Panie kresowych siedzib Magdaleny Jastrzębskiej
to książka, która przybliża nam kobiety, ziemianki, arystokratki, które głównie
dzięki zawartym małżeństwom związały swoje losy z dworami położonymi na
Kresach. W większość dwory i pałace, obecnie w granicach Litwy, Ukrainy i
Białorusi, nie przetrwały do naszych
czasów. Zostały splądrowane i spalone w okresie I wojny światowej, rewolucji i
bolszewickich napaści. W 1918 roku z Białej Cerkwi do Kijowa ucieka Maria z Branickich
Radziwiłłowa; rok 1917 to kres Sławuty; w 1916 roku Julia Z Potockich Branicka na
zawsze zmuszona była opuścić Stawiszcze; w 1919 roku spalono Antoniny; w 1918
roku bolszewicy zajęli Białą Cerkiew; a pałac w Młynowie został rozebrany po
1939 roku. Te, które przetrwały przez lata pełniły rolę szkół, mieszkań czy
siedzib instytutów. Dzięki staraniom ludzi dobrej woli, po 1990 roku, niektóre
zaczęły być restaurowane i udostępniane publiczności. Nigdy jednak nie będzie
nam dane wejść w progi prawdziwego dziewiętnastowiecznego domostwa z bogatym
wyposażeniem…
Książka
Magdaleny Jastrzębskiej stanowi sentymentalny powrót do miejsc, gdzie
kultywowano polska tradycję, kulturę i język. Prezentowane kobiety miały
ciekawe osobowości, a mimo urodzenia ich losy nie zawsze były tak proste i
pełne szczęścia. Przygotowywane były przede wszystkim do zamążpójścia, a
małżeństwo było zazwyczaj z góry ustalane przez rodziców bądź opiekunów. Wybór
męża nie należał do młodej dziewczyny. Mąż był często starszy od wybranki. Michał
Radziwiłł był starszy od Aleksandry ze Steckich o osiemnaście lat; Wacław
Hański o ponad dwadzieścia lat od Eweliny z Rzewuskich; Maria z Sapiehów miała
siedemnaście lat, gdy została wydana za trzydziestoletniego Stanisława
Potockiego. Często nie były to więc szczęśliwe związki. Wspomniana Maria z
Sapiehów Potocka żyła z mężem w separacji; Zofia z Jabłonowskich Skarbkowa
dopiero po dziesięciu latach starań w atmosferze skandalu uzyskała rozwód i
mogła wyjść za mąż za swą wielką miłość Aleksandra Fredrę. Na szczęśliwe małżeństwo
wyglądali mieszkający w Stawiszczach na Ukrainie Julia z Potockich i Władysław
Branicki. Za udane małżeństwo uważano Marii z Sapiehów i Władysława
Branickiego. Eliza z Szembeków z kolei z ochotą miała poślubić właściciela
Czarnomina, Mikołaja Czarnomorskiego, którego poznała w Ujściu na Podolu, u
swojego brata Józefa Szembeka i szwagierki Józefy z Moszyńskich.
Zainteresowanie nauką i pasje artystyczne połączyły Marię z Tyzenhauzów z
Aleksandrem Przezdzieckim.
W małżeństwie
kobiety spełniały się nie tylko jako żony i matki, ale również jako społecznice,
filantropki, fundatorki szpitali, szkół, kaplic. Były dobrymi gospodyniami,
zarządczyniami wszystkich dóbr wchodzących w skład majątków, a dzięki
poczynionym oszczędnościom i gospodarności niejednokrotnie umiały wyprowadzić
ów majątek z długów. Helena z Radziwiłłów i Józef Potoccy rozbudowali Antoniny
i wprowadzili liczne udogodnienia: telefon, oświetlenie elektryczne, telegraf,
straż ogniową, hotel dla interesantów, ochronkę, aptekę. Antonina z Czackich
Krasińska po śmierci męża Jana, nadal mieszkała w Dunajowicach i zarządzała
nimi, nawet gdy syn Wincenty osiągnął pełnoletność. Maria z Sapiehów Branicka
po śmierci męża w 1884 roku przejęła ster rządów w Białej Cerkwi. Nieco
lekkomyślną w wydawaniu pieniędzy, podobnie jak jej mąż, była Maria Róża
(Biszetta) z Branickich, która w 1883 roku poślubiła księcia Jerzego
Radziwiłła.
