28 października 2011

Candace Camp, Mistyfikacja.


Mistyfikacja to kolejna obok Tajemnicy panny Hamilton i Panny z dobrego domu dobra powieść historyczna autorstwa Candance Camp, jaką ostatnio przeczytałam. Lubię książki, w których fabuła toczy się w jednym właściwie miejscu czy tez jego otoczeniu, a liczba występujących bohaterów jest zawężona do kilkunastu.

Za sprawą Candance Camp czytelnik ponownie przenosi się w przeszłość. Mamy, bowiem rok 1812, gdy toczy się wojna Anglii z Francją. Wielką misja obdarzeni są szpiedzy i specjalni wysłannicy, a przemyt towarów luksusowych i to nie tylko brandy rozwija się. W tym wszystkim poznajemy dwudziestopięcioletnią Camillę Ferrand, która wraca z Bath do posiadłości swego dziadka. Nie jest to powrót wesoły, bo młoda kobieta według własnych doniesień ma pojawić się z narzeczonym. Tyle, że osoba taka w ogóle nie istnieje w życiu Camilli. Los jednak sprawia, że jeszcze tego samego dnia poznaje dwóch mężczyzn, z których jeden postanawia odegrać wymyśloną przez dziewczynę rolę. Jest to mu na rękę, ponieważ w pobliżu ma do wypełnienia ważną misję. Benedykt nie wie jednak, że zamiast narzeczonego szybko przyjdzie mu odegrać rolę męża. Mimo to układ zostaje zawarty i młodzi zaczynają odgrywać role zakochanych wymyślając kolejne kłamstwa. Oczywiście szybko tez rodzi się między nimi uczucie.

Owa mistyfikacja została bardzo dobrze wymyślona przez Autorkę. Wątek miłosny nie zabiera jednak miejsca innym pobocznym sprawom. Mamy też tu, bowiem do rozwikłania pewnego rodzaju tajemnicę. Książkę czyta się szybko i z przyjemnością. Fabuła wciąga czytelnika, a obraz epoki z jej konwenansami został dobrze zarysowany. Ciekawy pomysł na spędzenie jesiennego wieczoru.


Candace Camp, Mistyfikacja, wydawnictwo Harlequin/MIRA, seria: powieść historyczna, oprawa twarda, premiera: 21.10.2011, stron 448.

26 października 2011

101 rzeczy, które musisz zrobić, zanim dorośniesz (albo zanim zrobisz sie za stary, żeby się nimi cieszyć!).

Jednym słowem używając potocznego słownictwa, książka jest bajerancka. Dlaczego nie było takich książek, gdy dorastałam? Pamiętam tylko pozycje Zrób to sam i program telewizyjny Adama Słodowego. Mimo, że wskazana książka jest adresowana dla prawdziwych chłopaków od razu spieszę donieść, że na pewno nadaje się dla prawdziwych dziewczyn.

Książka została wydana tym razem w dość nietypowy sposób. Przybrała postać pewnego rodzaju segregatora, gdzie znajdziemy podział na rozdziały dotyczące majsterkowania, rozrywki, nauki, gadżetów, sztuczek i survival. Znajdziemy tu prosto zobrazowane i wyszczególnione instruktaże rzeczy, które dorastające dzieci mogą zrobić same. Wśród ciekawszych propozycji należy wymienić choćby założenie hodowli dżdżownic czy hodowlę pleśni, zrobienie prasy drukarskiej, animacji na kartkach książki, przeprowadzenie analizy DNA domowym sposobem, wyhodowanie stalaktytu czy kryształów, zrobienie obwodu elektrycznego, skonstruowanie alarmu antywłamaniowego, nauka szyfrów, naukę alfabetu Morse’a. Ciekawe są instrukcje dotyczące świata przyrody. Przykładowo jak rozpalić ognisko, wezwać pomoc na pustyni, znaleźć północ. Na uwagę zasługują także instrukcje związane z udzielaniem pierwszej pomocy i obrony przed napastnikiem. Znaleźć tu także można receptę na to, jak czytać z dłoni, napisać dyktando na szóstkę, nauczyć się szyć, opanować kilka sztuczek z monetą, nauczyć się tańczyć, grać na gitarze, założyć klub czy zorganizować fajna imprezę. Z drugiej strony można dowiedzieć się jak nauczyć się – uwaga - porządnie kłamać! Tego akurat latoroślom nie polecałabym. Każdy, więc znajdzie coś dla siebie.


