29 czerwca 2014

Debbie Macomber, Wiosna w Różanej Przystani.

Jak się okazało już przeszło rok temu czytałam pierwszą część opowieści o Jo Marie, postaci wykreowanej przez Debbie Macomber. Czy pamiętacie PENSJONAT WŚRÓD RÓŻ? Mnie zapadła owa powieść głęboko w sercu. Nie wiem czy tak się działo za sprawą historii Jo Marie, czy losów osób, które spotkała w nowym miejscu, czy może za sprawą samego urokliwego miasteczka Cedar Cove. Wczoraj jednak, gdy szaleńczo w nocy kończyłam drugą część, zdałam sobie sprawę, że takie właśnie Cedar Cove - małe, z różową herbaciarnią, przytulnymi pensjonatami, być może dla niektórych zapyziałe, ale za to wspaniale położone i zamieszkane przez ludzi, pośród których znalazłyby się przyjazne dusze – bardzo odpowiadałoby mojej osobie. 

Wróciłam do Cedar Cove wiosną, dokładnie na parę dni jednego z majowych weekendów (od czwartku do poniedziałku). Minęło pięć miesięcy, od kiedy Jo Marie zamieszkała w Cedar Cove i rozpoczęła życie na nowo. To tu znalazła miejsce i przystań, która dała jej namiastkę ukojenia po śmierci męża – żołnierza. Tak naprawdę nadal nie jest pogodzona z jego odejściem, tym bardziej, że przecież nie odnaleziono jego ciała. Wciąż tli w niej się nadzieja, którą nieopatrznie podsyca telefon od podpułkownika Milforda. Jo Marie nie jest jednak w Cedar Cove osamotniona. Przy pracach związanych z remontami w malutkim pensjonacie, jaki prowadzi, pomaga jej miejscowy fachowiec, dość nieprzystępny, tajemniczy, irytujący i intrygujący Mark. Na wspomniany weekend Jo Marie zaplanowała wielkie otwarcie pensjonatu dla miejscowych członków Izby Handlowej. Cóż z tego, jeśli wciąż wszystko tkwi w powijakach, a niektóre marzenia nadal znajdują się w fazie projektów lub budowy.

Dodatkowo w pensjonacie zjawiają się zapowiedziani goście. To Annie, która w miasteczku przygotowuje przyjęcie związane z pięćdziesiątą rocznicą ślubu jej dziadków: Julie i Kenta. To Oliver, który ku wielkiemu zaskoczeniu Annie, będzie towarzyszył jej dziadkom. To również Mary, która mimo osłabienia wskutek choroby postanowiła przybyć do Cedar Cove z bardzo daleka. Każde z nich boryka się z własnymi troskami i staje w obliczu rozliczenia z przeszłością. Annie jest młodziutka, ale już bardzo zraniona; Oliver podejmuje się ostatniej próby naprawienia tego, co zostało zepsute; Julie i Kent ciągle potwornie sobie dogryzają; Mary pełna żalu, pragnie jedynie wybaczenia od bliskiej kiedyś osoby.

Nie wiem cóż takiego kryje się w książkach Debbie Macomber, acz mnie przyciągają one jak magnes. W dodatku opisane historie gdzieś we mnie wnikają i pozostają. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to fikcja, ale czy nie mogłoby się tak zdarzyć? Wiele młodych kobiet wybiera karierę zawodową zamiast rodzinę i podejmuje decyzje, które mają wpływ nie tylko na ich życie. Wybór drogi przez Mary najbardziej mnie wewnętrznie poruszył i niestety, tak do końca nie mogę być po jej stronie. Z drugiej strony, gdyby nadal nie odnaleziono ciała bliskiej mi osoby, ciągle - tak jak Jo Marie - miałabym nadzieję. I czyż nie spotykamy dziś małżeństwa z tak imponującym pięćdziesięcioletnim stażem bycia razem? (nota bene moi rodzice są 44,5 lat po ślubie). 

