7 lipca 2013

Wirydianna Fiszerowa, Dzieje moje własne i osób postronnych. Wiązanka spraw ciekawych, poważnych i błahych.

Wirydianna z Radolińskich, herbu Leszczyc primo voto Kwilecka secundo voto Fiszerowa (1761-1826) pozostawiła po sobie bardzo ciekawy pamiętnik, w której czytelnik czerpie wiadomości na temat życia w Polsce na przełomie XVIII i XIX wieku.  Autorka wspomnień była najstarszą córką Józefa Radolińskiego (zm. 1781), chorążego i podkomorzego wschowskiego oraz Katarzyny Raczyńskiej (1744-1792), a siostrą Katarzyny Chłapowskiej i Antoniny Breza. 

Swoje wspomnienia z życia spisała mając sześćdziesiąt dwa lata. Dotyczą one jej dzieciństwa, młodości, historii jej najbliższych, zawieranych małżeństw, ale oprócz życia prywatnego mamy tu także do czynienia z opisem sceny ówczesnej sceny politycznej, a z naszej perspektywy – historycznej – ziem polskich. Osobiście znała Tadeusza Kościuszkę, była nim oczarowana i darzyła skrywanym uczuciem, przebywając w Warszawie, jako obserwatorka uczestniczyła w obradach Sejmu Czteroletniego, dyskutowała z posłami i senatorami na warszawskich salonach i pomagała pisać im przemowy. Poznała przebywającego w Warszawie Ludwika XVIII, opowiada o Stanisławie Auguście Poniatowskim, Dąbrowskim, Wybickim, ks. Poniatowskim, Napoleonie. Przeżyła trzy rozbiory Polski i łączące się z nimi zbrojne wystąpienia. Wirydianna z tego względu, że pochodziła z Wielkopolski, mocno interesuje się jej dziejami. 

Bardzo interesującą stronę stanowią jednak zapiski dotyczące życia prywatnego, w których Wirydianna stara się obiektywnie oceniać swoją rodzinę i własne postepowanie. Niektóre wydarzenia mogą nas szokować, jak to, że matka Autorki – Katarzyna wyszła za mąż w wieku 12 lat i 15 dni, czyli w wieku określonym, jako najniższa granica dla ślubów pilnych przez kościół. A wyszła za mąż za mężczyznę dobiegającego czterdziestki, sama została wdową osiągając ten wiek. Co więcej, Wirydianna była najstarsza z rodzeństwa, ale przyszła na świat jako czwarta z rzędu, kiedy matka ukończyła dopiero osiemnaście lat. Najmłodsza Antonina była dziewiątym dzieckiem Radolińskich. Katarzyna oddawała dzieci swojej matce na wychowanie, która niespełna w rok po śmierci pierwszego męża, za radą znajomych, wyszła ponownie za mąż, za pijaka i obiboka, któremu urodziła pięcioro dzieci (wszystkie umierały po rozwiązaniu). W ogóle doszłam do wniosku, że kobiety miały nie lekki żywot. Musiały tolerować mężowskie pijackie awantury i kochanki, przyjmować do łóżka, rodzić niezliczona ilość dzieci i cierpieć z bólu, kiedy umierały. A poza tym wychowanie i edukacja to kolejna sprawa. Trudno było trafić na porządną guwernantkę.

Wirydianna opisuje życie codzienne w Chobienicach, majątku drugiego męża babki wojewody Mielżyńskiego, gdzie mieszkano „jak w psiarni”.  Oprócz wojewody i babki mieszkali tu siostra babki z dwiema córkami i synem oraz własną służbą; dwóch bratanków Wojewody i ich nauczyciele; Wirydianna i Katarzyna pod opieką księdza Perettiego, garbatej kuzynki pełniącej funkcję guwernantki, nauczyciela muzyki i dwóch dziewczyn służebnych; ciotka Estera, która miała przy sobie pannę służącą, warszawskiego fryzjera; kapelan domowy, osiemdziesięcioletni jezuita, dawny guwerner wojewody, wikary parafialny, prawdziwy chłop w sutannie, spowiednik babki oraz liczni goście, którzy tu przybywali, a także szpak, mops i sfora psów myśliwskich. Mozaika niesamowita. 

