamy tu i idealnego mężczyznę, który wiernie czeka lata na ukochaną,
aby spełniła się obietnica, i niewierną żonę, która jednak kocha męża i dzieci.
U Montefiore miłość zwycięża wszystko, pełno jej pośród kwiatów, bo ogród tworzy
magię.
Może ckliwe i sentymentalne, może kiczowate, banalne i
przesłodzone, ale ja jestem tą książką zauroczona. W prostocie też można odnaleźć
serię barw, smaków i piękno, które pozwala oddychać i w świeży sposób spojrzeć
na otoczenie. Działa jak morska bryza.
Santa Montefiore, Francuski ogrodnik, wydawnictwo Świat Książki, lipiec 2012, tłumacz:
Anna Dobrzańska-Gadowska, oprawa miękka, stron 496.
No i co z tego, że być może niewysokich lotów, liczy się to, że Tobie sprawiła przyjemność jej lektura. Mam kilka, a może kilkanaście takich książek w swoim repertuarze ulubionych, które trudno uznać za wybitne, ale ja ogromnie je lubię.
OdpowiedzUsuńteż tak myślę:)
UsuńChyba po nią sięgnę, skoro tak Ci się podobała. Czasami potrzebne są takie przesłodzone książki :)
OdpowiedzUsuńMasz rację:)
UsuńKażda książka ma swój czas. Ja czytałabym tylko takie, ale mój zegar wskazuje inną godzinę i muszę się spieszyć. Ale zapisałam. Za rok Weltbild pewnie znowu podaruje nam wyprzedaże:)
OdpowiedzUsuńTo prawda. teraz jednak jestem pod względem czytelniczym "miękka". Ale dobrze mi z tym:)
UsuńMuszę sobie ją zapamiętać. Może nie czytam takich książek na co dzień, ale po Twojej recenzji muszę zwrócić na nią uwagę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńNaprawdę lubię takie książki. Z chęcią sięgnę po ten tytuł żeby się odprężyć po ciężkim dniu.
OdpowiedzUsuńNadaje się na odpoczynek:)
UsuńMi nie przeszkadza ta ckliwość, wręcz przeciwnie. Czasami potrzebuję dużej dawki ciepła i takie książki świetnie sobie z tym radzą.
OdpowiedzUsuńto tak jak ja:)
UsuńCieszę się, że ta książka Tobie się podobała, bo należy do jednej z moich ulubionych z gatunku tych ckliwych:) W jej ckliwości i sielskości jest klimat, który nie pozwolił mi o niej zapomnieć i pewnie jeszcze do niej wrócę za ileś tam lat :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJa zapewne rownież:) Pożyczyłam ją mojej koleżance, która rownież jest nią zachwycona:)
UsuńSerdeczności