Po ostatnio przeczytanej Wilczerce
zapragnęłam poznać więcej książek pióra Katherine Rundell, które zostały wydane
w Polsce. Pierwsza z nich to Dachołazy, której fabuła przenosi w czasie, do klimatycznego Londynu, a potem Paryża z brukowanymi uliczkami oświetlanymi przez latarnie.
Sophie, została znaleziona w futerale na wiolonczelę, gdy ten unosił się
na wodach Kanału La Manche. Dziecko zostało zawinięte w partyturę symfonii
Beethovena i po katastrofie statku, zostało uratowane jako ostatnie. Do łodzi
ratunkowej zostało wciągnięte przez naukowca, który bardziej znał się na książkach
niż na ludziach, Charlesa Maxima. Z przypiętej na piersi kartki z cyfrą „1”
naukowiec wywnioskował, że dziecko miało zapewne jakiś rok. Postanowił
zatrzymać dziewczynkę. Dał jej nie tylko dzień urodzin, ale również imię. W
londyńskim domu pełnym książek szybko doczekał się wizyty panny Eliot z
Krajowego Urzędu Opiekuńczego, która zapowiedziała częste kontrole i
obserwację opieki nad podopieczną. Zdaniem panny Eliot mężczyzna przecież nie może
opiekować się dzieckiem.
Lata jednak minęły, Sophie w
wieku siedmiu lat, była osobą wysoką, hojną, oczytaną i niezdarną. Panna Eliot
nadal przychodziła raz w tygodniu, aby zaradzić „problemom”, których nie
zauważali ani Charles ani Sophie. Nie przeszkadzał im stos książek, bałagan, łuszcząca
się farba, brak talerzy, normalnych posiłków. Przed ósmymi urodzinami Sophie
poprosiła Charlesa o spodnie, czym panna Eliot była wstrząśnięta. Sophie
uparcie jednak twierdziła, że jej matka chodziła w spodniach. Dziewczynka
wierzyła, że pamięta matkę wyraźnie i to, jak leżała na drzwiach, które
unosiły się na wodach kanału La Manche. Wierzyła, że matka żyje i że kiedyś po
nią przyjedzie, albo ona pojedzie do niej. W każdym bądź razie bardzo dobrze
pamiętała nazwę zatopionego statku podczas sztormu.
Panna Eliot nie znosiła ani
Charlesa, ani Sophie. Ciągle narzekała i doszukiwała się błędów. Na dziewiąte
urodziny Sophie poszła z Charlesem na koncert. To był przełom w jej życiu,
bowiem zakochała się w dźwiękach wydobywanych przez wiolonczelę. Dzięki
Charlesowi Sophie podjęła naukę gry na wiolonczeli. Dziewczynka często
wychodziła na dach i grała. Na jedenaste urodziny Charles pomalował stary
futerał na czerwono. Z okazji dwunastych urodzin dostała dwanaście książek, po
jednej na każdy rok. Tego dnia przyszedł też list z Krajowego Urzędu
Opiekuńczego podający w wątpliwość ekstrawaganckie wychowanie młodej damy.
Kiedy wiadomo już, że Sophie grozi zabranie do sierocińca, dziewczynka wraz Charlesem ucieka do
Paryża, w czasie której ma nadzieję odszukać matkę. Pomoc i zrozumienie znajduje
tylko w bandzie banitów i sierot takich jak ona, grupie zagubionych dzieci
żyjących jak dzikusy między dachami miasta.
Cudowna, magiczna książka z
licznymi odniesieniami do literatury pięknej i życiowymi mądrościami. Sophie
jest silną, mądrą i odważną dziewczynka, która wychowana została przez
ekscentrycznego mężczyznę. Charles nie nauczył jej wiele o tym, jak być
konwencjonalnym i poprawnym, ale potrafił wpoić jej zamiłowanie do książek,
przyrody, muzyki oraz wychować na osobę lojalną, odważną i niezależną. To książka,
którą można delektować się niezależnie od wieku. Autorka zręcznie wprowadza w
tekście krytyczne komentarze na temat tego, jak traktujemy sieroty, i jak
tłumimy, my dorośli, wyobraźnię u małych dzieci.
Powieść wydaje się znakomitym
prezentem dla dziewczynki, ale równie dobrze zafascynowani nią będą starsi wiekiem
czytelnicy. To urocza i fascynująca powieść.
Katherine Rundell, Dachołazy,
wydawnictwo Poradnia K, wydanie 2017, tytuł oryginalny: Rooftoppers tłumaczenie:
Tomasz Bieroń, okładka miękka, stron 264.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.