16 marca 2015

Joanna Jurgała - Jureczka, Kobiety Kossaków.



Trudno pisać o kobietach w większości znanych, o których wspomina się przy okazji opracowań dotyczących ich mężów – artystów. Grały one przy nich tak zwane drugie skrzypce, żyły w cieniu, wypełniały odwieczne role matki, żony, kochanki i zasadniczo były posłuszne mężowskim nakazom lub też wybierały własne, niezależne drogi. Joanna Jurgała – Jureczka ukazała życie kobiet należących do rodziny Kossaków. Na podstawie zachowanych zapisków uczynionych w różnych formach oraz przede wszystkim listów, głównie dotąd niepublikowanych, odtworzyła ich losy, nurtujące je kłopoty, rozterki i szczęśliwe chwile. Czytając kolejno każdą biografię czytelnik ma możliwość bliższego poznania tychże kobiet, ale również może dokonać wnikliwej obserwacji zmian zachodzących kolejnych pokoleń w postrzeganiu życia i podejściu do tradycji, instytucji małżeństwa, miłości, posiadania i wychowania dzieci, spraw finansowych. 


Czytelnik poznaje chronologicznie i według drzewa genealogicznego losy kobiet: Anieli z Kurnatowskich Gałczyńskiej, Zofii z Gałczyńskich Juliuszowej Kossakowej, Zofii z Kossaków Romańskiej, Jadwigi z Kossaków Unrużyny, Jadwigi z Unrugów Witkiewiczowej, Marii z Kisielnickich Wojciechowej Kossakowej (z córkami Marią Pawlikowską – Jasnorzewską i Magdaleną Samozwaniec) oraz Anny z Kisielnickich Tadeuszowej Kossakowej (córką jej była Zofia Kossak Szczucka – Szatkowska). Dobrze, że autorka za każdym razem w tekście podkreśla, o której pani Zofii jest mowa, bo niezbyt wytrawny czytelnik mógłby się niechybnie pogubić. Każda z wymienionych bohaterek została również w autorkę zaopatrzona dla niej tylko szczególny atrybut. Przykładowo kolor srebrny i srebrna koronkowa suknia przypisana została Anieli z Kurnatowskich Gałczyńskiej, a kwiat kasztanowca Marii z Kisielnickich Kossakowej. 


Aniela z Kurnatowskich Gałczyńska urodziła sześć córek, a jedna z nich Zofia w wieku 21 lat poślubiła malarza Juliusza Kossaka. W swoim modlitewniku, który szczęśliwie zachował się do naszych czasów, odnotowywała rodzinne śluby, urodziny, daty śmierci, chrzciny. Aniela pisała również pamiętnik, którego odpis trafił do rąk autorki Dziedzictwa, Zofii Kossak, acz niewiadomo, co stało się z oryginałem. Zofia Juliuszowa Kossakowa z kolei nie pisała pamiętników i nie zachowały się po niej listy. Dożyła dziewięćdziesięciu lat, dbała o kwestie finansowe rodziny, wspomagała męża, a po jego śmierci sprzedała Kossakówkę swojej synowej Marii z Kisielnickich, żonie Wojciecha Kossaka. Mimo, że dom został przejęty przez rodzinę, to Zofia odtąd mieszkała w dworach i majątkach należących lub administrowanych przez zięciów i syna Tadeusza. Została pochowana we Lwowie, gdzie zmarła. Oprócz braci bliźniaków: Wojciecha i Tadeusza, miała również córki. Zofia chciała malować, ale zaprzepaściła swój talent, gdy wyszła za mąż za Kazimierza Romańskiego. Rodzina uważała ją odtąd za wielbicielkę hodowli drobiu. Nie było to szczęśliwe małżeństwo, raczej narzucone z góry i zawarte wbrew marzeniom. Romański nie był ani oszczędny, ani nie prowadził dobrego trybu życia, a jego majątek Hrusiatycze był licytowany.  Dopiero po wielu latach małżeństwa na świat przyszły dzieci: córki- Zofia i Maria oraz syn Jaś, który zmarł bardzo wcześnie. Zofia Romańska przeniosła się do Lwowa i tam wspomagana przez braci na nowo układała sobie życie. Druga córka Juliusza i Zofii z Gałczyńskich to wrażliwa i delikatna Jadwiga, która wyszła za mąż za Zygmunta Unruga, a ich córka Jadwiga została żoną ekscentrycznego Stanisława Ignacego Witkiewicza. W książce mowa jest również o żonie Tadeusza Kossaka, wielbicielce róż, Annie z Kisielnickich.  


