Ach, któż to
nie zna losów małej, niespełna siedmioletniej dziewczynki, którą tatuś - żołnierz
posyła na pensję dla dziewcząt? Któż nie pasjonował się, niezależnie od swojego
wieku, kruchą, wrażliwą i delikatną istotką, jaką była Sara Crewe i nie złorzeczył
właścicielce pensji pani Marii Minchin? Czy jest, choć jedna osoba, mniej więcej
z mojego pokolenia, która nie wzruszyłaby się czytając książkę lub też
oglądając jej ekranizację? Myślę, że nie.
Sara Crewe to
postać dziewczynki, małej księżniczki, której marzenia się spełniają i którą
nie jedna z nas chciałaby być. Wychowana w Indiach przez czułego ojca, kapitana
Ralfa Crewe, jak się okazuje wkrótce właściciela kopalni diamentów, zostaje
wyrwana ze znanego środowiska. nowym domem staje się Londyn i pensja pani
Minchin. Tata Sary pozostawia córkę w bezpiecznym miejscu i w dodatku z takimi udogodnieniami
jak własny pokój z salonikiem, bogata garderoba, kucyk i wyłącznie do jej
dyspozycji pokojówka. Pani Minchin widząc w tym jak największe korzyści dla
pensji, bez przerwy wychwala zalety dziewczynki i pozwala jej na więcej niż to
czyni mając na uwadze pozostałe podopieczne. Mimo wszystko, Sara nie jest ani
rozkapryszona, ani rozwydrzona. Jest skromną dziewczynką, pozytywnie nastawioną
do wszystkich niezależnie od zajmowanej pozycji społecznej. Jak wiecie sielanka
się kończy, a Sara przyzwyczajona do wygód, musi zmierzyć się z nową sytuacją.
Klasyka, klasyka,
klasyka i to w najpiękniejszym wydaniu. Mimo upływu lat, książka w ogóle nie
starzeje się i nie traci na popularności. Jest pełna magii, ciepła, uroku,
czaru i wrażliwości małej Sary, dziewczynki o bogatej wyobraźni i przede
wszystkim gołębim sercu. Emocje podczas czytania od uśmiechu po wzruszenie, na
pewno są gwarantowane i oczywiście, dodajmy do tego staroświecki klimat i perypetie
dziewcząt z pensji. Książka może być czytana wiele razy i należy do tych, które
nigdy się nie znudzą czytelnikowi. Ten typ tak ma. Starsi pokoleniowo zapewne
się ze mną zgodzą, młodsi, którzy nie czytali, powinni jak najbardziej nadrobić
tak wspaniałą zaległość czytelniczą.
Wydań Małej księżniczki oczywiście jest bez
liku. Ostatnia ukazała się w serii Romantyczna. Swoją drogę ciekawa jestem,
kolejnych tytułów serii.
Frances Hodgson Burnett, Mała księżniczka, wydawnictwo Literacki Egmont, wydanie 2014, przekład: Józef Birkenmajer, seria: Romantyczna, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 294.
Nie mam w swoim zbiorze "Małej księżniczki", ale to jedna z ulubionych książek mojego dzieciństwa a i film oglądałam nie raz. To taka śliczna opowieść o tym, jak źle jest dziecku, gdy go nikt nie kocha. I jak bardzo tej miłości ono pożąda i potrzebuje.
OdpowiedzUsuńMoże sobie zorganizuje ja jednak.
cudnie to ujęłaś :)
UsuńMiło, że tak uważasz.
UsuńPiękne wydanie, no i piękna historia. Znam ją tylko z bajki i ekranizacji, ale na pewno przeczytam książkę :)
OdpowiedzUsuńJa dopiero niedawno zapoznałam się z historią Małej Księżniczki :)
OdpowiedzUsuńUwielbiałam "Małą księżniczkę", czytałam ją niemalże non stop, gdy byłam mała... A to wydanie jest piękne :) Dobrze, że doczekała się nowego wydania.
OdpowiedzUsuńI przekładu kolejnego :)
UsuńZaczytywałam się w dzieciństwie, a jakże. Na dodatek miałam wydanie z pięknymi ilustracjami, więc przyjemność była podwójna. Ta okładka niezbyt mi się podoba, a co do treści, to ciekawa jestem czy mogłaby w ogóle zainteresować dzisiejsze dziesięcio czy jedenastolatki.
OdpowiedzUsuńCzy to wydanie z takimi rysunkowymi ilustracjami? Bo takie pamiętam z dzieciństwa.
UsuńPiękna historia, ale o dziwo, jej wersję książkową poznałam stosunkowo niedawno. Z dzieciństwa kojarzę wyłącznie film.
OdpowiedzUsuńJedna z moich ulubionych opowieści z dzieciństwa!
OdpowiedzUsuńAleż piękna okładka, zachęca do lektury.
OdpowiedzUsuń