Pewnego dnia Mateusz (Mateo) spędza z
najbliższymi szczęśliwe chwile w domku nad jeziorem. To Mikołaj zwróci jego
uwagę na dziewczynę, która od wielu godzin siedzi na pomoście i tempo wpatruje
się w taflę jeziora. Mateusz nie zaprząta sobie nią głowy dopóki rodzina i
przyjaciele nie odjadą. Wówczas dopiero
ponownie spogląda w stronę dziewczyny. W jednej chwili ją widzi, w drugiej już
nie. W skutek jego szybkiej reakcji i działania, udaje się wyciągnąć z wody niedoszłą
samobójczynię. W szpitalu okazuje się, że dziewczyna nie pamięta niczego, co
wydarzyło się przed dramatyczną jej decyzją, kiedy chciała zrezygnować z życia. Wiadomo jednak,
że ma na imię Oliwia, bo takie widniało na pożegnalnym liście odnalezionym w
jej rzeczach na pomoście. Osobą, która ją wspiera jest siostra Mateusza, a
zarazem pielęgniarka, Monika. To za jej sprawą po paru dniach dziewczyna
zamieszkuje w odziedziczonym po ojcu domu Mateusza.
Mateo nie jest z tego faktu zadowolony. Nie potrafi pogodzić się z wydarzeniami sprzed kilku laty. Wówczas jego dziewczyna walczyła z chorobą, aby móc dalej żyć. Jest wściekły na Oliwię, że chciała zrezygnować z daru, jakim jest życie. Od tej pory pomysłowość w fabule przybiera na sile. Robi się nierealnie i sztucznie. Jedynie parę dni potrzeba do tego, aby Mateo i Oliwia zbliżyli się do siebie i aby padło słowo „kocham”. Szybkość nadzwyczajna, bo Mateusz nadal nie wie nic o dziewczynie, a ona nadal nie odzyskała pamięci. Ból głowy staje się jednak nie do zniesienia, urywane, makabryczne w treści wspomnienia zaczynają wracać, a Oliwia w tych najgorszych momentach traci kontrolę nad działaniem. Mateo i Mikołaj ciągle ją szukają. Wówczas na arenie powieści pojawia się kat-oprawca …
Kiedyś w rozmowie ze znajomą na
temat książek i naszych czytelniczych wyborów, usłyszałam, że nie czyta
powieści, które plastycznie opisują traumy, wydarzenia, które rzeczywiście
miałyby miejsce. Tych jest od groma podawanych w serwisach informacyjnych. Po
co fundować to dodatkowo czytelnikom? Jestem tego samego zdania. Być może
książka będzie niosła nadzieję i otuchę tym kobietom, które przeżyły podobne
przedstawione sytuacje w swoim życiu. Być może, bo jaki jest procent
prawdopodobieństwa, że książka będzie w ich rękach? Pisząc szczerze, byłam ze
trzy razy w sytuacji, że chciałam zostawić książkę niedokończoną. Dotrwałam,
ale efekt tego taki, że potem nocą miałam koszmarny sen. Nie czytam więc takich
książek.Tym razem intuicja mnie zawiodła.
Wiele stron do przeczytania, nie
oznacza wcale, że będą w całości układać się one w dość logiczną, ciekawą,
interesującą powieść. W potrzasku wspomnień Aleksandry Kosowskiej mimo, że z happy enedem, nie ma jednak wydźwięku optymistycznego. Czytelnik po jej przeczytaniu
czuje się emocjonalnie wyczerpany, „brudny”, przetrawiony, przynajmniej było
tak w moim przypadku, z punktu widzenia kobiety. Jeżeli gdzieś przeczytacie, że
jest to przyjemna lektura, to od razu można wywnioskować, że osoba pisząca
takie sformułowanie w ogóle nie czytała tej książki. Jak może sprawiać
przyjemność czytanie o wykorzystaniu seksualnym, gwałtach, przemocy fizycznej i
psychicznej? To oczywiście są ważne tematy, ale dlaczego tym wszystkim obarczona zostaje podstać głównej bohaterki? Nie mogę tego zrozumieć mimo upływu dni od przeczytania powieści.
Aleksandra Kosowska, W
potrzasku wspomnień, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2019, oprawa miękka
ze skrzydełkami, stron 596.
Nie znam tej pozycji.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Twoją opinią! Skończyłam czytać tę książkę w ubiegłym tygodniu i jestem nią rozczarowana i w sumie zasmucona. To lektura trudna ze względu na te wszystkie dramaty, których doświadczyła Oliwia, brzydka, brutalna, przesadzona, nierealna.... Na dodatek bohaterowie są irytujący, ich zachowania niedojrzałe i ogólnie całość się nieprzyjemnie czyta...
OdpowiedzUsuńdziekuję bardzo za własną ocenę :) pozdrawiam serdecznie
UsuńZapowiada się świetnie. Muszę koniecznie przeczytać itojak najszybciej- uwielbiam ksiązki tej autorki! :))
OdpowiedzUsuń