W powieści nadal mamy możliwość spotkać bohaterów poznanych w pozostałych książkach autorstwa Debbie Macomber dotyczących Cedar Cove. Dodatkowo poznać można koleje losów osób goszczących w Pensjonacie Różana Przystań w pierwszej części. Innym atutem powieści jest to, że autorka nic nie wymyśla na siłę, nie przyspiesza akcji, wszystko od początku do końca ma równe, jednostajne, acz wcale nieusypiające tempo.  Ucieszyło mnie również bardzo, że na pewno będzie kolejna część i pewnie wrócę do Cedar Cove na jakiś sierpniowy weekend, aby poznać kolejne losy osób, które w jakiś sposób potrzebowałyby uzdrowienia. W dodatku nurtuje mnie relacja Jo Marie i Marka, która wcale nie zaspokoiła mojej próżnej ciekawości.

Warto bliżej zapoznać się z powieściami Debbie Macomber ze szczególnym uwzględnieniem dwóch o  tytułach: Pensjonat wśród róż i Wiosna w Różanej Przystani. Pamiętać, bowiem trzeba, że autorka napisała ponad 150 romansów i powieści kobiecych, które cieszą się niegasnącą popularnością. W dodatku zupełnie nie tak dawno, na podstawie powieści Debbie Macomber  powstał serial TV Cedar Cove (główną bohaterką jest sędzina Olivia Lockhart). No cóż, wcale się temu nie dziwię.
 


Debbie Macomber, Wiosna w Różanej Przystani, Wydawnictwo Literackie, czerwiec 2014, przełożyła Dorota Malina, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 374.


21 czerwca 2014

Tomasz Adam Pruszak, Ziemiański savoir - vivre.

Ziemiański savoir – vivre Tomasza Adama Pruszaka to książka, która przybliża czytelnikowi w szerokim rozumieniu sposób zachowania polskiego ziemiaństwa w okresie przedwojennym, ale też autor dokonuje próby odniesienia do czasów współczesnych. Większa część książki dotyczy okresu międzywojennego, ale należy zaznaczyć, że Tomasz Adam Pruszak zadaje pytania dotyczące teraźniejszości odnoszące się do tego, czy ziemiaństwo przetrwało choćby w sensie obyczajowo – kulturowym (konfiskata majątków ziemskich nastąpiła po reformie rolnej w 1944 roku). Celem książki było ukazanie generalnych zasad, którymi kierowała się każda ziemiańska rodzina i które przekazywane były z pokolenia na pokolenie. 

Książka została podzielona na kilka rozdziałów, w których zostały szerzej zanalizowane: sposób i styl życia ziemiaństwa, wygląd i ubiór, relacje międzyludzkie, zwyczaje panujące podczas posiłków, szlachectwo, herby i tytuły, wzory wychowania i edukacji dzieci, ówczesne wnętrza domów, pojazdy i służba. Od razu należy wspomnieć zainteresowanym tematem, że na końcu książki odnaleźć można przypisy i bogaty spis ewentualnych kolejnych lektur (na uwagę zasługują tu liczne pozycje wspomnieniowe i pamiętnikarskie). Książka otrzymała wspaniała oprawę graficzną (kredowy papier, szyte kartki, twarda oprawa), a w tekście ujęte zostały liczne fotografie z zasobów Narodowego Archiwum Cyfrowego obrazujące omawiane czasy. 

Zakład Naukowo - Wychowawczy oo. Jezuitów w Chyrowie //s. 276-277

Książka wydała mi się nadzwyczaj interesująca. Niestety nie jestem tu obiektywna, bowiem od dawna jestem wielbicielką wszystkich książek państwa Łozińskich i pana Pruszaka. Dodaję do tego jeszcze moje uwielbienie dla życia codziennego minionych epok i wyższych sfer, a wówczas wszystko stanie się jasne. Niemniej, moim skromnym zdaniem, jest to pozycja zasługująca na uznanie czytelnika. Tomasz Adam Pruszak świadomie i konsekwentnie opiera się na bogatym materiale źródłowym, który w większość uznaje za wiarygodny. Podkreśla, że w sposobie i stylu życia najważniejsze dla ziemianina był Bóg, honor i Ojczyzna. Większość ziemian to wówczas katolicy, działający czynnie w licznych organizacjach charytatywnych i biorących udział w życiu religijnym swojej parafii. Dla każdego ziemianina ważne było również poczucie honoru, postępowanie w myśl kodeksu honorowego i zwyczajowych tradycji. Ziemianie byli też wielkimi patriotami i uważano, że obowiązkiem każdego jest służba w Wojsku Polskim. Warto pamiętać, że ziemianin niekoniecznie był szlachcicem, ale zawsze powinien być człowiekiem szlachetnym, mającym nienaganne maniery, odznaczającym się skromnością, dumą, opanowaniem, pewnością siebie, spokojem w każdej sytuacji, wykwintnością, elegancją, dyskrecją oraz szacunkiem wobec siebie i innych. Ziemianin pozostaje zawsze gentelmanem, a ziemianka damą. Ważny jest, więc sposób bycia, ubierania się i mieszkania. 


Ziemianin powinien mieć dobry gust i nie otaczać się tandetą i kiczem. Ciekawy jest rozdział poświęcony ubiorom, w którym autor podkreśla, że polskie ziemiaństwo korzystało głównie z renomowanych z usług krawców i salonów mody. Ubrania były klasyczne i skromne, acz czasem noszono je nawet dziesięć lat. Autor przytacza zapiski Romana Mycielskiego (autor wspomnień Pałac na Opieszynie), który pisze, że mężczyzna jadąc do kogoś nawet z kilkudniową wizytą, powinien ze sobą zabrać poza ubraniem podróżnym, także poranne, spacerowe, popołudniowe, myśliwskie, do konnej jazdy i jeden lub dwa zestawy wieczorowe (obowiązywały po godzinie 19.00). Do tego oczywiście dochodziły buty, koszule i inne dodatki. Panie miały ze sobą obowiązkowo pudła na kapelusze. W okresie międzywojennym w ubiorze kobiety pojawiają się spodnie. Tomasz Adam Pruszak pokusił się nawet o szczegółowe opisanie wyżej wymienionych strojów, ze wskazaniem pór roku i stosowanych materiałów czy rodzajów futer. Wskazuje również na noszenie odznaczeń, ozdoby włosów i kobiecą biżuterię. Co ciekawe w okresie przedwojennym kobiety z wyższych sfer nie malowały się jeszcze lub stosowały makijaż w niewielkim zakresie. Uważano, że malowanie szminką ust jest charakterystyczne dla pań lekkich obyczajów. Ciekawym dodatkiem jest tu opisanie ubioru dzieci, charakteryzującego się skromnością i prostotą.


W rozdziale poświęconym relacjom międzyludzkim, autor ukazuje zwyczajowe elementy powitania, pozdrowienia, pożegnania. Wchodząc do salonu należało się przywitać najpierw z panią domu, a następnie z osobami starszymi, najbliżej siedzącymi znajomymi, a na końcu z nieznajomymi. W towarzystwie należało być również przedstawionym nieznajomym przez panią domu lub pana domu. To kobieta podawała pierwsza rękę mężczyźnie, a osoby starsze młodszym (tego akurat nawet mnie uczono) . Przed I wojną światową mówiono do siebie w osobie trzeciej („proszę kuzyna”, „czy mama pójdzie”). Później zasady te zostały uproszczone, a w okresie międzywojennym znajomi zwracali się do siebie po imieniu. Autor ukazuje również zasady panujące w rozmowie, pokazuje tendencje ku znajomości języków (głównie francuskiego) i to, że ziemianie lubili „bywać” (herbatki, wieczorki taneczne, bale, rauty, zabawy, zjazdy rodzinne etc.). Co ciekawe w domu przyjmowano między 12 a 13 w południe i 17 a 18 po południu. Wizyta powinna być rewizytowana w ciągu kilku miesięcy. Ciekawostką są także bilety wizytowe, zaproszenia i tytulatura stosowana w korespondencji.

Salon dworu w Koszutach. Obecnie Muzeum Ziemi  Średzkiej Dwór w Koszutach.//s. 180-181

Autor szczegółowo też opisuje rozkład posiłków w ziemiańskim domu, nakrycie stołu, stosunek do alkoholu, przebieg obiadu proszonego (co działo się przed obiadem, kolejność podawania dań, gdzie przebywano po obiedzie), tolerowane zachowania przy stole (z kim rozmawiać, kogo zabawiać, o czym prowadzić konwersację), kwestię siadania dzieci przy stole z dorosłymi. Czytelnik dowie się również o prawidłowych tytułach arystokratycznych, heraldyce, herbach rodzinnych, koligacjach i nazwiskach. Przykładowo żona hrabiego to hrabina, córka hrabianka, a syn także hrabia. Żona barona to baronowa, córka baronówna, a syn także baron. 

