29 kwietnia 2009

Marta Michalik, Wielkanoc w malarstwie.

Edipresse Polska
Seria wydawnicza: Ludzie, czasy, dzieła
t.33

Książka, w której znaleźć można podstawową tematykę związaną z okresem postu i Wielkanocy, a co za tym idzie – budzącej się wiosny. Do nich to nawiązywali na przestrzeni wieków liczni malarze. Na wsiach i w miasteczkach barwnie ilustrowana liturgia kościelna stała się inspiracją dla tradycji i obyczajów. Autorka wymienia tu przykłady licznych przedstawień: wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, drogi krzyżowej, modlitwę w Ogrójcu, Ostatniej Wieczerzy, sceny Ukrzyżowania, Opłakiwania, obrazy spoczywającego w grobie Chrystusa. Warte podkreślenia są również przedstawienia Piety, oznaczającej dosłownie litość i współczucie. Jest to wzruszające wyobrażenie Marii trzymającej na kolanach ciało zmarłego Syna. Innym przykładem jest wizerunek Chrystusa Frasobliwego, oczekującego momentu przybicia do krzyża. Pogrążony w myślach Chrystus w koronie cierniowej siedzi na skrzyni bądź kamieniu podpierając ręką pochyloną głowę. Ważnym przedstawieniem w malarstwie jest Chrystus Zmartwychwstały.

Autorka nie zapomina wspomnieć o ukazanej na obrazach symbolice. Czytelnik dowiaduje się, że pasikonik to właśnie symbol zmartwychwstania, pies to symbol chciwości i obłudy.
W książce można również odnaleźć opisane zwyczaje i tradycje wielkanocne począwszy od Popielca, poprzez święcenie palm w Kwietną Niedzielę, robienie pisanek techniką batiku, aż po psikusy i Śmigus Dyngus. Nawiązuje także do obrazów związanych z budzącą się do życia wiosną.

Warto nadmienić, że w książce odnaleźć można reprodukcje Jacka Malczewskiego, Jana Matejki, Gustawa Gwozdeckiego, Aleksandra Kotsisa, Józefa Chełmińskiego Chełmińskiego innych. Dla przypomnienia jest też słowniczek wielkanocnych pojęć i ludowe przysłowia.

28 kwietnia 2009

Umberto Eco, O bibliotece.

Świat Książki
Książka jest zapisem wykładu wygłoszonego 10 marca 1981 roku, przy okazji dwudziestopięciolecia Biblioteki Miejskiej w Mediolanie, mieszczącej się w Palazzo Sormani.

Nie jest to książka bynajmniej o polskich bibliotekach. To książka o bibliotece idealnej. Eco tworzy bibliotekę doskonałą, opisując antybibliotekę:
Ø Katalogi powinny zawierać jak najwięcej działów;
Ø Tematy powinny być określone przez bibliotekarza;
Ø Sygnatury powinny być niemożliwe do przepisania;
Ø Czas między zamówieniem a dostarczeniem książki powinien być bardzo długi;
Ø Bibliotekarz winien uważać czytelnika za wroga;
Ø Dział informacji winien być nieosiągalny;
Ø Należy zniechęcać do wypożyczania;
Ø Wypożyczenia międzybiblioteczne winny być niemożliwe, a w każdym razie trwać całymi miesiącami;
Ø Godziny otwarcia powinny ściśle zgadzać się z godzinami pracy;
Ø Jeśli się uda – żadnych ubikacji;
Ø W sytuacji idealnej czytelnikowi nie powinno przysługiwać prawo wstępu do biblioteki.

Eco nawiązuje również do historii biblioteki oraz do swoich ulubionych - Sterling Library w Yale i biblioteki uniwersytetu w Toronto.