Każda z tych kobiet miała inne plany, marzenia, priorytety. Mimo wszystkich losowych zawiłości, tak do końca nie można zrozumieć ich postępowania i życiowych wyborów. Trochę mi jednak żal, że siostrom Wojciecha i Tadeusza tak niezbyt szczęśliwie potoczyło się w życiu. Małżeństwa, jakie zawarły nie należały do udanych. Zofia nie miała na tyle odwagi, aby wybrać malarstwo i naukę. Jadwiga zdecydowała się z kolei opuścić męża, za którego ponoć wyszła z miłości. W Warszawie prowadziła pensjonat. Zupełnie nie mogę zrozumieć jej córki, także Jadwigi, która zdecydowała się na związek z Witkacym i wyraziła zgodę na życie według jego zasad. 


Kossakówny to rzeczywiście kobiety nietuzinkowe, ale przede wszystkim przedstawicielki swoich pokoleń. To one, które za życia stały w cieniu swoich mężów, są pierwszoplanowymi bohaterkami. Mężczyźni – ich mężowie, w książce Joanny Jurgały – Jureczki stanowią jedynie tło dla ich odpowiedniej prezentacji. Nie ma tu osobnych rozdziałów poświęconych Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, Magdalenie Samozwaniec i pisarce Zofii Kossak. O tej ostatniej zresztą autorka popełniła wcześniej osobną biografię (Zofia Kossak. Opowieść biograficzna, wyd. PWN, 2014). Nie ma tu, więc zbędnych powtórzeń, a autorka mierzy się z próba ukazania kobiet Kossaków przede wszystkim na podstawie niepublikowanych materiałów. Toteż czytając książkę czytelnik nie znajdzie w niej współczesnego pośpiechu, a jedynie spokój, tło obyczajowe nieistniejącego świata i kunsztowny, zadbany styl. Warto nadmienić, że do książki dodano wkładkę z archiwalnymi fotografiami, tablicę genealogiczną, bibliografię i indeks osób. 

Ostatnia z Kossakówien, Anna Bugnon-Rosset (Anna Szatkowska), córka pisarki Zofii Kossak, odeszła 27 lutego 2015 roku w Szwajcarii, gdy książka Joanny Jurgały – Jureczki ukazywała się na rynku wydawniczym.



Joanna Jurgała - Jureczka, Kobiety Kossaków, Dom Wydawniczy PWN, wydanie 2015, okładka twarda, stron 336.

19 komentarzy:

  1. Wygląda pięknie i brzmi niezwykle ciekawie. Chcę ją mieć :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przymierzam się i na pewno przeczytam, ale chwilowo skupiona jestem na finalizowaniu własnego projektu... Gdy tylko nieco się u mnie wyciszy sięgnę po 'Kobiety Kossaków". Autorkę znam już z poprzedniej publikacji o Zofii Kossak, co wróży udaną, ciekawą kolejną lekturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby finalizacja była udana :)
      A ksiązkę polecam. Jest w kręgu również Twoich zainteresowań :)

      Usuń
    2. Ja po lekturze Pożogi Zofii K-S z chęcią przeczytam najpierw jej biografię, ciekawa wcześniejszych i późniejszych losów pisarki

      Usuń
    3. Biografię Zofii Kossak bardzo polecam :)

      Usuń
  3. Obydwie książki Pani Jureczek są w kręgu mojego zainteresowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna książka, zewnętrznie i z Twojego opisu wynika, że też wewnętrznie :). Będę ją miała w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  5. Już czytałam dobre opinie o tej publikacji i cieszę się, że i Tobie przypadła do gustu. Dobrze, że powstają wartościowe książki przybliżające takie ważne a przy tym barwne postaci. Wydaje mi się, że właśnie w biografiach, (jeśli starannie udokumentowanych i opartych na porządnej podstawie, dobrze napisanych) leży jakaś nadzieja dla literatury tzw. kobiecej.

