Dość sceptycznie, ale i z ciekawością podchodziłam do tytułu Kobiety Wojny Dwu Róż. Być może dlatego, że na polskiej okładce książki, pierwsze miejsce zajmuje imię i nazwisko Philippy Gregory. No cóż, to właśnie ona była pomysłodawczynią powstania tej książki, ale przede wszystkim ona jest Autorką powieści historycznych o kobietach, o których traktuje wspomniana pozycja. Chodzi tu o powieści: Władczyni rzek, Czerwona królowa, Biała królowa. Co prawda Autorka ukończyła historię na uniwersytecie Sussex i uzyskała stopień doktorski z literatury XVIII-wiecznej na Uniwersytecie w Edynburgu, ale znana jest głównie, jako Autorka powieści historycznej, a nie prac naukowych. Wychodząc naprzeciw prośbom rzeszy czytelników, pragnących wiedzieć w jakiej mierze fabuła powieści jest zgodna z historią, Autorka zwróciła się do Dawida Baldwina (autora Elizabeth Woodville: Mother of the Princes in the Tower) i Michaela Jonesa (autora The King’s Mother: lady Margaret Beaufort, Countess of Richmond and Derby) z propozycją powstania książki stricte historycznej. Każde z nich jest, bowiem Autorem krótkiego biograficznego eseju, odpowiednio: Philippa Gregory o Jakobinie diuszesie Bedfordu, David Baldwin o Elżbiecie Woodville, a Michael Jones o Małgorzacie Beaufort.
Podobało mi się, że Philippa Gregory w rozwiniętym wstępie poruszyła różnice, jakie wstępują między historią a fikcją oraz czynniki, jakim kieruje się autor powieści historycznej i autor pracy naukowej. Wielką zaletą też tego wstępu jest zwrócenie uwagi na pomijanie losów kobiet na kartach historii, nawet, gdy osiągały sukcesy w domenie publicznej czy politycznej. Owe trzy kobiety, o których jest w pozycji mowa, były jednostki silnymi, indywidualnymi, które brały niejednokrotnie sprawy w swoje ręce, a kierując się dobrem najbliższych spiskowały kosztem zaryzykowania utracenia własnej pozycji.
Godna podziwu jest życie Jakobiny
Luksemburskiej (1415/16 – 1472), która po śmierci pierwszego męża z rodu Lancasterów,
wyszła za mąż z miłości za Ryszarda Woodville, nie biorąc pod uwagę jego niższy
status społeczny. Była matką czternaściorga dzieci (o ile nie więcej),
oskarżana była o stosowanie magii i czarów, była dwórką Małgorzaty
Andegaweńskiej, a potem pierwszą damą na dworze swojej córki Elżbiety Woodville
(1437/38 -1492). Ta ostatnia poślubiła Johna Greya będąc prawdopodobnie
trzynastoletnią czy czternastoletnią dziewczynką. Oczywiście było to małżeństwo
wcześniej ułożone. Została młoda wdową z dwoma synami, gdy jej mąż zginął w
bitwie pod Saint Albans. Wróciła z synami do rodzinnego domu i tam przy jednej
z okazji poznała Edwarda IV. A potem wypadki potoczyły się bardzo szybko,
namiętność króla doprowadziła do zawarcia sekretnego ślubu z Elżbietą, do
którego przyznała się w parę miesięcy potem. Elżbieta była koronowana na
królową, urodziła Edwardowi dziesięcioro dzieci i była mu towarzyszką w
sprawowaniu władzy. Oczywiście przy tym musiała borykać się z wieloma przeciwnymi
jej osobami, jak hrabią Warwickiem, braćmi Edwarda – księciem Jerzym diukiem
Clarence i Ryszardem (późniejszym Ryszardem III), czy potem Henrykiem VII
Tudorem, który poprzez małżeństwo z jej córką też Elżbietą był jej zięciem.
Elżbieta Woodville przeżyła jednak nie mało: spiski, knowania, konszachty,
niejednokrotnie musiała uciekać z dziećmi i pomieszkiwać miesiącami w
sanktuarium opactwa westminsterskiego, nie wiadomo też, czy wiedziała, co
naprawdę się stało z jej dwoma synami (książętami z Tower). Zmarła będąc osobą
ubogą, a jej pogrzeb odbywał się pod osłoną nocy.
Losy Małgorzaty Beaufort
(1443-1509) również nie są do pozazdroszczenia. Wyobraźcie sobie, że w wieku
dwunastu lat wyszła za mąż, a rok później została matką. Jej mąż Edmund Tudor
postanowił nie czekać ze skonsumowaniem małżeństwa do czasu jak będzie starsza.
