Anglia. Dwa lata po zakończeniu II wojny światowej. Lato. Czterdziestoletni kawaler, doktor Faraday zostaje poproszony przez swojego wspólnika do zastąpienia do podczas wezwania na wizytę do pacjenta. Udaje się do posiadłości Hundreds Hill, która od pokoleń należała do rodziny Ayersów. Po raz pierwszy zjawił się tam z matką, jako dziesięcioletni chłopak, gdy właściciele majątku pułkownik i pani Ayers organizowali piknik. Wówczas towarzyszyła im malutka córeczka Susan, której życie szybko zgasło. Niegdyś zresztą matka Fardaya była tu piastunką. Wówczas posiadłość była zadbana, pełna przepychu, piękna i czaru. Gdy po prawie trzydziestu latach Faraday staje przed domem brakuje mu tchu i doznaje wstrząsu na widok obrazu obecnego stanu budowli. Nie miał on nic w sobie z dawnej świetności. Gregoriański dom rozpadał się, kruszył, był zaniedbany do granic możliwości, a rozciągający się wokół ogród był zarośnięty i tworzył jedynie plątaninę chaszczy. W domu Faraday poznaje jego mieszkańców: starszą panią Ayers, jej dorosłych dzieci Caroline i Rodericka oraz piętnastoletnią jedyną stałą służącą Betty. Od tego spotkania doktor Faraday stanie się częstym gościem domu, nie tylko ze względu na to, że stanie się lekarzem rodziny, ale również, dlatego, że będzie wtajemniczony w rodzinne sekrety.
Akacja powieści toczy się powoli, bez pospiechu, a narratorem jest doktor
Faraday. Autorka dość drobiazgowo oddała świat widziany oczami mężczyzny i uczucia,
jakimi nim targały. Jest wnikliwym obserwatorem zachowań ekscentrycznej pani
Ayers, obciążonego utrzymaniem domu rannego podczas wojny Rodericka i
niezależnej, acz niedbającej o siebie i wątpliwej urody starszej Caroline.
Zauważa, że to dom wysysa z jego mieszkańców wszystkie siły witalne. W dodatku od wypadku z psem podczas
organizowanego skromnego przyjęcia dla sąsiadów zaczynają się dziać dziwne
rzeczy mające wpływ na nerwową atmosferę i zachowanie poszczególnych członków
rodziny.
Waters próbuje w powieści stworzyć mroczny klimat na wzór dawnych powieści gotyckich.
Udaje jej się to poprzez stworzenie odpowiedniego nastroju, charakterystyk
bohaterów i do końca niejasnego zakończenia. Autorka na przykładzie rodziny Ayersów
przedstawia również zmiany, jakie zachodziły w społeczeństwie angielskim po
zakończeniu II wojny światowej. Wiele możnych i arystokratycznych rodzin wówczas
nie wytrzymało próby czasu i ubożało, wyprzedawało swoje ziemie i cenne
przedmioty. Wpojona niegdyś duma, niezależność i wyniosłość nie pozwalały się
skarżyć na los.
Książka podobała mi się, właściwie nie mogłam się od niej oderwać głodna
znajomości zakończenia, ale jestem pewna, że nie wszystkim przypadnie do gustu.
Mogą rozczarować brak akcji i zbyt rozwlekłe dywagacje narratora, mimo to można
ją określić, jako dość dobrą lekturę. Moim zdaniem jest to też dość dobra
podstawa do scenariusza filmu.
Sarah Waters, Ktoś we mnie, wydawnictwo Prószyński i S-ka, październik 2009, przełożyła Magdalena Moltzan - Małkowska, okładka miękka, stron 467.
Mam książkę na półce, kupiłam ją pod wpływem chwili. Kilka minut wcześniej skończyłam "Muskając aksamit" i od razu zamówiłam "Ktoś we mnie". Jednak do tej pory jakoś nie mam czasu, aby za nią się zabrać. Niemniej jednak cieszę się, że Tobie przypadła do gustu. Chociaż wiem o czym jest i z większą ochotą ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
"Ktoś we mnie" to moja pierwsza przeczytana powieść Waters:)
UsuńKsiążka bardzo mi się podobała. Można rzeczywiście stwierdzić, że jest nudna, bo wydaje się że nic się nie dzieje, ale tak naprawdę dzieje się wszystko. No i ten klimat, autorka sobie świetnie poradziła. No i nic w niej nie jest takie oczywiste, nawet zakończenie...
