Na okładce książki Aksamitna Velvet czytelnik znajdzie u
góry zdanie kończące się wykrzyknikiem: Romans,
którego nigdy nie zapomnisz! Rzeczywiście romans pełną „gębą” rzecz by
można, ale ja jakoś chyba nie będę go szczególnie chciała zapamiętywać. Ot,
dobra książka, jak ja to mówię, odmulająca umysł. Faktem jest, że wielbicielka miłosnego
gatunku powinna być usatysfakcjonowana.
Witajcie w Anglii w roku
1752. Oto dwudziestojednoletni Jason Sinclair po kłótni z ojcem w rodowej posiadłości
Carlyle, wyrusza konno na schadzkę ze znacznie starszą od niego i chciwą lady Celią
Rollins. Ojciec podąża śladem syna i w jednym z pokoi pobliskiej tawerny
dochodzi do okrutnej zbrodni. Wskutek złożonych orzeczeń świadków o popełnienie
jej zostaje oskarżony Jason. Mijają lata, które młody chłopak spędził w
więzieniu i w koloniach. Gdy w 1760 roku powraca do Anglii chce dowieść swojej
niewinności i znaleźć dowody zbrodni dokonanej przez przyrodniego brata.
Planuje nie dopuścić do jego ślubu z Velvet Moran i aby, tego dokonać porywa i
przetrzymuje dziewczynę. Nie wie jednak, że trafił na odważną osóbkę, która w niedługim
czasie sprawi, że nie dość, że będzie się bal o jej niebezpieczeństwo to podbije
jego ciało i serce.
Porwanie Velvet staje się
jedynie preludium do wielkiej acz niebezpiecznej przygody. Dziewczyna chce za
wszelką cenę pomóc Jasonowi oczyścić się z zarzutów, jakie na nim ciążą. A nie będzie
to niestety łatwe. Przy Jasonie pozostaje, bowiem jeden wierny, prawy i lojalny
przyjaciel. Rzeczywiście książka trzyma w napięciu do samego końca. Czytelnik
od początku wie, kto dokonał zbrodni, ale również świadomy jest, że droga do
udowodnienia winy jest długa. Mimo, że czytający oczywiście jest świadomy happy
endu (takie książki inaczej się nie kończą) to jednak tkwi uparcie z nosem w książce.
Akcja goni akcję: porwanie, ucieczki, pościgi, zimne i ciemne uliczki, tawerny,
Newgate. Można być nasyconym, zwłaszcza, że styl Kat Martin satysfakcjonuje dostatecznie. Co prawda Autorka nie stroni również od przelania na strony książki
wylewnych opisów rozkoszy cielesnych bohaterów, ale gdzieś w połowie dochodzi
jednak do wniosku, że jak pociągnie do końca to będzie przesycenie.wniosek wysnuła doskonały i z dobrym skutkiem dla obrazu całościowego lektury.
To książka z rodzaju romansów
przygodowych. Nie wiem czy w ogóle istnieje taki gatunek, ale ja czynię sobie własne
rozróżnienia. Czyta się nieźle, szybko, choć dzięki plastycznym opisom absolutnie
nie tęskni do ówczesnego życia w Anglii. Ot, dobra książka, którą można
przeczytać, ale nie zapamiętywać.
Kat Martin, Aksamitna Velvet, wydawnictwo BIS, czerwiec 2012, Tytuł oryginału: Nothing but Velvet, przekład: Piotr
Maksymowicz, oprawa miękka, stron 400.
Czasem lubię sięgnąć po niezobowiązującą lekturę, która nie będzie ciążyć w głowie po przeczytaniu. Na rynku jest mnóstwo ultralekkich pozycji, ale postaram się zapamiętać ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam odmulacze!:)))Piszę to szczerze, inaczej mój mózg eksplodowałby do tej pory, jak nie dawałabym mu odpoczywać.Pozdrawiam
Usuń