21 maja 2013

Rosanna Ley, Dom na Sycylii.

Szczerze pisząc w natłoku powieści nawiązujących do Toskanii, włoskich przepisów, wątków związanych z rozpoczęciem nowego życia, miłości i odnalezienia siebie, dość sceptycznie zabrałam się za czytanie książki Rosanny Ley. Ostatnio zresztą unikałam tego typu powieści, ale w tytule pojawiła się Sycylia. O, myślę, tego jeszcze nie było. Wszystko inne, co wskazałam na początku jest i w tej powieści, ale podane z gracją, polotem i co najważniejsze z pomysłem. Owe dość wysublimowane połączenie powyższych składników spowodowało, że nawet nie zauważyłam jak przeczytałam ponad 550 stron. Dołączył do tego jeszcze dość dobry styl, w jakim książka została napisana i to, że Autorka potrafiła stworzyć interesującą fabułę. Poza tym, co tu wiele pisać, bohaterka książki jest właściwie w moim wieku, więc książka tym bardziej mi się podobała.
 
Tess Angels jest bowiem przed czterdziestką. Jak wywnioskowałam to kobieta ładna, zadbana, której życie za bardzo nie rozpieszczało. W młodym wieku poznała Dawida i dość szybko okazało się, że spodziewa się dziecka. Niestety wybranek wcale nie był na to gotowy i zwiał do Australii nie martwiąc się ani o przyszłą matkę, ani o dziecko, które miało się narodzić. Tess znalazła wówczas oparcie w swoich rodzicach Sycylijki Flavii i Lenny’ego. Gdy poznajemy Tess, jej córka poszukująca własnego "ja" Ginny ma osiemnaście lat, a rodzice są już zaawansowani wiekiem. Życie uczuciowe Tess jest nieźle porypane, acz sama kobieta świadoma jest, że nie tego oczekuje. Można powiedzieć, monotonia, tyle, że jest tak do chwili, gdy okazuje się, że jakiś Anglik mieszkający na Sycylii zapisał w testamencie swój dom właśnie Tess, ale pod warunkiem, że pojedzie osobiście go obejrzeć. Kobieta nie za wiele dowiaduje się od matki, która nie dość, że nie opowiadała córce o Sycylii i jej mieszkańcach, nie nauczyła włoskiego, to jeszcze od przyjazdu do Anglii nie odwiedziła rodzinnych stron. Tess odwiedza oczywiście Sycylię, poznaje dawną przyjaciółkę matki, mieszkańców Cetari i co najważniejsze dwóch mężczyzn nienawidzących siebie: Giovanniego i Tonino, będących przedstawicielami zwaśnionych rodów.

Sycylijskie historie kryją nie jedną tajemnicę zwaśnionych rodów. Sycylijczyk, uparty, zacięty, ponury to nie jest też przeciętny mężczyzna, a kobieta ma tam od wieków wyznaczoną rolę. Tess chcąc czy niechęcąc powoli odkrywa miejscowe sekrety, a przy okazji dowiaduje się nieco więcej o przeszłości mammy. Z drugiej strony w Anglii, Flavia postanawia spisać swoją sycylijską historię, właśnie dla córki. No i mamy jeszcze problemy nastoletniej Ginny i przyczyny wyborów dokonywanych przez samą Tess. Można więc także napisać, że jest to historia o trzech pokoleniach kobiet.

Dom na Sycylii to niemal wymarzona lektura na nadchodzące lato. Pociąga sycylijskimi zapachami, winem, kawą, pięknymi krajobrazami, turkusowymi kolorami Morza Śródziemnego, wszystkim tym, co składa się na magiczne miejsce, ale przede wszystkim tajemnicami i miłością.
 


Rosanna Ley, Dom na Sycylii, Wydawnictwo Literackie, maj 2013, tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 560.

19 komentarzy:

  1. Zachęcasz znakomicie. Książkę zapisuję, gdyż lubię takie klimaty. Właśnie skończyłam czytać o Sardynii.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie czytam, bardzo fajna książka, taka ciepła i słoneczna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Poszukuję właśnie takich lektur na wakacje, ze słońce i winem w tle:-) Koniecznie muszę przeczytać. Masz rację, teraz takiej literatury jest dużo i dużo złej, ciężko trafić na coś dobrego. Co jeszcze mogłabyś z takiego typu polecić?
    pozdrawiam!
    p.s. w końcu nadrobiłam zaległości u Ciebie:-) sama dobra literatura:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisałam nie za bardzo czytam takie powieści, ale jak był początek tego "szału", to bardzo spodobała mi się trylogia Marleny de Blasi:)Taka klimatyczna:)

      Dziękuję za miłe słowa:)

      Usuń
    2. Acz dodam, że chyba ostatniej części nie czytałam.

      Usuń
  4. Jeśli porównujesz z Marleną de Blasi to ja spasuję, poległam na jej książce z Wenecją w tytule. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ale mnie się wówczas bardzo podobała:) Jak napisałam, czytałam ją na początku tego całego szału toskańskiego. Mimo to "Dom na Sycylii" ma bardzo wyważony klimat, książka też jest po prostu nieco inna:)

      Usuń
    2. ~ Guciamal
      Według mnie część toskańska jest znacznie lepsza. Trzeci tom jeszcze przede mną. Ponoć też owszem, owszem.

      Usuń
    3. Wierzę, że Ci się podobała (Wenecja u Blasi), bo ona taka bardziej romansowa, a ty lubisz romanse :) I wierzę, że toskańska część mogła być lepsza. Ale jakoś zraziłam się z tą Wenecją, więc .... zobaczę jeszcze.

      Usuń
    4. Podobała mi się i Wenecja i Toskania, Orvieto jednak nie czytałam, bo nie przypominam sobie:)
      Jeszcze Ferenc Mate pisał o Toskanii:)Znalazłam na półce, ale czytalam tylko jego "prawdziwe życie", reszta czeka.

      Usuń
  5. Moje wielkie marzenie to Sycylia na żywo, ale tymczasem muszę się zadowolić wersją książkową. O powieści Rosanny Ley będę pamiętać, dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chciałabym kiedyś zobaczyć Sycylię:) Toskanię zresztą również:)

      Usuń
  6. Incredible! This blog looks exactly like my old one! It's on a completely different subject but it has pretty much the same page layout and design. Outstanding choice of colors!

    Feel free to surf to my webpage: plytki ceramiczne

    OdpowiedzUsuń
  7. jak dla mnie jest to świetna książka, polecam ją już teraz pomimo tego że jestem dopiero w połowie czytania ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie rownież się bardzo podobała :) Dziękuję za podzielenie się wrażeniami z lektury :)

      Usuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.