18 lipca 2012

Elżbieta Cherezińska, Korona śniegu i krwi.


Przyznać się muszę, że książkę czytałam z przerwami. Nie tyle ze względu na grubość, ale raczej na jej treść. Być może w odebraniu opowieści, gdzie historia miesza się nieco z elementami fantastycznymi to dla mnie, jako dla historyka realistycznie patrzącego na przeszłość, było za wiele. Niemniej pokuszę się o bardzo obiektywną opinię, bo po pierwsze Elżbieta Cherezińska tworzy znakomite opowieści, a po drugie sięga po takie tematy, które już dawno w twórczości polskich Autorów odeszły do lamusa. Historia średniowiecza w jej wydaniu może stać się dla nie jednego czytelnika zachętą do bliższego zapoznania się już być może w sposób poważniejszy z tym okresem naszych dziejów.

Korona śniegu i krwi dotyczy czasów najbardziej chyba zagmatwanych w okresie polskiego średniowiecza. To okres końca rozbicia dzielnicowego, wojennej zawieruchy, walki o władzę, wpływy, gdzie górę biorą prywatne ambicje, układy, przysięgi, intrygi, tajemnice. To czasy, podczas których jedni dążą do zjednoczenia dzielnic, a drudzy do utrzymaniu podziału ziem. Opowieść w głównej mierze dotyczy Przemysława II, choć mowa jest również o jego żonie Lukardis, Władysławie Łokietku, księciu wrocławskim Henryku, Przemyśle I, Bolesławie Wstydliwym i jego żonie Kindze, arcybiskupie gnieźnieńskim Jakubie Śwince i innych. Wielkie znaczenie w tym wszystkim ma przynależność do Starszej Krwi. Ilość historycznych postaci jest wielka, co niezorientowanym w historii Polski może trochę pomieszać w głowie, a do tego dochodzą jeszcze dodatkowi bohaterowie.  W toku powieści można się jednak już połapać, kto jest, kim. Każdy z bohaterów ma odmienną, mocno zarysowaną osobowość, swoją historię i należy albo do tych dobrych, albo do tych złych. Poza tym niektórzy obdarzeni są nadludzkimi zdolnościami, potrafią odczytywać znaki i łączyć je w całość, przepowiadać, czytać w myślach. Warto wspomnieć jeszcze o stworach, które schodzą z herbów i panoszą się po świecie. Nie zapominać należy również o opisach bitew, alkowach miłości, kochankach, cnotliwych żonach.

Powieść napisana jest przejrzystym językiem i w głównej mierze oparta na dialogach. Poza tym to tomiszcze, które, co może się niektórym nie za bardzo podobać, liczy ponad 750 stron. Książka wydana została w dość dużym formacie, więc czytać ją można jedynie w domowych pieleszach. Jak wielu jest bohaterów, tak wiele jest pokazanych stron narracji. Niemniej książka wciąga, bo tak pisze Cherezińska o historii, to nie da się z kimkolwiek porównać. Warto.


Elżbieta Cherezińska, Korona śniegu i krwi, wydawnictwo Zysk i S-ka, czerwiec 2012, okładka twarda, stron 766.
Elżbieta Cherezińska (ur. w 1972 r.) – pisarka i teatrolog. Mieszka w Kołobrzegu. W 2008 r. ukazała się jej książka Byłam sekretarką Rumkowskiego. Dzienniki Etki Daum. To historia, która „otworzyła Czytelnikom getto łódzkie”.
W 2010 r. Cherezińska napisała Grę w kości, thriller historyczny o Zjeździe Gnieźnieńskim 1000 roku. W 2009 r. rozpoczęła cykl skandynawski „Północna Droga” (Saga Sigrun, 2009; Ja jestem Halderd, 2010, Pasja według Einara, 2011), którego fabuła toczy się w Europie schyłku I tysiąclecia.
Książki Elżbiety Cherezińskiej są entuzjastycznie przyjmowane przez Czytelników.

17 lipca 2012

Fin Szekla, Letnia włóczęga czyli Szwecja na wesoło.

Aż mi czasami trudno uwierzyć, że od mojej eskapady do Szwecji z koleżanką ze studiów minęło już tyle lat. Prom, jazda serpentynowatymi bocznymi drogami, noclegi w cudnych osamotnionych miejscach, zachód i wschody słońca, kamienie, wrzos, wspaniałe krajobrazy, Olandia, skandynawska prostota w architekturze i wystrojach wnętrz, ruiny zamków, niebiański spokój i cudna cisza w małych miejscowościach. To wszystko jest na zdjęciach robionych lustrzanką, stąd wywołanych i skrzętnie skrywanych w specjalnym albumie. Moje wspomnienia powróciły po pierwsze dzięki przyjaciółce M., która miała możliwość być niedawno na Olandii oraz wraz z pojawieniem się u mnie książki Letnia włóczęga, czyli Szwecja na wesoło.