Przedstawione
sylwetki kobiece nie posiadają zbyt głębokiego rysu charakterologicznego, ale źródeł za wiele nie ma. Rozdziały są krótkie, ale za to niezwykle fascynujące. Mają przede wszystkim na uwadze pokazanie
czytelnikom, że dana postać niegdyś żyła, była, pełniła swoją rolę w
środowisku, większą czy mniejszą. Szeroka gama przypisów i dobrze opracowanej
bibliografii z podziałem na źródła i opracowania, zaprasza czytelnika do
samodzielnego szukania kolejnych informacji zarówno o danej postaci jak i
prezentowanym dworze czy pałacu. Zaletą książki jest także bogata baza
ilustracyjna. Składają się na nią archiwalne fotografie, ilustracje z czasopism
oraz rysunki prezentujące dany obiekt. Niewątpliwie warto przeczytać książkę, bowiem przenosi w świat nam niedostępny i zatracony przez historyczne zawieruchy.
Nie byłabym
jednak sobą, gdybym nie napisała o tym, co mnie dręczy. Mam to szczęście, że
moje zainteresowania książkowe w większości pokrywają się obecnie tematycznie z moją pracą. W książce znalazłam
wiele inspiracji i poznałam sylwetki osób, które powinnam znać. Nie jestem w
stanie określić zgodności merytorycznej wiadomości dotyczących innych rozdziałów. W Paniach kresowych siedzib szczególną
uwagę poświęciłam rozdziałowi o Antoninie z Czackich Krasińskiej. Mam uwagi do
zdań: Połączyło je jedno – miłość do
Wincentego. Antonina kochała go jak matka jedynego syna, Maria jako życiowego
wybranka. 12 września 1803 roku
nastąpił ślub, a po nim młodzi Krasińscy wyjechali do Francji. (s. 158). Jest
mało prawdopodobne, aby Maria kochała męża. Małżonek został jej z góry
narzucony i od lat wiedziała kogo ma poślubić. W liście datowanym na 2 sierpnia
1802 roku Maria Urszula donosiła swej przyjaciółce Annie Sapieżynie, córce
kanclerza Andrzeja Zamoyskiego, kto został przeznaczony jej na męża. Małżeństwo
traktuje jako swój obowiązek. Sądzę, że
wkrótce będę mogła coś stanowczego ci donieść, co się tyczy chłopczyka, jak go
zawsze jeszcze nazywam. Rzeczy zaczynają się składać - czy na szczęście moje?
tego nie powiem, bo niestety! nie wiem - trzeba długich lat, żeby móc
powiedzieć w podobnym względzie, że dobrze się stało. O tym tylko zapewnić cię
mogę, że puszczam się na to może z chwiejącym się sercem, żadne złudzenie mnie
nie omamia, mam oczy otwarte i przewiduję dobrze, że nie wszystko będzie
różowem w tej sprawie, ależ trzeba na koniec powiedzieć: Vogue la galére, i raz
skończyć.[1]
Ślub miał miejsce 13 września 1803 roku, o czym donosi obszerna notatka z tego
wydarzenia, jaka ukazała się dnia 16 września 1803 roku w pierwszej kolumnie
dodatku Gazety Korespondenta
Warszawskiego i Zagranicznego: Dnia 13 t.m. wziął ślub w
kościele księży Misjonarzów Wincenty Krasiński, powszechnie lubiany
młodzieniec, a syn sławnego z mocnej mowy sejmowej i gorliwości o dobro
ojczyzny, której nie przeżył, Krasińskiego, starosty opinogórskiego, z
księżniczką Marią Radziwiłłówną, pasierbicą JW. Małachowskiego, nie
spracowanego marszałka pamiętnego na zawsze Sejmu Czteroletniego. Zabierając
się ta piękna para do stanu małżeńskiego dopełniła ściśle starodawnym zwyczajem
wszystkich przed- i poślubnych obrządków kościoła rzymskiego, a między innymi
kazała ogłosić potrójne zapowiedzi, jedne w kościele na wsi w dobrach
dziedzicznych, a drugie w kościele katedralnym i Św. Krzyża w stolicy
tutejszej. Prowadzili do ołtarza oblubienicę książę Ludwik Radziwiłł i JP.
Karol Czapski, generał, oblubieniec zaś zbliżył się do niego licznym orszakiem
przychylnej sobie młodzieży otoczony. Odebrała ta para ślubne pierścionki i
błogosławieństwo z rąk JW. Cieszkowskiego, biskupa łuckiego, w obecności JW.