Jak podkreśla Autor eseju, prawdopodobnie chodziło o prawo zwyczajowe Anglii sprowadzające
się do tego, że o ile Małgorzata wydałaby na świat potomka, Edmund korzystałby
z zysków z jej ziem, bez względu na przyszły los matki i dziecka. Niemniej
Edmund zmarł, gdy Małgorzata była w szóstym miesiącu ciąży (miała jeszcze dwóch
mężów: Henryka Stafforda i Tomasza Stanleya). Oddała się wówczas pod opiekę
szwagra Jaspera Tudora, a na zamku Pembroke urodziła syna, przyszłego Henryka VII.
Celem życia Małgorzaty Beaufort było doprowadzenie do tego, aby jej syn został
królem. Mimo, że należała do osób bardzo religijnych, to walczyła zaciekle nie
trzymając się moralnych zasad, biorąc udział w spiskach, zmieniając strony, aby
w końcu radować się osiągnięciami syna i trwać przy jego boku.
Książka jest stricte historyczna.
Każdy esej, wliczając w to i wstęp, zaopatrzony został osobno w spis
bibliograficzny z podziałem na źródła i literaturę (oczywiście w języku angielskim)
oraz tablicę genealogiczną danej postaci. Zrezygnowano jednak z przypisów. Na początku
książki umieszczona została mapka i tabela związana z miejscami bitew Wojny Dwu
Róż, a na końcu znajduje się również indeks, a w całej pozycji rozmieszczono
ilustracje. W ogóle książka została wydana w starannej oprawie graficznej i co najważniejsze
kartki są szyte.
Jest to na pewno lektura, która rozjaśni
czytelnikom nieco wydarzenia opisywane w powieściach Philippy Gregory wchodzących w skład cyklu Wojny Dwu Róż. Moim zdaniem pozycja ta
stanowi znakomite wprowadzenie do tychże książek, których nawiasem mówiąc sama
jeszcze nie czytałam. Nie zapominajmy również o serialu The White Queen. Jak najbardziej warto.
Philippa Gregory, David Baldwin, Michael Jones, Kobiety Wojny Dwu Róż: księżna, królowa i królowa matka, wydawnictwo Książnica, wydanie 2013, tłumaczenie: Urszula Gardner, seria: Wojna Dwu Róż, oprawa twarda, stron 304.
Zgadzam się - bardzo rzetelne, wnikliwe, a na dodatek arcyciekawe opracowanie! Idealne uzupełnienie powieści historycznych Philippy:)
OdpowiedzUsuńMoją ulubienicą pozostaje Elżbieta Woodville, natomiast do Małgorzaty Beaufort nigdy nie mogłam się przekonać, nawet za sprawą jej miłości i poświęcenia dla syna. Jakobinę szczerze podziwiam!
Pozdrawiam serdecznie:)
Nie czytałam cyklu Wojny Dwu Róż, mimo że wydaje mi się ciekawy. Kiedy już się na niego pokuszę, to pewnie po te pozycję również sięgnę :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, książka jest świetnym wprowadzeniem do pozostałych tytułów i serialu, świetnego zresztą. Mnie podobało się bardzo to, że Gregory napisała biografię Jakobiny, choć do tej pory nikt tego nie zrobił.
OdpowiedzUsuńZgadza się:)
Usuńczytałam o niej wiele dobrego, jak tylko wezmę się za twórczość Gregory, po tę książkę też sięgnę :)
OdpowiedzUsuńWypożyczyłam z biblioteki kilka dni temu, wezmę się za nią, jak skończę to co właśnie czytam.
OdpowiedzUsuńPowieści Gregory jeszcze żadnej nie czytałam, ale mam w planach. U mnie w bibliotece są one tak atrakcyjne w tej chwili, że na każdą trzeba czekać w długiej kolejce.
Pozdrawiam!
ja nawet w swojej bibliotece jeszcze nie sprawdzałam czy jakiekolwiek są:) Teraz się przypytam:)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Gregory. Opinie na temat jej twórczości, z jakimi się spotkałam, są bardzo różne, od entuzjastycznych po bardzo krytyczne. Czas wyrobić sobie własne zdanie. :)
OdpowiedzUsuńCzytałam "Odmieńca" pierwszy tom nowego cyklu, nawet mi się podobała. Nie wiem jak byłoby z cyklem tudorowskim i pozostałymi. Są tak przereklamowane, egzystują wszędzie, że po prostu boję się rozczarowania.
UsuńJa też mam podobne obawy, poza tym niepokoi mnie liczba jej książek, bo przy tylu tytułach chyba trudno o wysoki poziom w każdej powieści.
UsuńTeż o tym pomyślałam:)
Usuń:)
Usuń