Autor podkreślił olbrzymią rolę wolnego dostępu do półek, która w Polsce jest rzadko spotykana w wielkich bibliotekach. Podkreśla rolę fotokopii, ale jednocześnie zauważa, że gdy czytelnik robi fiszki, to więcej zapamiętuje. Często ksero nie jest bowiem czytane. Eco uważa, że główną funkcją biblioteki ma być odkrywanie książek, o których istnieniu nic nie wiedzieliśmy, a które stają się dla nas ważne. Dlatego biblioteka stać się może przygodą.

26 kwietnia 2009

Evelyn Waugh (Waugh Evelyn Arthur St. John), Znowu w Brideshead

Prószyński i S-ka


Głównym bohaterem jest malarz Charles Ryder, kapitan w okresie II wojny światowej, który z racji nowego przeniesienia żołnierzy do posiadłości Brideshead, wspomina swoje lata młodzieńcze i więzy z tutejszą rodziną Marchmain-Flyte. Akcja zamyka się w latach 1923-1944. Prolog i epilog to właśnie lata wojny. Charles powraca do swojej silnej przyjaźni z Sebastianem, który urzekał ponadpłciową pięknością, ekscentrycznym trybem życia, strojem różniącym się od standardowego reszty studentów. Na całej uczelni znany był jego pluszowy niedźwiadek – Alojzy, z którym rozmawiał. Niestety, już w okresie studiów Sebastian, niemogący się pogodzić z zakłamaniem katolickiej rodziny, zaczyna nadużywać wina i szybko wpada w alkoholizm. Nałóg przesądzi o jego dalszych losach. Lord Marchmain opuścił swoją rodzinę dla kochanki Cary i żył w Wenecji, a lady Marchmain cnotliwie na rodowych włościach Brideshead. Karol poznaje również rodzeństwo Sebastiana: Bridesheada, Julię i Kordelię. Jedynie Julia i Sebastian wydają się nie wgłębiać w religię katolicką. Sam Karol jest agnostykiem. Religia zajmuje zresztą dużo miejsca w książce. Bohater wspomina również swoje nieudane małżeństwo i romans z Julią. Ciekawie ukazana historia z wątkami biograficznymi samego autora.

zwiastun filmu z 2008 r.:

18 kwietnia 2009

Zbigniew Herbert, Labirynt nad morzem.

Zeszyty Literackie
2000 r.

Jest to zbiór szkiców Zbigniewa Herberta z podróży do Grecji. Książka została opracowana przez samego autora i złożona w wydawnictwie Czytelnik w roku 1973. Wówczas ze względu na sytuację w kraju, nie ukazała się. Pisarz pierwszy raz był w Grecji w roku 1964. W książce możemy odnaleźć szkice na temat Krety, krajobrazu greckiego, Akropolu, wyspy Samos, Etruskach i łaciny.

W "Labiryncie nad morzem" Akropol zajmuje najwięcej miejsca. Piękno opisu sąsiaduje z ogromną wiedzą historyczną, którą poeta ubarwia wieloma ciekawymi anegdotami. Dowiadujemy się, że największa świątynia Akropolu – Partenon kosztowała 469 talentów, czyli tyle, ile wynosił roczny trybut składany Atenom przez dwieście miast związkowych.



Udział w budowie był proporcjonalny do zamożności obywateli. Ateńczyk
posiadający jednego niewolnika był zobowiązany do przywiezienia dziesięciu
wózków marmuru; ten, który zatrudniał dwóch wolnych rzemieślników i trzech
niewolników, zawierał kontrakt na wzniesienie kolumny. Praca nad jedną kolumną
pochłaniała 50- 110 dni[1].



Herbert informuje czytelnika ile zarabiali cieśle, złotnicy, malarze. Nawiązuje też do innych podróżników, których, fascynował i przyciągał Akropol, o rysownikach, którzy w różnych epokach wykonali wiele szkiców, uwieczniając nieistniejące już dziś szczegóły.

