3 stycznia 2009

Pod słońcem Toskanii, Frances Mayes

Wydawnictwo Prószyński i S-ka


Przeczytałam po wielokrotnie widzianym filmie i po lekturze Mayle’a o Prowansji. Film uroczy, ale jak to zwykle bywa mało ma wspólnego z książką, którą po przeczytaniu nie jestem zachwycona. Może właśnie, dlatego, że bardzo mi się podoba to, w jaki sposób o Prowansji pisze Peter Mayle? Jak w jednym tak i w drugim przypadku są to książki autobiograficzne. Niestety pomimo nadmiaru przepisów kulinarnych wywodzących się z Toskanii i przebiegu remontu posiadłości Bramasole, książka Mayes nie mówi o niczym innym. W połowie byłam znudzona. Oczywiście są wzmianki na temat kultury etruskiej, włoskiego krajobrazu, zachwytu autorki nad włoskimi kościółkami czy Cremoną. Do tego denerwowała mnie narracja w czasie teraźniejszym, w której pisarka przeskakuje z jednej myśli w inną. Można tą książkę smakować, delektować się opisem warzyw, ziół i kuchni. Osobiście mnie jednak nie urzekła.
To, gdzie się jest , znaczy, czym się jest. Im głębiej owo miejsce przenika w jaźń, tym bardziej się umacnia więź owym miejscem. Wybór miejsca nigdy nie bywa przypadkowy, to wybór czegoś, czego się pragnie.
cyt. s.129.

1 komentarz:

  1. Zgadzam się, że przepisów to tam stanowczo zbyt wiele (jest nawet kilka stron, gdzie jest jeden za drugim, jak w książce kucharskiej ;)).
    Mnie natomiast spodobała się atmosfera tej książki - ciepła, spokojna, zupełnie inna. Nie styl, język, ale właśnie atmosfera. Wcale się nie dziwię autorce, że zakochała się w takim innym, od amerykańskiego ciągłego biegu, stylu życia. Miałam podobne odczucia będąc na południu Francji - zupełnie inne podejście do życia.

    Niemniej, zgadzam się, że ilość przepisów przykrywa mocno resztę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.