Michaela
DePrice nazywała się niegdyś Mabinty Bangura i mieszkała w Sierra Leone w Afryce.
Urodziła się w roku 1995 z chorobą skórną zwaną bielactwem. Wówczas wojna
domowa trwała już z górą trzy lata (od 1991 roku). Dla rodziców, którzy pobrali
się z miłości była upragnionym, a jak się okazało jedynym dzieckiem. Ojciec
pracujący w kopalniach diamentów, wbrew opinii brata Abdullaha, uczył ją
czytać i liczyć. Gdy miała cztery lata,
straciła najpierw ojca. Prawem szarijatu to wuj stał się dla niej i matki
opiekunem. Przeprowadziły się do jego domu, a gdy matka odmówiła poślubienia
go, ten zgotował im życie w strachu i pogardzie. Potem wskutek choroby zmarła
matka, a wuj Abdullach oddał dziewczynkę do sierocińca. Tu otrzymała numer 27. Ze
względu na swoją chorobę skóry doznała wielu krzywd, nazywana była „dzieckiem
diabła”, „dziewczyną lampartem”. Nauczycielka Sara mawiała wówczas do niej, że tylko ignoranci i ludzie zabobonni będą
przejmować się twoimi cętkami. Papa Andrew próbuje wysłać was wszystkich do
Stanów Zjednoczonych Ameryki. Tam umieszczą cię u mamy i papy, którzy nie będą
zwracali uwagi na twoje cętki. Będzie ich obchodzić tylko Twoja głowa. (s.
49-50) Pewnego dnia dziewczynka znalazła gazetę, a w nim zdjęcie baleriny. Nauczycielka
Sara odpowiedziała jej potem na nurtujące pytania. Postanowiła, że pewnego dnia
zatańczy jak ta pani na fotografii.
Pewnego dnia rebelianci
zmusili wszystkich do opuszczenia sierocińca. Dyrektor ośrodka nadal poszukiwał
nowych rodziców dla dzieci. Dziewczynka była proponowana dwudziestu rodzinom,
aż w końcu wraz z Mabinty Suma została zaadoptowana przez białą rodzinę, Elaine
i Charlesa DePrince’ów. Od razu zgodnie z życzeniem małej dziewczynki, po
przybyciu do Stanów Zjednoczonych, zapisano ją na zajęcia baletowe. Dostały też
nowe, pierwsze imiona Mia i Michaela. Potem przez tych samych rodziców została
adoptowana Mariel. Wszystkie trzy uczęszczały do szkoły baletowej, ale tylko
Michaela robiła najlepsze postępy.
Wytańczyć marzenia to wspomnienia, które
zostały spisane przez mamę i córkę w roku 2014, kiedy Michaela miała 15 lat. Balet
stał się wielką namiętnością dla dziewczynki, a jej kariera rozwija się bardzo
szybko. To rodzicie udzielali jej potrzebnego wsparcia, dostarczali energii do
działania i finansowo pomagali w spełnieniu marzeń. Jak sama przyznaje balet jest
źródłem jej sukcesu w życiu, mimo że to właśnie w świecie baletu odkryła, czym
jest nietolerancja wobec innego koloru skóry. Wiele czasu zajęło jej nauczenie
się, jak ignorować zazdrość i nietolerancję.
Michaela wyrosła na dziewczynkę wrażliwą na
krzywdy innych. Swoje przyjecie urodzinowe wykorzystała do zebrania zamiast
prezentów, puszek dla banku żywności (826 kilogramów puszek z żywnością). Wszystkich
trzech dziewczynek nie opuszczały jednak lęki. Przez dłuższy okres czasu bały
się małp, fajerwerków, ubrań moro, psów, podniesionych męskich głosów. Wszystkie
zaznały wielkiej miłości od rodziców i rodzeństwa.
Wytańczyć marzenia to słodka i urocza historia
opowiedziana językiem prostym i dziecinnym. Jest jednak książką interesującą,
wzruszającą i sympatyczną. Pomimo trudnych przeżyć, Michaela DePrice nie
pozwala czytelnikowi litować się nad sobą, za to pokazuje, czym jest dla niej szczęście.
Nie jestem jednak pewna czy będąc czterolatką mogła zapamiętać tak wiele opisanych
w książce szczegółów. Na pewno jest to niemal gotowy scenariusz na film, jeśli potraktować
życie Michaeli w kategoriach spełnienia amerykańskiego snu.
Elaine DePrince, Michaela DePrince, Wytańczyć marzenia, Wydawnictwo Kobiece, wydanie 2016, tłumaczenie: Alicja Laskowska, oprawa miękka, stron 272.
Z tego co piszesz może to być całkiem ciekawa lektura dla młodego czytelnika/czytelniczki.
OdpowiedzUsuńSzczególnie dla takiej, co uwielbia taniec ;)
Usuń