oprawa twarda z obwolutą
wydanie: 2010
ISBN 978-83-244-0131-4
stron 124
Nakładem wydawnictwa Iskry ukazała się mała rozmiarami książeczka, ale jakże z przebogatą treścią. Zawiera ona fragmenty felietonów drukowanych w „Cyruliku Warszawskim” w latach 20. i 30 XX wieku oraz ciętych do nich uwag Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Publikowane były w rubryce zatytułowanej „mydło”, bo jak wyjaśnia we wstępie Kira Gałczyńska, jeszcze w XIX wieku, mówiło się „sprawić komuś mydło”, czyli złajać kogoś, nawymyślać, gniewać się na kogoś, „sprawić komuś wały”.
To rubryka pełna absurdu, ciętych i odważnych komentarzy. Gałczyński walczy z nadętością ówczesnego społeczeństwa, cytuje prasowy nonsens, odnosi się do ówczesnej literatury, gani tych, co próbują pisać, a nie mają talentu.
„ Nie masz pan talentu za grosz. Radzimy się natychmiast powiesić”
– pisze w jednej z odpowiedzi „Głosu prawdy literackiego”.
W innym komentarzu czytamy:
„Czytelnik łaskawie wybaczy, żeśmy tę szmirę zacytowali in extenso. Sądzimy jednak, że to wielka, perwersyjna rozkosz czytanie takich bzdur” ( s.58)
Komentarze Gałczyńskiego są pełne ironicznego humoru, a czasami wręcz szyderstwa. Krytykuje ówczesnego kołtuna i tego, który kochał kicz w literaturze, filmie, muzyce, życiu społecznym. Wśród wydanych tekstów nie ma żadnej logicznej spójności. To rodzaj satyry, w której autor nie zważa na pozory, a wręcz je demaskuje grafomańskie postawy.
„Głos Literacki” drukuje ostatnio próby wiersza kolektywistycznego. Powstaje ohyda tak potworna, że szkoda nam brukać szpalty. Ciekawe tylko jak oni to robią. Ano - przypuszczam – siada kilkunastu matołów wokół wspólnego biurka i szukają rymu do „wielbłąd”. Nie tak łatwo, panowie, z „wielbłądami”! (s. 73)
Książka jest owocem poszukiwań profesora Jerzego Stefana Ossowskiego, najznamienitszego dziś gałczyńskologa, który dokonał wyboru i opracowania. Czytelnik ma możliwość poznać nieznanego dotąd Gałczyńskiego, bowiem jego felietoniki z cyklu „Mydło” po raz pierwszy właśnie teraz ukazały się w formie oddzielnego wydania. W książce nie znajdziemy ani przypisów, ani objaśnień z gatunku „kto jest kto”. Wiadomo jednak, że wszystkie postacie są autentyczne.
Wspaniała lektura i gratka dla wielbicieli twórczości Gałczyńskiego.
Skoro Gałczyński, to muszę to mieć. A jeszcze bardziej skoro "Cyrulik Warszawski", do którego mam sentyment dzięki "Ostatniej cyganerii" Tadeusza Wittlina. Iskry mają u mnie coraz to kolejne plusy.
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję!
Ja już zamówiłam i teraz tylko czekam na paczuszkę (jak ja kocham takie paczki) - widzę, że decyzję podjęłam słuszną. No bo skoro to Gałczyński, to to musi być dobre:-)
OdpowiedzUsuńI ja chętnie przeczytam! Do Gałczyńskiego mam wielki sentyment, a ostatnio czytałam o nim ciekawe wspomnienia Waldorffa (który był bliskim przyjacielem Konstantego i Natalii).
OdpowiedzUsuńGałczyński-ironista i humorysta podoba mi się chyba bardziej od poety-liryka. Tym chętniej poszukam tej książeczki.
Dziękuję za recenzję :)
Kupię Mamie, śliczna okładka, jak stary, stareńki zeszyt, cudo. Dzięki za informację!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Gałczyńskiego ;)
OdpowiedzUsuńMuszę to przeczytać...
Osobiście uwielbiam takie wydania z piękną oprawą graficzną:) Po za tym klasyka!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie