28 lutego 2013

Joanna Wieliczka-Szarkowa, Żołnierze wyklęci. Niezłomni bohaterowie.


Nie wiem czy wszyscy już wiedzą, że dzień 1 marca według ustawy z dnia 3 lutego 2011 roku jest Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” i świętem państwowym. Czytamy w niej:
W hołdzie „Żołnierzom Wyklętym” – bohaterom antykomunistycznego podziemia, którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienia dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku, jak i w inny sposób, przeciwstawili się sowieckiej agresji i narzuconemu reżimowi komunistycznemu.
1 marca 1951 roku w więzieniu przy Rakowieckiej na Mokotowie zamordowano strzałem w tył głowy siedmiu członków ostatniego, IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. W ubiegłym roku po raz pierwszy celebrowano ten dzień. W tym roku jest głośno już od paru dni na temat organizowanych konferencji, uroczystości i spotkań związanych z nowym świętem państwowym.

Kim byli „Żołnierze Wyklęci”? To oni, jako pierwsi walczyli po wojnie z komunistycznym reżimem w Polsce. Najważniejsze biogramy przypomina nam w swojej książce Joanna Wieliczka-Szarkowa. Pozycja wydana została w podobnej szacie graficznej, co czytana przeze mnie w ubiegłym roku  Czarna księga Kresów tej Autorki. Mamy tu dość sporą czcionkę i odstępy między wierszami, wytłuszczenie niektórych partii tekstu, podział książkę na rozdziały prezentujące bohaterów wraz z wewnętrznym podziałem na mniejsze jednostki. W pozycji mamy też wykaz skrótów, indeks osób i spis wybranej literatury ze wskazaniem stron internetowych. Główną jednak rolę obok tekstu odgrywają fotografie z rozbudowanym, jasnym opisem. Książka jest więc bardzo czytelna, co może wskazywać, że wydawnictwo pomyślało nie tylko o pokoleniu młodych czy dojrzałych, ale także o ludziach starszych zainteresowanych tematyką.

Książka rozpoczyna się fragmentem ostatniego rozkazu dla oficerów i żołnierzy Armii Krajowej wydanego 19 stycznia 1945 roku przez gen. bryg. Leopolda Okulickiego pseudonim „Niedźwiadek”, w którym czytamy: 
/…/ Daje Wam ostatni rozkaz. Dalszą swa pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa
Po walkach prowadzonych z Niemcami i Sowietami nadszedł czas na walkę z władzami komunistycznymi. Walczono na śmierć i życie, bez kompromisów, ci, którzy zostali złapani byli torturowani i mordowani, a ich ciała niejednokrotnie były wystawiane na ulicach. Tych, co złapano, skazywano na śmierć między innymi na podstawie dekretu z 31 sierpnia 1944 roku O wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego. Dla tych, którzy przeżyli nie było pracy, miejsca na uniwersytetach, za to trwały prześladowania i szykanowania, szerzono kłamstwo o powojennej partyzantce antykomunistycznej. Ostatni polski partyzant Józef Franczak "Lalek" zginął w obławie SB i ZOMO 21 października 1963 roku. Wielu z nich lata całe spędziło w więzieniach. Ostatniego emisariusza Zrzeszenia WiN, Adama Boryczkę „Tońka”, zwolniono z więzienia w 1967 roku. Z kolei Andrzej Kiszka „Dąb” opuścił więzienie w roku 1971.  Po upadku PRL tych, co się sprzeciwili, nazwano „Żołnierzami Wyklętymi”. Jednak dopiero dwadzieścia trzy lata po upadku komunizmu rozpoczęto prace ekshumacyjne na warszawskiej „Łączce”, miejscu pochówku ofiar komunistycznych mordów. Według danych podanych przez Autorkę, do końca 2012 roku wydobyto 116 ciał.

Z danych przedstawianych przez Wieliczkę – Szarkową dowiedzieć się można, że w 1945 roku w podziemiu działało około 120 – 180 tysięcy osób, z czego 13 – 17 tysięcy walczyło w oddziałach partyzanckich lub bojowych jednostkach dyspozycyjnych. Po amnestii, w latach 1947 – 1950 w lasach ukrywało się 1,8 tysiąca partyzantów, a po roku 1950 - 250-400. Wśród żołnierzy byli między innymi synowie chłopów i rzemieślników, nauczyciele, urzędnicy, leśnicy, oficerowie i podoficerowie rezerwy, maturzyści. Wśród 33 sylwetek dowódców i ich żołnierzy przedstawionych przez Autorkę znaleźli się między innymi: Witold Pilecki „Witold” (stracony strzałem w tył głowy w 1948 roku); Antoni Heda „Szary” ( zwolniony z więzienia w 1956 roku, bezpieka przestała go nachodzić dopiero po 1989 roku); Łukasz Ciepliński „Pług” (stracony strzałem w Tyl głowy w 1951 roku); mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” (został zamordowany 7 marca 1949 roku przez kata, ale według przebiegu innych wydarzeń ubowcy mieli wepchnąć „Zaporę” do worka, który powiesili pod sufitem i następnie do niego strzelali); Danuta Siedzikówna „Inka” ( przeszła brutalne śledztwo, a w chwili śmierci miała siedemnaście lat); Józef Kuraś „Ogień” (okrążony, strzelił sobie w skroń; ubowcy zrzucili go ze strychu, gdzie się ukrywał; zmarł w szpitalu w 1947 roku; nie wiadomo, gdzie spoczywa); Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” (zamordowany w 1951 roku strzałem w tył głowy).

Wydane wyroku po 1989 roku były unieważniane, osoby rehabilitowano, a wiele z nich pośmiertnie dostało polskie odznaczania państwowe. Przez wiele jednak lat propaganda komunistyczna przedstawiała żołnierzy antykomunistycznego podziemia, jako przestępców i wrogów państwa polskiego. Byli wyklęci, wyjęci spod prawa.

Do książki dołączony został aneks, swoisty apel o zbudowanie Pomnika Żołnierzy Wyklętych.

Warto.
 


Joanna Wieliczka - Szarkowa, Żołnierze wyklęci. Niezłomni bohaterowie, wydawnictwo AA, Kraków 2013, oprawa twarda, stron 424.

Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa, historyk, autorka książek: III Rzesza. Narodziny i zmierzch szaleństwa (Kraków 2006); Józef Piłsudski 1867-1935. Ilustrowana biografia (Kraków 2007); Czarna księga Kresów (Kraków 2012). Współautorka książki W cieniu czerwonej gwiazdy. Zbrodnie sowieckie na Polakach (1917-1956) (Kraków 2010) oraz serii książek historycznych dla dzieci Kocham Polskę.

27 lutego 2013

Tove Jansson, Uczciwa oszustka.


W książce przeznaczonej dla czytelników dorosłych Tove Jansson porusza problem oszukiwania i manipulowania w kontaktach międzyludzkich. Do tego sprytnie kreuje tajemniczą atmosferę podszytą lękiem, niewyjaśnionym do końca strachem, bezradnością i brakiem zaufania.

Akcja powieści dzieje się zimą i wczesną wiosną gdzieś w małej, skandynawskiej wiosce Västerby w wyobraźni Jansson położonej nad skutą lodem zatoką, odciętej od świata wskutek paromiesięcznych opadów śniegu. Sklep pełni funkcję również poczty i wszyscy się tu znają, a plotki roznoszą się lotem błyskawicy. Głównym jednak miejscem z czasem staje się dom Anny Aemelin, mieszkającej samotnie ilustratorki popularnych książek dla dzieci. To nią interesuje się małomówna Katri Kling, młoda kobieta z bezimiennym psem, mieszkająca nad sklepem w wiosce z młodszym o dziesięć lat bratem Matsem. Mimo, że przez miejscowych Katri traktowana jest, jako dziwaczka i intrygantka, to powszechnie uważana jest za osobę uczciwą, nieustępliwą, mówiącą prawdę i to do niej sąsiedzi udają się po radę. Dziewczyna potrafi, bowiem trafnie ocenić postępowanie ludzi i w dodatku doskonale zna się na rachowaniu. Katri ma jednak własne plany. Porzuca pracę u sklepikarza i zaczyna interesować się osobą Anny Aemelin. Skrupulatnie planuje jak uzyskać jej zaufanie i dąży do ich realizacji drogą manipulacji.