Małachowskiego, ojczyma księżniczki, JW. Krasińskiej, matki oblubieńca i licznego
grona przyjaciół. Odprowadzali zaś od ołtarza nową mężatkę Stanisław
Małachowski, rotmistrz, z Bronikowskim generałem. Po dopełnieniu tego aktu
nastąpiła wieczerza na 40 osób w domu JW. Małachowskiego, marszałka.[2]
W 1803 roku
Wincenty miał 21 lat, Maria Urszula liczyła 25 lat. Małżeństwo z pasierbicą
Stanisława Małachowskiego i wnuczką Tomasza Hutten – Czapskiego podniosło
majątkowy prestiż Wincentego. moim skromnym zdaniem, było to jednak małżeństwo zawarte z rozsądku. Jeśli
chodzi o podróż poślubną, to dopiero w maju 1804 roku Maria i Wincenty
Krasińscy wyjechali do wód w Spa, a stamtąd udali się w odwiedziny do Anny i
Aleksandra Sapiehów do Paryża.
[1] Cyt. za:
J. Falkowski, Obrazy z życia kilku ostatnich pokoleń w Polsce, t. 1, Poznań 1877,
s. 202-203.
[2]
Dodatek do Gazety Korrespondenta Warszawskiego i Zagranicznego, nr 74, z dnia
16 września roku 1803, piątek, s. 1. Źródło: http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/publication?id=17467&tab=3
(dostęp 11.04.2016).
Magdalena Jastrzębska, Panie kresowych siedzib, wydawnictwo LTW, wydanie 2016, oprawa twarda, stron 280.
Chetnie przeczytalabym te ksiazke, zapisze sobie tytul na przyszlosc, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńpolecam :)
UsuńDziękuje za wnikliwą (jak zawsze) recenzję książki.
OdpowiedzUsuńZawsze z uwagą czytam opinie czytelników, bo to chyba dla każdego autora bardzo ważne.
Gdy przyszedł pomysł na tego rodzaju książkę wiedziałam, że chcę właśnie nakreślić w krótkich rozdziałach życie wielu postaci. Do tej pory nie zmierzyłam się ze szkicami poświęcając się biografiom jednej postaci.
Zebranie materiału ilustracyjnego trwało też dość długo, bo moc postaci i miejsc.
Jeśli chodzi o ślub Wincentego z Marią księga parafialna św. Krzyża, zawierająca wpis o małżeństwie wskazuje na datę 12 września. Jest dostępna w internecie.
Co do miłości i rozsądku to... trudno tu być na 100% pewnym, ja odniosłam nieco inne wrażenie dotyczące stosunku Marii do męża, ale dzięki że zwróciłaś na to uwagę. Będę mieć na względzie, bo najbliższa książka też nieco o Wincentym będzie opowiadać. Choć bezpośrednio z Krasińskimi nie będzie miała związku.
Pozdrawiam serdecznie.
Dzięki nie omieszkam poszukać :)
UsuńOstatnio z własnej woli siedziałam w małżeństwach Krasińskich i ich początkach. Listy zachowane pisane przez Marię na to wskazują. Nie wiadomo jak z uczuciem było po ślubie. Szperanie na szeroką skalę jeszcze przede mną :)Bardzo dużo nie wiem, niż wiem.
Dziękuję i serdeczności :)
Przeczytana :) I jak wszystkie książki pani Jastrzębskiej, przypadła mi do gustu. Mam tylko jedno zastrzeżenie: (jak dla mnie) była za krótka i przez to mi czegoś mi w niej brakowało (nie wiem, może więcej informacji o siedzibach albo samych damach). Najbardziej spodobały mi się rozdziały o paniach których wcześniej nie znałam: Zofii z Chłopickich Klimańskiej (gotowy scenariusz na film) oraz oryginalnej Reginie Korzeniowskiej, uśmiałam się przy tym ostatnim ;). Książka warta polecenia, szczególnie tym którzy nie lubią "suchych" biografii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
M.M
Rzeczywiście można odnieść takie wrażenie. Niektóre historie warto byłoby poszerzyć. Mam to szczęście, że w domu posiadam trochę albumów związanych z polskimi dworami na Kresach. Dzięki tej ksiązce wróciłam również i do nich. Styl pani Magdy też mi bardzo odpowiada :)
UsuńWizerunek Reginy Korzeniowskiej też mi się bardzo podobał :))
pozdrawiam niedzielnie
Książka mnie pociąga/ na razie czytałam jedną książkę Magdaleny Jastrzębskiej/i odebrałam ją bardzo pozytywnie pod wieloma względami, mam drugą i myślę o innych.
OdpowiedzUsuńW tej ten ogrom nazwisk mnie trochę przeraża, ale to może dlatego, że nie znam historii rodów kresowych.....
Ależ mi ten wpis kiepsko wyszedł.
UsuńJa wszystko zrozumiałam:)
Usuń