Książka stała mi się od pierwszych stron bardzo bliska, ponieważ bohaterowie tego niezwykłego fabularyzowanego przewodnika podobnie jak lata temu my wówczas po pierwsze nie mieli za wiele pieniędzy przeznaczonych na wyprawę, po drugie zaplanowali samochodową eskapadę (plus rowery), po trzecie woleli zachwycać się urokliwymi miejscami. Oprócz dużej bazy zdjęć czytelnik przeczyta sporo o tym wszystkim, co dotyczy między innymi Gotlandii, Olandii, Wikingach, szwedzkim jedzeniu, tradycjach, zwierzętach, roślinach, rybach, obchodzonych świętach, gawędach i historii.  Bohaterami jest rodzina: małżeństwo Gustaw i ciocia Dorocia, ich trzy córki- Sylwia, Monika, Justyna oraz siostra Doroty – Bożena i jej mąż, a zarazem Autor spisanej opowieści i prezes utworzonego w szybkim tempie Klubu Wakacyjnej Przygody. Rodzinka bardzo sympatyczna, tryskająca humorem, niepodlegająca opresji i wspierająca się w trudnych chwilach.

Cała opisana wyprawa trwała 13 dni. To swoisty przewodnik dla rodziny planującej podobną wyprawę do Szwecji, polecany także tym, którzy odwiedzili wspomniane skandynawskie rejony oraz tym, którzy jeszcze nic nie wiedzą na ich temat. Są wskazówki, rady, mapy, zdjęcia, ale przede wszystkim fantastyczna opowieść ubrana w świetne dialogi. Bardzo dobrze i szybko się czyta. Lektura zachęcająca i mobilizująca czytelnika do poznania północnych rejonów Europy.



Fin Szekla, Letnia włóczęga czyli Szwecja na wesoło, wydawnictwo Bernardinum, wydanie 2012, oprawa twarda, stron 416.

16 lipca 2012

Maria Rodziewiczówna, Straszny dziadunio.

Strasznego dziadunia po raz pierwszy czytałam w liceum. Na pewno czytałam, bo wówczas na tapecie były wszystkie książki autorstwa Marii Rodziewiczówny, jakie wówczas dostępne były w bibliotece. Niektóre przeszły przez moje dłonie parokrotnie. To chyba były pierwsze książki, które na dobre wpoiły mi zainteresowanie XIX wiekiem, co mi pozostało już na stałe. Jak przypuszczam to były pierwsze książki, które w sposób subtelny opowiadały o budzącym się uczuciu między dwojgiem ludzi, co przyczyniło się w niemałym stopniu na powstaniu mojej romantycznej strony natury. Po latach z przyjemnością wróciłam do jednej z książek Rodziewiczówny.

Tytułowy Straszny dziadunio to Polikarp, dziadek młodego studenta Hieronima Białopiotrowicza i właściciel majątku Tepeniec w powiecie mozyrskim. Ruciowi niezbyt się układają stosunki z dziadek, ciągle panują między nimi niesnaski i nieporozumienia. Nie oznacza to jednak, że Polikarp nie troszczy się o swojego wnuka. Właściwie w dość ciekawy sposób kieruje jego życiem i funduje mu swoistą ścieżkę doświadczeń życiowych. Hieronim osierocony od najmłodszych lat musi dbać o siebie bez pomocy dziadka. Z kolei drugi wnuk, Albert skrzętnie wykorzystuje stronę finansową dziadka prowadząc dość rozrzutne i hulaszcze życie. Mimo to obaj są szpiegowani przez wysłanników dziadka. Wie o każdym ich posunięciu między innymi o uratowanej przez Hieronima z powodzi kilkuletniej Bronce, która mieszkała w Petersburgu wraz z Ruciem i jego przyjacielem. Dziad Polikarp nie byłby sobą, gdyby i w tej sprawie nie interweniował.

Powieść wydana po raz pierwszy w roku 1887 moim zdaniem pod względem zagadnień moralnych jest ponadczasowa. Znaleźć w niej można strony dobra i zła, które ścierają się ze sobą od wieków. Opowiada również o wartościach uniwersalnych. Książka napisana pięknym, starym i oryginalnym stylem zapewni przyjemnie spędzony wieczór i błogi uśmiech na ustach. Dla mnie klasyka gatunku.


Maria Rodziewiczówna, Straszny dziadunio, wydawnictwo Świat Książki, czerwiec 2012, oprawa miękka, stron 160.