27 lipca 2020

Elżbieta Sidorowicz, Serce na wietrze. PATRONAT.

            Po pierwsze na książkę trzeba zarezerwować czas, aby to wszystko co w niej jest zawarte na kilku płaszczyznach można było naprawdę poczuć. Po drugie: przed tomem drugim trzeba koniecznie przeczytać tom pierwszy, bo Serce na wietrze to ciąg dalszy. Gdy jedną książkę zamykasz, to otwierasz drugą. Pierwsza bez drugiej nie egzystuje i nie słuchajcie rad, że spokojnie możecie czytać drugą bez znajomości pierwszej. No cóż, oczywiście można, ale zostaniecie pozbawieni najważniejszego. Za wiele o fabule wobec tego nie napiszę. Jak więc oblec to wszystko w słowa, aby nie zdradzać?

          Serce na wietrze dotyczy kolejnych losów uczennicy liceum plastycznego. Tak, Ania Kielanowicz jest dzieckiem, które jednak zbyt szybko i bez jakichkolwiek złudzeń wkroczyło w dorosłość. Jej rówieśnicy tego do końca nigdy nie zrozumieją. Dorośli współczują i okazują pomoc. W życiu Ani pojawiają się nowe osoby, zarówno ludzie młodzi, jak i dojrzali. Symboliczne wydaje się nawiązanie do białego jednorożca, tożsamego w słowniku z czystym rozumem, mądrością, inteligencją, szlachetnością, odwagą, cnotą.  Zaletą jednorożca są jego właściwości - potrafi odnaleźć wodopój, a przez zanurzenie w nim swego rogu usunąć wszelkie trucizny. Ania jest nadal osobą poszukującą owego wodopoju, który przyniesie ukojenie i moc.

         Tyle stron i o wiele więcej emocji. To druga część, a czuję się jeszcze bardziej głęboko zakotwiczona w dno jej przekazu, jak po przeczytaniu pierwszej. To coś niesamowitego. Rzadkość i wyjątek. Autorka ubiera myśli w słowa w sposób plastyczny, inteligentny i nietuzinkowi. To specyficzny przekaz, który czytelnik powinien zrozumieć, o ile zechce. Autorka otwarcie i z uważnością wkracza w świat literatury, malarstwa, religii, doświadczeń życiowych. Pokazuje, że dojrzałe wnętrze nie jest zależne od lat biologicznych, ale jest sumą nabytych zmian losowych. Niezbicie ważne jest zachowanie się odpowiednio w trudnych sytuacjach i rozsądek przy podejmowaniu odpowiedzialnych decyzji. Jeśli jest z tym problem, mimo osiągniętego wieku, okazuje się, że człowiek nie jest dojrzały. Infantylne i egoistyczne podejście do spraw ważkich może cechować ludzi dorosłych. Z drugiej strony można być młodym, ale wewnętrznie już być starcem.

           Ania potrafi podejmować dojrzałe decyzje, potrafi być odpowiedzialna za swoje czyny i słowa, potrafi troszczyć się z wielkim oddaniem i poświęceniem o drugiego człowieka. Nie, nie jest idealna. Jak wielu z nas popełnia błędy, a jednak nie boi się wyzwań, otwarcia na nowe, podejmowania prób, poznania czegoś nowego, a gdy wpada w kokon matni, wyciąga niebagatelne i ważne wnioski. Nie boi się porażek, zmuszona jest do podejmowania ryzyka, ale jednocześnie nie przekracza nigdy wyznaczonej granicy. Rozum, nie serce są wyznacznikiem jej działań. Choć to ostatnie boli z różnych powodów, które nawet dorosłym stają się trudne do udźwignięcia. Owa granica narzucona została przez wychowanie, tradycje, wpajane wartości, szacunek do ludzi starszych. Robi to, co uważa za słuszne, ale nie czeka na kanapie, aż jej życie się odmieni. Działa nie czekając na cud. Świadoma jest tego, że samotnie musi pokonywać mury. Z trudem przyjmuje daną jej pomoc i nie potrafi prosić. Osiąga wiele, choć przechodzi przez ścieżkę żarzących się kamieni. Doświadcza nowych uczuć, które do końca nie potrafi nazwać. Sama przysparza niezamierzonych cierpień innym i daje nadzieję, czego nie powinna czynić. Jest piękna, dumna, pełna pasji i szaleństwa, a jednocześnie wewnętrznie mierzy się z ogromnym balastem utraty najbliższych. Miłość odeszła, miłość nadejdzie. Czy będzie jednak osiągalna?

        To powieść, która jest wyzwaniem, staje się też zarysem drogi wychodzenia z niemierzalnego niczym cierpienia, zbiorem zasad, przestrogą, skargą, nadzieją i jej utratą. Pokazuje oblicza lęku i próby jego przezwyciężenia. Ratowania nie tylko siebie, ale również najbliższych z otoczenia. Realny, prawdziwy bieg ku dorosłości.

Bardzo polecam.

 

Elżbieta Sidorowicz, Serce na wietrze, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 20202, cykl: Okruchy gorzkiej czekolady, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 739.


22 lipca 2020

Alicja Manders, Kalifornijczyk.




          Kalifornijczyk to literacki debiut Alicji Manders, powieść, której fabuła powstała na kanwie doświadczeń samej autorki związanych z przeprowadzką z podkrakowskiego Olkusza do południowej Kalifornii, gdzie obecnie mieszka. 

       To losy kilku bohaterów wywodzących swoje korzenie ze Stanów Zjednoczonych i Polski. Poznajemy Roba, Nicka i Michaela, trzech przyjaciół jeszcze od czasów studiów w szkole filmowej w Los Angeles. Rob to singiel, mający nadal skłonność do trawki, który właśnie otrzymał obietnicę awansu; Nick ma niewyparzony język i ojca będącego sławnym chirurgiem plastycznym, a Michael od początku był typem kujona. Wszystkich łączy produkcja filmowa i telewizyjna.  Jeden z nich, uporządkowany Michael, od lat związany jest z mieszkającą w Stanach Polką, Martą. Zrozumiał, że  w końcu trafił na odpowiednią kobietę, z którą chce spędzić życie. Wychodząc naprzeciw prośbie ukochanej, ślub ma się odbyć w małej podkrakowskiej miejscowości, Skale. Planowany był na przyszły rok, ale choroba dziadka Kazimierza, wywraca wszystkie dalekosiężne plany. 



        Michael przyjeżdżał z Martą do Polski, polubił jej bliskich oraz przywiązanie do tradycji i rodziny. Kuzynką Marty jest graficzka Julia Grzybowska, która mieszka z dziadkiem i mamą Beatą w Skale. Nigdy dotąd nie opuszczała domu, nawet podczas studiów. Jest jedynaczką, w dzieciństwie opuszczoną przez ojca, który wyjechał za chlebem do Niemiec i już nie wrócił. Mimo upływających lat i dziesięcioletniej już obecności Marty za oceanem,  Julia nadal utrzymuje z nią kontakt i śledzi jej losy na portalach społecznościowych. Blisko domu Beaty mieszkała ciotka Julii, Ilona, a matka Marty, która każdą zimę spędzała w Kalifornii ze swoim drugim mężem – Czesławem. Życie samotnej Julii jest zwyczajne i płynie swoim monotonnym torem. Wszystko jednak się z mienia wraz z chorobą dziadka i przyspieszonym ślubem. Zorganizowanie wesela w miesiąc to czyste szaleństwo.

       Do pewnego momentu fabuła w powieści płynie dwutorowo. Z jednej strony dowiadujemy się o tym, co dzieje się w Stanach, a w kolejnych rozdziałach poznajemy wydarzenia mające miejsce w podkrakowskiej Skale. Wszystko zmienia się, gdy Rob nie zdąży na samolot, a gdy pojawia się w Polsce, do odebrania go z lotniska zostaje oddelegowana Julia. Czas zaczyna płynąc wolniej niż w Kalifornii, a goście, nocne przygody i plany związane ze ślubem są zaskakujące. 



       Kalifornijczyk to zabawna, obyczajowa powieść dotycząca nieoczekiwanego zbliżenia dwóch kultur światopoglądowych i obyczajowych. W tym wszystkim sporą rolę odgrywają więzi rodzinne, przyjaźń i oczywiście miłość. Powieść interesująca, pełna słońca, ciekawa propozycja czytelnicza na lato.



Alicja Manders, Kalifornijczyk, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2020, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 432.

17 lipca 2020

Beata Agopsowicz, Cztery pory miłości.





    Jeśli Twoje małżeństwo jest właśnie w sytuacji na rozdrożu, jeśli jesteś osobą „poszukującą”, katolikiem, który nie wsłuchuje się w głos nauczania płynącego z Biblii, który nie trzyma się tego, co zwarte jest Katechizmie Kościoła Katolickiego, to być może ta powieść jest dla Ciebie i to dzięki niej odnajdziesz spokój. 

    Małżeństwo w kościele katolickim to sakrament, cechuje je jedność i nierozerwalność. Jest też trwałym fundamentem rodziny. Miłość, szacunek, wierność w małżeństwie, to kwestie, które zostały poruszone w powieści Beaty Agopsowicz w powieści Cztery pory miłości. Akcja powieści rozgrywa się właśnie na przestrzeni czasowej wyznaczonej przez pory roku: lato, jesień, zimę i wiosnę. Prolog staje się preludium do całej historii. Poznajemy Joannę, która tuż po zakończeniu studiów staje na ślubnym kobiercu z Markiem. Jest biała suknia, welon, przysięga w kościele, wesele i przyszłość, która jawiła się jako pełnia szczęścia. Mija kilka lat. Na świecie pojawiła się Karolinka. Jednak w życiu Asi i Marka nie ma idylli. Po powrocie ze spotkania ze znajomymi ze studiów, Marek radykalnie zmienił podejście w kształtowaniu swoich życiowych priorytetów. Nie rozmawia już z żoną, jak niegdyś, nie ma wzajemnej czułości, a z pracy wraca zbyt późno, by docenić radość płynącą z obcowania z bliskimi osobami. To cisza, oschłość i chłód zaczęła w ich domu grać pierwsze skrzypce. W dodatku Marek zaczyna być zauroczony koleżanką z pracy, a w życiu Asi pojawia się po latach dawna miłość – Piotr. Czynniki optują za tym, że prędzej czy później związek Asi i Marka skazany jest na porażkę. 


    Beata Agopsowicz wskazuje, że prawdziwe małżeństwo sakramentalne oparte powinno być  przede wszystkim na głębokim pokładaniu zaufaniu w Bogu, oddaniu się, budowaniu zgodnie z wartościami płynącymi z Nowego Testamentu. O miłość należy dbać, doceniać, szanować, cieszyć się wspólnym życiem, dzielić radościami i smutkami, wspierać się oraz rozmawiać. Bez tego wszystkiego łatwo można zrezygnować z drugiej osoby, poddać się bez walki, iść na łatwiznę, a jako katolik złamać przysięgę małżeńską.  Autorka porusza w powieści wpływ na życie wydarzeń mających miejsce w przeszłości. Wielka rolę odgrywa tu też przebaczenie. 

    To powieść mądra i wartościowa, choć moim zdaniem momentami zbyt idealna. Raził mnie spokój i cierpliwość Asi i brak reakcji na wiedzę, jaką posiadała o poczynaniach Marka. Czeka, ale świadoma jest tego, że sama nie jest bez winy. Jest w tym wszystkim płacz i wyczekiwanie, ale nie ma krzyku. Bohaterowie wydają się zbyt gloryfikowani, a Karolcia to dziecko bez żadnej skazy wychowawczej, grzeczna, ułożona, wrażliwa pod każdym względem. Problemy Asi i Marka i droga wiodąca do ich rozwiązania są jednak realistyczne.


    W powieści znaleźć można wiele odniesień do Boga (ale już nie do Maryi) oraz cytatów z Biblii. Autorka zwraca uwagę na rolę księdza jako przewodnika duchowego oraz zwraca uwagę, że podkopanego zaufania do drugiej osoby nie można odbudować w jeden dzień czy parę godzin. Wymaga to nieustannej pracy tygodni, miesięcy, a czasami upływu lat i być może rozmów z doradcą rodzinnym. 

     Cztery pory miłości to powieść ważna, z rodzaju tych, które wskazują drogę. Podkreśla wartość sakramentu małżeństwa, opowiada o relacjach w związku oraz między rodzicami, a dziećmi. Punktuje błędy wynikające z niewłaściwego funkcjonowania komunikacji rodzinnej oraz działania, które zmierzają i mogą pomóc w zażegnaniu zaistniałych problemów wynikających z istniejących, ale zaniedbanych więzi rodzinnych. Powieść warta uwagi.




Beata Agopsowicz, Cztery pory miłości, wydawnictwo eSPe, wydanie 2016, seria: Opowieści z Wiary, okładka miękka, stron 275.


Beata Agopsowicz - pedagog, doradca życia rodzinnego, mediator sądowy. Jej najlepszym przyjacielem jest jej mąż, z którym dzieli radości i smutki i który wspiera ją w realizowaniu marzeń. Ma trójkę cudownych dzieci. Mieszka w mieście, ale tęskni do małego domku na wsi. Uwielbia czytać, biegać po deszczu i patrzeć w chmury. Każdy dzień powierza swemu Stwórcy.