Irlandzka krew Nory Roberts to
bardzo przyjemne, acz krótkie czytadło z przeznaczeniem dla kobiet, które chcą
nieco wytchnienia od codziennego kieratu. Bohaterką jest młoda Irlandka Adelia
Cunnane, która po śmierci wychowującej jej ciotki, decyduje się sprzedać farmę
i wyruszyć do Ameryki. Tam ma, bowiem jedynego krewnego stryjka Paddy’ego. Dzięki
niemu dostaje pracę w stadninie koni wyścigowych należącej do Travisa Granta. Po
za tym dom Paddy’ego mieści się na terenie stadniny, więc zachwyt Małej Dee nad
nowym życiem jest wielki. Od zawsze, bowiem marzyła o pracy w stadninie, a
harując ciężko na farmie nie boi się podjąć wyzwania. Skromna, niewinna, ufna, o
niskim wzroście acz dobrym sercu, temperamencie i twardym charakterze zafascynuje
właściciela stadniny, który zasadniczo obstaje zawsze przy swoim zdaniu.
Mieszanka wybuchowa?
Książka została wydana w serii Satine, której
oprawy graficzne mogą powalić na kolana. Rzekłabym nawet, że są cudnej urody. W
fabule obok miłości, w tle oczywiście motyw koni i wyścigów. Po za tym książkę
czyta się szybko, przy tym miło spędza czas, a co za tym idzie wypoczywa i
regeneruje siły. W obecnym czasie wiem coś o tym.
Mi Nora Roberts zawsze kojarzy się z takimi tandetnymi historiami i jeszcze nigdy nie miałam ochoty nic jej autorstwa przeczytać.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się u Ciebie podoba, dodaję do linków u siebie :)
Czytałam jakiś czas temu, wspaniały relaks :)
OdpowiedzUsuńMi ostatnio przypadły do gustu książki z serii Satine, gdyż są takie lekkie, przyjemne i relaksujące, dlatego chętnie również przeczytam ,,Irlandzką krew''.
OdpowiedzUsuńa ja chyba się nie przekonam do tej autorki :)
OdpowiedzUsuńDziewczyna, ja też byłam sceptycznie nastawiona do tej autorki do momentu kiedy w moje ręce trafiła książka "Dziedzictwo", która mnie oczarowała.
OdpowiedzUsuńPowiem więcej - przekonała mnie ona do romansów :)
A okładki Satine rzeczywiście świetne :)
Podobnie zapowiadają się okładki Opowieści z pasją jak np. Lawendowe Pola :)
Czytadłamagdaleny - czasami, aby nie zwariować, czytam i owe "tandetne" jak to nazwałaś historie. Dla mnie to rzeczywiście relaks i odpoczynek od ambitniejszej lektury, której w swoim życiu miałam czasami po dziurki w nosie. Może to jednak starość i wiek, że nie czyta się co publika uznaje za stosowne, a tylko to co się lubi, co samemu akceptuje i co się chce według gustu?:)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam Norę Roberts nie tak dawno zupełnie została przeze mnie odkryta.
Oprawy graficzne w wydawnictwie stanowczo idą w górę:)
pozdrawiam serdecznie