Śmierć króla Artura czyta się jak bajkę,
baśń, mit, legendę, bo oczywiście owa opowieść tym właśnie jest. Czytanie też
nie zajmuje wiele czasu, bo i wielka czcionka, i swoisty, charakterystyczny prosty,
acz miejscami toporny styl, pozwala mknąć wprawnym czytelnikom po stronicach. Miejscami
ma się niebywale wrażenie, że czyta się jakiś starodawny poemat. Nie ma tu nad
czym dumać, ani rozmyślać, choć z drugiej strony monotonia i pewnego rodzaju
powtórki w walkach rycerskich mogą skutecznie nużyć czytelnika. Legendę o
Arturze albo się zna albo nie, albo przyjmuje się ją albo traktuję się ją jak fantastyczną
i mistyczną opowieść. To część kultury wpisującej się w historię Wielkiej
Brytanii. Tyle tylko, że po dzieło opisujące wszystkie owe paralele związane z
losami króla Artura, nad czym ubolewa Ackroyd, nikt już nie sięga. To ponad
osiemsetstronicowa książka Le Morte
d'Arthur, pełna licznych opisów walk rycerskich, śmierci i „zmartwychwstań”
niektórych postaci, napisana w roku 1485 przez sir Thomasa Malory’ego.
Peter Ackroyd postanowił
przypomnieć swoim rodakom o zamierzchłej legendzie korzystając oczywiście z
dzieła Malory’ego. To wersja skrócona, z uwspółcześnionym stylem, bez zbędnych ozdobników
i długich opisów. Tych ostatnich jest rzeczywiście mało. Legendy o królu
Arturze, jego rycerzach, Trystianie i Izoldzie, miłości Lancelota do Ginewry, Merlinie,
nie mam tu zamiaru opowiadać, bo chyba każdy z nas w mniejszym lub większym
stopniu zetknął się z nią czy to w szkole czy w zgodzie z własnymi
zainteresowaniami. Odsyłam do książki.
Peter Ackroyd
stworzył wielowątkową, epicką opowieść o królu Arturze, napisaną archaicznym
językiem, który może pociągać, ale również odstraszać. Myślę, jednak, że autor
nie chciał za bardzo i na siłę, historii napisanej w średniowieczu uwspółcześnić,
bo jakiż zresztą byłby sens legendy w tym, jeżeli styl i słownictwo byłoby
dobrze nam znane. Nie o to chodzi w przetwarzaniu starych dzieł w ich lepsze
odzwierciedlenie. Autor sam zresztą podkreśla, że chodziło mu o zachowanie dostojeństwa
i powagi oryginału. Książkę należy więc sobie skutecznie dawkować, jeśli nie czytać
od razu. Warto także zainteresować się posłowiem napisanym przez tłumaczkę Dorotę
Guttfeld, w którym dokładnie znajdziemy,
co było w dziele Malory’ego, a co Peter Ackroyd pominął.
Peter Ackroyd, Śmierć króla Artura, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2014, przełożyła i opatrzyła posłowiem Dorota Guttfeld, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 465.
O królu Arturze zawsze chętnie poczytam :)
OdpowiedzUsuńArchaiczny język w zestawieniu z opowieścią o królu Arturze to musi być dobra opcja! :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedy przeczytam, jeżeli nadarzy się okazja.
OdpowiedzUsuńwww.rozdzial5.blogspot.com
Mmmmm... baśń, mit,legenda... brzmi po mojemu ;) Fajnie, że jest posłowie - lubię kiedy opowieść jest dopowiedziana takim głosem obok :)
OdpowiedzUsuń