4 października 2014

Teresa Monika Rudzka, Zawsze będę Cię kochać.


Nie wiem, ale ja nie użyłabym określenia ‘powieść’ dla książki Zawsze będę cie kochać Teresy Moniki Rudzkiej. To raczej rodzaj dziennika, zapisków mających spełniać rolę terapii, uzewnętrznienia się, ale nie stanowi to powieści w czystej postaci. Na książkę złożyły się bowiem e-maile pisane do zmarłej córki po jej śmierci (autorka zaznacza od razu, że nadal je pisze) oraz facebook’owe wpisy. Owe listy pisane są praktycznie codziennie, oznaczone są datami i ułożone według kolejności chronologicznej. Między nimi wplecione są wspomnienia, zapiski czy też opowieści, które autorka prezentuje z perspektywy przyjaciółek swojej córki oraz jej męża. Tak do końca nie wiadomo, które z opowieści są autentyczne (oprócz e-maili), bowiem autorka zaznacza na początku, że niektóre historie powstały na użytek książki i są fikcja literacką. Jednocześnie przeprasza tych wszystkich, których niechcący w swojej książce uraziła. Wszyscy występujący na kartach książki Rudzkiej mają zmienione imiona i nazwiska. Córka autorki, Żywia, to w książce Anastazja Bojanowa - Montgomery. 

Glejak wielopostaciowy. Choroba, która szybko zawładnęła ciałem Anastazji. Kilka tygodni. Autorka zaznacza, że wydała książkę, dlatego, że chciała oddać hołd córce i zachować ją na zawsze w pamięci jej przyjaciół i swojej. Rzeczywiście słowo „hołd” najbardziej jest tu adekwatne. Nie dziwię się matce, która po stracie jedynego dziecka, pragnie poprzez zapiski utrwalić jej obraz, wygląd, zachowanie, powiedzenia. Ale czasami miałam wrażenie, że autorka nadmiernie gloryfikuje życie córki i związek z nią. A dodajmy, że był to od dziesięciu lat związek matki i córki na odległość.

Nie, nie napiszę, że jest to książka piękna. Z e-maili bije nie tylko żal i rozgoryczenie po stracie dziecka. Przeraża mnie wszechobecna i ogarniająca wciekłość autorki na wszystko i wszystkich, a w pewnym momencie brak szacunku wobec innych ludzi. Panią Jadzię, opiekunkę, która również sprzątała w domu, określa jako „takie nic”. Szydzi z bigoterii, zabobonów, wierzących, moherów i starych ludzi (sic!). Ciągle kłóci się z osiemdziesięciodwuletnią matką, z którą mieszka i w całej książce nie można znaleźć zupełnie wyjścia z tego impasu. O związku ze swoją matką autorka pisze, że jest on toksyczny i że przez całe życie była przez nią jedynie krytykowana i niedoceniana. Nie może pogodzić się, z tym, że po tym jak opisała elementy z życia swojej koleżanki w jednej z wcześniejszych powieści, ta sprowadziła do minimum z nią kontakty. Gardzi ludźmi, którzy nie dorównują jej pozycją społeczną. Ci z niższych szczebli, niewykształceni, nieobyci, nieczytający, a wychowani na knedlach, na wsi, nie mają u niej szans. (To chyba najbardziej mnie razi w tej książce. Dla mnie jest to niemal uwłaczające, bo nie tego uczono mnie od dzieciństwa. No cóż, ja również wychowałam się na knedlach i tego typu prostym, kurnym jadle.) 

Nie, nie będę zachwycać się książką, bo uważam, że pewne sprawy nie powinny być na sprzedaż. Niezależnie od wszystkiego. Rozumiem oczywiście ból autorki, jej rozpacz i rozgoryczenie po stracie córki, która miała życie przed sobą. Przecież Anastazja miała dopiero trzydziestkę, nigdy nie chorowała, była wysportowana, łaknęła wolności, żyła według zasady carpe diem i była dopiero pół roku po ślubie! Anastazja była też silną jednostką, gdy na swoje barki przyjęła wiadomość, że zostało jej niespełna 12 miesięcy życia. 