Magdalena ks. Radziwiłłowa z wnukami, ok. 1930 // s. 252.

Intrygujący jest również rozdział poświęcony wychowaniu i edukacji dzieci, który rozpoczynał się w domu, a kończył w szkołach i na uniwersytetach. Oczywiście nikt wówczas nie słyszał o bezstresowym wychowaniu. Wówczas wychowanie oparte było na rygorach, bezwzględnym posłuszeństwie dorosłym (sprzeciw był wykluczony) i dyscyplinie. Główna zasada zabraniała odzywania się dzieciom do rodziców, jako pierwsze; nie wolno było siedzieć, gdy rodzice mówili stojąc. Nie rozczulano się nad dziećmi i wymagano od nich hartu, wytrzymałości i odwagi. Oczywiście stosowano kary cielesne, a oprócz tego pouczano, straszono, wyśmiewano i ośmieszano dzieci, co miało na celu wyrobić w nich mechanizm obronny. Czasami istniał podział, że córka była karana przez matkę, a syn przez ojca. Nie trzeba tu dodawać, że dzieci otoczone były niańkami, guwernerami i wszelkiej maści opiekunami, a sami rodzice zachowywali dystans i rzadko widywali się z nimi. Po wojnie wychowanie dzieci przestało być tak bardzo restrykcyjne i zmieniono podejście do niektórych kwestii wychowawczych. Autor przedstawia także krótką charakterystykę najważniejszych szkół, w których dzieci zdobywały wykształcenie. Dość frapujące są też rozdziały dotyczące wnętrz mieszkalnych, pojazdów i zatrudnionej służby. Poznać można hierarchię panującą w służbie, ubiór, podział na służbę domową i służbę folwarczną i tolerowane zachowania. 


Tomasz Adam Pruszak właściwie w każdym z rozdziałów podejmuje próbę odniesienia do życia arystokracji w czasach nam współczesnych. Nawiązuje do ich rodowych siedzib, w których obecnie mieszczą się w większości muzea i hotele; powojennej emigracji; współcześnie organizowanych bali ziemiaństwa a nawet bali debiutantów; odbytych ślubów; przynależności do organizacji; przyjętych zasad i stosowanych form zachowania. Wyszła z tego dość ciekawa analiza.  

Książka zasługuje z pewnością na uwagę i jest lekturą obowiązkową dla tych, którzy uwielbiają podobne tematy. Autor we wspaniały sposób i z empatią ukazuje świat, pełen honorowych i zwyczajowych zasad, obowiązującej etykiety i konwenansów, przywiązania do tradycji, patriotyzmu i kulturowych wartości. To kolejna wspaniała perełka traktująca o życiu codziennym na ziemiach polskich w przeszłości.
 


Tomasz Adam Pruszak, Ziemiański savoir - vivre, Dom Wydawniczy PWN, wydanie 2014, okładka twarda, stron 376.

15 czerwca 2014

Paulina Sołowianiuk, Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej.

Zainteresowanie spirytyzmem wśród bywalców salonów Polski międzywojennej można analizować w dość szerokiej skali. Jasno prezentuje to w swojej niebanalnej książce Paulina Sołowianuk. Preludium do tego, co działo się w okresie dwudziestolecia międzywojennego, odgrywa pierwszy rozdział poświęcony początkom spirytyzmu w połowie XIX wieku w Stanach Zjednoczonych, kiedy to trzy siostry Fox zanotowały w domu przemieszczanie się mebli i słyszały dziwne dźwięki. Szybko rozniosła się wieść, że dziewczynki potrafią komunikować się z duchami zmarłych. Nowy ruch zaczął się rozszerzać, a  sympatyków zaczęto nazywać spirytystami. W dość zawrotnym tempie dotarł też do głównych miast ziem polskich, bo już w 1853 roku po raz pierwszy zanotowano w Krakowie seans stoliczkowy. Gorączka seansów opanowała bywalców salonów zwłaszcza po I wojnie świtowej.

