Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mariusz Urbanek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mariusz Urbanek. Pokaż wszystkie posty

17 października 2018

Mariusz Urbanek, Profesor Weigl i karmiciele wszy.


Profesor Weigl i karmiciele wszy Mariusza Urbanka to książka zupełnie nie z mojego kręgu zainteresowań. Świat nauk ścisłych i mikrobiologii jest mi daleki, a mimo to książkę przeczytałam z niekłamaną ciekawością. 

Mariusz Urbanek przybliża postać profesora Rudolfa Weigla (1883-1957), który urodził się w rodzinie austriackiej, która założyła fabrykę samochodów. Po śmierci męża Fryderyka Weigla, Elżbieta z Kröselów wraz z trójką dzieci wyjechała z Przerowa do rodziny w Wiedniu. Wyszła za mąż za Józefa Trojnara, nauczyciela i wraz z dziećmi zamieszkała w Jaśle. Na świat przyszła jeszcze przyrodnia siostra Rudolfa nazywaną Mimi. Po maturze, Rudolf zapisał się na Wydział Medyczny Uniwersytetu Lwowskiego, które ukończył w 1907 roku. Po studiach został asystentem profesora Józefa Nusbauma-Hilarowicza, obronił doktorat i w 1913 roku habilitację z zoologii, anatomii porównawczej i histologii. Mając status privatdozenta (miał prawo do wykładania na uniwersytecie, ale nie miał prawa do etatu i stałej pensji) Uniwersytetu Lwowskiego prowadził badania nad budową komórki. Wraz z I wojną światową wybuchła kolejna pandemia tyfusu plamistego. Powołany do służby medycznej armii Austro-Węgier trafił do pracowni mikrobiologii szpitala wojskowego w Przemyślu. Tam zajmował się zarazkami cholery, ale wolał prowadzić badania nad tyfusem. W Przemyślu wpadł na pomysł jak zarażać wszy. W 1920 roku został kierownikiem Katedry Biologii Ogólnej Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza. 


W ten sposób rozpoczyna się niesamowita naukowa kariera Rudolfa Weigla, którego badania relacjonuje Mariusz Urbanek. Autor z dokładnością przedstawia jak wyglądał zakład, poszczególne sale, w których prowadzono badania i jak owe badania wyglądały. Charakteryzuje najbliższych współpracowników Rudolfa Weigla, pod kierunkiem którego kontynuowano badania nad metodą sztucznego zakażania wszy i testowania skuteczności kolejnych wersji szczepionek. Dowiedzieć się można o hodowcach wszy, karmicielach (niejednokrotnie byli to sami naukowcy) strzykaczach, preparatorkach. Między innymi przeczytać można, że wszy były karmione ludzką krwią przez 12 dni, około 30-45 minut. Strzykacze wprowadzali do jelit żywych wszy zawiesinę zawierającą zarazki tyfusu. Autor przedstawia również jak powstawała szczepionka. 


Prywatnie Weigl miał dwie żony. Pierwszą, Zofię z Kulikowskich, poślubił w 1913 roku. Na świat przyszedł ich syn Wiktor. Anna Herzig dołaczyła do zespołu naukowego,  zajęła miejsce Zofii u boku Weigla po jej smierci. 

Mariusz Urbanek charakteryzuje, kto w okresie wojny pracował i w ten sposób był chroniony w Instytucie Weigla, który odmówil podpisania reichslisty. Miał wówczas powiedzieć: "Ojczyznę wybiera się jeden raz. Ja dokonałem wyboru w roku1918" (s. 178). Jest też o Noblu i o znaczeniu szczepionki w gettcie.


Do głównego tekstu dołączony został spis karmicieli wszy (aż trudno uwierzyć, kto znajduje się na liście) wraz z wybranymi biografiami, rozmowy przeprowadzone przez Autora z wnuczką Rudolfa Weigla i karmicielem i hodowcą wszy w latach 1941-1944 oraz kalendarium życia Rudolfa Weigla, indeks osób i spis bibliograficzny. 

Biografia jest interesująca, momentami wstrząsająca i odrażająca, ale napisana przystępnym stylem. Polecam.



Mariusz Urbanek,  Profesor Weigl i karmiciele wszy, Wydawnictwo Iskry, wydanie 2018, okładka twarda z obwolutą, stron 374.

4 grudnia 2014

Mariusz Urbanek, Genialni. Lwowska szkoła matematyczna.



Mariusz Urbanek po napisaniu trzech książek poświęconych pisarzom (Brzechwa nie dla dzieci, Tuwim. Wylękniony bluźnierca, Broniewski. Miłość, wódka, polityka.) tym razem zebrał materiały do pozycji, której bohaterami jest głównie czterech panów i w dodatku przedstawicieli ścisłego przedmiotu, jakim jest matematyka. Chodzi tu o Stefana Banacha, Hugo Steinhausa, Stanisława Ulama i Stanisława Mazura. To oni spotykali się sukcesywnie w okresie międzywojennym w kawiarni w Szkockiej mieszczącej się przy ulicy Akademickiej 9 we Lwowie. W spotkaniach tych uczestniczyli oczywiście jeszcze inni profesorowie, docenci i doktorzy Uniwersytetu Jana Kazimierza. Stefan Banach uważał, że kawiarnia jest równie dobrym, o ile nie lepszym, miejscem na naukowe dysputy, co biblioteka czy gabinet. W Szkockiej rozmawiano właściwie o wszystkim. Były plotki, dowcipy, tematy dotyczące polityki, ale przede wszystkim roztrząsano zagadnienia matematyczne i to w dość emocjonujący sposób. Rozterki pisano na kartkach papieru, emocjonująco roztrząsano, niekiedy całe towarzystwo cichło i następowały indywidualne rozmyślania. Często pisali ołówkiem po stolikach: pierwiastki, równania, liczby, klamry, zygzaki – symbole, które dla przeciętnego bywalca były zupełnie niezrozumiałe. 

Jedna z takich sesji trwała siedemnaście godzin, „nie licząc przerw na posiłki” – napisał Ulam. Hugo Steinhaus zapamiętał tylko, że powstał podczas niej dowód ważnego twierdzenia. Ale następnego dnia nikt nie był w stanie go odtworzyć, zaś „blat stolika, pokryty śladami chemicznego ołówka, został po owej sesji, jak zwykle zmyty przez sprzątaczkę kawiarni” – pisał.[1]
 
Potem jednak sprzątaczki miały przykazane, że stolika przykrytego obrusem myć nie wolno dopóki studenci wszystkiego nie odpiszą. Na pomysł wprowadzenia zeszytów w Szkockiej wpadła żona Stefana Banacha. Pierwszy wpis nosi datę 17 lipca 1935 roku. Każdy z nich opatrzony był numerem, datą, nazwiskiem autora problemu i potem notką o nagrodzie, którą ustanawiał. Stanisław Mazur miał, jako pierwszy obiecać autorowi dobrego rozwiązania flaszkę wina. Tak narodziła się Księga Szkockiej, w której były zarówno problemy trudne, poważne, jak i lekkie i żartobliwe. W sumie wpisano 193 problemy, a ostatni zapis pochodzi z 31 maja 1941 roku. To z inicjatywy Ulama zawartość Księgi Szkockiej została przetłumaczona, skopiowana w 300 egzemplarzach i rozesłana do matematyków na całym świecie. Została zaprezentowana w roku 1959 na międzynarodowym Kongresie Matematycznym w Edynburgu. Autor książki donosi, że w Polsce do tej pory Księga Szkocka nie ukazała się w całości drukiem. Po wojnie powstała Nowa Księga Szkocka (inna nazwa to Księga Wrocławska), gdzie wpisanych zostało 968 zagadnień w latach 1946 (pierwszy zapis należał do Steinhausa) – 1987. 


Mariusz Urbanek przybliża czytelnikowi życie i działalność naukową wielkich lwowskich matematyków. Robi to w sposób nietypowy, bowiem postawił przede wszystkim na chronologię. Życie matematyków poznajemy więc od początku, ale na przemiennie. Jeżeli mowa jest o dzieciństwie i domu rodzinnym Steinhausa, to potem jest podrozdział dotyczący tegoż samego, ale w odniesieniu do Banacha. Pomiędzy tym jest jednak wzmianka, że Steinhaus poznał Banacha na Plantach w Krakowie w lipcu 1916 roku. Szybko jednak wpada się w rytm czytania i poznawania życia i pracy naukowej matematyków. 


