To pierwsza książka Alana Hollinghursta,
którą miałam przyjemność przeczytać, choć nie napiszę, że wywarła jakieś na
mnie niezatarte wrażenie. Moim skromnym zdaniem jest to głównie powieść traktująca
o stosunku społeczeństwa do homoseksualizmu, która przede wszystkim ukazuje związki
między mężczyznami w rożnych okresach. Dopiero na drugim miejscu wymieniłabym,
że jest to powieść opowiadająca o dwóch rodzinach oraz o zmianach, jakie
zachodziły w Anglii w obszarze obyczajowym i społecznym we wskazanych okresach
czasowych.
W 1913 roku do posiadłości Dwóch Akrów należącej do
rodziny Sawle’ów na pewien weekend przybywa młody poeta, zblazowany i beztroski
Cecil Valance, którego rodzina zamieszkuje posiadłość Corley Court. Rodzina
sądzi, że jest on kolegą George’a ze studiów w Cambridge, choć w rzeczywistości
jest jego kochankiem. W dodatku młodym arystokratą, zresztą też nie bez
przyczyny, zafascynowana jest również siostra George’a, szesnastoletnia Daphne.
Pozostawionym śladem Cecila jest wiersz dotyczący jednego z zakątków Anglii, wpisany
w pamiętniku dziewczyny. Niedługo potem wybucha I wojna światowa i Cecil ginie,
a jego dotychczasowe życie obrasta w legendę. Tyle tylko, że biografowie chcą w
nim widzieć nie tylko geja, ale również ojca jednego z dzieci Daphne, która
notabene poślubiła brata Cecila. Pamiętajmy też o wspomnianym poemacie Dwa Akry, który stanie się niejako bramą
do sławy Cecila.
Czytając pierwszą część książki niebotycznie miałam
wrażenie, że to już gdzieś było. I tak szybko powędrowałam do swoich półek i
wyszperałam Powrót
do Brideshead Evelyna Waugh. Rzeczywiście postać Cecila Valance’a ma wiele
wspólnego z Sebastianem Flytem, tyle tylko, że ten ostatni pochodził
z rodziny średniozamożnej i wkracza w świat arystokratycznego kolegi. Po tejże
części, kolejne nawiązania do Cecila ukazane są z punktu widzenia następnych
pokoleń i odmiennych czasów. Z tej racji czytelnik, gdy już przyzwyczai się do
bohaterów, musi się z nimi rozstać, by poznać kolejnych. Innym bezspornym
faktem jest ukazanie kolejnych wcieleń danej postaci przykładowo od nastolatki
do staruszki. Zmiany nie omijają również wiktoriańskiej posiadłości Corley Court.
Cecha charakterystyczną powieści Hollinghursta jest fragmentaryczność, pewnego
rodzaju mozaika, wycinki zdarzeń i rozciągłość czasu narracji. Wiele, więc
czytelnik znajdzie tu niedomówień i niedopowiedzeń, a o samym poecie będzie
niezbyt wiele, tym bardziej, że osoby, którym był bliski nie zdradzają wszystkiego,
omijają grzeszki, błędy z przeszłości, a ich wspomnienia nie rzadko skutek
minionego czasu maja wątpliwą wartość. Zagadki nie zostają, więc rozwiązane, a
czytelnik nie zostaje zaspokojony. Trzeba jednak przyznać, że powieść
przekazuje obraz przemian społecznych i politycznych w Anglii na przestrzeni niemal
stu lat, bowiem czasowo powieść kończy się w roku 2008. To również powieść opowiadająca
o prawdzie, ale takiej, która skrywana jest za konwenansami i ogólnie
przyjętymi zasadami. To pewnego rodzaju
historia o stosunku społeczeństwa do homoseksualizmu, które zmieniało się na
przestrzeni lat.
Może ja jestem dziwna, ale książka okrzyknięta
najlepszą powieścią jakoś do mnie nie przemawia, mimo, że rzeczywiście można treść
uznać za intrygującą, czasem zabawną i tajemniczą. I nie chodzi tu o styl, który
nie będzie odpowiadał każdemu. Denerwowały mnie chyba owe migawki, wyrywki, nierozwiązane
zagadki. Zaciekawiło mnie w niej zupełnie, co innego, a mianowicie Autor próbuje
pokazać, w jaki sposób może przeciętne życie urosnąć do rozmiarów legendy. Zainteresowanych
odsyłam do książki, aby mogli sami wyrobić zdanie.
Alan Hollinghurst, Obce dziecko, wydawnictwo MUZA S.A., wrzesień 2012, tłum. Hanna Pawlikowska-Gannon, wiersze i fragm. poetyckie w tł. Katarzyny Bieńkowskiej, oprawa miękka, stron 616.
ALAN HOLLINGHURST (ur. 1954 roku w miasteczku Stroud w
angielskim hrabstwie Gloucestershire), studiował literaturę angielską,
pracował wiele lat jako nauczyciel akademicki i recenzent w prasie
literackiej. Debiutował jako poeta, by zostać w końcu powieściopisarzem,
i to zauważonym od razu, gdy w 1988 roku ukazała się jego pierwsza
powieść The Swimming-Pool Library (wyd. polskie pt. Klub Koryncki). Napisał kilka powieści, w tym Linię piękna nagrodzoną Bookerem i wydaną
przez MUZĘ w 2005 roku. Jest laureatem nagród literackich: Somerset
Maugham Award, James Tait Black Memorial Prize, Booker Prize.
Mieszka w Londynie.
Mam tę powieść na oku od jakiegoś czasu. I jeśli uda mi się ja zdobyć - przeczytam mimo Twojej niezbyt pochlebnej recenzji. Mnie mimo wszystko intryguje tematyka utworu i być może, że tak jak Ciebie będą mnie denerwować nierozwikłane tajemnice, chciałabym się z tą powieścią zmierzyć.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna czy jest to aż tak niepochlebna opinia, ale oczywiście warto samemu poznać pisanie Hollinghursta.
UsuńSorki, jeśli źle odczytałam, ale miałam wrażenie, że niezbyt przypadła Ci ta powieść do gustu. Może u mnie jest coś z czytaniem ze zrozumieniem?
UsuńA tego to już nie mnie oceniać:)
UsuńNapisałaś, że jest to niezbyt pochlebna recenzja i do tego się odniosłam, nie było mowy o guście:)
Zwykle jestem dość sceptycznie nastawiona wobec książek na tzw. kontrowersyjne tematy. Często bowiem zdarza się, że autor próbuje się wybić już samym poruszaniem np. tematy homoseksualizmu, a nie wartością literacką.
OdpowiedzUsuńHollinghurst akurat jest pisarzem LGBTQ i co jak co, ale postaci homoseksualne czy biseksualne na kartach jego powieści nie mają służyć ani szkowoaniu, ani wybiciu się. BTW nie zgadzam się z autorką posta, że książka jest przede wszystkim o zmieniającym się stosunku społeczeństwa do homoseksualizmu - owszem, jest to jeden z istotnych wątków, ale nie najistotniejszy.
UsuńFabulitas nie pisałam o tym, ponieważ sądziłam, że każdy, kto sięga po jakąkolwiek książkę jest rozeznany w temacie i zna Autora. Zgadza się, że na kartach wszystkich jego powieści są nawiązania do homoseksualizmu.
UsuńMoim celem nie było, tak jakby to sugerowała Zapiekanka kulturalna w swoim wpisie, jakiekolwiek zdyskredytowanie związków homoseksualnych i moim zdaniem książka jak najbardziej posiada wartość literacką. Przepraszam z góry, jeżeli tak to zostało odczytane. Po prostu do mnie jakoś nie przemawia i napisałam dlaczego. Zaznaczam, że bardzo lubię angielską prozę i sagi rodzinne. Pisałam również o innych wątkach w powieści.
Nie każdemu musi się pisanie Hollinghursta podobać, choć jest to niezwykle utytułowany twórca.
