20 czerwca 2013

Wisława Szymborska, Błysk rewolwru.


Miałam wielce mieszane uczucia czytając i wertując strony książki Błysk rewolwru. Czasami czułam zniesmaczenie, a z drugiej strony podświadomie czułam, że wnikam w strefę niedostępną, zastrzeżona. Nie jestem pewna tak do końca, czy to, co zalegało w szufladzie Szymborskiej, a czego nie wydała za swojego życia, powinno być upublicznione. Wiem, wiem, noblistka, sławna poetka, której poezję czyta miliony ludzi na całym świecie, ale czy należy wnikać do prywatnego świata tak głęboko? Życie pozbawione skandali, to znajdźmy coś w twórczości. Tyle, że zbiór tego, co zostało wydane, myślę, że należy do sfery intymnej poetki. Większość z nas zbiera, bowiem jakieś swoje zapiski, bilety, takie tam pierdółki, które chowamy „ku pamięci” i skrywamy w szufladach, skrzynkach lub między kartkami książek. Co więcej wiele mam przechowuje rysunki i wierszyki swoich dzieci. Co tu takiego nadzwyczajnego? Chyba tylko to, że powstały ręką przyszłej noblistki. Owe zapiski „twórcze” czynione od lat dziecięcych zostają upublicznione, można by użyć słowa sprzedane. Czy jednak Szymborska byłaby zadowolona z tego? Pewnie spuentowałaby to odpowiednio według własnego poczucia humoru i oceny.


To nie są wiersze, które można znaleźć w poważnych tomikach wcześniej wydawanych. To swego rodzaju niepoważne limeryki, dyrdymałki, juwenilia, pieśni, moskaliki, szkice, metzyje, epitafia, rajzefiberki, altruitki, lepieje, adoralia, przysłowia, wierszyki, lepieje hotelowe (tutaj nazwę wymyśliła redakcja), listy. To wszystko złożyło się na prywatną – uważam – zabawną twórczość pisaną dla koleżanek, kolegów i ku ich uciesze. 


Wszystko ma głupkowaty charakter i było pisane dla rozbawienia bliskiego towarzystwa. Absolutnie jednak – moim zdaniem – nie nadaje się to do tego, aby było podziwiane przez ogół publiczności. Nie ma się tu bowiem czym zachwycać. Co bowiem ma takiego wnieść Słownik wyrazów obelżywych ułożony przez Szymborską wspólnie z Kornelem Filipowiczem prawdopodobnie w latach 70. lub Ankieta, czyli konkurs na wygłupianie się bliźnich. Czy czytelnik ma poszerzyć swoje horyzonty myślowe w sferze znajomości wulgaryzmów i wyrazów obelżywych, a może na powrót zacząć zakładać zeszyty w rodzaju „złotych myśli”, a może zacząć pisać listy do przyjaciół z wymyślonymi historiami. To świat prywatny, choć miejscami zabawny, ale nie dla czytelnika.


Nie wiem właściwie, co mieli na uwadze przyjaciele Wisławy Szymborskiej decydując się na wydanie takiej książki. Nie wszystko jest na sprzedaż i nie wszystko co zostało napisane, powinno być wydane. Czy należy się zachwycać wszystkim, co powstało spod pióra Noblistki? Oczywiście, można powiedzieć, że czytelnik poznaje Szymborską od strony prywatnej, tylko swoją drogą, czy byłoby to po myśli poetki. Tego już się niestety nie dowiemy.  




Wisława Szymborska, Błysk rewolwru, wydawnictwo Agora, seria: Biblioteka Gazety Wyborczej, wydanie 2013, oprawa miękka, stron 144.

16 czerwca 2013

Jonathan Swift, Podróże Guliwera.



Nakładem krakowskiego wydawnictwa Skrzat, ukazała się w nowym wydaniu powieść irlandzkiego pisarza Jonathana Swifta zatytułowana Podróże Guliwera. To książka natury podróżniczej, która jest zaliczana do klasyki angielskiej. Po raz pierwszy została wydana w roku 1726. Swoją drogą, minęło tyle lat, ba nawet parę wieków, a treść książki nie traci zupełnie na wartości i znaczeniu.  Autor połączył, bowiem ironię, humor, satyrę i parodię w ukazaniu cech natury ludzkiej.


Narratorem jest młody angielski lekarz Lemuel Gulliver, który na początku opisuje swoje życie i wydarzenia, które poprzedziły powziętą podróż. Właściwa powieść złożona jest z czterech części: podróży do krainy Liliputów, wyprawy do Brobdingnag, krain Laputa, Balnibarbi, Glubbdubdrib, Luggnagg i do Japonii oraz  kraju Houyhnhnmów. Użyłam określenia „właściwa”, bowiem książka skierowana do dzieci i młodzieży została zawężona i uwzględnia tylko dwie pierwsze ze wskazanych podróży: do krainy liliputów i krainy olbrzymów. Oryginalna powieść dla dzieci po prostu się nie nadaje, jest bowiem satyrą na społeczeństwo. 


Początek podróży przypadł na dzień 4 maja 1699 roku, kiedy to Guliwer wypłynął w rejs na statku „Antylopa” jako lekarz okrętowy. Niestety cel nie został osiągnięty, bowiem okręt zabłądził. W dodatku podczas burzy statek zostaje zniszczony, a sam Gulliver został wyrzucony na brzeg nieznanego kraju jako rozbitek. Wkrótce okazało się, że to kraina liliputów, ludzi liczących niespełna 15 centymetrów wzrostu. Po odbyciu pierwszej podróży, Guliwer odbywa również inne (przypominam, że w wydanej książce tylko dwie). Za każdym razem obserwuje obyczaje i ludzi mieszkańców krain, do których zawitał. Zarówno mieszkańcy jak i przygody głównego bohatera mają wymiar fantastyczny.


Podróże Guliwera były niejednokrotnie przenoszone na deski teatru, wielki i mały ekran. Do dziś cieszą się niesłabnącym powodzeniem ze względu na ich wymiar etyczny. Nowe wydanie zaproponowane przez wydawnictwo Skrzat znamionuje te same tłumaczenie, co w starym egzemplarzu, jaki posiadam wydanym przez Naszą Księgarnię w roku 1986, acz za ilustracje odpowiada inny już autor. Podobało mi się, że wydawnictwo zaufało klasycznemu tłumaczeniu książki przez Cecylię Niewiadomską (1855-1925), która nota bene nie tylko tłumaczyła, ale również pisała książki. To stary styl literacki, w którym nie ma miejsca na wulgaryzmy i słowa nieprzeznaczone dla uszu dzieci. Egzemplarz Naszej Księgarni ilustrował Szancer, natomiast w nowej edycji za ilustracje odpowiedzialny był Suren Vardanian, który zachwyca. Grafika jest bowiem klasyczna, choć kreska wydaje się miększa od tej w wykonaniu Szancera. Niemniej warto również zwrócić uwagę na to, że książka została dostosowana do dzieci: duża czcionka, spore odstępy między wierszami, twarda oprawa i dobrej jakości grubszy papier. To ciekawa i wartościowa lektura, która może spodobać się dziecku. Poza tym nowe wydanie z pewnością zasługuje na uwagę.
 

To jeszcze o wydaniu z 1986 i małe porównanie.

ilustracje Szancera, wydanie NK 1986

porównanie tekstu i rozmiaru czcionki




Jonathan Swift, Podróże Guliwera, Wydawnictwo Skrzat, wydanie 2013, seria: Klasyka z feniksem, tłumaczenie Cecylia Niewiadomska, ilustracje: Suren Vardanian, oprawa twarda, stron 280.

14 czerwca 2013

Zbigniew Sudolski, Krasińscy: ojciec i syn.