Tove Jansson znakomicie pokazuje dziwną relację między Katri a Anną i to jak jedna kobieta skutecznie i krok po kroku potrafi zdobyć pewien rodzaj władzy i mieć wpływ na życie drugiej. W relacji tej rolę dominującą odgrywa destrukcja. Czytelnika może jednak irytować zachowanie zarówno Katri jak i Anny. To chłodna i powściągliwa opowieść, napisana prostym językiem, oszczędna w dialogach i opisach, w której dominuje przedstawienie scenek, bez głębszego wnikania w zarysowanie cech postaci i bez jednoznacznego zakończenia. Niezbyt może się takie potraktowanie historii podobać niektórym czytelnikom. Mnie jednak ów minimalizm i stworzony przez Tove Jansson klimat powieści, przypadł do gustu.


Tove Jansson, Uczciwa oszustka, wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2013, przełożyła Halina Thylwe, okładka twarda, stron 240.

26 lutego 2013

Wypędzone. Historie Niemek ze Śląska, z Pomorza i Prus Wschodnich. Trzy szczere świadectwa kobiet bezbronnych wobec zwycięzców.


W książce odnaleźć można wspomnienia trzech Niemek: Helene Plüschke, Ursuli Pless-Damm i Esther Gräfin von Schwerin, historie Niemek ze Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich. To dwa dzienniki i jeden tekst wspomnieniowy, które przekazują nam obraz końca III rzeszy na jej wschodnich terenach widziany oczami kobiet. To one jak wiele innych osób poniosły konsekwencje prowadzonych wówczas gier wojennych. 

Helene Plüschke urodzona w 1908 roku pochodziła z Dolnego Śląska. Pozostawiła po sobie dziennik, którego śląskie zapisy kończą. Pozostawiła po sobie dziennik, którego śląskie zapisy kończą się w roku 1946. Czytamy w nim o masakrach ludności niemieckiej dokonywanej przez armię sowiecką, nalotach, bestialskich gwałtach kobiet, libacjach, orgiach i masowych ucieczkach rodzin. Mocno poruszają zapiski dotyczące gwałtów i bicia, jakich padła ofiarą. Po Sowietach przychodzą Polacy i rozpoczyna się kolejne nękanie kobiet i dzieci. Esther Gräfin von Schwerin urodzona w 1904 roku mieszkała od 1937 do stycznia 1945 po powtórnym zamążpójściu w Prusach Wschodnich, gdzie był majątek. Swoje wspomnienia spisuje w ostatnich latach życia. Opowiada w nich o ucieczce ze wschodu na zachód. Ursula Pless-Damm urodziła się w roku 1919, wyszła za mąż za lekarza, a w czasie wojny mieszkała z rodzicami na Pomorzu. Z prowadzonego przez nią dziennika dowiadujemy się o wkroczeniu do miejscowości Główczyce wojsk sowieckich w roku 1945, gdy miała 26 lat. Wraz z innymi kobietami została zabrana i wywieziona pociągiem w nieznane. Czytamy o szokującym traktowaniu kobiet, głodzie, pobycie w obozie. 

To historie trzech kobiet, które nie brały udziału w wojnie, nie były nazistkami i które chciały normalnie żyć i wychowywać swoje dzieci. Karę ponosiły jedynie za to, że były Niemkami i żonami Niemców. Musiały walczyć o przeżycie, chronić swoje dzieci, starać się o żywność. Nie da się tej książki czytać spokojnie i bez żadnych emocji. Przynajmniej ja nie mogłam. Takie świadectwa uderzają we w mnie ze zdwojoną siłą. Proces wypędzania Niemców ze wschodnich terenów Rzeszy miał miejsce od końca 1944 do końca 1945 roku. Najpierw ludność Prus Wschodnich, Śląska i Pomorza uciekała przed Armią Czerwoną, a potem miały miejsce dzikie wypędzenia przeprowadzane przez polskie władze komunistyczne. 

Z pewnością książkę warto przeczytać, bowiem zawiera ona świadectwa historii, o której się nie mówiło. Warto też pamiętać, że nie tylko Polacy przezywali koszmar wypędzenia i utraty swoich dóbr. Do książki dołączono w opracowaniu Ewy Czerwiakowskiej w osobnym rozdziale inne zapiski Niemek dotyczące wskazanych wydarzeń. Warto też wspomnieć, że Ośrodek KARTA i Dom Wydawniczy PWN otwierają cykl publikacji dokumentujących historyczne wydarzenia poprzez ludzkie losy. W serii dotychczas ukazały się jeszcze Egzekutor i Sołdat.


Wypędzone. Historie Niemek ze Śląska, z Pomorza i Prus Wschodnich. Trzy szczere świadectwa kobiet bezbronnych wobec zwycięzców, Helene Plüschke, Ursuli Pless-Damm, Esther Gräfin von Schwerin, wydawnictwo PWN i Ośrodek Karta, wydanie 2013, wybór, tłumaczenie i opracowanie Ewa Czerwiakowska, oprawa miękka, stron 191.

24 lutego 2013

Mariola Pryzwan, Anna German o sobie.


W dniach, kiedy TVP1 zrobiło widzom niespodziankę (jedną z dwóch, druga to Downton Abbey - od 4 marca) i zaczęła nadawać serial o Annie German powstały w koprodukcji rosyjsko-ukraińsko-polsko-chorwackiej, z miłą chęcią przeczytałam książkę Marioli Pryzwan. Nie jest to jednak zwykła biografia porządkująca i chronologicznie ukazująca życie znanej niegdyś piosenkarki. Autorka książki oddała przede wszystkim głos samej Annie German, podejmując się niełatwego zadania dokonania wyboru fragmentów wywiadów, jakie Anna German udzieliła między innymi prasie polskiej, włoskiej i radzieckiej. Znaleźć tu również można urywki listów do przyjaciół, artykułów czy przeniesiony na kartkę tok audycji radiowych. Całość wzbogacona została przez fotografie pochodzące z rodzinnego archiwum udostępnionego Autorce przez męża Anny German, Zbigniewa Tucholskiego. Są tu także zdjęcia płyt, dyplomów, nagród, plakaty reklamujące koncerty, wycinki z gazet. 

Mariola Pryzwan pogrupowała owe urywki wypowiedzi piosenkarki według pewnego klucza. Czytelnik dowie się na jego podstawie, co Anna German sądziła między innymi o umiejętnościach aktorskich w zawodzie piosenkarza, o piosenkach, jakie wykonywała, o piosenkach włoskich i radzieckich, o komponowaniu, o śpiewaniu czy jak postrzegała macierzyństwo. Wśród tych fragmentów znalazły się również wspomnienia piosenkarki dotyczące dzieciństwa, więzi łączących piosenkarkę z babcią i mamą, wypadku samochodowego i przeżyć związanych z długą rehabilitacją po nim. 

Z licznych zamieszczonych w książce fotografii patrzy piękna, utalentowana wokalnie, ale również mądra i inteligentna kobieta. Dodatkowo wybrane wypowiedzi wpływają na to, że powstaje obraz wrażliwej, dobrej i ciepłej Anny German. Wizerunek niemal idealny. Brakuje mi jednak słowa od Autorki, jej ustosunkowania się do pewnych faktów. Nic nie ma też na temat choroby piosenkarki i ostatnich latach życia. Co prawda w pozycji zamieszczone zostało kalendarium, ale to jednak nie daje pełnego obrazu. Mimo to warto jednak zajrzeć do książki. Polecam ją zarówno jej dawnym wielbicielom jak i ludziom, którzy jeszcze nie słyszeli piosenek w jej wykonaniu.