Pozycja jest pełna zakręconych pomysłów i może inspirować do pozytywnych działań. Posiada zalety edukacyjne i wpływa na pobudzenie wyobraźni i kreatywność. Bardzo interesująca pozycja zarówno dla małych jak i dużych dzieci.



George Ivanoff, Sofija Stefanovic, Peter Taylor, 101 rzeczy, które musisz zrobić, zanim dorośniesz, Wydawnictwo Wilga, przedział wiekowy od 6 do 12 lat, okładka twarda, 2011, stron 183.

25 października 2011

Agnieszka Lingas-Łoniewska, Zakład o miłość.

Zakład o miłość to historia, która mogła mieć miejsce. Sama znam zresztą bardzo podobną. Głównymi bohaterami powieści są Sylwia i poznany przez nią na dwa tygodnie przed jej ślubem na klubowej imprezie Aleks. Dziewczyna jest na ostatnim roku studiów historii sztuki, pochodzi z szanowanej rodziny z tradycjami i przez całe swoje życie spełniała tylko oczekiwania rodziców. Wszystko się zmienia, gdy poznaje pewnego siebie Aleksa. Sylwia szybko ulega jego urokowi, acz nie wie, że jej obiekt westchnień powziął pewien zakład mający na celu uwiedzenie jej i zdyskredytowanie nielubianego sztywniaka. A żeby było interesujące zakręcenie to zarówno Sylwia, jak i Aleks nie mają za ciekawych kontaktów z rodzicami. Młoda kobieta to oczko w głowie i od urodzenia spadkobierczyni dorobku rodziny. Młody mężczyzna z kolei ma pogmatwane życie rodzinne, a wyniku zaistniałych zdarzeń uznawany jest w środowisku za zimnego drania. Oboje jednak będą próbowali rozwikłać swoje problemy i co najważniejsze odszukać swoją prawdziwą drogę.

Nie jest to najlepsza książka Agnieszki Lingas – Łoniewskiej, choć Autorka konsekwentnie trzyma się swojego stylu podwójnej narracji. Już w trakcie czytania nasunęło mi się parę wniosków. Miałam wrażenie, że powieść była pisana szybko, jakby w tempie ekspresowym, bowiem wiele elementów jest w niej niedopracowanych i potraktowanych pobieżnie. Być może uczucie to jest potęgowane i wyostrzone przez zbyt wiele jak dla mnie użytych zdań prostych, wielokropków i bezokoliczników. Z drugiej strony niestety miałam wrażenie, że niektóre fragmenty zdań są podobne do tych z poprzednich i o niebo lepszych książek. Po za tym są dwa elementy, z którymi mogłabym dyskutować. Pierwszy: po historii sztuki nie ma się uprawnień do nauczania historii, chyba, że coś się zmieniło, o czym nie wiem jak kończyłam oba wskazane kierunki. Nie czepiam się już, że aby nauczać trzeba mieć ukończone coś w rodzaju studium pedagogicznego lub chociażby kursu kwalifikacyjnego. Drugi element to taki, że na jednej stronie czytam wśród słów należących do Aleksa: nigdy nie rozwiodła się z moim ojcem (s.158), a na innej: mąż matki wpuścił mnie bez słowa (s.224). W kolejnym miejscu ojciec Aleksa stwierdza, że: To nie tak… Ja miałem dobrych prawników (s.223). Co jednak było pomiędzy tym wszystkim? Był rozwód czy go nie było?