Stratę dziecka nie da się niczym powetować, ani uśmierzyć w alkoholu, relanium czy pocieszających zakupach, książkach i filmach. Nikt tak do końca nie zrozumie wnętrza i bólu, jaki nosi w sobie autorka, nawet po przeczytaniu tej książki.

Zawsze będę Cię kochać moim zdaniem należy odczytywać w formie pewnego rodzaju ekspiacji, wewnętrznego oczyszczenia, uwolnienia z rozdzierającego duszę bólu, który nie pozwala normalnie egzystować. Dlatego, jest to rodzaj terapii, pogodzenia się z odejściem córki; z tym, że autorka nie mogła uczestniczyć w jej pogrzebie; z tym, że urna z prochami córki stała przez kilka miesięcy w sypialni teściowej Anastazji; z tym, że zięć wszedł w bliską relację z drugą osobą w niespełna pół roku po śmierci żony; z tym, że Jim, ma prawo do szczęśliwego życia po śmierci Anastazji; z tym, że nici z rodziną Jima i nim samym zostają powoli zrywane, jedna po drugiej; z tym, że zmarła trzydziestoletnia osoba, a osiemdziesięciodwuletnia nadal żyje… 

To trudna książka, pełna opętańczego krzyku i cierpienia rozdzierającego serce.
 



Teresa Monika Rudzka, Zawsze będę Cię kochać, wydawnictwo Harlequin, wydanie 2014, okładka miękka , stron 366.

9 komentarzy:

  1. Masz rację trochę za dużo tego żalu, ale w takiej sytuacji to chyba normalne . No nie wiem przynajmniej ja tak ta to patrzę. Moja recenzja w przyszłym tygodniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem pewna, czy jestem gotowa na tego typu książkę. Będę musiała się jeszcze nad tym zastanowić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałam się czegoś takiego po tej okładce! Masz rację. Pewne rzeczy nie powinny być na sprzedaż.
    Jestem wrażliwą osobą i myślę, że ta książka za bardzo by mnie przytłoczyła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już na wstępie źle skojarzyłam nazwisko autorki. Poszukałam i tak, to ta od Bibliotekarek, koszmarnej powieści środowiskowej. Kiedyś przeczytałam i obiecałam sobie, że nigdy więcej nic tej pani do ręki nie wezmę :)

    Co do knedli, to miałam koleżankę, która - chcąc określić kogoś jako najgorszego 'wsioka' - mówiła, że na zalewajce wychowany. No bo u nich się na lunch serwowało pory z szynką. A ja też uwielbiam zalewajkę :) I dziś będę jeść, bo mama przywiozła, na wyraźne zamówienie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Kocham wiejskie jedzenie, takie jakiego dzisiaj na wsi też się już nie jada.

      Usuń
  6. Należę do osób raczej małomównych więc nieraz zastanawiam się skąd ten słowotok się bierze i czy warto aż tak się wywnętrzniać, Ale skoro to komuś przynosi ulgę.
    Po książkę raczej nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja sięgnęłam po tę książkę (ale czytałam bardzo długo, jak na mnie bo aż 2 tygodnie, a właściwie "męczyłam" - zwykle 1 -2 dni czytam. Czyta się ciężko, autorka faktycznie bardzo "przerośnięte" - "ego". Dumna, zarozumiała, fatalnie traktuje ludzi z niższych sfer. Można zrozumieć tragedię po stracie bliskiej osoby, a szczególnie własnego dziecka, ale pewne rzeczy, sprawy należy zachować dla siebie, a nie wywlekać na światło dzienne. Ja wiem, każdy człowiek ma swój sposób odreagowania własnej tragedii. No cóż nie mnie osądzać, ale drugi raz bym już na pewno nie czytała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda co Pani pisze. Niestety.
      Bardzo dziękuję za podzielenie się wrażeniami :)
      Serdeczności

      Usuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.