Piszac o Krecie , Herbert nawiązuje do historii wielkich odkryć Evansa. Dużo miejsca poświęca kulturze minojskiej. Jest natomiast rozczarowany wizytą w Muzeum w Heraklionie. "...chciałem kochać, uwielbiać, padać na kolana i bić czołem przed wielkością...", a tymczasem freski nie przemówiły do niego, patrzył na nie bez wzruszenia. Tłumaczy to tym, że to tylko rekonstrukcja, według niego nieudolna i nieudana.

Herbert dokonuje również próby opisania krajobrazu greckiego.



Jest to krajobraz wymykający się opisowi przez samą swoją naturę. Niepodobna...
wykroić z tego splątania błękitu, gór, wody, powietrza i światła żadnego widoku
i powiedzieć - to jest Grecja[2].

Pisarz tłumaczy się ze swej fascynacji antyczną Grecją i Rzymem w Lekcji łaciny, ostatnim eseju zmieszczonym w książce. Pojawia się tam nauczyciel łaciny zwany przez uczniów „Grzesiem”, i powracamy wraz z autorem do czasów, gdy zasiadał w szkolnej ławie.

Kto tylko przeczyta tę książkę ulegnie fascynacji Herberta kulturą grecką.

[1] Z.Herbert, Labirynt nad morzem, Zeszyty Literackie, Warszawa 2000, s.100.
[2] Tamże, s.59.

14 kwietnia 2009

Zbigniew Herbert, Martwa natura z wędzidłem.



Zeszyty Literackie


W pismach Zbigniewa Herberta sztuka zajmuje szczególne miejsce. Są to bowiem szkice Zbigniewa Herberta, dotyczące złotego okresu kultury holenderskiej. Jest to ostatnia część trylogii poświęconej kulturze europejskiej obok tomów „Labirynt nad morzem” i „Barbarzyńca w ogrodzie”. Herbert kilkakrotnie odwiedzał Holandię: w 1967, 1971, 1976, 1988 i 1991 r. Szkice składające się na tom Martwa natura z wędzidłem publikowane były w Zeszytach Literackich, Kulturze i w prasie niemieckiej. Wydanie polskie wzbogacone zostało o Apokryfy - krótkie teksty inspirowane epizodami historii holenderskiej.


Tytuł książki pochodzi od obrazu Johannesa Torrentiusa z 1614 roku.

Eseje dotyczą przede wszystkim sztuk plastycznych. Autor nie skupia się jednak na wielkich dziełach malarstwa holenderskiego. Zachwyca się jedynie tymi mniej znanymi malarzami, o których w historii sztuki mało napisano. Poznajemy sylwetki Gerarda ter Borach (Terborcha) i Johannesa Torrentiusa. Herbertowskie opisy dzieł z zakresu malarstwa są bogate, zmysłowe i działające na wyobraźnię. Herbert zajmuje się także sprawami społecznymi, poświęcając szkic manii kwiatów - tulipanów. Dowiadujemy się o ciemnych stronach handlu obrazami, czy o warunkach naturalnych Holandii. Sam autor stwierdził, że bohaterem zbiorowym jego utworu jest mieszczaństwo Niderlandów XVII w.

***

Gdybym był niewinnym filatelistą, Gombrowicz wyśmiałby moje
albumy, klasery, serie, dowodził, że znaczki stoją najniżej na drabinie bytów i
są moralnie podejrzane.
- To nie ma przecież zupełnie sensu. Jak można opisać
katedrę, rzeźbę czy jakieś tam malowidło – prawił cicho, bezlitośnie.
- Niech
pan zostawi tę zabawę historykom sztuki. Oni też niczego nie rozumieją, ale
wmówili ludziom, że uprawiają naukę.
- Brzmiało to przekonywująco. Znam
dobrze, nadto dobrze, wszystkie męki i daremny trud opisywactwa, a także
zuchwalstwo tłumaczenia wspaniałego języka malarstwa na pojemny jak piekło
język, którym pisane są wyroki sądów i powieści miłosne. Nie wiem nawet dobrze,
co skłania mnie do podejmowania tych wysiłków. Chciałbym wierzyć, że to mój
obojętny ideał żąda, abym mu składał niezdarne hołdy[1].

[1] Z.Herbert, Martwa natura z wędzidłem, Zeszyty Literackie, Warszawa 2003, s.91.



9 kwietnia 2009

Zbigniew Herbert, "Mistrz z Delft" i inne utwory odnalezione.



Wydawnictwo Fundacja Zeszytów Literackich
wydanie 2008 r.



Herberta czytałam w szkole średniej, czyli ładnych parę lat temu. Były to jedynie wiersze. Pamiętam „Pana Cogito”, który analizowany był we wszystkie dostępne strony na lekcji języka polskiego. Dlatego też tak długo zajął mi powrót do Herberta. Zawdzięczam to zresztą ADZE, za co dziękuję. „Mistrz z Delft” to zbiór inedit, które były odnalezione w archiwum Herberta i opublikowane za łamach kwartalnika „Zeszyty Literackie”. Prezentowane teksty zostały skonfrontowane z rękopisami i maszynopisami Herberta, które od 2006 roku znajdują się w Zbiorach Rękopisów Biblioteki Narodowej w Warszawie. Są to utwory z lat 1952-1998.

Jest to plon olbrzymich wysiłków, ciągłego samokształcenia, podróży, lektur,
doświadczeń życiowych, zarówno natury osobistej, jak i społecznej, politycznej,
historycznej. Dzieło w toku, szczegółowo planowane, u którego początków stała
wielka wizja, a które następnie rozkładane były na etapy - lata pracy
[1].

W książce zamieszczono szkice, wiersze, małą prozę, autokomentarze, audycję radiową, wspomnienia. Na końcu książki znajdują się objaśnienia obcych zwrotów i komentarze wydawcy. Herbert dużo podróżował.

Bardzo wcześnie, bo prawie na początku mojej pracy pisarskiej, doszedłem do
przekonania, że muszę zdobyć jakiś przedmiot poza literaturą. Pisanie jako
ćwiczenie stylistyczne wydawało mi się jałowe. Poezja jako sztuka słowa
doprowadzała mnie do ziewania. Zrozumiałem także, że nie mogę długo żywić się
wierszami innych. Musiałem wyjść poza siebie i poza literaturę, rozglądnąć się
po świecie, by zdobyć inne sfery rzeczywistości
[2].

Osobiście zainteresowana byłam szkicami na temat holenderskich malarzy w części „Mali Mistrzowie”. Herbert barwnie pisze o takich malarzach jak: De stomme van Kamen (1585-1634), Willem Duyster (1599-1635), Vermeer (poświecił mu wiele lat studiów)czy architekcie Pieter Saenredam (1597-1665).

Herberta czyta się z przyjemnością. Na pewno nie jest to ostatni zbór jego dzieł po jakie sięgnęłam.

[1] Z. Herbert, Mistrz z Delf i inne utwory odnalezione, opracowała B.Toruńczuk, Zeszyty Literackie, Warszawa 2008, s.206.
[2] Tamże, s. 141.

4 kwietnia 2009

Anna Maria Goławska, Grzegorz Lindenberg, Toskania, Umbria i okolice. Przewodnik subiektywny.

Wydawnictwo Nowy Świat
Wydanie III rozszerzone, 2009.


Nie jest to przewodnik w iście prawdziwym znaczeniu. Za tymi nie za bardzo zresztą przepadam, bo wszelkie informacje zazwyczaj podawane są na sucho. Jest to rzeczywiście przewodnik subiektywny, który przekazuje informacje z pewną dozą dowcipu, uczucia nawet nieśmiałości. To książka dla turystów, którzy decydują się na samodzielny wyjazd samochodem do Włoch. To książka dla tych, którzy podróżując przysłowiowo trzymają się za kieszeń; dla tych, co kochają włoskie malarstwo i zabytki; dla tych, którzy chcą poznać prawdziwe oblicze regionów Toskanii i Umbrii.