Oczywiście nie jest to książka zła, ale na pewno nie jest napisana na tym samym poziomie, co poprzednie powieści Autorki. To po prostu przyjemne babskie czytadło ze wskazaniem jak ważna jest prawda i miłość w życiu człowieka, zarówno ta do odmiennej płci jak i do rodziców.  Powieść czyta się dobrze, ale tym razem nie zostałam porwana i nie uniosłam nad ziemię Jestem, więc trochę rozczarowana, acz z niecierpliwością czekam na kolejne pozycje książkowe nadal wierząc w talent i pomysłową kreatywność Autorki. 


Agnieszka Lingas-Łoniewska, Zakład o miłość, wydawnictwo Novae Res, premiera 9 listopad 2011, stron 246.


Lucy Dillon, Spacer po szczęście.

Książka w treści przypomina mi nieco trochę nie tak dawno recenzowane P.S. Kocham Cię. W Spacerze po szczęście Lucy Dillon poznajemy Juliet, która w osiem miesięcy po śmierci swojego męża Bena, w którym była zakochana od dzieciństwa, nie może otrząsnąć się z rozstaniem. W jej godzinach rozpaczy i rozmyślań towarzyszy wierny przyjaciel – terier Minton. Juliet nie pracuje, mieszka w niewyremontowanym domu i całe godziny spędza przed telewizorem. Z tego marazmu chcą ja wyciągnąć mając przecudnej urody pomysły jej mama Diane i siostra Louise. W dodatku do sąsiedniego domu wprowadza się hałaśliwa rodzina Kellych. Tutaj też pomieszkuje Lorcan. Juliet szybko poddaje się pomysłodawczyniom i zostaje wkręcona nie tylko w wyprowadzanie psów innych ludzi, ale również niejako przymuszona do remontowego ogarnięcia swojego domu, w którym ku uciesze jej matki pomagać miał przystojny sąsiad. I tak Juliet wychodzi z domu, poznaje ludzi, nawiązuje przyjaźnie, próbuje rozwiązać sprawy z Louise i zrozumieć to, co się stało parę miesięcy temu.

Książka, która można zaliczyć do tych, które pokrzepiają serca po śmierci bliskiej osoby. Przesłanie jest właściwie jedno: należy żyć dalej i nie idealizować przeszłości. Jak każdy związek, tak i małżeństwo Juliet i Bena miało swoje blaski i cienie, a mężczyzna nie był ideałem. Wielką rolę w powieści odgrywają czworonogi, a na stronach książki pojawia się miłość nie tylko do psów.

To ciepła i zabawna powieść o stracie i nadziei na lepsze jutro zabarwiona optymistycznym akcentem. Nadaje się w sam raz na jesienne wieczory.


Lucy Dillon, Spacer po szczęście, wydawnictwo Prószyński i S-ka, oprawa miękka, tłumaczenie Łukasz Praski, stron 400.

Wojciech Widłak, Samotny Jędruś.

Samotny Jędruś to kolejna historyjka wymyślona przez Wojciecha Widłaka i znakomicie zilustrowana przez Joannę Rusinek. Pewnego dnia Samotny Jędruś wyrusza na poszukiwanie „czegoś”, co mu brakowało do szczęścia. Cóż to takiego było postanowił się dowiedzieć, ale poszukiwania owe nie są ułożone w logiczna całość. Rządzi raczej nimi przypadek, ponieważ Samotny Jędruś wciąż na coś wpada lub coś wpada na niego.  Jest to nie tylko drzewo, kamień, gołąb, ale nawet złość, zniechęcenie czy zachwyt.

Książeczka została zadedykowana takim wszystkim Samotnym Jędrusiom, którzy poszukują w życiu czegoś, co nie jest tak do końca dla nich wiadome, ale jego brak jest odczuwalny.  To poszukiwacze tego, co tak naprawdę jest w życiu ważne. To pełna ciepła, dobrego humoru, a przede wszystkim pełna wielu bardzo ważnych myśli pozycja. Na szczególną uwagę i wielkie brawa zasługuje oprawa graficzna wskazanej pozycji. Ilustratorka wykorzystała w znakomity sposób studzienki kanalizacyjne, popękany asfalt czy płyty chodnikowe. Dodany został do tego mały rysunek kredą i powstała świetnie opowiedziana historia.