    Pamiętam, jak opisywałaś swoje wrażenia bodajże z Listów Witkacego (?) - w każdym razie myślę o Jadwidze z Unrugów. Dziwnie się składają ludzkie losy. Ja mam dla niej dużo zrozumienia i podziwu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie chodzi Ci o książkę Dominiki Spietelun "Witkacowskie muzy. Kobiety w egzystencji i dziele artysty". Pisałam o niej tu: http://slowemmalowane.blogspot.com/2014/03/dominika-spietelun-witkacowskie-muzy.html

      Usuń
    2. Tak jak Adrianna, mam dla Jadwigi z Unrugów dużo zrozumienia i podziwu. Spośród opisanych przez J.J.-J. właśnie sylwetka tej Kossakówny by mnie najbardziej interesowała.

      Usuń
    3. Ja niestety ani nie mam dla niej zrozumienia, ani podziwu. Szarpać się tak przez lata całe i być na zawołanie... w imię czego? Nie nazwałabym tego miłością. Kobiety jednak wybierają "upodlenie"...

      Usuń
    4. Myślę, że nie ma jednej definicji "miłości". Oczywiście, że dla Ciebie taki los jest nie do przyjęcia. Ale dla niej? To chyba jest najważniejsze w tym wszystkim. Była inteligentną kobietą i od początku była świadoma, z kim się wiąże. Myślę, że był to związek oparty na wzajemnej fascynacji. Czytając listy Witkacego takie odniosłam wrażenie. I potem, już długo po jego śmierci - przecież wspominała go dobrze i była dumna z faktu, że była jego żoną. Nie ma prostych definicji miłości czy małżeńskiego szczęścia i nie wszystkich da się mierzyć jedną miarą.

      Usuń
    5. Nigdy nie wybaczyła mu jednak, że nie zgodził się na dzieci i to, że zgodziła się na usunięcie ciąży.
      Dla mnie to była chora miłość. Jadwigi jest mi po prostu żal. Po śmierci matki była sama, miał ją utrzymywać wuj, chorowała więc bywała w Zakopanem i tam poznała Witkacego. dla niego ważne było, aby wejść do rodzin Kossaków i Unrugów. Po śmierci Witkacego przygarniały ją kuzynki, ale nie była rozumiana. Oryginalna - tak. Pomocna dla Witkacego - tak. Dbała o jego spuściznę - tak. z tym się zgadzam. Ale, z tą miłością... to już nie.

      Usuń
    6. To prawda - Witkacemu straszliwie imponowało, że nazwisko Unrugów jest zapisane w Almanachu Gotajskim (adnotacja na wiek XII czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie) i chwalił się tym w listach znajomemu niemieckiemu uczonemu ;-)

      I w tym żalu nad losem Jadwigi spotykają się nasze dwa punkty widzenia.

      Jakby to małżeństwo nie było dla niej wystarczająco trudne, to bardzo duży wpływ na początkowe nieporozumienia miała też matka Witkacego. I jak na ironię spoczywają teraz bardzo blisko siebie na Pęksowym Brzyzku, Stanisław Witkiewicz-ojciec po drugiej stronie głównej alejki, nieco dalej, a Witacy... wiadomo, ma swój skandalizujący pusty nagrobek.

      Usuń
  6. Znam tylko biografie Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej z czytanej jeszcze w liceum "Marii i Magdaleny", a ponieważ tło obyczajowe, historia rodziny i przede wszystkim portrety fascynujących kobiet kuszą mnie bardzo, już jakiś czas temu zaplanowałam tę lekturę. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Agnieszko, to warto nadrobić zaległości, choćby korzystając z dorobku Joanny Jurgaly - Jureczki :)

      serdeczności

      Usuń
  7. Jestem bardzo rozczarowana lektura tej książki.Bardzo chaotycznie i nieciekawie napisana.popłuczyny po .Marii i Magdalenie i Dziedzictwie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę porównać, bo "Dziedzictwa" nie czytałam, a "Marię i Magdalenę" bardzo dawno temu.
      Dziękuję za opinię.

      Usuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.