Przewodnik podzielony został na dwie części. W pierwszej autorzy przekazują potencjalnemu przyszłemu turyście polskiemu, podstawowe przydatne informacje. Dowiedzieć się można jak najlepiej dojechać samochodem do Toskanii, gdzie parkować i tankować najlepiej, jakiego klimatu i pogody się spodziewać, jakie słówka przyswoić sobie z języka włoskiego; co zazwyczaj dobrze jadać na śniadania, obiady i kolacje, do jakich restauracji wchodzić a jakie omijać szerokim łukiem. Czytelnik dowiaduje się również o tym, co może go jako turystę zaskoczyć we Włoszech, jakie są zwyczaje mieszkańców miast i miasteczek i że wszędzie można spotkać koty. Wszelkie informacje podane są w sposób jasny i klarowny wraz z cenami, jakimi można się w danym rejonie spodziewać. Autorka radzi jak postarać się o noclegi. Dzieli się poznanymi i sprawdzonymi stronami internetowymi czy nawet adresami.
„Bezpieczniej i taniej będzie o nocleg postarać się już w Polsce. Największy
wybór daje oczywiście Internet. Niestety, można popaść w czarną rozpacz, gdy po
obejrzeniu setek stron, przyjdzie wreszcie podjąć ostateczną decyzję”.

Część druga poświecona została zwiedzaniu Toskanii i okolic. Autorka podkreśla skromnie, że ani ona ani jej towarzysz, nie są ani historykami, ani historykami sztuki. Warto jednak podkreślić, że jej znajomość literatury sztuki, kultury i historii Włoch jest szeroka. Jak prawdziwi znawcy powołują się w przypisach na dzieło nieocenionego Georgio Vasariego, „Historię Włoch” J. A. Gierowskiego, „Obrazy Włoch” Pawła Muratowi. Cytuje także stare przewodniki i opisy po Włoszech np. autorstwa Michała Lityńskiego z roku 1906 czy Leona Sternklara z roku 1907. Odwołują się również do Zbigniewa Herberta. Książka pełna jest nazw, datacji i nazwisk postaci. Z wielką wnikliwością pani Ania opisuje, co warto obejrzeć w danym mieście czy miasteczku toskańskim, a co należy sobie odpuścić ze względu np. na tłumy.
"Nie marnowałabym czasu na jeżdżenie po Chianti, chyba, że kogoś szczególnie
interesuje tutejsze wino”.
Wraz z autorką obserwujemy święta włoskie i festyny, zwiedzamy największe i najmniejsze muzea, zachwycamy się malarstwem Fra Angelico, Perugina czy Piero della Francesca.
„Kto dotrze na wschód Toskanii i kogo, tak bardzo jak nas, zachwyca Piero della
Francesca, niech koniecznie pojedzie do Monterchi. (…) Jest to maleńka
miejscowość na wzgórzu, z jednym niesamowitym dziełem sztuki, freskiem „Madonna
del Parto” Pierra della Francesca, do którego wiodą nas gęsto rozmieszczone
kierunkowskazy. Wchodzi się do niepozornego budynku na obrzeżach miasteczka,
kupuje bilet (3 euro) i pada na kolana. To nietypowe muzeum posiada tylko ten
jeden obraz, w sali stoi jedna ławka, gdzie można zasiąść, kiedy się już
podniesie z kolan”.

Całość przewodnika ubarwiają fotografie wykonane przez autorkę i Grzegorza Lindberga. Książkę polecam zarówno tym, którzy niedługo mają odwiedzić wspomniane rejony Włoch, tym, którzy już tam byli oraz tym, którzy w najbliższym czasie nie będą mogli być. Wspaniała i interesująca lektura.