Wojciech Widłak, Samotny Jędruś, wydawnictwo Czerwony Konik, Ilustracje: Joanna Rusinek, Kraków 2011, stron 56.

21 października 2011

Aleksandra Woldańska-Płocińska, Marchewka z groszkiem.


Czy zdarza się, że wasze pociechy stronią od jedzenia warzyw pełnych życiodajnych witamin? Wydaje się, że bardzo dobrą zachętą, aby zmienić owe nastawienie jest książka Marchewka z groszkiem autorstwa Aleksandry Wołdańskiej – Płocińskiej, która również odpowiada za ilustracje. Stworzyła ona niebanalną opowieść z warzywami w roli głównej i to z wątkiem sensacyjnym. Aby było od początku jasne, kto w całej aferze bierze udział, główni bohaterowie przedstawieni są małemu czytelnikowi na samym początku z podziałem na warzywa lokalne i te pochodzące z zamorskich plantacji a wśród nich: Elpomidor, Che Bula, Kala de Fior, Mr Chevka czy Kim Czos Neck.

Otóż na jednej z grządek pojawia się drewniana skrzynka wyrzucona przez samochód, który wpadł w poślizg. Okazuje się, że są to obcy przybysze. Lokalne warzywa uprawiane w sposób ekologiczny postanowiły udzielić schronienia zagubionym, acz chemicznie nabuzowanym krewniakom. Cała historyjka napisana i zilustrowana została w sposób inteligentny i wielce dowcipny. W tekście natrafić można niejednokrotnie na nowy typ powiedzonek dotyczący warzy takich jak: strzyka mnie w szypułce, niech was o to bulwa nie boli. W sposób przystępny, acz zdecydowany wytłumaczona została podstawowa różnica między zabiegami ekologicznymi a stosowaniem sztucznych używek w uprawach warzyw, których nie chce w opowieści nawet tknąć groźny królik. Trudniejsze słowa zostały w tekście podkreślone grubszą trzcionką, a pod spodem wyjaśnione na sposób słownikowy.  Znalazły się wśród nich takie słowa tak: wegetarianizm, wegetować, pestycydy, nawożenie. Książka ma, więc również wartości edukacyjne. Przede wszystkim uświadamia dzieciom zalety uprawy ekologicznej, ale również przypomina rodzicom, czym mogą być nafaszerowane kupowane warzywa rodem z zagranicy.

Pozycja jak najbardziej godna polecenia.


Aleksandra Woldańska-Płocińska, Marchewka z groszkiemwydawnictwo Czerwony Konik, tekst i il. Aleksandra Woldańska-Płocińska, sugerowany wiek 4+, Kraków 2011.

20 października 2011

Julia Hartwig, Gorzkie żale.

Od paru dni podczytuję wiersze Julii Hartwig, który ukazały się nakładem wydawnictwa a5 w tomiku zatytułowanym Gorzkie żale. Tytuł od razu skojarzył mi się ze smutnym nabożeństwem podczas Wielkiego Postu. Trudno mi się jakoś rozstać na dłużej z owym tomikiem. Czytam w całości, wybierając wiersze lub ich fragmenty. Maja niezwykły dar przyciągania i zmuszania do refleksji. Być może w to wszystko wtrąca się jesienna melancholia, a być może wspaniałe i pełne uroku zdjęcie pani Julii na okładce, od którego trudno oderwać wzrok.  

