Szczerze pisząc w natłoku powieści nawiązujących do Toskanii, włoskich przepisów,
wątków związanych z rozpoczęciem nowego życia, miłości i odnalezienia siebie, dość
sceptycznie zabrałam się za czytanie książki Rosanny Ley. Ostatnio zresztą
unikałam tego typu powieści, ale w tytule pojawiła się Sycylia. O, myślę, tego
jeszcze nie było. Wszystko inne, co wskazałam na początku jest i w tej
powieści, ale podane z gracją, polotem i co najważniejsze z pomysłem. Owe dość
wysublimowane połączenie powyższych składników spowodowało, że nawet nie
zauważyłam jak przeczytałam ponad 550 stron. Dołączył do tego jeszcze dość
dobry styl, w jakim książka została napisana i to, że Autorka potrafiła stworzyć interesującą fabułę. Poza tym, co tu wiele pisać, bohaterka książki jest
właściwie w moim wieku, więc książka tym bardziej mi się podobała.
Tess Angels jest bowiem przed czterdziestką. Jak wywnioskowałam to kobieta
ładna, zadbana, której życie za bardzo nie rozpieszczało. W młodym wieku
poznała Dawida i dość szybko okazało się, że spodziewa się dziecka. Niestety
wybranek wcale nie był na to gotowy i zwiał do Australii nie martwiąc się ani o
przyszłą matkę, ani o dziecko, które miało się narodzić. Tess znalazła wówczas
oparcie w swoich rodzicach Sycylijki Flavii i Lenny’ego. Gdy poznajemy Tess,
jej córka poszukująca własnego "ja" Ginny ma osiemnaście lat, a rodzice są już
zaawansowani wiekiem. Życie uczuciowe Tess jest nieźle porypane, acz sama
kobieta świadoma jest, że nie tego oczekuje. Można powiedzieć, monotonia, tyle,
że jest tak do chwili, gdy okazuje się, że jakiś Anglik mieszkający na Sycylii zapisał
w testamencie swój dom właśnie Tess, ale pod warunkiem, że pojedzie osobiście
go obejrzeć. Kobieta nie za wiele dowiaduje się od matki, która nie dość, że nie
opowiadała córce o Sycylii i jej mieszkańcach, nie nauczyła włoskiego, to
jeszcze od przyjazdu do Anglii nie odwiedziła rodzinnych stron. Tess odwiedza
oczywiście Sycylię, poznaje dawną przyjaciółkę matki, mieszkańców Cetari i co
najważniejsze dwóch mężczyzn nienawidzących siebie: Giovanniego i Tonino, będących
przedstawicielami zwaśnionych rodów.
Sycylijskie historie kryją nie jedną tajemnicę zwaśnionych rodów. Sycylijczyk,
uparty, zacięty, ponury to nie jest też przeciętny mężczyzna, a kobieta ma tam od
wieków wyznaczoną rolę. Tess chcąc czy niechęcąc powoli odkrywa miejscowe
sekrety, a przy okazji dowiaduje się nieco więcej o przeszłości mammy. Z drugiej
strony w Anglii, Flavia postanawia spisać swoją sycylijską historię, właśnie
dla córki. No i mamy jeszcze problemy nastoletniej Ginny i przyczyny wyborów
dokonywanych przez samą Tess. Można więc także napisać, że jest to historia o
trzech pokoleniach kobiet.
Dom na Sycylii to niemal wymarzona lektura na nadchodzące lato. Pociąga
sycylijskimi zapachami, winem, kawą, pięknymi krajobrazami, turkusowymi
kolorami Morza Śródziemnego, wszystkim tym, co składa się na magiczne miejsce,
ale przede wszystkim tajemnicami i miłością.
Rosanna Ley, Dom na Sycylii, Wydawnictwo Literackie, maj 2013, tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 560.
Zachęcasz znakomicie. Książkę zapisuję, gdyż lubię takie klimaty. Właśnie skończyłam czytać o Sardynii.)
OdpowiedzUsuńA co o Sardynii?
Usuń"Elias Portolu" - Grazii Deledy.
UsuńA nie słyszałam, zaraz poszukam.
UsuńWłaśnie czytam, bardzo fajna książka, taka ciepła i słoneczna.
OdpowiedzUsuńMiałam takie samo wrażenie:)
UsuńPoszukuję właśnie takich lektur na wakacje, ze słońce i winem w tle:-) Koniecznie muszę przeczytać. Masz rację, teraz takiej literatury jest dużo i dużo złej, ciężko trafić na coś dobrego. Co jeszcze mogłabyś z takiego typu polecić?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
p.s. w końcu nadrobiłam zaległości u Ciebie:-) sama dobra literatura:-)
Tak jak napisałam nie za bardzo czytam takie powieści, ale jak był początek tego "szału", to bardzo spodobała mi się trylogia Marleny de Blasi:)Taka klimatyczna:)
UsuńDziękuję za miłe słowa:)
Acz dodam, że chyba ostatniej części nie czytałam.
UsuńJeśli porównujesz z Marleną de Blasi to ja spasuję, poległam na jej książce z Wenecją w tytule. :(
OdpowiedzUsuńEj, ale mnie się wówczas bardzo podobała:) Jak napisałam, czytałam ją na początku tego całego szału toskańskiego. Mimo to "Dom na Sycylii" ma bardzo wyważony klimat, książka też jest po prostu nieco inna:)
Usuń~ Guciamal
UsuńWedług mnie część toskańska jest znacznie lepsza. Trzeci tom jeszcze przede mną. Ponoć też owszem, owszem.
Wierzę, że Ci się podobała (Wenecja u Blasi), bo ona taka bardziej romansowa, a ty lubisz romanse :) I wierzę, że toskańska część mogła być lepsza. Ale jakoś zraziłam się z tą Wenecją, więc .... zobaczę jeszcze.
UsuńPodobała mi się i Wenecja i Toskania, Orvieto jednak nie czytałam, bo nie przypominam sobie:)
UsuńJeszcze Ferenc Mate pisał o Toskanii:)Znalazłam na półce, ale czytalam tylko jego "prawdziwe życie", reszta czeka.
Moje wielkie marzenie to Sycylia na żywo, ale tymczasem muszę się zadowolić wersją książkową. O powieści Rosanny Ley będę pamiętać, dzięki!
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym kiedyś zobaczyć Sycylię:) Toskanię zresztą również:)
UsuńIncredible! This blog looks exactly like my old one! It's on a completely different subject but it has pretty much the same page layout and design. Outstanding choice of colors!
OdpowiedzUsuńFeel free to surf to my webpage: plytki ceramiczne
jak dla mnie jest to świetna książka, polecam ją już teraz pomimo tego że jestem dopiero w połowie czytania ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Mnie rownież się bardzo podobała :) Dziękuję za podzielenie się wrażeniami z lektury :)
Usuń