8 stycznia 2015

Peter Ackroyd, Śmierć króla Artura.

Śmierć króla Artura czyta się jak bajkę, baśń, mit, legendę, bo oczywiście owa opowieść tym właśnie jest. Czytanie też nie zajmuje wiele czasu, bo i wielka czcionka, i swoisty, charakterystyczny prosty, acz miejscami toporny styl, pozwala mknąć wprawnym czytelnikom po stronicach. Miejscami ma się niebywale wrażenie, że czyta się jakiś starodawny poemat. Nie ma tu nad czym dumać, ani rozmyślać, choć z drugiej strony monotonia i pewnego rodzaju powtórki w walkach rycerskich mogą skutecznie nużyć czytelnika. Legendę o Arturze albo się zna albo nie, albo przyjmuje się ją albo traktuję się ją jak fantastyczną i mistyczną opowieść. To część kultury wpisującej się w historię Wielkiej Brytanii. Tyle tylko, że po dzieło opisujące wszystkie owe paralele związane z losami króla Artura, nad czym ubolewa Ackroyd,  nikt już nie sięga. To ponad osiemsetstronicowa książka Le Morte d'Arthur, pełna licznych opisów walk rycerskich, śmierci i „zmartwychwstań” niektórych postaci, napisana w roku 1485 przez sir Thomasa Malory’ego. 

Peter Ackroyd postanowił przypomnieć swoim rodakom o zamierzchłej legendzie korzystając oczywiście z dzieła Malory’ego. To wersja skrócona, z uwspółcześnionym stylem, bez zbędnych ozdobników i długich opisów. Tych ostatnich jest rzeczywiście mało. Legendy o królu Arturze, jego rycerzach, Trystianie i Izoldzie, miłości Lancelota do Ginewry, Merlinie, nie mam tu zamiaru opowiadać, bo chyba każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu zetknął się z nią czy to w szkole czy w zgodzie z własnymi zainteresowaniami. Odsyłam do książki.

Peter Ackroyd stworzył wielowątkową, epicką opowieść o królu Arturze, napisaną archaicznym językiem, który może pociągać, ale również odstraszać. Myślę, jednak, że autor nie chciał za bardzo i na siłę, historii napisanej w średniowieczu uwspółcześnić, bo jakiż zresztą byłby sens legendy w tym, jeżeli styl i słownictwo byłoby dobrze nam znane. Nie o to chodzi w przetwarzaniu starych dzieł w ich lepsze odzwierciedlenie. Autor sam zresztą podkreśla, że chodziło mu o zachowanie dostojeństwa i powagi oryginału. Książkę należy więc sobie skutecznie dawkować, jeśli nie czytać od razu. Warto także zainteresować się posłowiem napisanym przez tłumaczkę Dorotę Guttfeld, w którym dokładnie znajdziemy,  co było w dziele Malory’ego, a co Peter Ackroyd pominął.
 


Peter Ackroyd, Śmierć króla Artura, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2014, przełożyła i opatrzyła posłowiem  Dorota Guttfeld, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 465.

4 komentarze:

  1. O królu Arturze zawsze chętnie poczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Archaiczny język w zestawieniu z opowieścią o królu Arturze to musi być dobra opcja! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może kiedy przeczytam, jeżeli nadarzy się okazja.
    www.rozdzial5.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmmmm... baśń, mit,legenda... brzmi po mojemu ;) Fajnie, że jest posłowie - lubię kiedy opowieść jest dopowiedziana takim głosem obok :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.