Krasińscy: ojciec i syn to studium autorstwa profesora Zbigniewa Sudolskiego ukazujące rozwój zależności między ojcem gen. Wincentym Krasińskim a jego jedynym synem Zygmuntem. Autor zajął się tym razem jedynie przedstawieniem relacji między rodzicem a dzieckiem. Na samym początku czytelnik ma możliwość poznać ród Krasińskich wywodzący się z Mazowsza, którego rodzinnym gniazdem było Krasne koło Ciechanowa. Krasińscy od wieków piastowali czołowe funkcje w hierarchii duchownej i świeckiej. W 1659 roku podskarbi koronny Jan Kazimierz otrzymał starostwo opinogórskie. Wincenty urodził się w 1782 roku (zmarł w 1858) ze związku Jana Korwina Krasińskiego, starosty opinogórskiego i posła na Sejm, z hrabianką Antoniną Czacką. Co do starostwa opinogórskiego to w 1807 roku otrzymuje je marszałek napoleoński Jean Bernadotte (późniejszy Karol Jan XIV król Szwecji), a dopiero 1811 roku starający się o nie gen. Wincenty Krasiński, który wówczas otrzymał też tytuł hrabiowski. W 1815 roku potwierdził to nadanie car Aleksander I. W 1844 roku powołana została przez cara Mikołaja I ordynacja opinogórska.
Maria Urszula Krasińska z Radziwiłłów, ok.1810,

Wincenty został osierocony przez ojca w wieku 8 lat i wychowywany był przez despotyczną, apodyktyczną, nieustępliwą - jak sugeruje Sudolski, niekochającą go matkę. Wskutek tego Wincenty przejął owe cechy charakteru, acz już jako 21latek wbrew woli rodzicielki zdecydował o poślubieniu bogatej, acz starszej o cztery lata księżniczkę Marię Urszulę Radziwiłłównę (1777-1822). Zygmunt urodzony w 1812 roku, był trzecim i jak się okazało jedynym dzieckiem tej pary. Dwie córeczki zmarły tuż po urodzeniu: Laura Antonina w 1804, a Helena w 1806 roku. W dodatku, gdy przyszły poeta ma niespełna 10 lat umiera jego matka. W związku z tym gen. Wincenty to w jedynaku pokładach największe nadzieje zarówno, jeśli chodzi o przedłużenie linii rodu, jak i karierze. Zygmunt miał jednak melancholijne usposobienie, a mimo, że często ulegał ojcu, to ten ostatni wywierał niejednokrotnie na nim naciski. Objawiało się to między innymi odcięciem syna od finansów na pewien czas czy też przymuszeniem do odbycia podroży do Petersburga w celu audiencji u cara. Wincenty nie omieszkał się również wtrącić w sprawy sercowe syna. Rozmawiał z kochanką Zygmunta - Joanną Bobrową, aby zaprzestała z nim kontaktów, ale też wybrał mu żonę. Zycie rodzinne Zygmunta nie należało do udanych. Nudził się z rodziną, spędzał czas z kochanką - Delfiną Potocką i zmuszał do tego nawet Elizę w ramach "rodzinnych" wypoczynków.


Zygmunt kochający ojca, wychowany w posłuszeństwie i świadomy tego, jakie pokładane są w nim nadzieje, ulegał ojcu, choć wbrew sobie. Znosił również liczne upokorzenia związanej z postawą polityczną hen. Wincentego, kiedy to ten z napoleończyka szybko stał się lojalnym wobec rosyjskiego cara i wierny złożonej przysiędze. Przez całe życie Zygmunt próbował się buntować wobec woli ojca, a mimo to rezygnował z niezależności. 


Owa niewielka książeczka zaopatrzona została w ilustracje związane z gen. Wincentym Krasińskim, jego synem Zygmuntem i Opinogórą, gdzie poeta spędzał wakacje. Studium krótkie acz ciekawe i zmuszające do refleksji nad ówczesnym życiem w wymiarze obyczajowym, społecznym i historycznym.
 


Zbigniew Sudolski, Krasińscy: ojciec i syn, Muzeum Romantyzmu w Opinogórze, wydanie 2007, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 84 + ilustracje.


Opinogóra, 12.06.2013 r.