Tomik ukazał się z okazji 90. urodzin poetki, a wiersze, jakie się w nim znalazły powstały w okresie jej choroby. Julia Hartwig pisze o sprawach bliskich swojemu sercu, przemijaniu, samotności, spotkanych ludziach, tragicznych chwilach, a mimo to wyczuwa się pewnego rodzaju dystans i powściągliwość. Wiersze przesycone są jednak spokojem, choć niejednokrotnie nawiązują do bólu, śmierci i cierpienia. Oprócz tego poetka odnosi się do Czterech walców Szostakowicza, W.G. Sebalda, Chateaubrianda, Herberta, francuskiego surrealisty Roberta Desnos, rosyjskiego pianisty Światosława Richtera. W wierszach bardziej intymnych nawiązuje do wspomnień wiążących się z zamkiem Combourg, układa CV, zagląda do notatek. Można też odnaleźć w tomiku wiersze, w których poetka zastanawia się nad istotą poezji. 

Warto.


ŻEBYŚ…

staje znieruchomiały obłok
bielejący
staja gałęzie rozbujałych
olch i wierzbiny
bo ustaje na chwilę wiatr
który je szarpał
przystaje marszcząca się woda
w stawie
Żebyś ty też
przystanął
I spojrzał

(s. 48)

Julia Hartwig, Gorzkie żale, Wydawnictwo a5, oprawa broszurowa ze skrzydełkami, wydanie 2011, Biblioteka Poetycka pod redakcją Ryszarda Krynickiego, Tom 71, stron 62.

17 października 2011

Anton Myrer, Ostatni kabriolet.




Nie bez przyczyny książka Ostatni kabriolet Antonego Myrera zaliczana jest do klasyki amerykańskiej literatury. To, bowiem powieść opowiadająca o pokoleniu, które uważane jest za stracone i tragiczne w historii Stanów Zjednoczonych, na które wielki wpływ wywarła II wojna światowa. Historię poznajemy dzięki jednemu z bohaterów – Georga, który w roku 1976 przymuszony przez swojego chrześniaka chcącego znać prawdę o swojej tożsamości, decyduje się na wspomnieniową opowieść.

Wszystko zaczyna się w roku 1940, kiedy to na Harvardzie spotyka się pięciu zupełnie odmiennych charakterami chłopaków: George, Terry, Russ, Dal i Jean - Jean. Wywodzą się z zupełnie odmiennych środowisk, mają inne zapatrywania na życie, karierę, miłość i kobiety.  Razem zamieszkują dom akademicki, szybko zaprzyjaźniają się i nazywają siebie Fizylierami. Do grona tego dołączają dziewczęta z pobliskich szkół: Chris, Nancy, Liz. Razem będą szaleć na zabawach, słuchać ówczesnej muzyki, dyskutować na temat wojny i polityki, kłócić się i godzić. Wielką rolę odegrała Christabel, bowiem to w niej kochali się Dal i George, a ona sama od dzieciństwa była dziewczyną Russa. Ten z kolei odrzuci ją dla szalonej i ekscentrycznej karierowiczki Key Maden. Chris poszukiwać będzie szczęścia w związku z Dalem, George z Nancy.

Niemym świadkiem tego wszystkiego był tytułowy kabriolet, nazywany przez chłopców Cesarzową. Auto będąc własnością Jean – Jeana z biegiem lat znajdowało kolejnego opiekuna.  Historia przyjaźni mężczyzn z Harvardu została ukazana na przestrzeni lat. Opowieść Georga nie nawiązuje jednak tylko i jedynie do spraw prywatnych, ale w dużej mierze ukazuje obraz społeczny i polityczny lat, w jakich przyszło dorastać młodym ludziom. Mamy tu odcienie muzyki, mody, nocnego życia, studenckich imprez, wspólnych wypadów. Jest nawiązanie do Johna Kennedy'ego i polityki amerykańskiej. Poprzez listy pisane przez chłopców do Georga poznajemy ich losy podczas działań w okresie II wojny światowej, na kontynencie europejskim i afrykańskim, by następnie obserwować jej wpływ na ich dalsze życie. Wspomniana jest również późniejsza wojna w Wietnamie.