Paulina Sołowianiuk przedstawia cieszące się ówczesna sławą osoby uchodzące za media; seanse spirytystyczne, których przebieg pozostawił ślad we wspomnieniach i na fotografiach i osoby biorące udział w tego typu spotkaniach. Ba, prezentuje także instytuty i towarzystwa badające zdolności mediów i nadprzyrodzone zjawiska występujące podczas seansów, tak jak powstałe w roku 1921 Warszawskie Towarzystwo Psycho – Fizyczne czy też powstałe w roku 1927 Polskie Towarzystwo Metapsychiczne. Pokazuje również, że powoływano specjalistyczne czasopisma zajmujące się zjawiskami paranormalnymi jak powstałe na Śląsku w roku 1921 Odrodzenie czy też pismo Hejnał.  Pokazuje także, w jaki sposób echa wieczorów organizowanych w tak szczególny sposób zostały utrwalone w literaturze. Już Bolesław Prus umieścił owe motywy w Lalce, Faraonie i Emancypantkach, a Władysław Reymont w powieści Wampir z 1910 roku.

Jan Guzik podczas seansu spirytystycznego/ w książce fot. na str. 31

W okresie międzywojennym sławą jako medium cieszyli się Stefan Ossowiecki (jasnowidz), Teofil Modrzejewski (wykształcony i obyty, u którego zdolności pojawiły się ku jego zaskoczeniu w wieku dojrzałym) i Jan Guzik (pierwsze polskie medium fizyczne). Największym szacunkiem cieszył się Teofil Modrzejewski, który zdecydował się przybrać pseudonim Franek Kluska. W jego salonie bywali między innymi: Józef Piłsudski, Karol Szymanowski, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Tadeusz Boy – Żeleński, Lubomirscy, Potoccy. Podczas trwania seansów Kluski zjawy miały moczyć dłonie w parafinie i zostawiać po sobie odlew z odbiciem linii papilarnych i znaków szczególnych. W seansach Kluski nigdy nie dopatrzono się jakiegokolwiek oszustwa czy sztuczek, choć badali go najznamienitsi naukowcy i znawcy metafizyki.

Z kolei Stefan Ossowiecki znany był z auroskopii, czyli widzenia aury otaczającej człowieka oraz przewidywania śmierci na podstawie jej obrazu. Miał wyznaczyć godzinę śmierci margrabiego Zygmunta Wielopolskiego. Korzystał też z kryptoskopii, a więc miał możliwość do wglądu w zapisane treści oraz rozpoznawanie ukrytych przedmiotów bez potrzeby wchodzenia z nimi w zmysłowy kontakt. Utrzymywał również, że parokrotnie posłużył się bilokacją. Dzięki niej miał wziąć udział w międzynarodowym zjeździe w Wiedniu, chociaż jego ciało leżało na kanapie w Warszawie.  Co ciekawe Osssowiecki brał także udział w eksperymentach związanych z retrokonigacją, czyli zjawiskami otrzymywania wizji dotyczących zdarzeń przeszłych. Między innymi po odkryciu zamurowanego lochu na Zamku Królewskim w Warszawie, twierdził, że była to cela śmierci, z której wyprowadzano skazańców na egzekucję. Opisywał wygląd straży, pojmanych i ich ubiór, podał dane dotyczące konstrukcji lochu i położenie względem rzeki. Zdolności Ossowieckiego wykorzystywane były przez polityków. Sam zainteresowany miał ponoć otrzymać (i potem odmówić) od Piłsudskiego propozycję objęcia stanowiska w wywiadzie przy ambasadorze w Berlinie.

Autorka przedstawia również osoby mające zdolności telepatyczne, zajmujące się hipnozą i zielarstwem, uchodzące powszechnie za lekarzy cudotwórców, jasnowidzów, astrologów czy też największych wróżbitów okresu międzywojennego. Wszelkie nadprzyrodzone zjawiska skrzętnie notowano i publikowano w czasopismach, a w roku 1923 zorganizowano w Warszawie II Międzynarodowy Kongres Badań Psychicznych. W książce odnaleźć można również wiadomości dotyczące tego, że już wówczas ze zdolności jasnowidza korzystała policja i sądy. Osoby cieszące się uznaniem w omawianych kwestiach brały udział także w poszukiwaniach ludzi zaginionych i ewentualnych grobów.

s. 166
W książce szeroko cytowane są wspomnienia i artykuły związane z seansami spirytystycznymi i nadprzyrodzonymi zjawiskami, co czyni ją niezwykle ciekawą. Autorka pokazuje również, że spirytyzm i związane z nim ruchy miały niewątpliwie wpływ na ówczesną twórczość artystyczną. Pozycja kończy się rozdziałem poświęconemu przepowiedniom związanym z II wojną światową. 


Książka napisana jest przystępnym i jasnym językiem. Autorka od razu wyjaśnia trudne pojęcia związane ze zjawiskami metafizycznymi. Trzeba jednak podkreślić, że w pozycji na pierwszy plan wysuwa się osoba Stefana Ossowieckiego. Niemniej książka jest rzeczywiście pozycja udaną i wielce wzbudzającą ciekawość. Niektóre wątki moim zdaniem wymagałby przyszłościowo poszerzenia, bo dociekliwość czytelnika jest wielka. Warto nadmienić, że odnaleźć w pozycji można fotografie ze Zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego (zdjęcie na obwolucie przedstawia Juliana Ochorowicza w czasie seansu ze Stanisławą Tomczykówną ze zbiorów Mary Evans Picture Library/East News). Książka posiada zresztą bardzo staranną szatę graficzną, ale tak jest zawsze w przypadku książek wydawnictwa Iskier. Na końcu książki odnaleźć można przypisy, indeks osób i spis literatury (choć osobiście rozczarowały mnie podane tu książki pana Kopra).
 



Paulina Sołowianiuk, Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej, wydawnictwo ISKRY, wydanie 2014, okładka twarda z obwolutą, stron 216.

12 czerwca 2014

Opinogóra - altana.

Opinogóry uparcie ciag dalszy :)

Tym razem altana i roślinność. 
Biała altana wygląda cudnie na tle kwiatów :) Romantyzm bierze górę. Z tyłu, za altaną widoczny mały staw, za którym pierwotnie mieścił się ogród warzywny. Przed altaną przestrzeń, niegdyś sad, stąd zresztą posadzono tu - z tego, co zauważyłam - jabłonie i czereśnie. Można też zaobserwować piękny widok na starodrzew.
Co mnie ogromnie cieszy, to kwiatów i krzewów jest w parku z roku na rok coraz więcej. 


widać młodziutkie drzewka owocowe, niegdyś mieścił się tu sad, tak ma być i teraz

zdjęcie prześwietlone, ale bardzo mi się podoba :)

za altaną ledwo widoczny staw



widok na park od strony sadu (za mną jest duży staw, obecnie bez wody i czekający na ukończenie prac)
Ogromny krzew jaśminu w okolicy Domku Ogrodnika
widok na dworek i oficynę od strony pomnika

a dworek pięknie otulony między innymi różami i piwoniami

przed oficyną i z boku - widać cudnie rozrośnięty bluszcz
pomnik Zygmunta Krasińskiego



Wszystkie powyższe zdjęcia zostały wykonane komórką (sic!) w dniu 11.06.2014 w okolicach godzin 17.45 -18.30.



Na koniec zdjęcie z 14.05.2014 r. wykonane około 8.30 rano. Widok na pierwszy staw licząc od strony cmentarza.


Jak można zaobserwować w zależności od położenia słońca park można za każdym razem oglądać w zupełnie innym świetle. 
 

9 czerwca 2014

Karen Karbo, Księga stylu Coco Chanel. Jak stać się elegancką kobietą z klasą.

Karen Karbo napisała książkę o Coco Chanel w sposób brawurowy. Odnaleźć tu można nie tylko elementy z życia Coco Chanel, ale przede wszystkim sporą dawkę informacji na temat tego, w jaki sposób stworzyła nowy, niepowtarzalny i elegancki styl, na którym opierają się kolejne pokolenia projektantów i … zwykłych ludzi. Karen Karbo dowodzi bowiem, że będąc ubrana nawet w zwykłą bawełnianą koszulkę i jeansy też można być elegancką i również jest to sposób na ubiór będący pochodnym od pomysłów Coco Chanel. 

To nie tylko więc biografia, ale pewnego rodzaju poradnik. Należy jednak od razu podkreślić, że Karen Karbo zwraca szczególną uwagę na to, aby oddzielić od siebie prawdziwy, klasyczny styl stworzony przez Gabrielle, od tego, który narodził się po jej śmierci, ale nadal jest sygnowany marką. Inaczej rzecz ujmując wszystko, co zaprojektowała sama Coco aż po rok 1970 autorka książki uznaje za Chanel – Chanel. Natomiast ubrania, które powstały po roku 1982, kiedy władzę w firmie przejął Karl Lagerfeld to Lagerfeld – Chanel. Autorka wskazuje również, że istnieją również imitacje z wyższej półki, które uchodzą za Chanel – Chanel jak i istnieją masowe podróbki tychże imitacji. Nieźle zakręcone, czyż nie? Dzisiejsza Chanel to jedynie marka Chanel i Karl Lagerfeld bazujący na tym, co stworzyła Coco. Jego projekty zmieszane są jednak ze wszystkim, co jest na topie w modzie. Autorka podaje przykładowe białe slipy, na których wyszyte zostały dwie nachodzące na siebie litery C, pikowane stroje w stylu motocyklowym czy czarna sukienka z kolczuga i świecidełkami. 

Klasyczne ubrania Coco Chanel kosztują fortunę i mało, kogo stać na szafę pełną takich ubrań. Przykładowo torebka – pikowana kopertówka, przedstawiona w lutym 1955 roku kosztuje majątek, choć pomieści jedynie portfel, klucze i szminkę. Przez klasyczną elegancję rozumieć należy ponadczasowy kostium uszyty z tweedu o luźnym splocie, z pikowaną jedwabna podszewką, wykończony złotym łańcuszkiem oraz prostą, sięgającą do kolan spódnicą. Ponadto mała czarna z krepdeszyny lub koronki, biżuteria z lanego szkła, pikowane torebki, długie sznury pereł, kapelusze z żeglarskim motywem i czarno – beżowe czółenka na skromnym obcasie. 

Karen Karbo zaprasza do świata mody i radzi według słów Coco Chanel jak być modną, a zarazem elegancką. Chanel nakłania do umiaru w ubiorze i dobieraniu ozdób i nie należy poświęcać zbyt dużo czasu swojemu wyglądowi. Coco była wymagająca, rygorystyczna, wpadała w szał i nie lubiła kobiet, mimo, że wykonywała projekty z myślą o nich. Trudna osobowość i indywidualność. Nigdy nie wyszła za mąż. Uważała, że liczyć może jedynie na siebie. Wiedziała jak zarabiać pieniądze i jak je z pożytkiem wydawać. Uwielbiała luksus, ale zwykle pokazywała się w tym samym czarnym lub granatowym kostiumie, a gdy tylko się wzbogaciła kupiła rolls – royce’a i zatrudniła kierowcę, a mieszkanie wyposażyła w meble w stylu Ludwika XIV. Wokół niej zawsze była aura tajemniczości. Nawet udzielając wywiadów nigdy nie mówiła prawdy o swoim życiu. 

Autorka pisze nie tylko o pracy Chanel, jej inspiracjach, pomysłach, rywalach, ale także wkracza w intymne życie wspominając o jej kochankach. Swoja ostatnią kolekcję zaprezentowała w sierpniu 1970 roku, kiedy miała osiemdziesiąt siedem lat. Właściwie było to co, zawsze, ale obok garsonek wystąpiły spódniczki sięgające kolan, jedwabne bluzki oraz haftowane czarne suknie wieczorowe. 

Książka została napisana z wielką werwą i pasją. Styl autorki jest swobodny, naturalny i niepozbawiony wdzięków dobrego humoru. Dodatkowo znaleźć tu można ilustracje autorstwa Chesley McLaren. Osobiście podoba mi się klasyczny styl Coco Chanel, pełen prostoty, subtelności i elegancji. Zycie codzienne weryfikuje jednak podejście do mody. Zakładam to, co mam dostępne, a pieniądze inwestuje w dzieci. 


Karen Karbo, Księga stylu Coco Chanel. Jak stać się elegancką kobietą z klasą, Wydawnictwo Literackie, premiera 3 lipca 2014, oryginalny tytuł: The Gospel According to Coco Chanel: Life Lessons from the World's Most Elegant Woman, przekład: Joanna Dziubińska, oprawa miękka, stron 264.