Temat Islandii
stał mi się bliższy za sprawą bloga Jarka i jego wakacyjnej podróży.
Stwierdziłam, że książka Huberta Klimko-Dobrzanieckiego pozwoli jeszcze poznać
ten kraj od podszewki, od tej drugiej, nieznanej strony. Autor mieszkał na
Islandii około dziesięciu lat. Wydaje się więc, ze przez tyle lat można poznać
klimat, mieszkańców, nastroje, zwyczaje, nawyki i przyzwyczajenia. Mogłaby
powstać rzeczywiście fantastyczna książka o ludziach i nieznanych zakątkach
wyspy… .Mogłaby…
Moim zdaniem
autor zmarnował książkowy potencjał. To raczej próba autobiografii, zapisku
pewnych wydarzeń, ujęcia swojego życia nie z perspektywy otaczającego
środowiska, ale własnego „ja”. Egocentryzm na pełną skalę. W tej książce nie
można znaleźć nic konkretnego ani o Islandczykach ani o Islandii. Przeczytać
można o kucykach, filmach, banalnych sprawach, anegdotkach, ale takich „ni z
gruszki ni z pietruszki”. Wiele jest za to elementów z życia autora, które z Islandią
nie mają za wiele wspólnego. Styl, chcący uchodzić za luzacki,
wzbudził moją irytację. O szlachetności języka i pięknej polszczyzny nie należy
tu mówić.
Pisząc
szczerze, więcej dowiedziałam się o Islandii z blogu Jarka, niż z książki Huberta
Klimko-Dobrzanieckiego. Książkę ratują jedynie fotografie, ale poza nimi nie
znajdziecie tu prawdziwego oblicza Islandii, a ja go z niej w ogóle nie poznałam.
Czy, aby wydać książkę, potrzebne dziś jest już tylko nazwisko?
Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Zostawić Islandię, Noir sur Blanc, wydanie 2016, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 125 + fotografie.
Islandia na zawsze
Już drugą opinię czytam o tej książce. I z każdej bije rozczarowanie, ale się nie dziwię, bo ja nie czytałam a już jestem rozczarowana, bo sama też zwróciłam uwagę na te książkę. Oczywiście sądziłam tak jak Ty, że przybliża ona Islandię.
OdpowiedzUsuńNa początku miałam ochotę na tę książkę, bo lubię te klimaty, ale chyba jednak się nie skuszę...
OdpowiedzUsuń