Andrew Roberts postanowił napisać dość niezwykłą i
oryginalną książkę, która według niego nie miała być w założeniu biografią
życia ani Napoleona I, ani Wellingtona. Stanowić ma raczej analizę ich
osobistych relacji i ukazaniu drogi, jaką ta relacja przeszła przez lata ich
kariery[1]. Nie
jest to zabieg łatwy, tym bardziej, że Napoleon i Wellington nigdy się nie
spotkali ani nawet nie korespondowali ze sobą. Co więcej stoczyli ze sobą tylko
jedną bitwę pod Waterloo 18 czerwca 1815 roku.
Autor koncentruje się na tym, co oni o sobie
myśleli, mówili i pisali. Andrew Roberts analizuje ciągle ich zmieniające się
relacje i ukazuje jak Napoleon i Wellington cenili nawzajem swoje umiejętności
dowódcze. Dokonuje swoistego porównania dróg kariery dowódców i poszukuje
podobieństw. Tych znajduje nie mało: obaj urodzili się w 1769 roku, choć nie
wiadomo dokładnie, którego dnia; zmieniali nazwiska; byli przystojni, ale nie
znaleźli szczęścia w małżeństwie; radzili sobie z matematyką i studiowaniem
map. Porównuje ich pochodzenie, wykształcenie, poglądy polityczne, uprzedzenia,
ulubione taktyki bitewne. Zaznacza zmianę w stosunkach między Napoleonem a
Wellingtonem. Nowa faza rozpoczęła się po odparciu Massény spod linii Torres
Verdas w 1810 roku. Do tej pory Napoleon pogardzał Wellingtonem i uważał go za
„generała sipajów” lekceważąc umiejętności wojskowe przeciwnika. Od
wspomnianego momentu w wypowiedziach cesarza czuć respekt dla zdolności
Wellingtona. Gdy Napoleon przebywał na Elbie, to Wellington został mianowany
ambasadorem i pojawił się w Paryżu. Z kolei w 1815 roku ten ostatni miał
szczęście, bo gdy Napoleon lądował w Prowansji, Wellington przebywał na
kongresie wiedeńskim. Punktem kulminacyjnym książki jest bitwa pod Waterloo. Angielski
dowódca przyglądając się przez lunetę liniom wroga miał powiedzieć: „Tan gość
nie ma pojęcia, jakie niewyobrażalne lanie dostanie, nim ten dzień się skończy”[2]. W
dodatku w czasie bitwy miał wyrazić się o Napoleonie: „W cholerę z nim,
wychodzi na to, że zwykły z niego tłumok”[3]. Wellington
zapytany, czy widział Napoleona w czasie bitwy, miał odpowiedzieć: „Nie, nie
mogłem – dzień był ciemny – w powietrzu dało się czuć deszcz”[4]. Zarówno
wokół Napoleona jak i Wellingtona wyrósł kult jednostki. Faktem jest również,
że Wellington zbierał pamiątki po swoim przeciwniku, a pokonanie Napoleona
uważał za pewnego rodzaju misję. Nawet po śmierci Napoleona, Wellington pisał o
nim i analizował minioną bitwę. Ostatnia uwaga Wellingtona o Napoleonie była
napisana przez niego na dziesięć dni przed śmiercią w 1852 roku. Dowódcy mieli także
niezwykłe pogrzeby. Według Autora, który dokonuje porównań sarkofagów, pochodów
i powozów pogrzebowych oraz cała organizację pogrzebów, wynik tej drugiej bitwy
był remisowy.
Spod pióra Andrew Roberts’a powstała książka pełna
porównań i analiz dotyczących dowódców wojskowych. O ile o Napoleonie każdy
może coś powiedzieć, o tyle już nie jestem tego taka pewna, jeśli chodzi o
osobę Wellingtona. Książka na pewno bardziej przybliża czytelnikowi tę postać. Nie
jest łatwo napisać taką książkę. Być może jest to wyobrażenie, które wynika z
przytoczenia przez autora wielu źródeł. Można wśród nich odnaleźć liczne
fragmenty pochodzące z ówczesnej prasy, listów, pamiętników, dzienników, w
których Napoleon wypowiada się o Wellingtonie i na odwrót. Autor powołuje się
na badania innych historyków. Warto nadmienić dla zainteresowanych lekturą w
szerszym kontekście, że w książce odnaleźć można mapy, fotografie rycin i
obrazów, chronologię porównawczą Napoleona i Wellingtona, bibliografię, indeks.
Warto!
[1] A. Roberts,
Napoleon i Wellington. Długi pojedynek,
Zakrzewo 2011, s. 9.
[2] Tamże,
s. 212.
[3] Tamże,
s. 219.
[4] Tamże,
s. 228.
Andrew Roberts, Napoleon i Wellington. Długi pojedynek, wydawnictwo Replika, listopad 2011, przekład: Mateusz Fafiński, oprawa twarda z obwolutą, stron 436.
Zastanowię się nad tą publikacją. Napoleon jest jedną z moich ulubionych postaci historycznych. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNati, jeżeli jedną z ulubionych to jak najbardziej powinnaś przeczytać, warto!
Usuń