Każdy z nich to postać nietuzinkowa. Banach był nieślubnym dzieckiem i wychowywał się w rodzinie zastępczej. Wyjechał do Lwowa na zaproszenie Steinhausa i to dzięki niemu otrzymał asystenturę na uniwersytecie. W 1923 roku został profesorem zwyczajnym i objął katedrę matematyki na UJK. Hugo Steinhaus pochodził z Jasła, studiował matematykę i filozofię we Lwowie, potem w Getyndze. Został profesorem nadzwyczajnym matematyki UJK w roku 1920, objął katedrę, a w 1923 profesorem zwyczajnym. Stanisław Mazur (nota bene to ojciec tancerki Krystyny Mazurówny) urodził się we Lwowie, był studentem matematyki tamtejszego uniwersytetu, ale też studiował w Paryżu. Mazur, podobnie jak Banach, nie ukończył studiów, został asystentem na UJK, doktorat obronił w 1932 roku. Stanisław Ulam był polskim matematykiem, urodzonym we Lwowie, który w 1943 roku przyjął obywatelstwo amerykańskie. W 1934 roku obronił doktorat z matematyki, a jego wykładowcą był między innymi Banach. W 1935 Ulam otrzymał zaproszenie do Stanów Zjednoczonych do Princeton University. Po roku dostał propozycję pracy na Harvardzie, z której oczywiście skorzystał. W 1941 roku rozpoczął pracę, jako profesor na uniwersytecie w Wisconsin. Oczywiście oprócz tych czterech wybitnych matematyków, Mariusz Urbanek wspomina o innych uczonych, którzy w okresie międzywojennym tworzyli tak zwaną lwowską szkołę matematyczną. Mowa jest również o tych, którzy wpadali do Szkockiej, tak jak filozof Kazimierz Ajdukiewicz czy chemik Roman Małachowski.


Autor kreśli życie i dokonania matematyków na tle życia kulturalnego, politycznego, społecznego i historycznego. Nie zapomina o panujących nastrojach wojennych, wojnie, losach powojennych, antysanacyjnych i antysemickich wystąpieniach na uczelniach, wprowadzeniu nowych ustaw o szkołach akademickich, wysiedleniach, zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną (potem Niemców i ponownie Armię Czerwoną), zaangażowaniu uczonych w politykę i innych sprawach. Przechodzimy przez cały etap życia każdej z głównej postaci przedstawionej w książce. W tym wszystkim pokazuje również ich życie towarzyskie i prywatne. Dowiedzieć się między innymi można, że Bronisława, żona Mazura, wpadała do Szkockiej, by wywlec męża i ciągnąć go do domu, głośno wyrzekając, że nie ma z niego pożytku[2]. W tym wszystkim odnaleźć można informacje dotyczące osiągnięć naukowych matematyków. Steinhaus słynął wśród współpracowników i studentów z aforyzmów (np. Kula u nogi – Ziemia). 


Książka uzupełniona została o rozmowę Mariusza Urbanka z profesorem Romanem Dudą matematykiem i historykiem nauki na temat lwowskiej szkoły matematycznej. W pozycji odnaleźć można kalendarium, indeks osób oraz spis bibliograficzny. W tekście dodatkowo zamieszczono archiwalne fotografie. 

To książka o burzliwych losach wielkich polskich uczonych, którzy zrobili międzynarodową karierę i zyskali sławę. Zyskali prestiż i wnieśli wielki wkład do nauk ścisłych. Otrzymywali nagrody, honorowe doktoraty różnych uczelni, byli autorami cenionych książek. Los niektórych z nich był tragiczny. Niektórzy profesorowie zginęli we Lwowie w lipcu 1941 roku, Herman Auerbach zażył cyjanek w sierpniu 1942 roku, Juliusz Schauder zginął zastrzelony w 1943 roku, w styczniu 1945 roku lekarze rozpoznali u Banacha raka płuc. Bardzo dobrze, że powstała książka, która przypomina nam, że wybitne osobistości kryją się nie tylko w literaturze, sztuce i pokrewnych dziedzinach, ale również w naukach ścisłych.


[1] M. Urbanek, Genialni. Lwowska szkoła matematyczna, Warszawa 2014, s. 9. 
[2] Tamże, s. 77.
 


Mariusz Urbanek, Genialni. Lwowska szkoła matematyczna, wydawnictwo Iskry, wydanie 2014, oprawa twarda z obwolutą, stron 284.


27 października 2013

Mariusz Urbanek, Tuwim. Wylękniony bluźnierca.

Twórczość Juliana Tuwima szczególnie ta poświęcona dzieciom jest mi obecnie bardzo bliska. Właściwie żaden wieczór nie jest pozbawiony czytania wierszyków jego autorstwa mojemu dwulatkowi (pięciolatka jest zupełnie na innym etapie czytania). Wśród ulubionych wierszyków recytowanych już przeze mnie na pamięć (jakoś nie mogę jednak zapamiętać Lokomotywy w całości) znalazło się Abecadło, Rzepka, Spóźniony słowik, Okulary, Kotek, Zosia Samosia (wierszyki mamy w książkowych tomach, ale również i w takich małych pojedynczych książeczkach z serii Klasyka wierszyka). Nie zapominam jednak o zbiorach, które powstały z myślą o dorosłych i skupione zostały między innymi w książkach: Czary i czarty polskie oraz Wypisy czarnoksięskie i Czarna msza; W oparach absurdu (współautor Antoni Słonimski); Cyganka oraz inne satyry i humoreski prozą, teksty kabaretowe i aforyzmy; Cicercum caule, czyli groch za kapustą, Kwiaty polskie. Pamiętać też trzeba, że pisał nie tylko wiersze, ale i piosenki. Miłość Ci wszystko wybaczy śpiewana była przez Hankę Ordonównę, a Grande Valse Brillante przez Ewę Demarczyk. To w tym ostatnim utworze określił siebie jako wylękniony bluźnierca.

Niedawno swoją premierę miała książka autorstwa Mariusza Urbanka, która w całości została poświęcona życiu i twórczości Juliana Tuwima. Jeżeli ktoś nie pamięta, albo nie wie, to informuję, że jest to ten sam Mariusz Urbanek, który popełnił biografie Władysława Broniewskiego (Iskry, 2011) i Jana Brzechwy (Iskry, 2013). Mając styczność z poprzednimi książkami Urbanka, z góry więc założyłam, że jak poprzednie, będzie to pozycja udana. Nie pomyliłam się, bowiem zastosowany swobodny i lekki styl, wnikliwe podejście do życia i twórczości poety, złożyły się na to, że książkę czyta się szybko i bez zbędnych nudnych przystanków. Myli się jednak ten, kto uważa, że znajdzie w tej książce analizę utworów literackich autorstwa Tuwima i doszukiwania się w nich motywów autobiograficznych. Urbanek owszem pokazuje, czym się zajmował Tuwim, jakiego rodzaju poezje tworzył, jakim zbieractwem się zajmował, ale nie ma tutaj polonistycznych szczegółów, choć oczywiście są cytowane fragmenty. Wydaje się, że dla zwykłego czytelnika, to jednak dobrze. Urbanek świadomie, bowiem wyczuwa, co czytelnika bardziej zainteresuje, a co mniej, z uwagą bada życie prywatne karierę poety, przy czym nie ma tu ani jednego elementu sensacji, wybarwienia, pokazania rzeczy takimi, jakimi nie były. 