Dziękuję za wpis. Pozdrawiam
Nie chciałam niczego sugerować, ogólnie poprawność polityczna niespecjalnie mnie interesuje. Interesuje mnie wartość literacka, a z Twojej recenzji zrozumiałam, że książka nie od końca przypadła Ci do gustu. Chyba właśnie dlatego nie przepadam za kontrowersyjnymi tematami i właśnie polityczną poprawnością, bo zamiast potraktować taką książkę jak każdą inną, wielu czuje się zobowiązanych najpierw grzecznie przeprosić, bo a nuż ktoś się obrazi. Tym bardziej nie odebrałabym zarzutów wobec książki jako zarzutów wobec jakiejś grupy.
UsuńMogłabym przeformułować swój post na pytanie, czy gdyby książka nie dotykała tematu LGBT ciągle byłaby ciekawa? Jeśli tak, to wszystko jest z nią w porządku. :)
Gdyby nie dotykała tematu, a rozwinięte zostałyby pozostałe kwestie, to byłaby nadal ciekawa.
UsuńTy byś nie odebrała, a kto inny by odebrał:) Kwestia podejścia.
Pozdrawiam
Montgomerry, absolutnie tak tego nie odczytałam - po prostu chciałam dać znać Zapiekance, że Hollinghurst nie jest osobą próbującą się wybić czy wypromować "kontrowersyjnym" tematem. Li i jednynie.
UsuńA to w czym z Tobą się nie zgadzam - miejsce w powieści wątku o przemianach obyczajowych w kontekście homoseksualizmu - to akurat rzecz indywidualnego odbioru. Tobie ten wątek wydał się ważniejszy, mnie - trochę mniej.
Pozdrawiam,
fabulitas
Tematyka jak najbardziej dla mnie, lubię też powieści, których akcja rozgrywa się na początku ubiegłego wieku. No i ta mozaikowa forma i niedopowiedzenia - do mnie akurat taki styl przemawia. :)
OdpowiedzUsuńAkcja rozpoczyna się na początku XX wieku, ale w całej fabule nie dotyczy tylko wskazanego okresu.Gdyby właśnie dotyczyła, to chyba bardziej by mi się podobała:)
UsuńTa książka to jeden z moich prezentów pod choinkę ode mnie dla mnie - mam na nią ogromną ochotę i, mówiąc szczerze, po przeczytaniu Twojej recenzji ta ochota tylko wzrosła ;) Raz, że chętnie porównam wrażenia (bo masz rację - aby wyrobić sobie własne zdanie na temat czy tej, czy innej książki, trzeba ja po prostu samej przeczytać); a dwa - lubię fragmentaryczność, mozaikowość, patchwork (chociaż jednocześnie kocham wielką narrację dziewiętnastowieczną).
OdpowiedzUsuńNa marginesie - polska okładka podoba mi się o wiele bardziej niż angielska, w ogóle to wydanie mnie urzeka: wielki, gruby tom w miękkiej okładce.
Ale to nie jest narracja dziewiętnastowieczna, bo to książka pisana współcześnie. Nie powinno się jej wiec rozpatrywać w tych kategoriach. Tak myślę.
Usuńpozdrawiam
Wiem, zupełnie nie to miałam na myśli. Chodzi mi o to, że fascynuje mnie mozaikowość, fragmentaryczność współczesnej narracji - a jednocześnie, przy tym upodobaniu, ciągle zachwyca mnie i przyciąga jej przeciwieństwo, wielka narracja dziewiętnastowieczna, nawet do narratora wszechwiedzącego miewam słabość - ale tylko w dawnych powieściach, we współczesnych wszechwiedzącego raczej nie strawię.
UsuńTak więc koło Hollionghursta połozyłam Faluberta i nie odbieram tego jako zgrzytu czytelniczego ;)
*Hollinghursta, nieszczęsne nadprogramowe "o" mi się zaplątało na klawiaturze.
UsuńA chyba, że tak:)) Po Flauberta sięgnę w 2013:)) Czeka na mnie:) tak samo zresztą jak "Papuga Flauberta" Barensa:)
Usuńdo siego Roku!
Życzę świetnych wrażeń :) O "Papudze Flauberta" trochę słyszałam, ale nie znam jej, trzeba będzie się rozejrzeć.
UsuńWszystkiego najlepszego!
dziękuję:) Tobie również:)
Usuń