Przyznam się, że na początku
nie byłam zbyt dobrze nastawiona do nowych wydań książek z cyklu, której
pomysłodawczynią była Lucy Maud Montgomery. Wielka reklama nowego tłumaczenia, niespotykane
tytuły plus graficzne okładki zrobiły w moim wówczas podejściu do sprawy swoje.
Wszystko zaczęło mi się kojarzyć jedynie z komercją. Nie zawsze to co
rozreklamowane oznacza, że coś będzie wspaniałe i bardzo dobre. Jak to dobrze
jednak się mylić! Zmiana następowała stopniowo, bowiem z natury jestem nieufna. Zaczęło się od tego, że uczestniczyłam
online w spotkaniu organizowanym przez wydawnictwo Marginesy z tłumaczką książek Panią Anną Bańkowską.
Wiele wątków, nad którymi dyskutowano na fb w grupie dotyczącej książek Ani i
stronach blogowych (powołuje się również na nie Pani Bańkowska) w końcu
zrozumiałam. Po drugie Pani Anna emanuje ciepłem, mówi, to co myśli, opowiada
swobodnie o swojej pasji i pracy tłumacza, jest spostrzegawcza i posiada zmysł
dedukcji, obserwacji i odpowiedniej analizy. W zupełności przekonała mnie do
tego, aby czytać książki w nowym tłumaczeniu.
Nie zaczęłam jednak od
pierwszego tytułu, który dopiero zresztą do mnie dotarł, ale od drugiego: Anne z
Avonlea. Książka po raz pierwszy w Polsce była opublikowana w 1924 roku. Szesnastoletnia Anne zostaje w Avonlea, aby
opiekować się Marillą. Rozpoczyna jednak również pracę nauczycielki, przeżywa
nowe perypetie zarówno z uczniami, jak i nowymi mieszkańcami wioski. Jest też Koło
Entuzjastów Avonela, w której młodzi działają, a w domu pojawiają się sześcioletnie
bliźniaki.
Książkę przeczytałam z ogromną przyjemnością. Nowe tłumaczenie nadaje świeżości książce, nacechowane jest
humorem, swobodą, lekkością, ale na pewno nie natarczywą nowoczesnością (czego się bałam). W dodatku grafika, za którą
odpowiada Anna Pol, tym razem w cudownej tonacji zieloni i żółci, kojarzy mi się z latem. W ogóle grafiki są inne, mogą być powodem kontrowersji, ale ostatecznie mając już dwie książki w domu z tego cyklu i widząc okładkę trzeciej w zapowiedziach, przekonałam się do niej. To wszystko nabrało swoistej miękkości, wdzięku i finezyjności. Tłumaczka
wspaniale oddała atmosferę Avonlea i bardzo łatwo wyobraźnia przeniosła
mnie do fabuły. Dobra zabawa gwarantowana. W zapowiedziach sierpniowych wydawnictwa
Marginesy jest już Anne z Redmondu. Warto przekonać się samemu.
Lucy Maud Montgomery, Anne z Avonlea, wydawnictwo Marginesy,
wydanie 2022, tytuł oryginalny: Anne of Avonlea, tłumaczenie: Anna Bańkowska, okładka
twarda, stron 320.
Czytałam całą serię.
OdpowiedzUsuńCałość cyklu o Ani czytałam wielokrotnie, były czasy, kiedy musiałam przynajmniej raz na rok przeczytać Anię, najchętniej, jako przerywnik pomiędzy nauką do egzaminów, no ale przyszła praca, a ja stałam się poważną matroną i Ania towarzyszyła mi coraz rzadziej. Podobnie, jak ty podchodzę nieco nieufnie do nowego wydania, choć zbiera ono świetne recenzje. Myślę, że na początek mojej nowej drogi życiowej (czyli po zakończeniu pracy) zapoznam się z nowym wydanie, aby samej się przekonać, czy nowa Ania mi podchodzi :)
OdpowiedzUsuńW całości przeczytałam pierwszy raz cykl jako osoba dorosła spodziewając się córki. Od tamtej pory fascynacja trwa. Ania jest uniwersalna, wróć Małgosiu do książek, to zobaczysz. Ja teraz odkrywam i zwracam uwagę na zupełnie inne sprawy np. dużo jest nawiązań do Biblii - na co zwróciła uwagę Autorka strony na fb - "Dziewczynko, mówię ci wstań" oraz grupy Biblia z Anią z Zielonego Wzgórza i L. M. Montgomery. Bardzo polecam grupy polskie prowadzone przez Panią Bernadettę : np. Życie i twórczość L.M. Montgomery, czy blog Kierunek Avonlea. Nie ma co odkładać na "potem" :) Pozdrawiam serdecznie
UsuńNie wiem, czemu wyświetlił się mój komentarz jako anonimowy, miałam aktualizowane oprogramowanie i coś się poprzestawiało.
OdpowiedzUsuńCzasami tak bywa :)
Usuń