A Julian Tuwim wydaje się, że mimo rozgłosu, pieniędzy i sławy, nie miał jednak łatwego życia. Mimo, że był Żydem, nie odczuwał zbyt wielkiej wspólnoty z narodem żydowskim, a i w pewnym momencie również Polacy się od niego odwracali. Krytyka dotycząca jego twórczości czy wyborów postaw życiowych dotykała go zarówno od Polaków jak i Żydów. Przyjaciele pojawiali się, byli, ale z niektórymi drogi rozeszły się po II wojnie światowej. Wydaje się, że stałe oparcie miał jedynie w żonie Stefanii. Uznawał wyższość jedynie dwóch poetów: Leopolda Staffa i Bolesława Leśmiana. Będąc bibliofilem kochał książki, nie zwracał uwagi na ich oprawę zewnętrzną. Dla niego liczyła się ich treść. Uwielbiał szperać i wyszukiwać ciekawe drobiazgi szczególnie w starych pozycjach, a nie znosił nudy i bezczynnego wypoczynku. Był bywalcem kawiarni oraz współpracował z prasą i kabaretami. Zbierał wszystko, co wydawało się kuriozalne i rzadkie, a kolekcja rozrastała się w szybkim tempie. Okres dobrego prosperity Juliana Tuwima w okresie dwudziestolecia międzywojennego zakończył wrzesień 1939 roku. Wówczas to znalazł się w Rumunii, a potem był pobyt w Brazylii i Stanach Zjednoczonych. Niechętnie był nastawiony do emigracji, a ta była zdegustowana jego zachowaniem. Po zakończeniu wojny stęskniony Tuwim wrócił do odmienionej Polski, otrzymał duże mieszkanie w kamienicy w Warszawie, lecz nie potrafił jednak dostrzec cynizmu rządzących, którzy nie omieszkali wykorzystać jego popularności. Księcia Poetów potępiano za polityczne wiersze nie tylko na emigracji, ale i w Polsce. Nic w tym dziwnego, Tuwim przed wojną zwolennik Piłsudskiego, w czasie wojny poglądów Sikorskiego, po wojnie stał się ulubieńcem peerelowskich władz i dostąpił zaszczytu wielu odznaczeń. 

Mariusz Urbanek nie zdradza jednak czytelnikowi własnej opinii na temat Juliana Tuwima. Nie ma tu wyroków, ale za to są przedstawione fakty, domysły i opinie innych. To czytający ma za zadanie wysnuć własną ocenę bohatera przeczytanej biografii. Moim zdaniem to dobra książka, zajmująca, pozbawiona taniej sensacji i nakłaniająca do poszukiwania odpowiedzi, w dodatku uzupełniona zapisem rozmowy autora przeprowadzonej z córką Juliana Tuwima (adoptowaną po II wojnie światowej), Ewą Tuwim – Woźniak.
 


Mariusz Urbanek, Tuwim. Wylękniony bluźnierca, wydawnictwo Iskry, październik 2013, oprawa twarda z obwolutą, stron 340.

13 czerwca 2013

Mariusz Urbanek, Brzechwa nie dla dzieci.


To druga książka Mariusza Urbanka, którą miałam możliwość przeczytać i w dodatku obie to biografie polskich pisarzy. Pierwsza dotyczyła życia i twórczości Bronisława Broniewskiego, a obecna – Jana Brzechwy, a właściwie Jana Lesmana. Brzechwa to przecież, bowiem pseudonim, który został przez pisarza przyjęty na stałe, choć nie był jedynym, jakim się posługiwał. Jako Szer-Szeń dostarczał teksty do rewii, teatrzyków i kabaretów. Jako prawnik był znany jako Jan Lesman. Jak twierdził krewny Jana, Bolesław Leśmian, starszy o dwadzieścia lat, nie może być dwóch poetów o tym samym nazwisku. Brzechwa – opierzona część starzały. Chciał być poeta lirycznym dla dorosłych. Był prawnikiem, satyrykiem, bajkopisarzem.
 
Mariusz Urbanek przedstawia sylwetkę Jana Brzechwy w porządku chronologicznym, począwszy od historii poznania rodziców, dzieciństwa na Kresach Wschodnich, okresu szkół i podjęcia studiów, pracy, rozwijającej się kariery pisarza. W życie osobiste wplecione są od razu wątki dotyczące pisania: powstawanie pierwszych wierszy, związki między innymi ze skamandrytami i futurystami, współpracy z kabaretami, które potrzebowały ciągle nowych tekstów, piosenek, monologów i skeczy. Mimo, że jego kariera prawnika szybko rozwijała się Jan Brzechwa znajdował czas na działalność literacką. Swoją wiedzę wykorzystywał niejednokrotnie od 1918 roku w Związku Autorów Kabaretowych (od 1919 ZAiKS) na rzecz ochrony interesów twórców, którzy dostarczali teksty do teatrów rewiowych i kabaretów. Jako bajkopisarz zadebiutował, gdy miał około czterdziestu lat. Jeszcze przed wojną ukazały się dwa tomiki wierszy dla dzieci z kolorowymi rozkładówkami. W bajkach pisanych w okresie wojny, akcja rozgrywała się w świecie, gdzie jej nie było. Mariusz Urbanek podkreśla, że Brzechwa pisał Akademię Pana Kleksa, gdy za oknem trwała wojna. Autor biografii bajkopisarza kreśli również jego życie powojenne. Między innymi to, że zaczął publikować satyryczne wiersze dla dorosłych w „Szpilkach”, na nowo zaczął współpracować z kabaretami  i poświęcił się literaturze. Brzechwa zaczął pisać wówczas teksty ukazujące jego postawę wobec minionej wojny i nowej rzeczywistości. Polemizował z Hemarem, nie bał się też oskarżać rząd o lekceważenie potrzeb twórców, sam natomiast stał się uosobieniem wszystkich niebezpieczeństw grożących literaturze dla dzieci. Gdy było to jednak potrzebne, Brzechwa pisał na zamówienie komunistycznych władz wiersze o nowym ustroju. Warto również wspomnieć, że zajmował się także tłumaczeniem utworów dla dzieci i dla dorosłych z języka rosyjskiego i francuskiego. 

Mimo, że motywem wiodącym w biografii jest życie literackie Jana Brzechwy, to Mariusz Urbanek nie zapomina o dość burzliwym życiu osobistym twórcy. Pierwszy związek zawarty w 1926 roku z wnuczką siostry ojca Marią Suderland nie trwał długo, bowiem Lesmian wdał się szybko w romans z Karoliną Lentową, z domu Meyer, która wkrótce została jego żoną.  Córkę Krystynę z pierwszego związku, zobaczył dopiero na pogrzebie Bolesława Leśmiana, gdy ta miała już 10 lat. W okresie wojny zakochał się w Janinie Serockiej, żonie fryzjera, która została potem jego trzecią żoną. Gdy jednak w okresie wojny był ciągle przez kochankę odtrącany, przesłuchiwany na Szucha, odrzuciwszy posądzenia o żydowskie pochodzenie, miał powiedzieć Niemcom, że jak chcą to niech go rozstrzelają, bo i tak wszystko mu jedno, bo kobietka, którą kocha nie chce go. Niemal jednak przez całe życie mając powodzenie u kobiet przystojny Brzechwa skłonny był do romansów, ale też intensywnie pracował, palił papierosy, pił alkohol i podróżował. Dość wcześnie zaczęło szwankować mu serce. Lubił dobrze zjeść, nie znosił niechlujstwa, a wielbił porządek. Zawsze nienagannie ubrany, uchodził za estetę i osobę otwartą.

Ciekawie rysują się końcowe rozdziały książki, w którym Mariusz Urbanek zajął się problemem traktowania Brzechwy przez współczesnych i próbą usunięcia jego nazwiska z tablic, nazw ulic i szkół. Gratką  jest umieszczenie w książce wywiadu przeprowadzonego przez Autora z córką Brzechwy, Krystyną. W całej książce przewijają się fragmenty tekstów autorstwa pisarza, wspomnienia bliskich przyjaciół i krewnych, opinie krytyków jego twórczości. To wszystko składa się na rzetelną biografię Jana Brzechwy ukazującą jego życie od strony dorobku artystycznego, ale i prywatnej.


Mariusz Urbanek, Brzechwa nie dla dzieci, Wydawnictwo Iskry, maj 2013, oprawa twarda z obwolutą, stron 400.

20 listopada 2011

Mariusz Urbanek, Broniewski. Miłość, wódka, polityka.

Ostatnie dni spędziłam z książką Mariusza Urbanka, która ukazała się nakładem wydawnictwa ISKRY. Do przeczytania biografii Władysława Broniewskiego właściwie zapraszać nie trzeba. Życie miał barwne, szumne i rzeczywiście dominowała w nich miłość, wódka i polityka.

Mariusz Urbanek w gawędziarskim stylu i nie omijając anegdot nakreślił obraz Władysława Broniewskiego, dlatego też książkę czyta się z przyjemnością. Autor ani nie gloryfikuje dokonań poety ani go również nie potępia. Raczej należy tu użyć słowa tłumaczy, dlaczego Broniewski stał się poetyckim piewcą nowej władzy w Polsce. Urbanek kreśli czytelnikowi legionową przeszłość Broniewskiego, odosobnienie w Szczypiornie, skręt ku komunizmowi, aresztowanie we Lwowie i przedstawia warunki więzienne, w jakich przyszło żyć poecie przez wiele miesięcy. Potem obserwujemy poczynania poety na terenie dzisiejszego Izraela. Następuje też decyzja powrotu do Polski po zakończeniu II wojny światowej. Broniewski został przyjęty z honorami i stał się jednym z najważniejszych poetów komunistycznego kraju. Jeździł z odczytami po zakładach pracy i szkołach. To jemu zaproponowano napisanie nowego hymnu państwowego.

Talent poetycki przejawiał się u Broniewskiego od małego. Wychowany przez kobiety w rodzinie z tradycjami, wbrew babce został ateistą, a dzięki matce, która codziennie stawiała mu na stole karafkę z wódką, aby nigdzie się nie szlajał – alkoholikiem. Wódka towarzyszyła mu codziennie i praktycznie zawsze, nie wliczając w to okresu więzienia. Kolejnym nałogiem Broniewskiego były kobiety. Był takim psem na baby, szybko się zakochiwał, odkochiwał, a mimo bycia w związku zdradzał. Janina, Maria, Wanda to kobiety, które były z nim w stałym i dłuższym związku. To jednak Marię kochał najbardziej i to po jej śmierci pil więcej, a jak wspomina adoptowana córka Broniewskiego Maria Broniewska – Pijanowska (córka Marii) po tragicznej śmierci Anki (córki Janiny i poety) dochodził do dwóch litrów dziennie i właściwi nie trzeźwiał. To wówczas w kaftanie bezpieczeństwa zabrano go do zakładu psychiatrycznego, bo bano się, że albo zapije się na śmierć albo w pijackim szale targnie się na swoje życie. Trzecia żona, apodyktyczna i znienawidzona Wanda, próbowała wałczyć z jego nałogiem, wybierać mu przyjaciół, odsuwać od córek.

Mariusz Urbanek kreśli nam prawdziwy obraz poety przede wszystkim, jako człowieka, z jego ułomnościami i upodleniami oraz jako poety niepokornego. Broniewski miał barwne życie. Wierzył w socjalizm, ale nim się w rzeczywistości rozczarował. Utrzymywał kontakty z twórcami przebywającymi na zachodzie Europy miedzy innymi z Giedroyciem. Jego wiersze był wielokrotnie cenzurowane zarówno za życia jak i po jego śmierci. Wraz z nadejściem roku 1989 znano jedynie jeden – komunistyczny wizerunek Broniewskiego. Urbanek przedstawia nam proces dorastania do poznania prawdziwego Broniewskiego przez społeczeństwo polskie i odrzucenia w końcu nieprawdziwego peerelowskiego wizerunku poety. Autor przytacza także rozmowę, jaką odbył w lipcu 2011 roku z Marią Broniewską – Pijanowską. Do książki dołączone zostało również kalendarium życia poety, spis ilustracji oraz indeks osób. Dla zainteresowanych wspomnę, że w pozycji nie ma przypisów ani zbiorczej bibliografii. Lekturę jak najbardziej polecam.


Mariusz Urbanek, Broniewski. Miłość, wódka, polityka, wydawnictwo ISKRY, listopad 2011, wydanie pierwsze, oprawa twarda z obwolutą, stron 404.