To dobra powieść, przede wszystkim wciągająca, opowiadająca szerzej o latach, które najbardziej lubię w historii Stanów Zjednoczonych. Mam tu na myśli lata czterdzieste. Mniej zainteresował mnie wątek dotyczący losów bohaterów w okresie zawirowań wojennych, po ataku na Pearl Harbor, ale Autor wybrnął znakomicie z sytuacji. Gdy George opowiada przeszłość z autopsji, to okres II wojny światowej już zapisany został w listach zatrzymanych przez naszego bohatera. Okres powojenny aż do roku 1976 ponownie opowiada jedynie George. Mimo wielu wątków miałam wrażenie, że powieść tworzy jedną zamkniętą całość. Początek przyjaźni pięciu pełnych marzeń chłopców i koniec, gdy po wielu latach i różnych wydarzeń niekoniecznie szczęśliwych, już nic więcej nie mieli sobie do powiedzenia. W tym wszystkim najbardziej ukochanym i wypieszczonym obiektem pożądania przez wszystkich była Cesarzowa.

Bardzo dobra proza.


Anton Myrer, Ostatni kabriolet, Wydawnictwo Albatros, tłumaczenie: Anna Dobrzańska, data wydania: 5 października 2011, stron 624.

11 października 2011

Nora Roberts, Irlandzka krew.


Irlandzka krew Nory Roberts to bardzo przyjemne, acz krótkie czytadło z przeznaczeniem dla kobiet, które chcą nieco wytchnienia od codziennego kieratu. Bohaterką jest młoda Irlandka Adelia Cunnane, która po śmierci wychowującej jej ciotki, decyduje się sprzedać farmę i wyruszyć do Ameryki. Tam ma, bowiem jedynego krewnego stryjka Paddy’ego. Dzięki niemu dostaje pracę w stadninie koni wyścigowych należącej do Travisa Granta. Po za tym dom Paddy’ego mieści się na terenie stadniny, więc zachwyt Małej Dee nad nowym życiem jest wielki. Od zawsze, bowiem marzyła o pracy w stadninie, a harując ciężko na farmie nie boi się podjąć wyzwania. Skromna, niewinna, ufna, o niskim wzroście acz dobrym sercu, temperamencie i twardym charakterze zafascynuje właściciela stadniny, który zasadniczo obstaje zawsze przy swoim zdaniu. Mieszanka wybuchowa?

Książka została wydana w serii Satine, której oprawy graficzne mogą powalić na kolana. Rzekłabym nawet, że są cudnej urody. W fabule obok miłości, w tle oczywiście motyw koni i wyścigów. Po za tym książkę czyta się szybko, przy tym miło spędza czas, a co za tym idzie wypoczywa i regeneruje siły. W obecnym czasie wiem coś o tym.



Nora Roberts, Irlandzka krew, wydawnictwo MIRA/Harlequin, seria: Satine, okładka miękka, premiera; 30.09.2011, stron 224.

9 października 2011

Elizabeth Gaskell, Północ i Południe.


Jeżeli ktoś się spodziewa, że będzie to czysto obiektywna opinia, to ostrzegam z góry, że absolutnie taka nie będzie. A to ze względu na moje uwielbienie, zachwyt, miłość (jak zwał tak zwał) do tak zwanej klasyki literatury popularnej. Na blogu jest mało książek z tego zakresu, a to, dlatego, że większość pozycji przeczytana została lata cale temu i choć często do nich zaglądam, czytam ponownie, to nie widzę sensu, aby pisać, że przeczytałam Dumę i uprzedzenie, Jane Eyre, (która nota bene ukazała się obecnie w nowym wydaniu) czy Wichrowe wzgórza (etc.) po raz kolejny zachwyciwszy się nimi.

Mam obecnie jednak możliwość napisać o książce pani Elizabeth Gaskell, która w końcu ukazała się na polskim rynku wydawniczym. Mam nadzieję, że Wives and daughteres zgodnie z zapowiedzią na okładce będę mogła również niedługo wam zaprezentować. Z książką Północ i Południe miałam do czynienia po raz pierwszy lata temu, kiedy ze słownikiem w ręku czytałam w wersji angielskiej. Potem było wspaniałe tłumaczenie kilku kobiet, które połączyły swe siły w niemałym trudzie. Aż w końcu przyszła kolej na jednotomowe wydanie ze Świata Książki w tłumaczeniu Katarzyny Kwiatkowskiej, które nie powiem, ale nawet mi się podoba. Nie mogę jednakże tego napisać o okładce, która jak na mój gust jest po prostu badziewiasta i okropna. Chyba gorszej oprawy graficznej sobie nie przypominam. Po za tym w ogóle porażką wydaje mi się notka na tylnej okładce, gdzie opowiedziana została z grubsza cała historia.