OdpowiedzUsuńZgadza się, stworzyła świetny klimat, ale nie jest absolutnie nudna. Osobiście lubię jak jest jedno główne miejsce akcji i mało bohaterów:)
UsuńSarah Waters czytałam "Niebanalną więź", ale ta książka zapowiada się bardziej intrygująco:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Można napisać, że jest intrygująca:)
UsuńSerdeczności
Widziałem na wyprzedażach, pewnie po nią sięgnę za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie i ta nieśpieszna akcja... lubię takie książki. Poszukam w mojej bibliotece.
OdpowiedzUsuńMój egzemplarz też z biblioteki:)
UsuńPamiętam jak czytałam "Kogoś we mnie", haha, ignorancja czytelnicza ze mnie wypełzła wtedy. Jednocześnie próbowałam wówczas Kate Morton i Waters, i o ile ta pierwsza niespecjalnie mnie porwała, ksiąkę Sary Waters świetnie mi się czytało, niespieszna akcja i niepokojąca atmosfera, cudownie było, ale skończyłam wściekła i uznałam książkę za głupią, bo uznałam zakończenie za bez sensu, nie trafione itp... Taaaak, dopiero czytając recenzję na którymś blogu uświadomiłam sobie, że nie zrozumiałam zakończenia i prawdziwej przyczyny wszystkich wydarzeń, tytułu i przesłania i w ogóle nie zrozumiałam nic. Brawa dla mnie :) Od tamtego czau znacznie dłużej myślę zanim uznam jakąś książkę za "głupią".
OdpowiedzUsuńLirito dziękuję za wpis :))) Tak masz rację, wielu nie potrafi za bardzo zrozumieć zakończenia i z tego co czytałam, wielu jest bardzo rozczarowanych końcówką. A ja myślę, że Autorka nie zawiodła:)
UsuńLubię takie niespieszne książki, do tego mroczne i nastrojowe. Zapomniana, stoi na mojej półce od dawna...
OdpowiedzUsuńOch, to trzeba koniecznie zajrzeć już:)
UsuńO, to może mi się spodobać. Mroczny klimat, tajemnice, stary dom... Tak, zdecydowanie mnie to zaciekawiło. :)
OdpowiedzUsuńWobec tego polecam:)
UsuńCiężko mi określić dobrze tę książkę, bo gdy patrzę na nią z dalszej perspektywy mogę powiedzieć, że nie jest zła, jest dobrze napisana, szybko się ją czyta i wciągnęła mnie, choć na pewno nie tak jak Darda. Przyglądając się jej jednak bliżej zauważa się niedociągnięcia, niedoskonałości, rysy.
OdpowiedzUsuńGłówny bohater, doktor Faraday, od początku bardzo mnie irytował, a z każdym rozdziałem denerwował coraz bardziej zwłaszcza, że przez cały czas był pozytywnym bohaterem, w dodatku opowiadającym zdarzenia.
Powieść jest nierówna, zapowiadała się jako thriller, a scen z dreszczykiem jest bardzo niewiele - gdy już się pojawią zapowiadają się ciekawie, wciągają, czytelnik chce więcej, a one nagle się urywają i nie są kontynuowane. Napięcie spada i znów autorka ciągnie nas przez szereg nudnych scen obyczajowych. Wiele scen wydaje mi się niepotrzebnych, na siłę przeciągających akcję, co powoduje, że zdaje się ona rozsmarowana jak zbyt mało masła na za dużej kromce (jak mawiał Bilbo Baggins).
Pod koniec książki, zamiast wzrastać, napięcie, nie wiedzieć czemu, spada. Rozwiązanie zagadki jest interesujące i opisane w oryginalny i ciekawy sposób, a mimo to rozczarowuje. Można przeczytać, ale można też sobie darować.
Ja za mocną, demoniczną odmianą powieści grozy nie za bardzo przepadam, więc o książkach Stefana Dardy nie wiem właściwie nic. Jak już to klasyka jak opowiadania Grabińskiego. Być może więc Waters w tym wydaniu mi się dlatego podobała, bo jak dla mnie za bardzo nie przesadziła.
UsuńDziękuję za wpis:)
Właśnie mam ochotę na coś w tym stylu, niespieszna narracja i interesujący klimat. Zapisuję sobie tytuł - nic jeszcze tej autorki nie czytałam
OdpowiedzUsuńNiestety nie lubię książek z tego okresu czasowego. Ale jesteś bardzo przekonywująca w swojej recenzji :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia do filmu ruszyły niedawno. Już są pierwsze fotosy. Nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńO, nawet nie wiedziałam! Dzięki wielkie :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń