Czy zdarza
się, że wasze pociechy stronią od jedzenia warzyw pełnych życiodajnych witamin?
Wydaje się, że bardzo dobrą zachętą, aby zmienić owe nastawienie jest książka Marchewka z groszkiem autorstwa
Aleksandry Wołdańskiej – Płocińskiej, która również odpowiada za ilustracje. Stworzyła
ona niebanalną opowieść z warzywami w roli głównej i to z wątkiem sensacyjnym.
Aby było od początku jasne, kto w całej aferze bierze udział, główni
bohaterowie przedstawieni są małemu czytelnikowi na samym początku z podziałem
na warzywa lokalne i te pochodzące z zamorskich plantacji a wśród nich: Elpomidor,
Che Bula, Kala de Fior, Mr Chevka czy Kim Czos Neck.
Otóż na jednej
z grządek pojawia się drewniana skrzynka wyrzucona przez samochód, który wpadł
w poślizg. Okazuje się, że są to obcy przybysze. Lokalne warzywa uprawiane w sposób
ekologiczny postanowiły udzielić schronienia zagubionym, acz chemicznie
nabuzowanym krewniakom. Cała historyjka napisana i zilustrowana została w sposób
inteligentny i wielce dowcipny. W tekście natrafić można niejednokrotnie na
nowy typ powiedzonek dotyczący warzy takich jak: strzyka mnie w szypułce, niech was o to bulwa nie boli. W sposób przystępny,
acz zdecydowany wytłumaczona została podstawowa różnica między zabiegami
ekologicznymi a stosowaniem sztucznych używek w uprawach warzyw, których nie
chce w opowieści nawet tknąć groźny królik. Trudniejsze słowa zostały w tekście
podkreślone grubszą trzcionką, a pod spodem wyjaśnione na sposób słownikowy. Znalazły się wśród nich takie słowa tak:
wegetarianizm, wegetować, pestycydy, nawożenie. Książka ma, więc również wartości
edukacyjne. Przede wszystkim uświadamia dzieciom zalety uprawy ekologicznej,
ale również przypomina rodzicom, czym mogą być nafaszerowane kupowane warzywa
rodem z zagranicy.
Pozycja jak najbardziej
godna polecenia.
Aleksandra Woldańska-Płocińska, Marchewka z groszkiem, wydawnictwo Czerwony Konik, tekst i il. Aleksandra Woldańska-Płocińska, sugerowany wiek 4+, Kraków 2011.
Ciekawa książeczka, choć nie moje klimaty, co nie oznacza, że nie lubię warzyw, wręcz przeciwnie, ale w dzisiejszym świecie ciężko jest dostać ekologiczne uprawy a jeszcze trudniej samemu uprawiać. Na chwilę obecną nie mam chęci się nad tym roztrząsać, choć zdaje sobie sprawę, ze to co jemy jest swego rodzaju trucizną.
OdpowiedzUsuńDla dzieci jest w sam raz:)Tez jestem mało ekologiczna, choć jako karmiąca matka obecnie tak:) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń