Właściwie to miałam nie pisać o
tej książce, bo w rekach ją w ogóle nie miałam, ale treść i owszem przyswoiłam
sobie w formie audiobooku. Niestety jakoś moje sumienie nie pozwala mi
traktować tej formy przekazu za właściwą książkę. Nie wiem, dlaczego,ale mam
swoistą blokadę. Audiobook nie jest dla mnie książką sensu stricte, bo papier
można i dotykać i poczuć swoisty zapach. Muszę jednak przyznać, że odkąd postanowiłam się
nauczyć sztuki szydełkowania, audiobooki towarzyszą mi stale i niemal w miarę
możliwości codziennie. Od lipca wysłuchałam ich już nie mało, ale o żadnym jak
dotąd nie napisałam. W tej kwestii przerywam milczenie, bowiem chodzi o klasykę
i to klasykę w wykonaniu Frances Hodgson Burnett, która na swoim koncie pisarza
ma również powieść dla dorosłego czytelnika. Tak bowiem należy raczej
odczytywać historię opowiedzianą w Sekrecie
markizy.
To historia kopciuszka z wielką
miłością w tle. Bohaterką jest trzydziestoczteroletnia Emilia Fox-Seton, która
żyje ubogo w domku przy Mortimer Street. Jako dama do towarzystwa lady Marii
Bayne, gotowa jest zawsze służyć jej pomocą i spełnia wszystkie jej zachcianki.
Lady Marii postanawia zaprosić ją do swojej wiejskiej rezydencji w Mallowe. Tam
Emilia poznaje markiza Walderhursta, na którego „polują” przebywające w
siedzibie damy. Markiz jest po pięćdziesiątce, ma tytuł i jest ogromnie bogaty,
w dodatku jest wdowcem. Po pewnym czasie niespodziewanie proponuje Emilii małżeństwo,
a ta przyjmuje propozycję. Odtąd los Emilii oczywiście pod względem materialnym
i społecznym zmienia się. Emilia nie widzi świata poza markizem, a ten ... no
cóż … krótko po ślubie wyjeżdża sam do Indii w interesach. Emilia zaprasza do
rezydencji bratanka Osborna z żoną, spodziewającą się dziecka. Osborn liczy na
to, że odziedziczy jeśli nie on, to jego syn, majątek Walderhursta. A tu proszę
pojawiły się nieprzewidziane nowe okoliczności, które zmuszają Osoborna do
działania nie całkiem zgodnego z prawem.
Czasem Emilią nieźle
potrząsnęłabym. Mimo wieku, jest tak naiwna, tak niedojrzała, tak prostoduszna,
że cholera człowieka bierze. Zawsze jest uprzejma, zawsze łagodna, zawsze widzi
jedynie dobre i pozytywne strony wszystkiego, a poza tym bez pamięci zakochana
jest w swoim mężu, któremu jednak daleko do ideału. Cudowne życie jest jednak tylko z pozoru,
bowiem Emilia narażona jest na wielkie niebezpieczeństwo. Historia nie jest,
więc ckliwą tylko opowiastką, ale czasem nabiera tempa i wkracza w mroczne odmęty.
Warto zaznaczyć, że Burnett świetnie przedstawia portrety ówczesnych
przedstawicieli najwyższej warstwy społecznej w Anglii. Nie kryje ani
pozorowanych i nieudanych małżeństw, ani przyczyn ich zawierania, ani
brutalności wobec żon i pijaństwa mężów, ani długów tychże ostatnich. To piękna,
staroświecka, wiktoriańska opowieść, pełna uroku i majestatycznej elegancji.
Frances Hodgson Burnett, Sekret markizy, wydawnictwo Novus Orbis, Seria: Wielka Klasyka Literatury Angielskiej, wydanie 1998,tłumaczenie: Ewa Oświecimska, stron 212.
Uśmiecham się na opinię na temat audiobooków. Oczywiście rozumiem, że niektóre osoby ich nie tolerują, nie potrafią się skupić, widzą ich odmienność, traktują, jak słuchowisko, a nie lekturę. Ja sporo słucham (szkoda mi czasu dojazdów do i z pracy; średnio po dwie i pół godziny dziennie, a czytanie papierowej książki nie zawsze jest możliwe w tłoku i ścisku, kiedy nawet ręki nie można swobodnie wyciągnąć), poza tym jest jeszcze sporo czasu, podczas porządków czy szykowania posiłków, który można wykorzystać bardziej "twórczo", dlatego lubię też słuchać audiobooków, choć książka tradycyjna zdecydowanie przeważa. :) A pisarka i tytuł zupełnie mi nieznany. A takie prostoduszne anielice rzeczywiście bywają wkurzające.
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię doskonale, ale do lipa naprawdę audiobooki ani mnie grzały ani ziębiły. Jak zaczęłam szydełkować, to najpierw słuchałam jak to w moim zwyczaju radia, potem stwierdziłam, że to nie to i mnie olśniło! W ten sposób zaznajomiłam i zaprzyjaźniłam się na dobre z audiobookami, choć do dziś mnie gryzie sumienie, że to przecież nie papier i popełniam oszustwo. Trudno to jasno określić. Książka na słuchawkach towarzyszy mi rownież podczas prasowania :) Przy pozostałych czynnościach domowych raczej nie wskazana, bo dzieci mam w domu. Słucham - jak nie czytam papierowej - głównie wieczorem, jak dzieci i padnięty mąż w łóżkach, a ja mam tak zwany czas dla siebie i mogę złapać za szydełko, o ile sama nie zasnę przy młodszym, co mi się ostatnio bardzo często zdarza.
UsuńMnie również ostatnio zdarza się zasnąć przy czytaniu i tio wcale nie z powodu nieciekawej lektury, a zmęczenia. :(
UsuńJa zasypiam też ze zmęczenia, choć zapewne innego rodzaju :)
Usuńklasyka literatury angielskiej - po wieku niewinności czuje do niej tylko niechęć xD
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś na mnie tak działały, teraz już nie :) W ogóle można powiedzieć, że wykorzystuję czas maksymalnie. Pogodziłam w jakimś sensie czytanie z robótkowaniem, nad czym zawsze ubolewałam, bo nie potrafię niestety wybrać do końca.
UsuńA szydełkuję od lipca,uczę się, a swoje "wypociny" umieszczam tu - http://www.maribeaart.blogspot.com/. Szydełko kocham, ale jeszcze chcialabym pojąć druty. Wczoraj - jak słuchałam końcówki "Sekretu markizy" skończyłam sobie papucie. Dziś ubraliśmy choinkę - szydełko króluje :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDziękuję za miłe słowa :) Jak ogladam blogi dziergających to czuję się jednak bardzo malutka :)
UsuńJa miałam w szkole Z-P-T i pan, a potem pani nas nic nie nauczyła niestety. Też kończyłam osiem klas szkoły podstawowej.
Rękawiczek nie próbowałam...jeszcze :)
Co do kopiuj - wklej napisałam maila :)
serdeczności
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMam stare książki Zenki Pudlovej Wydawnictwa Naukowo - Technicznego, nawet leżą na wierzchu, bo zostały wyciągnięte z piwnicy u rodziców. Z tego, co pamiętam kupiłam jeszcze studiując :)
UsuńW średniej szkole nawet sobie szalik zrobiłam z prawych i lewych oczek, ale teraz to nie wiem jakby było. Poza tym schematów muszę się nauczyć rozszyfrowywać :)
Dzięki:)
A z tamtym mam nadzieję, że się uda:)
A ja właśnie wczoraj pomyślałam, że świetnym pomysłem byłoby połączenie szydełkowania ze słuchaniem audiobooków (notabene uważam je za "pełnoprawne" książki, ale to oczywiście rzecz gustu). :)
OdpowiedzUsuńZajrzałam na Twojego robótkowego bloga i jestem pod wrażeniem. Kilka miesięcy a Ty już tworzysz małe dzieła sztuki.
Pewnie muszę dorosnąć, czy też dojrzeć, aby tak samo o nich mówić :)
UsuńDziękuję bardzo za miłe słowa, ale ja wciąż w fazie nauki, choć porwało mnie to zupełnie i stwierdzam, że jest fajniejsze - o ile można tu użyć takiego słowa - od haftu krzyżykowego.
Chętnie przeczytałabym książkę, bo jednak audiobooków nie słucham (nawet nie mam sprzętu). Jestem wzrokowcem i słuchanie czytania mnie nudzi, a dodatkowo nie lubię narzuconej interpretacji tekstu.
OdpowiedzUsuńAle też robótkuję przy gadającym telewizorze :)
Słucham na telefonie i oczywiście słuchawkach, więc wielki to sprzęt nie jest :) Mąż - który słucha audiobooki w pociągu w drodze do i z pracy - wgrał mi taki program, który pozwala zapamiętywać ostatnie "czytanie". Wcześniej się trochę męczyłam :) Przy telewizorze jakoś nie potrafię, poza tym bardzo mało oglądam TV. Wieczorem mi po prostu szkoda czasu.
Usuńdobrego dnia
Ja oglądam telewizję, bo wieczorem już nie nadaję się do niczego innego, jak tylko do klapnięcia w fotelu. Natomiast jadę tramwajem dość krótko, więc ten czas to taki bezmyślny relaks z siatami.
UsuńMam stary telefon i nawet nie wiem, czy dałoby się do niego podłączyć słuchawki.
Chociaż czasami w pociągu (na trasie Łódź-Warszawa) mam dosyć paplających na całą głośność pustych mózgowo dziewczyn, których wynurzenia przeszkadzają w jakiejkolwiek lekturze i wtedy za każdym razem postanawiam uzbroić się w taki sprzęt. Chociażby w celu zagłuszenia się muzyką. W końcu chyba muszę sobie przygotować taki zestaw.
Pozdrawiam :)
Ja też się nie nadaję do niczego, bo śpię po 5 godzin i ciągle mi mało czasu na wszystko. Ubolewam, że obecnie nie pracuję, ale mąż często mi opowiada o podobnych zasłyszanych rozmowach o jakich piszesz. Nic wartego uwagi rzeczywiście. Wieje zgrozą. Telefon mam już po przejściach swoich. Mimo, że ma rok utopiłam go w herbacie i dwa razy w łazience, bo głupota moja nie zna granic. Dzięki zabiegom męża jeszcze działa. Musi wytrzymać jeszcze rok do nowej umowy :)
UsuńMyślałam, że przeczytałam już wszystkie książki tej autorki. Nie słyszałam dotąd o tym tytule. Mimo wad głównej bohaterki chętnie sięgnęłabym po książkę z sentymentu do autorki i tego wiktoriańskiego klimatu.
OdpowiedzUsuńNie martw się, ja do niedawna też tak myślalam :) A powieść bardzo przyjemna, Emilia nie taka zła, ale jak na te 34 lata to moim zdaniem za bardzo naiwna. Trzeba jednak brać poprawkę na to, jaka to epoka i jakie dominowało wychowanie i zachowanie nawet w stosunku do starych panien :)
Usuń