Mariola Pryzwan, Anna German o sobie, wydawnictwo MG, wydanie 2012, oprawa twarda, stron 240.


23 lutego 2013

Rebecca Serle, Kiedy byłeś mój.


Zwykle się pilnuję. Zwykle czytam jedynie do północy. Zwykle, bowiem wstaję między 5.30 a 6.00. Tej nocy, kiedy sięgnęłam po książkę, Kiedy byłeś mój moje postanowienia na nic się zdały i zanim się obejrzałam na zegarku było blisko godziny czwartej. Nie mogłam spokojnie odłożyć książkę, dopóki nie dobrnęłam do ostatniej strony. To, bowiem powieść, która wyzwala emocje i porusza w jakiś sposób duszę za sprawą niezwykle plastycznego, niemal poetyckiego stylu, w jakim została napisana. A nic przecież na to z początku nie wskazywało. Do książki byłam sceptycznie nastawiona. Zaintrygowała mnie jednak wówczas wiadomość, że prawa do ekranizacji powieści Serle już zostały sprzedane, a główną rolę w filmie ma zagrać Keira Knightley. A ona ostatnio nie przyjmuje banalnych kreacji. 
 
Co prawda moje zafascynowanie twórczością Szekspira zaczęło się w nastoletnich latach od Hamleta, po pamiętnym przedstawieniu w latach 90. w warszawskim Teatrze Dramatycznym z Mariuszem Bonaszewskim w roli głównej (mam jeszcze nawet bilet), to jednak do Romea i Julii mam wielki sentyment i zapewne, gdybym była w tym okresie nieszczęśliwie zakochana, to ten utwór byłby na pierwszym miejscu. Gdy otworzyłam mój egzemplarz Romea i Julii, znalazłam w nim płatki róż i liczne podkreślenia, czasami daty, jakie zwykłam robić i wpisywać na marginesach. To właśnie na tym utworze Szekspira wzorowała się Rebecca Serle pisząc swoją pierwszą powieść. Tyle, że miłosna historia przeniesiona do współczesności została ukazana z perspektywy Rosaline. Czy pamiętacie z Szekspira, kim była? To w niej Romeo kochał się rozpaczliwie zanim nie poznał Julii i to dla niej udał się na organizowany bal przez swojego wroga.


Rosaline od dzieciństwa przyjaźni się z sąsiadem Robem. Rozpoczyna się właśnie nowy rok szkolny, dla nich i ich przyjaciół to ostatnia czwarta klasa liceum w amerykańskim systemie szkolnictwa. Rose i Rob marzą o przyjęciu na Uniwersytet Stanforda. Nie widzieli się całe wakacje, a ostatnie spotkanie z Robem było dla dziewczyny niezwykle wymowne. Rosaline boi się jednak spełnienia marzeń, postanawia trzymać się przysłowiowej ziemi, mimo, że jej dwie przyjaciółki: Charlie i Olivia, są pewne w swoich interpretacjach i przepowiadają, że w tym roku na pewno prawdziwa miłość w końcu wybuchnie między kumplami. Zdawałoby się, że mają rację, bo jeszcze tego samego dnia Rosaline i Rob spędzają razem wieczór, ale w zupełnie inny sposób niż to było niegdyś. Wydawać by się mogło, że Rose jest szczęśliwa, gdy do miasteczka wraca brat jej taty z żoną i piękną acz kapryśną córką Juliet i to w dniu, gdy w szkole ma się odbyć jesienna zabawa. Jeżeli pamiętacie Romea i Julię to być może domyślicie się, co się stanie. W dodatku rodziców Rosaline i Roba oraz kuzynki Juliet łączy jakaś tajemnica. Rosaline będzie załamana, ale oprócz przyjaciółek przy jej boku pojawi się Len, którego zawsze uważała za nieprzyjemnego obiboka. 


