3 września 2012

Kat Martin, Aksamitna Velvet.


Na okładce książki Aksamitna Velvet czytelnik znajdzie u góry zdanie kończące się wykrzyknikiem: Romans, którego nigdy nie zapomnisz! Rzeczywiście romans pełną „gębą” rzecz by można, ale ja jakoś chyba nie będę go szczególnie chciała zapamiętywać. Ot, dobra książka, jak ja to mówię, odmulająca umysł. Faktem jest, że wielbicielka miłosnego gatunku powinna być usatysfakcjonowana.

Witajcie w Anglii w roku 1752. Oto dwudziestojednoletni Jason Sinclair po kłótni z ojcem w rodowej posiadłości Carlyle, wyrusza konno na schadzkę ze znacznie starszą od niego i chciwą lady Celią Rollins. Ojciec podąża śladem syna i w jednym z pokoi pobliskiej tawerny dochodzi do okrutnej zbrodni. Wskutek złożonych orzeczeń świadków o popełnienie jej zostaje oskarżony Jason. Mijają lata, które młody chłopak spędził w więzieniu i w koloniach. Gdy w 1760 roku powraca do Anglii chce dowieść swojej niewinności i znaleźć dowody zbrodni dokonanej przez przyrodniego brata. Planuje nie dopuścić do jego ślubu z Velvet Moran i aby, tego dokonać porywa i przetrzymuje dziewczynę. Nie wie jednak, że trafił na odważną osóbkę, która w niedługim czasie sprawi, że nie dość, że będzie się bal o jej niebezpieczeństwo to podbije jego ciało i serce.

Porwanie Velvet staje się jedynie preludium do wielkiej acz niebezpiecznej przygody. Dziewczyna chce za wszelką cenę pomóc Jasonowi oczyścić się z zarzutów, jakie na nim ciążą. A nie będzie to niestety łatwe. Przy Jasonie pozostaje, bowiem jeden wierny, prawy i lojalny przyjaciel. Rzeczywiście książka trzyma w napięciu do samego końca. Czytelnik od początku wie, kto dokonał zbrodni, ale również świadomy jest, że droga do udowodnienia winy jest długa. Mimo, że czytający oczywiście jest świadomy happy endu (takie książki inaczej się nie kończą) to jednak tkwi uparcie z nosem w książce. Akcja goni akcję: porwanie, ucieczki, pościgi, zimne i ciemne uliczki, tawerny, Newgate. Można być nasyconym, zwłaszcza, że styl Kat Martin satysfakcjonuje dostatecznie. Co prawda Autorka nie stroni również od przelania na strony książki wylewnych opisów rozkoszy cielesnych bohaterów, ale gdzieś w połowie dochodzi jednak do wniosku, że jak pociągnie do końca to będzie przesycenie.wniosek wysnuła doskonały i z dobrym skutkiem dla obrazu całościowego lektury.

To książka z rodzaju romansów przygodowych. Nie wiem czy w ogóle istnieje taki gatunek, ale ja czynię sobie własne rozróżnienia. Czyta się nieźle, szybko, choć dzięki plastycznym opisom absolutnie nie tęskni do ówczesnego życia w Anglii. Ot, dobra książka, którą można przeczytać, ale nie zapamiętywać.


Kat Martin, Aksamitna Velvet, wydawnictwo BIS, czerwiec 2012, Tytuł oryginału: Nothing but Velvet,  przekład: Piotr Maksymowicz, oprawa miękka, stron 400.

2 komentarze:

  1. Czasem lubię sięgnąć po niezobowiązującą lekturę, która nie będzie ciążyć w głowie po przeczytaniu. Na rynku jest mnóstwo ultralekkich pozycji, ale postaram się zapamiętać ten tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam odmulacze!:)))Piszę to szczerze, inaczej mój mózg eksplodowałby do tej pory, jak nie dawałabym mu odpoczywać.Pozdrawiam

      Usuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.