6 listopada 2024

Chris Stapleton, Higher.


Nie przypominam sobie, abym pisała o jakieś płycie na blogu. Żaden ze mnie znawca muzyczny. Niemniej, chciałam pozostawić tu jakiś ślad w czasie trwajacego etapu fascynacji i nie mogłam przejść obojętnie obok (piątej) płyty, urodzonego w Kentucky, Chrisa Stapletona - „Higher” z 2023 r. Artysta zyskał sławę po wydaniu w 2015 r. albumu „Traveller” , gdy miał już 37 lat. Twórczość Stapletona dopiero poznaję.

„Higher” to połączenie elementów klasycznego rocka, bluesa, soulu i country, a ja od wielu lat mam słabość do stylu country. Artysta jest szczęśliwy w małżeństwie z piosenkarką i autorką tekstów Morgan Stapleton (jest wymieniona jako producentka i autorka tekstów na płycie „Higher”) i właśnie oczekują narodzin szóstego dziecka. Morgan występuje z Chrisem, a jak ktoś widział jakiś zapis z koncertu, to zaobserwuje, jaka między nimi istnieje szczególna  i bliska relacja.


Stapleton to artysta o silnym głosie, a w jego tekstach można odnaleźć wielkie emocje - tęsknotę, strach, ból, miłość. Oprócz tego, że znakomicie korzysta z potężnego głosu, to potrafi też z łatwością śpiewać z czułością i pewnego rodzaju miękkością (utwór „Higher” - "Moje niebo nigdy nie jest tak daleko"). Stapleton jest jednak wystarczająco szorstki i męski, aby uniknąć zbędnego sentymentalizmu. 

To donośne, smutne melodie, opowiadające o trudnościach i kaprysach towarzyszących  miłości, a co za tym idzie istniejących w związku. Tematycznie album dotyczy niemal wyłącznie spraw serca. Wydaje się jednak, że płyta nie jest adresowana jedynie do tych, którzy przeżywają ból związany z końcem związku, odrzuceniem, nietrwałością uczuć. Fakt, że złamane serce może się zagoić, jest obraźliwy tutaj dla wielkości i spektaklu prawdziwej miłości. Z pękniętym sercem można żyć przecież po śmierci ukochanego/ukochanej. „Kiedy nadejdzie dzień, w którym będę mógł żyć bez ciebie, kochanie, będzie to dzień, w którym umrę”. Być może dlatego płyta stała mi się tak bliska.

Z kolei w najostrzejszym, charakteryzującym się mocnym uderzeniem gitary elektrycznej (riffem), utworze „White Horse”, Stapleton opowiada o panice i wstydzie, które pojawiają się, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że może nie być gotowy, aby udźwigać czyjeś oddanie. „The Fire” mówi z kolei o obsesyjnym myśleniu o kimś, kogo nie można mieć. „Oooh / Słyszę twoje imię / Przez wiatr i deszcz”. „It Takes a Woman” odnosi się do silnego zaangażowania w związku i trwałej miłości. W utworze „Think I'm in Love With You” obserwujemy pewnego rodzaju muzyczną dynamikę – od powściągliwości po uwolnienie napięcia. Nota bene teledysk jest świetny.  Jest jeszcze westernowy utwór „Crosswind”. Album zamyka liryczny i nostalgiczny utwór „Mountains of My Mind”, w którym głos Stapletona jest surowy i chropawy. „Gdzieś tam czeka zbawienie” – śpiewa dając nadzieję.

Stapleton chciał być może pokazać, jak ważne jest pielęgnowanie, podtrzymywanie intensywnej romantycznej relacji z drugą osobą, akceptowanie czyjejś miłości, dbanie o nią, kochanie kogoś nie na pół gwizdka, bycie z kimś na dobre i na złe, docenianie go, wspieranie, trwanie w trudnych chwilach - póki dany jest nam wspólny czas. To jest dopiero coś, co się liczy. Album dedykowany żonie, to opowieść o długiej, trwałej, prawdziwej miłości, choć niektórzy mogą ją uznać za banalną. Wszystkie piosenki wydają się być przekonywujące, zarówno pod względem tekstów, jak i muzyki. Wystarczy tylko, że śpiewa je i gra na gitarze Chris Stapleton. 




* tłumaczenia własne, więc wg własnego widzimisię 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.