Książka, która powstała na podstawie wpisów pojawiających
się na blogu założonego przez Jill Smokler. To nie jest żaden poradnik dla
przyszłych rodziców, ale pozycja, która z przymrużeniem oka ukazuje codzienne
zmagania z macierzyństwem. Jill w swoich codziennych kłopotach z latoroślami nie
jest osamotniona. To samo spotyka miliony matek na całym świecie. Przed każdym
rozdziałem przytoczone zostały najciekawsze komentarze, które pojawiły się na
blogu, a dotyczyły omawianego danej tematu. Jill opisuje okres ciąży, poród, wybór
imienia dla dzieci, posiłki, choroby, zachowaniach męża, urodzinach pociech. To
przede wszystkim obraz matki, która nie dąży do doskonałości, przewija dzieci
na podłodze, nie ma czasu dbać o swój makijaż czy ubiór, mimo, że jako
wcześniej wielką wagę przykładała do swojego wyglądu, robi do jedzenia to, co dzieci
chcą, a nie, co powinny jadać ze względu na ilość witamin czy warzyw. Nie boi się
przyznać, że wcale się nie cieszyła, że była w ciąży, że poród ją przerażał, że
dziecko nauczyło się od niej przeklinać, i że nie umie pomóc dziecku przy odrabianiu
lekcji.
Jill zaczęła prowadzić bloga po narodzeniu pierwszego
dziecka, kiedy jej wizja idealnego macierzyństwa kreowana w gazetach i rożnego
typu poradnikach całkowicie rozminęła się z rzeczywistością. Swoje frustracje zaczęła
zapisywać i okazało się, że podobne problemy spotykają inne matki. To książka
dla mam i dla przyszłych mam, która pokazuje, że rodzicielstwo nie jest żadnym
konkursem i że, nie należy dążyć do ideału kosztem dzieci. Potrzebny jest
zdrowy rozsądek i jak najbardziej należy nie przeginać i wrzucić na luz.
W książce napisanej językiem potocznym, odnaleźć można dużą dawkę dobrego humoru podszytego ironią, ale przede wszystkim miłością upiornej mamuśki do swoich dzieci. Pozycja wciąga i bardzo poprawia nastrój. Nie jestem doskonałą mamą i na pewno wpisuję się w kanon upiornych mamusiek. Ciekawa byłaby pozycja książkowa z punktu widzenia polskich mam prowadzących podobne blogi, bo takowe istnieją. Polecam!
W książce napisanej językiem potocznym, odnaleźć można dużą dawkę dobrego humoru podszytego ironią, ale przede wszystkim miłością upiornej mamuśki do swoich dzieci. Pozycja wciąga i bardzo poprawia nastrój. Nie jestem doskonałą mamą i na pewno wpisuję się w kanon upiornych mamusiek. Ciekawa byłaby pozycja książkowa z punktu widzenia polskich mam prowadzących podobne blogi, bo takowe istnieją. Polecam!
Jill Smokler, Wyznania upiornej mamuśki, wydawnictwo Prószyński i S-ka, sierpień 2012, przekład Agnieszka Barbara Ciepłowska, stron 192.
Jill Smokler (ur. 1977) ukończyła Washinton University w
St. Louis, aktualnie mieszka z mężem Jeffem oraz trójką dzieci: Lily,
Benem i Evanem, w Baltimore, w stanie Maryland. Jest właścicielką firmy
„Scary Mommy”. „Wyznania upiornej mamuśki” to pierwsza książka Jill
Smokler.
BLOG AUTORKI
BLOG AUTORKI
Brzmi ciekawie i zachęcająco. A okładka - przezabawna. Mamą nie jestem, nie zamierzam też w najbliższych latach zostać, ale zdarza mi się oglądać programy pani Zawadzkiej. U niej wszystko jest takie idealne, wychowanie dzieci takie proste i lekkie, a tutaj okazuje się, że wcale nie jest tak łatwo. Sama mam w domu małe dzieci, więc trochę wiem jak to jest. Książkę pewnie kiedyś przeczytam. Albo chociaż przejrzę bloga Upiornej Mamuśki ;)
OdpowiedzUsuńz psychologicznego punktu widzenia może jest i łatwo i prosto. Ale nie każdy jest psychologiem, a po drugie teoria mija się z praktyką.
Usuńpozdrawiam
Okładka jest upiorna! Ale ciekawa jestem, zachęciłaś mnie:)
OdpowiedzUsuńFoxinaa to książka dla Ciebie:)
UsuńZaciekawiłaś mnie :) Chętnie sięgnę po te pozycję :)
OdpowiedzUsuńKończę właśnie czytać tę książkę i jestem nią pozytywnie zaskoczona. Napisana przystępnym, humorystycznym wręcz językiem sprawia, że mam całkiem inne spojrzenie na ,,kolory'' macierzyństwa.
OdpowiedzUsuńZgadza się:) Jill pisze o PRAWDZIWYM macierzyństwie, a jej trafność oceny i widzenia problemów pokrywają się z widzeniem milionów mam na świecie, także i moim.
UsuńMoże być całkiem dobra zabawa przy tej lekturze ;)
OdpowiedzUsuńZabawa? To raczej prawdziwe życie, które na co dzień jest mało śmieszne.Owszem z perspektywy czasu - tak, ale nie gdy to się samemu przeżywa.
UsuńPozdrawiam
Świetnie! Na to czekałam! W końcu ktoś odważył się napisać, iż macierzyństwo to nie tylko "buziaczki" i "przytulaski". Ja dzieci nie mam, ale napatrzyłam się na matki robiące dobrą minę do złej gry i wiem, jak maluchy potrafią dać w kość. Z ciekawości przeczytam, jaka jest dokładnie ta upiorna mamuśka :)
OdpowiedzUsuńMacierzyństwo jest dalekie od tylko buziaczków i przytulików, choć przynajmniej w moim przypadku jest tego obficie:))No, chyba , że ma się panią do opieki i drugą do sprzątania, a samemu wygląda się jak laska-mama:)))Ja nie mam żadnej pani do pomocy, normalne spodnie założyłam dopiero sześć miesięcy po narodzeniu się Stasia, przyznaję się,że w pierwszej ciąży przytyłam 26 kg, w drugiej 23 kg i ...wróciłam do swojej wagi nie stosując żadnej diety; dbam o wygląd tyle o ile, nie maluję się obecnie, chyba, że mi się chce lub wypada; czas na swoje przyjemności - czytanie, pisanie, haftowanie - mam w nocy. Piorę, gotuję, sprzątam, nie wychodzę sama bez dzieci, daję jeść to co chcą. Nienawidzę rad innych, sama ich nie udzielam , chyba , że ktoś chce usłyszeć moje zdanie. Wraz z urodzeniem dzieci zmieniły się tematy rozmów ze znajomymi mającymi dzieci. Ci, co nie mają dzieci, nie za bardzo rozumieją, o co biega i rzeczywiście tak jak pisze Jill krąg znajomych się zmienia. Czasami zazdraszczam samotnikom, ale są to jedynie chwile, gdy zupełnie opadam z sił. Nigdy jednak nie zamieniłabym tego co mam:)))Jestem w klubie mam, ale tych upiornych:)
Usuńserdeczności
Montgomerry, przeczytałam Twoją recenzję i ten długi komentarz na temat macierzyństwa i jestem pod wrażeniem. Aktualnie jest mi daleko do bycia mamą, ale dobrze przeczytać takie pokrzepiające i przede wszystkim prawdziwe słowa:) Ostatnio jedna z moich ulubionych polskich pisarek (Sylwia Chutnik) wydała zbiór felietonów "Mama ma zawsze rację" traktując temat macierzyństwa z dystansem i humorem. Mam ją w planach, a Ciebie też może zainteresuje:)
UsuńDziękuję za dobre słowo i polecenie książki. Właściwie do tej pory z Sylwią Chutnik było mi nie po drodze, wiec może spróbuje?:)
UsuńMamą zostałam dopiero w wieku 32 lat, miałam swoje przyzwyczajenia, wydeptane ścieżki, zainteresowania, sporo wolnego czasu, który trwoniłam. Wraz z narodzeniem córki, a potem syna, zmieniła się kolej rzeczy. Najpierw są ich potrzeby, a potem moje. Zainteresowania pielęgnuję i o dziwo jest ich więcej niż było, w dodatku nauczyłam się nie trwonić czasu, nie oglądam TV, bo i tak nic nie obejrzę nigdy w całości, nie potrafię, też odpoczywać nic nie robiąc:) Mobilizacja, podział zadań w małżeńskiej drużynie i wszystko można pogodzić.
serdeczności
Montgomerry Twoja odpowiedź 2 piętra wyżej (macierzyństwo jest dalekie...) Słowo w słowo, każde jedno opisuje również mnie, mam tak samo, robię tak samo, czuję tak samo, wyglądam tak samo...:) Trafiłaś w samo sedno, bezbłędnie to opisałaś, jakbym czytała o sobie:) Ściskam mocno!:-*
UsuńFoxinaa posyłam Ci moc sił, rozumiemy się więc doskonale:) Ściskam również:)
UsuńYou'll have to translate this, I apologize! It was so fun to discover this post and I'm so happy that you liked the book. Thank you so much for spreading the word! :)
OdpowiedzUsuńThank you:) I'm so glad that You visit my blog:)
Usuń