Wydaje mi się, że każdego interesują losy jego przodków. Trudno jest jednak chyba pisać o ich życiu potomkom bez wybarwień, z naleciałościami blasków i cieni, wadami, przywarami, nagannymi osobowościami. Piotr Piniński (ur. 1956) jest najstarszym żyjącym potomkiem Karola Edwarda Stuarta i w linii pochodzi od jedynaczki księcia, Karoliny Stuart księżny Albany, poprzez jej córkę Marię Wiktorię księżną de Rohan. Jego ojciec Stanisław (1925-2009), który nic nie wiedział o swoim pochodzeniu, poślubił Szkotkę Jean Graham (1926-1999) pochodzącą w prostej linii od naczelnika klanu Cameronów, który poparł księcia Karola podczas powstania w 1745 roku, był pilotem w Wielkiej Brytanii podczas II wojnie światowej. Wujem hr. Stanisława Pinińskiego był gen. Tadeusz Bór-Komorowski.
Piotr
Piniński jest, więc świadomy, o czym pisze i obeznany w temacie jak mało kto. O
jego książkach natury historycznej wspominała już Autorka bloga O biografiach i innych drobiazgach. Piotr Piniński pisze w sposób ciekawy, stara
się być obiektywny w stosunku do poczynań poszczególnych postaci, a swoich
przodków, a styl, jakim się posługuje sprawia, że książkę czyta się znakomicie.
Dziedzic Sobieskich oscyluje
tematycznie wokół Karola Edwarda Stuarta, jego rodziców oraz potomków. Rodzicami
Karola Edwarda byli Jakub Franciszek Edward Stuart, prawowity władca Szkocji,
Anglii i Irlandii oraz Klementyna Sobieska, córka królewicza Jakuba Ludwika Sobieskiego,
a wnuczka króla Jana III Sobieskiego i Marii Kazimiery de la Grange d’Arquien. Małżonkowie,
jako wygnańcy zamieszkali w Palazzo del Re w Rzymie, a przed ich drzwiami stała
straż papieska. Ich życie, tak jak życie ich synów: Karola i Henryka, było cały
czas inwigilowane przez hanowerskich szpiegów. Klementyna odziedziczyła upór po
Sobieskich, wpadła w manię religijną, otoczyła się księżmi, głodowała (Autor mówi
wprost o anoreksji) i zmarła w wieku 33 lat w 1735 roku.
Karol od małego
wychowywany był na dziedzica korony i mając zaledwie dziewięć lat został
wtajemniczony w polityczną działalność ojca. Gdy uległa zmiana na ówczesnej
arenie politycznej, podjął próbę odzyskania prawowitej władzy i w 1745 przybył
do brzegów Szkocji. Księcia poparły klany, ale czekano na wsparcie ze strony
Francji. 16 kwietnia 1746 roku doszło do największego starcia pod Culloden w
Szkocji, które zakończyło się zwycięstwem wojsk Jerzego II z dynastii hanowerskiej. Przez kolejne sześć
miesięcy Karol Edward ukrywał się na terenie Szkocji obserwując rzezie
dokonywane na miejscowej ludności przez wojska na angielskie. Po czym został
zabrany przez okręt francuski. Karol desperacko poszukiwał wsparcia u Ludwika XV,
ale niestety bezskutecznie. Kolejny cios Karol odczuł, jak za jego plecami,
jego młodszy brat Henryk w maju 1747 roku w tajemnicy wyjechał do Rzymu i został
duchownym. Przez kolejne dwadzieścia lat nie komunikował się z bratem i
przestał korespondować z ojcem.