Pewnie myślicie, że książka, w której bohaterami w głównej mierze są nastolatkowe, ma szybkie tempo. Na szczęście tak nie jest, a to za sprawą narracji prowadzonej przez Rosaline i tego, że pozwala poznać swoje myśli, rozważania i swoje postrzeganie wydarzeń. W takim wydaniu powieść, staje się wspaniałą opowieścią o miłości, w której znajdziemy mądre słowa i która momentami może czytelnika wzruszyć do łez. To bardzo dobra powieść o pierwszej, ale kruchej miłości. Co więcej Serle pisze w tak zachęcający sposób, że czytelnik pragnie jeszcze raz przeczytać Romea i Julię Szekspira. To wielka zaleta tej lektury, do której znakomicie pasuje mi poniższy fragment.

To książka dla duszy, w której tlą się romantyczne iskierki i która przeżywa rozpacz niespełnionej miłości. Nie napiszę jednak, że jest to wyłącznie jedynie książka dla nastolatków, bo tak jak Romea i Julię czytać można w każdym wieku, tak przekaz powieści Kiedy byłeś mój może mieć wymiar ponadczasowy, bo jak powiedział jeden z bohaterów książki: To, że czasem nie można czegoś zobaczyć, nie znaczy, że tego nie ma.

Romeo i Julia we fragm. w przekładzie Barańczaka.

Rebecca Serle, Kiedy byłeś mój, Wydawnictwo Literackie, marzec 2013, tłumaczenie Hanna Pasierska, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 320.

STRONA AUTORKI 


Rebecca Serle jest pełnoetatową pisarką, co oznacza, że do pracy ubiera się w piżamę. Ukończyła Uniwersytet Południowej Kalifornii, studiowała też na Wydziale Sztuk Pięknych w The New School w Nowym Jorku. (Woli Nowy Jork od Los Angeles, ale nie mówcie tego nikomu). Uwielbia lśniące włosy, kawę, jogę i symulowanie, że jest Brytyjką. Przeżyła zawód miłosny, który na szczęście nie skończył się źle, między innymi dlatego, że swoje doświadczenie przelała na karty książki. Kiedy byłeś mój to jej pierwsza powieść.
 
Dlaczego postanowiłaś na nowo opowiedzieć historię Romea i Julii?
Wpadłam do mojej najlepszej przyjaciółki tuż po ciężkim rozstaniu z ówczesnym chłopakiem. Oglądałyśmy film i nagle rozmowa zeszła na Romea i Julię. Jedna z nas rzekła „Co właściwie stało się z Rosaline?” Od razu wiedziałam, że to moja historia, którą chcę opowiedzieć. Czułam się dokładnie jak ta dziewczyna, którą porzucono.

W książce Kiedy byłeś mój proponujesz współczesną wersję najsłynniejszej historii miłosnej świata. W których momentach „zgadzasz” się z Szekspirem, a w których z nim „polemizujesz”?
Często powtarzam, że w mojej książce zostały odwzorowane losy Romea i Julii – ale to nie są identyczne historie. Kiedy patrzymy na wydarzenia przez pryzmat innego bohatera nagle wszystko się zmienia i to jest piękne. Myślę, że tematyka pozostaje ta sama – los, przeznaczenie, wolna wola. Jak wiele od nas zależy, a ile rzeczy jest z góry przesądzonych? Myślę, że to największa zagadka ludzkiej egzystencji. 

Kim była Rosaline, porzucona dziewczyna z Verony i kim jest Rosie, nastolatka z USA?
To jest interesujące, ale w sztuce Szekspira prawie wcale nie mówi się o Rosaline. Szczerze, nie mam pojęcia kim ona była! Tym bardziej czułam się więc  podekscytowana faktem, że mogę z niej uczynić bohaterkę – bez żadnych ograniczeń, według własnych upodobań. W szkole średniej byłam całkiem taka jak Rosie – trochę nieśmiała i skrępowana. Ona też wielu rzeczy się domyśla, ale na razie tylko domyśla.

