Nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka dość niedawno ukazała się książka Kalkulować…. Polacy na szczytach c.k. monarchii, autorstwa profesora Waldemara Łazugi, który jest znawcą dziejów Polski i powszechnych XIX i XX wieku. Motywem przewodnim jest w niej historia karier politycznych Polaków pod austriackim zaborem. Autor skupił się na przedstawieniu postaci, które wywarły wpływ na politykę prowadzoną przez Cesarstwo Austro-Węgier i przede wszystkim starali się o usprawnienie planów polityki galicyjskiej. Chodzi tu głównie o Agenora Gołuchowskiego starszego (arystokrata), Juliana Dunajewskiego (profesor ze szlacheckim herbem) i Michała Bobrzyńskiego (mieszczanin, który odmówił przyjęcie szlachectwa), którzy byli konserwatystami, ale również i przez pewien okres czasu austriackimi ministrami.
Waldemar Łazuga przedstawia klimaty panujące na arenie politycznej Cesarstwa. Pisze o austriackiej administracji, podkreślając, że 1870 roku urzędników w monarchii było 80 tysięcy, w 1880 – 100 tysięcy, a w 1910 – ponad 400 tysięcy[1]. W owej administracji nie zmieniało się kilka czynników: portret cesarza na ścianie, okrągła pieczęć na biurku, tomy różnych regulaminów przechowywanych w szafach, mundur, zarost a la Franciszek Józef i miny pełne skupienia i powagi[2]. Monarchia obejmowała 11 narodowości, 17 krajów koronnych, miała 20 ciał ustawodawczych, 27 partii oraz „niezliczoną ilość światopoglądów”[3]. W monarchii nie uznawano tytułów arystokratycznych, ale nie można było też szerzyć tendencji antysemickich, a podburzanie przeciw innym narodowościom groziło karą więzienia do sześciu miesięcy[4]. O szlachcie polskiej miano nie najlepsze mniemanie, a tej z kolei nie pasowały rygorystyczne urzędnicze rygory.
A mimo
to niektórzy z Polaków zrobili polityczne kariery. Agenor Gołuchowski (zm.
1875) był trzykrotnie namiestnikiem Galicji w latach: 1850-1859, 1866-1868 i
1871-1875 oraz ministrem stanu, któremu powierzono dodatkowo resort wyznań i
oświaty. To jemu Lwów zawdzięcza między innymi wyższą szkołę realną, szkołę
handlową i przemysłową, gimnazjum polskie, szkołę ogrodniczą z ogrodem
botanicznym, szkoły w Brodach, Tarnopolu, Samborze, Stanisławowie, przywrócenie
w Galicji wykładów w języku polskim, Był
fundatorem stypendiów, wspierał Zakład Narodowy im. Ossolińskich, budował
drogi, mosty, kanały, planował regulacje rzek. Inną osobistością świata
polityki był Alfred Potocki, który został premierem, i mimo, że na wstępie
oświadczył, że będzie prowadził politykę austriacką, a nie polską, to i tak sprzyjał
polonizacji Galicji. Z kolei Julian Dunajewski (zm. 1907) pełniąc funkcję
ministra skarbu, skutecznie walczył z zadłużeniem, decydował o podatkach, cłach,
dochodach, wydatkach, długach i finansach państwa. Gdy w 1881 roku deficyt budżetowy
wynosił 37,4 miliona złr, to rok 1888 był ostatnim już rokiem deficytu[5].
Z kolei Michał Bobrzyński (zm. 1935) był wiceprzewodniczącym Rady Szkolnej,
Krajowej, a potem namiestnikiem Galicji w latach 1908-1913, a w latach
1917-1918 ministrem do spraw Galicji. Obok
tego czytelnik bliżej pozna postać Franciszka Smolki, hr. Dzieduszyckiego, Karola Lanckorońskiego, Stanisława
Badeniego i innych. Właściwie nazwisk jest tu sporo.
