Po raz kolejny
Ludwik Stomma zabiera czytelnika w świat historycznego eseju. Tym razem tematem
przewodnim staje się wojna. W tytule
mamy podane pojecie antropologii nieodłącznie połączone z kulturą. Dla
przypomnienia znaczenia tego pojęcia, antropologia jest nauka
interdyscyplinarną, na pograniczu nauk humanistycznych. Jeden z jej nurtów
zajmuje się człowiekiem w społeczeństwie i rolą władzy w życiu.
Ludwik Stomma już
we wstępie podkreśla, że antropolog jest świadomy, że wojna to krwiożercza, zabójcza, przerażająca gra,
której zasady nie mieszczą się w ogóle w żadnych zawieranych umowach,
podpisywanych paktach czy przyjmowanych dokumentach. Książka nie daje, więc
żadnej odpowiedzi na to, czy jest wojna, ale jak zauważa autor, rzeszy jedynie wątpliwości.
Nie znajdziemy tu też głębszych analiz, a jedynie rozważania na wybrane toczone
w przeszłości konflikty wojenne. Są to swego rodzaju luźne eseje, a osądy
autora nie wszystkim przypadną do gustu. Specjaliści będą doszukiwać się błędów
i wytykać brak klarowności.
Rozważania
Ludwik Stomma rozpoczyna od rycerstwa i jego etosu. Autor na przykładzie wojny
stuletniej pokazuje, że armia zarówno francuska jak i angielska na przestrzeni
lat stosowały te same metody i strategie walki. Były konsekwentne w działaniu,
a jednocześnie zachowały konserwatyzm. Mowa jest również o bitwie pod
Grunwaldem, roli husarii oraz kawalerii. Łatwo od szlachetnego rycerza w średniowieczu
przechodzono do rycerza – łupieżcy, grabieżcy, bo przecież to na wojnie można było
się wzbogacić poprzez rabunek i wojna była też żywicielką. Autor omawia również wojny napoleońskie, krymską, wojny
światowe i zatrzymuje się na poszczególnych bitwach i zastosowanych
strategiach. Ciągle podaje przykłady na postawione przez siebie tezy. Rozważania
swoje prowadzi ku sakralizacji i apoteozy wojny. Pokazuje, że żołnierstwo jest
celem i najwyższym ideałem. Pokazuje
również, że wojna jest niemoralna, zbrodnicza i cyniczna oraz jest zjawiskiem
nieuchronnym. Zamiarem autora było zdemitologizowanie pojęcia wojny, ale moim
zdaniem nie do końca to się udało.
W książce pojawiają
się cytaty z różnych opracowań, gazet, a także powieści. Popularnością cieszy
się u autora twórczość Henryka Sienkiewicza, Elizy Orzeszkowej, Bolesława Prusa,
Juliusza Słowackiego, Bułata Okudżawy, Lwa Tołstoja, Jacquesa Brela, Jamesa
Jonesa, Waltera Scotta, Aleksandra Dumasa i innych. Ludwik Stomma przywołuje również
różnorodne anegdoty i ciekawostki. Zajmuje to nawet sporo miejsca w książce. Autor
posługuje się zresztą w całej książce drwiną i ironią przechodząca czasami w
szyderstwo. Krytykuje niektórych autorów źródeł czy historyków. Nie zawsze
takie stanowisko podejścia do zjawiska wojny mi odpowiadało podczas czytania. Styl
całej książki, mimo łacińskich i włoskich wtrąceń, jest zresztą bardziej
potoczny niż naukowy.
Dla
zainteresowanych dodam jeszcze, że książka zaopatrzona została w bibliografię i
indeks osób.
Ludwik Stomma, Antropologia wojny, wydawnictwo Iskry, wydanie 2014, okładka twarda z obwolutą, stron 318.
Tej książki Stommy nie czytałam, ale znam niektóre wcześniejsze, a także czytam każdy jego felieton, jaki ukazuje się w "Polityce" i wydaje mi się, że to, co opisujesz w kategorii swego rodzaju zarzutu, czyli posługiwanie się drwiną i ironią, używanie języka potocznego jest jego znakiem charakterystycznym. W felietonach mi to nie przeszkadza, a i wydaje mi się, że jeśli nie chcemy zabić czytelnika negatywnymi uczuciami, to może to być dobra metoda i do omówienia tak okropnego tematu jakim jest wojna. Ale nie przekonam się jak jest w rzeczywistości, dopóki sama nie przeczytam:)
OdpowiedzUsuńBo to właściwie przypomina publicystykę :) Nie zawsze to jednak dobrze wychodzi. Nie jestem zwolenniczką pisania w ten sposób o historii. Są jednak gusta i guściki :)
UsuńZnam jedynie Królów polskich przypadki i cóż, muszę przyznać, że pisze ciekawie, wysnuwa śmiałe tezy, nie wszystkie przypadły mi do gustu, ale jego pisanie uświadomiło mi po raz kolejny, jak silne bywają zakorzenione przekonania, choć możliwe, że często nieprawdziwe.
OdpowiedzUsuńTego to ja akurat nie czytałam. Faktem jest, że stara rozprawiać się z mitologizowaniem. Choć z jednej strony pisze, że nie wysnuwa opinii, to niestety z drugiej czytelnik ma świadomość, że jest odwrotnie.
UsuńSwego czasu czytałam jego książkę o królach Francji i owszem, doceniłam lekkość pióra. Jak oceniłabym pisarstwo Stommy dziś - nie mam pojęcia, jednak wszystko się zmienia, nasze sądy, opinie zmieniają się z latami. Wspominam o tym, bo ostatnio z wielkim żalem odłożyłam książki Łysiaka, które przed laty wywarły na mnie takie wrażenie. Teraz jedną przeczytałam z niedowierzaniem, drugiej nie potrafię nawet skończyć. Przepraszam za komentarz-całkiem-nie-na-temat ;-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie boję się sięgnąć do Łysiaka teraz, bo takie w większości słyszałam opinie jak Twoja. A ja również się nim kiedyś radowałam.
UsuńChyba nie dla mnie.
OdpowiedzUsuń