Życie Karola
diametralnie się zmieniło. Zaczął pić, a nałóg z biegiem lat pogłębiał się. Mimo
to, potrafił też kochać. Namiętność w nim obudziła zamężna Luiza de Rohan, a
potem znacznie od niego starsza Maria Anna de la Trémoille księżną de Talmot,
ale to z Klementyną Walkinshaw, która pielęgnowała go chorego w 1745 roku, a
którą ponownie spotkał w Paryżu w 1752 roku, miał jedyną córkę. Karol Edward
nie był jednak dobry w pożyciu. Już w związku z Maria Anną de la Trémoille
dochodził do rękoczynów. Tym razem książę wpadł w głęboką depresję, oddawał się
pijaństwu do nieprzytomności, bił Klementynę, miał ataki furii. Wobec tego
Klementyna z córką Karoliną po prostu od niego uciekła. Karol miał też żonę: w
1772 roku mając 52 lata poślubił dziewiętnastoletnią księżniczkę Luizę Maksymilianę.
Gdy okazało się, że Luiza była bezpłodna i znalazła sobie kochanka, między
małżonkami ponownie zapanowały złe nastroje i doszło do separacji. W ostatnich
latach życia Karol zgodził się, aby towarzyszyła mu jego córka Karolina. Nigdy nie
miał się dowiedzieć, że miała ona już potajemną rodzinę: troje dzieci ze
związku z duchownym księciem Ferdynandem de Rohan.
O losach spadkobierców
Karola Edwarda również można przeczytać w tej książce. Poza tym Autor
przedstawia, jak odkrywał powoli tajemnice rodzinne, docierając do zapomnianych
listów, pamiętników, aktów. Książka jest niezwykle ciekawa, w dodatku
zaopatrzona w bardzo starannie opisane ilustracje na kredowym papierze. Oprawa graficzna
jest zresztą bardzo staranna: kartki są szyte, oprawa twarda z obwolutą. Autor
wielokrotnie w książce wykorzystuje fragmenty źródeł. W pozycji można także odnaleźć
tablicę genealogiczną, polecane opracowania i indeks. Moim zdaniem to znakomita
lektura.
Piotr Piniński, Dziedzic Sobieskich. Bohater ostatniej wojny o niepodległość Szkocji, Wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2013, oprawa twarda z obwolutą, stron 336.
*zdjęcia własne
Wspaniała historia!
OdpowiedzUsuńTym bardziej ciekawa dla mnie, bo właśnie jestem w trakcie takich tam różnych poszukiwań i peregrynacji wśród moich przodków rodzinnych.
Strasznie trudna praca, zwłaszcza czytanie ręcznie pisanych dokumentów z archiwów (i to "pa ruski", bo przodkowie w rosyjskim zaborze mieszkali).
To bardzo dobra praca i zabawa, takie szperanie. Uwielbiam stare dokumenty...
UsuńByłam ciekawa Twojej oceny "Dziedzica Sobieskich", bo to niesamowita historia! Odnalezienie archiwów po tylu latach, niewiedza rodziny co do pochodzenia...
OdpowiedzUsuńW kwestii czytania starych dokumentów, to czasem ma się do czynienia z tak napisanym listem, że za nic nie da się odczytać. Parę dni temu dałam kilka francuskich listów z XIX w. do tłumaczenia profesjonalnemu tłumaczowi - nie byłam w stanie odszyfrować zapisu, a moja znajomość francuskiego jest dość średnia.
Ale jaka to radość, gdy się coś odkryje!
Nie mogłam uwierzyć, że ojciec Piotra Pinińskiego poślubił Jean Graham z klanu Cameronów i to oboje w szóstym pokoleniu. Niesamowite co Autor musiał przeżywać odkrywając prawdę o swojej rodzinie i przeszłości.
UsuńCo tłumacz to tłumacz, ja również nie za bardzo bym wierzyła swoim umiejętnościom. Czasami nawet inne ujęcie słów ma znaczenie. Francuskiego uczyłam się z własnej woli jedynie na studiach - przychodziła dziewczyna mnie uczyć przez dwa lata. Do dziś jestem jednak zafascynowana tym językiem. Szkoda, że nie ma go w podstawówkach od pierwszej klasy , a jak jest to w niewielu szkołach i że sama nie miałam możliwości się jego w szkole uczyć.