Książka została podzielona na sześć rozdziałów, w których odnajdziemy
jeszcze podrozdziały. Autor oparł się na bardzo bogatym materiale źródłoznawczym
oraz licznych opracowaniach, o czym można zresztą dowiedzieć się zaglądając na
koniec książki do spisu bibliograficznego. Waldemar Łazuga wykorzystał bogaty
zasób materiałów pamiętnikarskich, wspomnieniowych, fragmentów z prasy,
dzienników, dokumentów archiwalnych. Co bardzo mi się podobało, Autor niejednokrotnie
w tekście przytacza owe źródła. Profesor
skupia się głównie na życiu politycznym wymienionych osób, acz warto podkreślić,
że w książce mamy układ chronologiczny: od rozbioru do I wojny światowej. Mowa jest
o wyborach, zmianach następujących w rządzie, w których czasami można się pogubić,
Kole Polskim, zakulisowych rozgrywkach czy zwykłych sejmowych awanturach. Innymi słowy - mnóstwo faktografii. Autor operuje
dość przystępnym i żywym językiem, ale niestety wydaje mi się, że natłok imion,
nazwisk, dat, może niektórych mniej cierpliwych czytelników nieco znużyć. W książce
odnaleźć można także aneksy dotyczące premierów, ministrów i gabinetów
austriackich oraz indeks. Do tekstu dołączono również wklejki z kolorowymi
ilustracjami, które niewątpliwie wpływają na całościowy odbiór szaty
graficznej. Książka jak najbardziej zasługuje na zainteresowanie czytelnika.
Waldemar Łazuga, Kalkulować... Polacy na szczytach c.k. monarchii, Wydawnictwo Zysk i S-ka, marzec 2013, oprawa twarda z obwolutą, stron 460 + 48 (wklejki zdjęcia kolorowe).
*zdjęcia własne
Jestem w trakcie lektury, w zasadzie dopiero na początku, gdyż starym moim zwyczajem książki historyczne czytam od końca - najpierw bibliografia, a potem... reszta.
OdpowiedzUsuńZdania wyrobionego jeszcze nie mam, ale szata graficzna jest bardzo ładna. To wielki atut tej książki.
A jak Twoja znajomość z księżna Amparo Czartoryską? :-))
biografie również przejrzałam, zaznaczyłam interesujące mnie pozycje, muszę wynotować i poszukać, dowiedzieć się o tych jeszcze mi nie znanych.Szata graficzna jest porządna, uznałabym nawet, że bardzo w klimacie epoki, o której książka opowiada:)
UsuńCzartoryska do mnie jest w drodze, może dziś będę miała w ręku. Choć nic nie wiadomo, czasami trzeba ćwiczyć się w cierpliwości. Czytam obecnie "Dziedzica...":)
Dzisiaj wygrzebałam w swojej biblioteczce książeczkę, z żarcikami politycznymi z tamtego okresu. Nie ważne że Polska była pod zaborami, część z tych żarcików jest przerażająco aktualna... Myślę że warto będzie to wrzucić na bloga.
OdpowiedzUsuńW książce też można znaleźć trochę anegdot. Doszłam do wniosku, że mimo upływu lat wiele się nie zmienia, jeśli chodzi na przykład o obrady sejmowe. Autor opowiada jak to posłowie nie przepierali w środkach słownych, a nawet siłowych.
UsuńO, to bym przeczytała... Ciekawi mnie, jak niektórzy Polacy mogli wykorzystać niesprzyjającą sytuację zaborów dla własnych interesów:)
OdpowiedzUsuńZ dużym dystansem ostatnio podchodzę do nowo wydanych książek, ale Zysk chyba by nie wciskał kitu...
Nie tyle do własnych interesów, ile do rozwoju własnej kariery. Przy okazji jednak działali też w sprawie polskiej. "Kalkulowali":)
UsuńWygląda bardzo interesująco, nawet z samych podpisów pod zdjęciami :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to dla mnie obowiązkowa lektura.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!