A cóż to za historia? Oczywiście o miłości ukazanej na tle życia codziennego dziewiętnastowiecznej Anglii z położeniem nacisku na różnice społeczno-obyczajowe między  jej częścią południową (z dominacją gospodarki rolniczej) a północną (przemysłową). Reprezentantką Południa jest Margaret Hale, która wraz z rodzicami opuszcza ukochane Helstone na rzecz robotniczego Milton. Tam rodzina poznaje zupełnie odmienne życie i obyczaje, a co za tym idzie przede wszystkim mieszkańców zarówno wielkich przemysłowych potentatów jak i zwykłych robotników. Poznajemy wiec świat dorobkiewiczów jak i tych, którzy walczą o swoje prawa socjalne poprzez przynależność do związków zawodowych i organizowanych strajków. Dobrotliwa i niewinna Margaret zasadniczo rożni się od twardego, wyznającego prawa ekonomii Johna Thorntona. Trudno jej także odnaleźć się w świecie  industrializacji, biedy, głodu, niskich płac, a mimo to zaprzyjaźnia się z rodziną Higginsów i zaczyna rozumieć postawę robotników. Z drugiej strony na początku wrogo nastawiona do postawy przyjaciela jej ojca, z czasem zaczyna się do jego przekonań przekonywać. Z kolei John dzięki jej postawie podczas strajku odkrywa w sobie głębokie uczucie do młodej kobiety. Czy jednak połączenie ich dwojga jest jednak możliwe?

Elizabeth Gaskell stworzyła niezwykła powieść pełną pasji, namiętności, miłości, zestawiając urocze i rześkie Południe z dymem i biedą Północy. Fabuła wciąga, a dialogi są bardzo dobrze skonstruowane. Szkoda tylko, że o tej angielskiej dziewiętnastowiecznej Autorce w Polsce przypomniano sobie dopiero teraz. Z pewnością jej książki zasługują natłumaczenie, a co za tym idzie na kupowanie i czytanie. Jestem pewna, że Gaskell posiada w naszym kraju nie małą rzeszę wiernych czytelników. Po za tym warto nadmienić, że  wspaniała ekranizacja powieści odbiega od treści w małym stopniu, zapewne na potrzeby serialu i wartkiej akcji. Kto jeszcze nieprzekonany, to proszę wierzyć warto wydać pieniądze. Trudno mi było rozstać się z bohaterami książki i odwlekałam jak się da ukończenie książki.


Elizabeth Gaskell, Północ i Południe, tłumaczenie Katarzyna Kwiatkowska, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2011, stron 575. 


polecam stronę Gosi poświęconą Elizabeth Gaskell

6 października 2011

Benedetta Craveri, Kochanki i królowe. Władza kobiet. Wielkie biografie. T. 3.

Kochanki i królowe to sprawnie napisana opowieść pełna namiętności, pasji, dworskich intryg, poczynionych szaleństw, prowadzących często do rozpaczy i tragedii. Książka powstała dzięki cyklowi artykułów na temat królowych i faworyt królów Francji napisanych przez autorkę dla dziennika „La Repubblica”.

