Nie przypominam sobie, abym pisała o jakieś płycie na blogu. Żaden ze mnie znawca muzyczny. Niemniej, chciałam pozostawić tu jakiś ślad w czasie trwajacego etapu fascynacji i nie mogłam przejść obojętnie obok (piątej) płyty, urodzonego w Kentucky, Chrisa Stapletona - „Higher” z 2023 r. Artysta zyskał sławę po wydaniu w 2015 r. albumu „Traveller” , gdy miał już 37 lat. Twórczość Stapletona dopiero poznaję.
„Higher” to połączenie elementów klasycznego rocka, bluesa, soulu i country, a ja od wielu lat mam słabość do stylu country. Artysta jest szczęśliwy w małżeństwie z piosenkarką i autorką tekstów Morgan Stapleton (jest wymieniona jako producentka i autorka tekstów na płycie „Higher”) i właśnie oczekują narodzin szóstego dziecka. Morgan występuje z Chrisem, a jak ktoś widział jakiś zapis z koncertu, to zaobserwuje, jaka między nimi istnieje szczególna i bliska relacja.
Stapleton to artysta o silnym głosie, a w jego tekstach można odnaleźć wielkie emocje - tęsknotę, strach, ból, miłość. Oprócz tego, że znakomicie korzysta z potężnego głosu, to potrafi też z łatwością śpiewać z czułością i pewnego rodzaju miękkością (utwór „Higher” - "Moje niebo nigdy nie jest tak daleko"). Stapleton jest jednak wystarczająco szorstki i męski, aby uniknąć zbędnego sentymentalizmu.
To donośne, smutne melodie, opowiadające o trudnościach i kaprysach towarzyszących miłości, a co za tym idzie istniejących w związku. Tematycznie album dotyczy niemal wyłącznie spraw serca. Wydaje się jednak, że płyta nie jest adresowana jedynie do tych, którzy przeżywają ból związany z końcem związku, odrzuceniem, nietrwałością uczuć. Fakt, że złamane serce może się zagoić, jest obraźliwy tutaj dla wielkości i spektaklu prawdziwej miłości. Z pękniętym sercem można żyć przecież po śmierci ukochanego/ukochanej. „Kiedy nadejdzie dzień, w którym będę mógł żyć bez ciebie, kochanie, będzie to dzień, w którym umrę”. Być może dlatego płyta stała mi się tak bliska.
Z kolei w najostrzejszym, charakteryzującym się mocnym uderzeniem gitary elektrycznej (riffem), utworze „White Horse”, Stapleton opowiada o panice i wstydzie, które pojawiają się, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że może nie być gotowy, aby udźwigać czyjeś oddanie. „The Fire” mówi z kolei o obsesyjnym myśleniu o kimś, kogo nie można mieć. „Oooh / Słyszę twoje imię / Przez wiatr i deszcz”. „It Takes a Woman” odnosi się do silnego zaangażowania w związku i trwałej miłości. W utworze „Think I'm in Love With You” obserwujemy pewnego rodzaju muzyczną dynamikę – od powściągliwości po uwolnienie napięcia. Nota bebe teledysk jest świetny. Jest jeszcze westernowy utwór „Crosswind”. Album zamyka liryczny i nostalgiczny utwór „Mountains of My Mind”, w którym głos Stapletona jest surowy i chropawy. „Gdzieś tam czeka zbawienie” – śpiewa dając nadzieję.
Stapleton chciał być może pokazać, jak ważne jest pielęgnowanie, podtrzymywanie intensywnej romantycznej relacji z drugą osobą, akceptowanie czyjejś miłości, dbanie o nią, kochanie kogoś nie na pół gwizdka, bycie z kimś na dobre i na złe, docenianie go, wspieranie, trwanie w trudnych chwilach - póki dany jest nam wspólny czas. To jest dopiero coś, co się liczy. Album dedykowany żonie, to opowieść o długiej, trwałej, prawdziwej miłości, choć niektórzy mogą ją uznać za banalną. Wszystkie piosenki wydają się być przekonywujące, zarówno pod względem tekstów, jak i muzyki. Wystarczy tylko, że śpiewa je i gra na gitarze Chris Stapleton.
* tłumaczenia własne, więc wg własnego widzimisię