Dlaczego Rob, w odróżnieniu od Julii i Rosie, nosi imię odmienne od swojego prototypu z dramatu Szekspira?
Z początku książka miała przede wszystkim opowiadać o relacji między Julią i Rosaline. Pod wieloma względami wciąż jest to główny temat powieści. Romeem mógłby zostać ktokolwiek, naprawdę. To zwykły chłopak. Myślę, że w tym tkwi sedno. To nie jest Romeo. Romeo nawet nie był Romeem. Ten romantyczny wzorzec nie istnieje. 

Jak myślisz, dlaczego Romeo (i Rob) wybrali Julię? 
To wielka zagadka dramatu Szekspira, na którą nikt jeszcze nie znalazł odpowiedzi. Dlaczego Romeo wybrał właśnie Julię? Tego nie sposób wyjaśnić. Owszem, Julia była piękna i urocza, ale przecież młodzieńcza miłość i pożądanie są nieprzewidywalne. Myślę, że Szekspir w gruncie rzeczy mówi nam, że takiej miłości nie da się zrozumieć. Ona po prostu jest. Nie sądzę, że Romeo umiałby ją uzasadnić. Serce rządzi się swoimi prawami.

Rosie ma złamane serce. Jaką radę dałabyś wszystkim dziewczynom, które cierpią na tę chorobę?
Zmierzenie się z odrzuceniem jest niezwykle trudne, ale czas okazuje się tu najlepszym lekarstwem. Ostatecznie spoglądasz wstecz i nagle rozumiesz dlaczego wszystko ułożyło się tak a nie inaczej. W rezultacie jesteś wdzięczna losowi za takie doświadczenie – ale w tamtej chwili nie jest to aż takie oczywiste. 
Z perpsektywy kogoś, kto ma takie doświadczenie za sobą, mogę powiedzieć tylko tyle: to nie będzie bolało wiecznie. Pewnego dnia niebo zaczyna się przejaśniać.

Dzięki twojej książce na chwilę możemy zajrzeć do świata amerykańskich nastolatek. Co zmieniło się od 1597 roku? Dlaczego człowiek wciąż potrzebuje miłości? 
Wydaje mi się, że tak naprawdę w relacjach międzyludzkich od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Każdy z nas chce zostać czyjąś miłością na całe życie. Jedyną i ostateczną. Dlaczego wciąż się umawiamy ze sobą, bierzemy śluby? Oczywiście zmieniła się obrzędowość i sposób, w jaki ludzie się spotykają. Jednak miłość pozostaje miłością. Zawsze była i będzie.

Dlaczego zdecydowałaś się na tak ekstremalne zakończenie?
Nie wybierałam go, ono było już napisane! Pamiętajmy jednak, że to nie jest historia Romea i Julii. Ich losy kończą się, ale nie kończy się historia Rosaliny.

Dlaczego historia Romea i Julii, a także Roba i Julii zakończyła się tragicznie? Czy to przeznaczenie, fatum, czy po prostu zły wybór?
Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Czy gdyby legendarni kochankowie nie umarli, byliby ze sobą razem aż do końca? Czy miłość między nimi rozkwitałaby czy więdła? Musimy pamiętać, że to uczucie było niezwykle gwałtowne. Jednak rzeczy toczą się swoim torem i widocznie stoi za tym jakaś przyczyna.

Czy wierzysz w przeznaczenie?
Wierzę w dialog między przeznaczeniem a wolnym wyborem. Myślę, że nie zawsze możemy zadecydować o tym, co się nam przydarza (kogo spotykamy, jak rozwija się nasza historia miłosna), ale możemy wpłynąć na to, jaka jest nasza reakcja. Życie nie zawsze jest perfekcyjne, ale jeśli zaakceptujemy swoją własną drogę i będziemy dążyć do celu, być może wylądujemy dokładnie tam, gdzie byśmy chcieli być. 

źródło: materiały prasowe Wydawnictwa Literackiego