Madame du Barry
Benedetta Craveri w interesujący sposób przedstawiła miedzy innymi życie Diany de Poitiers, Katarzyny Medycejskiej, Malgorzaty  de Valois, Gabrielle d’Estrees, Marii Medycejskiej, Anny Austryjaczki, Marii Mancini, Marii Teresy Austriackiej, Louise de La Valliere, Madame de Motespan, Madame de Maintenon, Marii Leszczyńskiej, sióstr Mailly – Nesle, Madame de Pompadour, Madame du Barry, Marii Antoniny. Mamy możliwość poczytać o zwyczajach panujących na dworach Ludwika XIV czy Ludwika XV. Powracamy także do afery naszyjnikowej, afery trucicielskiej, mieszkankach apartamentów znajdujących się poniżej pokojów króla, wielkich skandali dworskich jak uznanie za faworyty prostytutki Madame du Barry czy uwiedzenie przez Ludwika XV czterech sióstr Mailly – Nesle. W cieniu kochanek żyły królowe, a zarazem matki: Katarzyna Medycejska – żona Henryka II, któremu urodziła dziesięcioro dzieci czy ślepo posłuszna Ludwikowi XV Maria Leszczyńska matka ośmiu córek i dwóch synów, która sama skarżyła się – „ciagle w łóżku, ciągle w ciąży, ciągle w połogu!”(s. 282) . 

Maria Leszczyńska
Mając 20 lat Ludwik XV był ojcem pięciorga dzieci, a mając 31 został już dziadkiem. Swojej małżonce wierny był przez 7 lat, potem poszedł w ślady swoich przodków i zażywał cielesnych rozkoszy z kobietami na szeroką skalę. Z kolei Małgorzata de Valois uważana była za niemoralną królową, a do zguby znienawidzonej Marii Antoniny przyczynił się dwór. W królewskich alkowach rządziły przede wszystkim kochanki i oficjalnie uznawane faworyty.

Diane de Poitiers,
Większość z nas lubi czytać plotki na temat ludzi znanych publicznie. To tego rodzaju książka, która jeśli traktowałaby o ludziach nam współczesnych uznana byłaby za bulwarową. Kogo ciekawią kulisy życia dworskiego we Francji w czasach jeszcze jej świetności jak najbardziej powinien po książkę sięgnąć. 

  



Benedetta Craveri, Kochanki i królowe. Władza kobiet, Wydawnictwo PWN, seria: Wielkie Biografie PWN, tłumaczenie Piotr Salwa, 2011 r., 440 s.

4 października 2011

Julian Tuwim, Cyganka oraz inne satyry i humoreski prozą, teksty kabaretowe i aforyzmy.


Julian Tuwim znany jest nie tylko z bezkompromisowych zainteresowań alchemią i diabolizmem, ale również z prostych, niewyszukanych acz wielce inteligentnych satyr, aforyzmów, tekstów kabaretowych i humoresek. Dość niedawno nakładem wydawnictwa ISKRY ukazała się skromna książeczka zatytułowana Cyganka, w której znajdziemy wybór tychże treści dokonanych przez Tadeusza Januszewskiego. Owe krótkie dziełka ukazywały się niegdyś w prasie i cieszyły niejednego czytającego.

Cyganka nie jest tomikiem jednorodnym. Znaleźć tu, bowiem można teksty Tuwima pisane zarówno prozą jak i wierszem. Są krótkie sentencje, myśli, dialogi, monologi, listy: prywatne, od i do redakcji, otwarte, felietony, definicje, rady dla pijaków, zarząd zenie urzędowe, hasło do słownika polszczyzny, mistyfikacja naukowa, skecze kabaretowe, opis pewnych zachowań. Wszystko to okraszone jest specyficznym, absurdalnym i pełnym ironii dowcipem Tuwima. Wybrane fragmenty pełne komizmu i drwiny mogą być przyczyną uśmiechu na bladych licach niejednego czytelnika.

Dla zainteresowanych warto wspomnieć, że tomik został wydany w ładnej oprawie graficznej i znajdziemy w nim nie tylko posłowie, ale również objaśnienia do ówczesnych słów. Warto!


Julian Tuwim, Cyganka oraz inne satyry i humoreski prozą, teksty kabaretowe i aforyzmy, wydawnictwo ISKRY, wybrał i opracował Tadeusz Januszewski, sierpień 2011, oprawa twarda z obwolutą, stron 160.