16 kwietnia 2011

Marguerite van Geldermalsen, Żona Beduina.


 wydawnictwo PWN

Tłumaczenie: Teresa Tomczyńska

Wydanie: pierwsze
Imprint Sp. z o.o., 2011
ISBN: 978-83-61171-36-2
stron 325



Mam wielki podziw dla ludzi, którzy rezygnują z dotychczasowego życia w cywilizowanych warunkach na rzecz zgoła odmiennych i to wszystko w imię miłości. Zapewne pamiętacie „Białą Masajkę”? „Żona Beduina” to jest właśnie ten rodzaj książki, w której spisane są po latach wspomnienia dotyczące minionego, odmiennego od innych życia. Marguetite van Geldermalsen to kobieta, która zdecydowała się spędzić życie w jaskini, jako żona Beduina. Do śmierci swojego męża mieszkała w Jordanii, a potem przeprowadziła się do Australii i namawiana przez znajomych napisała książkę. Potem ponownie zamieszkała w Petrze, aby promować swoją książkę (o tym wyczytałam w Wysokich Obcasach).

Muhammad i Marguerite w 1979 r
Wszystko zaczęło się w roku 1978, kiedy wraz z koleżanką Elizabeth zjechała całą Grecję i Egipt i od tygodnia przebywała w Jordanii. Zainteresowane Petrą postanowiły przenocować u Beduinów tam mieszkających. Traf chciał, że zaprosił je do swojej jaskini samotny, acz przystojny kawaler Muhammad Abdallah. Mężczyzna wydał się sympatyczny, a wszystkie jego opowieści dotyczyły kawalerskiego stanu. Muhammad towarzyszył dziewczynom w wycieczkach po okolicy.  Kobiety miały możliwość uczestniczenia miedzy innymi w beduińskim ślubie i weselu. Marguetite była oczarowana i postanowiła nie towarzyszyć Elizabeth w dalszej podróży i wrócić do jaskini Muhammada. Jak się okazało mężczyzna był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy i co więcej zakochany w cudzoziemce. Po tygodniach oswajania się z nowym środowiskiem młodzi postanowili wziąć ślub. Nie mógł to być tylko tradycyjny beduiński ślub, ponieważ Marguetite potrzebowała pozwolenie na pobyt w Jordanii. W tym celu musieli przejść przez drabinę biurokracji, w której odsyłano ich z jednego miejsca na drugie. O wyprawienie wesela zatroszczyła się rodzina Muhammada. Rodzice Marguetite mieszkający w nowej Zelandii dostali od niej zawiadamiający list.

Od tej pory Marguetite zaczęła prowadzić zupełnie inne życie. Muhammad poszerzył jaskinię przy okazji odkopując starorzymski antyczny mur, podłogę pokoju i odlane z brązu starożytne monety. Jaka była jaskinia? Bielona wapnem. Zimą woda przeciskała się przez warstwę czerwonawego piaskowca skapując prosto do talerza lub na twarz. Kobieta musiała się wielu rzeczy nauczyć: jak rozpalać kuchenkę naftową, parzyć herbatę, jakiego drzewa używać na opał, uruchamiać prymus, jak piec chleb, obchodzić się ze zwierzętami. Wodę przynosili w kanistrach ze źródła, tam zresztą, co kilka dni robiła pranie. Uczyła się zarówno od swojego męża jak i od sąsiadek, z którymi żyła w przyjaźni. Przede wszystkim musiała nauczyć się panujących zwyczajów. Namawiana przez męża i znajomych, postanowiła przejąć od dojeżdżającego pielęgniarza i poprowadzić miejscowe ambulatorium w Petrze. Miała podstawową wiedzę z zakresu udzielania pierwszej pomocy. Otrzymała oficjalnie pensję, a ludzie w zamian za udzielenie pomocy oferowali jej podarunki w naturze. Z czasem przyszło na świat troje dzieci. Po latach rodzina musiała jak wszyscy opuścić jaskinię, ponieważ UNESCO wybudowało wioskę dla Beduinów, aby ci opuścili tereny badań archeologicznych.

Marguetite opowiada o swoim mężu z miłością. Muhammad nie wziął drugiej żony, zresztą szansę na drugi ożenek strącił, gdy poślubił Marguetite. Autorka nie pisze o smutnych wydarzeniach, o czym wspomina w epilogu. Woli pamiętać jedynie jasne strony mieszkania w Petrze. Podkreśla, że spędziła wiele lat w szczęśliwym małżeństwie akceptowanym przez jej rodziców. Z rodziną wielokrotnie podróżowała do Europy, na Nową Zelandię czy do Australii. Zadbała o wykształcenie swoich dzieci. Była tez odwiedzana przez rodzinę, a jednego dnia miała zaszczyt rozmawiać przebywająca w Jordanii Elżbietą II i towarzyszącą jej czwartą żoną Husajna królową Noor. Nauczyła się arabskiego, przeszła na islam i żyła jak Beduinka. Po latach była nadal zadowolona z powziętej decyzji.

Książkę czyta się sprawnie, a historia sama wciąga. Dzięki takiemu świadectwu mamy możliwość z pierwszej reki dowiedzieć się o kulturze i zwyczajach Beduinów. W pozycji zawarte zostały fotografie oraz słowniczek użytych arabskich słów. Książkę polecam szczególnie tym, którzy lubią podróżować i poznawać inne kultury, a także czytają lektury z gatunku prawdziwych historii. 


6 komentarzy:

  1. Nie wiem gdzie i kiedy, ale pamiętam że czytałem o tej kobiecie jakiś artykuł. Osobiście podziwiam i szanuję, chociaż podchodzę do tego typu spraw z dużym dystansem. Ale każdy ma wyjście, każdy ma prawo przeżyć życie "po swojemu".

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię poznawać takie historie, zawsze mnie ciekawiły i na pewno po tą, zrecenzowaną u Ciebie sięgnę w swoim czasie :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam na oku tę książkę od dawna...podczas mojej podróży do Jordanii, do Petry, slyszałam o tej historii, ale nie wiedziałam wtedy,że wyszła książka. Na pewno przeczytam. Z wielką chęcią. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  4. OOo, Moniko to ja Ci bardzo zazdroszczę takiej wycieczki, u mnie pozostaje w sferze marzeń:)
    Pandorciu, Allanie, Moniko powinniście wiec po książkę sięgnąć:)

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, egzotyka!
    Świetnie zilustrowałaś notkę, brawo.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.