Wirydianna, autor nieznany
Wirydianna wyszła po raz pierwszy za mąż w wieku dwudziestu sześciu lat za Antoniego Kwileckiego (zm. 1814), ale nie trafiła zbyt dobrze. Często była ofiarą scen, awantur i pijackich kłótni, a jak sama donosi, kiedyś uderzył ją tak mocno, że omal nie poroniła. Co dzień między godziną czwartą i piątą widziałam, jak wnoszono mego męża na drugie piętro, i składano go na kanapie. Zjawiał się dopiero dnia następnego. Do południa był trzeźwy i zajmował się bardzo umiejętnie sprawami majątkowymi. Podczas obiadu w południe pił bardzo mało, ale nigdy nie zapomniał mi tłumaczyć, jak ważne sprawy ma do załatwienia, jak gdybym nie znała dalszego rozkładu tego dnia. (s. 225). Mieli dwoje dzieci Ninę (Annę) i Józefa. Oczywiście mąż miał kochanki, a za plecami Wirydianny rozpowiadał o rychłym rozwodzie. Kobieta wyjechała, więc z dziećmi do Warszawy, a mimo to jak pisze nadal przyjmowała męża w pokoju i łóżku. Jak pisze, przyjmowałam go, bo przy całej mojej inteligencji głupia pozostałam przez całe życie i nigdy nie umiałam się oprzeć, kiedy mną rozporządzano bez pytania (s.239).  O drugim mężu, generale Stanisławie Fiszerze (zm. 1812), który był młodszy od niej o siedem lat, przy którym właściwie straciła majątek, choć z racji pozycji męża (szef sztabu Księstwa Warszawskiego) była w środowisku ceniona i szanowana, również wypowiada się czasami niepochlebnie. Fiszer też miał kochanki i urągał jej niejednokrotnie. 

Wirydianna opowiada również o losach członków najbliższej rodziny: siostrach, wuju Kazimierzu Raczyńskim, który zakupił Rogalin i wybudował tam pałac; skwaśniałej ciotce Esterze, losach swoich dzieci, którymi jako matka też się za bardzo nie interesowała. Przykładowo wyjechała na dziewięć miesięcy do Paryża, pozostawiając dzieci w Warszawie. Pisze o romansach, zdradach, upodleniach kobiet, opisuje środowisko salonów i życie na prowincji, zarządzaniu majątkami i ich utracie. Wirydianna była świetną obserwatorką. Nie bała się pisać o rozpowszechnionym wówczas pijaństwie mężczyzn. Niepozbawiona była też samokrytycyzmu.

Wspomnienia są bardzo interesujące. Pisane po francusku zostały przełożone na język polski przez Edwarda Raczyńskiego, prezydenta RP na uchodźctwie. Pamiętnik Wirydiany Fiszerowej szczęśliwie zachował się w rodzinnym archiwum Dobiesława Kwileckiego, który udostępnił go historykowi Adamowi M. Skałkowskiemu. Pierwodruk oryginału w języku francuskim miał miejsce w „Przeglądzie Humanistycznym” z roku 1934 (seria II, tom 11). Warto.


Wirydianna Fiszerowa, Dzieje moje własne i osób postronnych. Wiązanka spraw ciekawych, poważnych i błahych, z fr. przeł. Edward Raczyński, przedmowa J.Jasnowski, wydawnictwo Świat Książki, okładka twarda, Warszawa 1998, stron 431.

20 komentarzy:

  1. Mi trafiła się już dawno temu londyńska edycja z 1975 r. wydana nakładem Raczyńskiego. Nie wiem na ile to zasługa autorki a na ile tłumacza ale aż wierzyć mi się nie chciało, że to wspomnienia napisane przez nobliwą staruszkę na początku XIX w. Potwierdzam :-) - świetna książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cię przepraszam Marlow, ale jak człowiek oczytany może zaczynać zdanie od "mi"? Chcesz powiedzieć, że "ci" się trafiła londyńska edycja? Magda

      Usuń
    2. Magdo, nie przepraszaj bo nie masz za co :-), jak widać można tak napisać :-) i nie chciałem napisać "Ci się trafiła" tylko "Mi się trafiła" :-)

      Usuń
    3. Wirydianna miała lekkie pióro, ale uważam, że Raczyński również wspaniale przetłumaczył i dokonał tego ze słuchu, bo już oczy miał chore.

      Usuń
  2. Pamiętnik Wirydianny kupiłam jeszcze w salonie Świata Książki. Przez lata był historykom, badaczom w ogóle nieznany.
    To zajmująca książka, moc obserwacji społeczno-obyczajowych.
    Szkoda, że bez ilustracji, które byłyby tu dopełnieniem treści.

    Śliczne, lipcowe zdjęcie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, szkoda, że książka jest pozbawiona ilustracji. Fiszerowa wspaniale opisuje swój świat.

      Usuń
  3. Bardzo interesująca pozycja, bardzo.)

    OdpowiedzUsuń
  4. jak ja bym chciała mieć tę książkę! Niestety jest obecnie trudno dostępna :(
    M.M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kupiłam na allegro minionej zimy. Udało się nawet za niską cenę:)

      Usuń
  5. Oj, wydaje mi się, że i ja przy całej mojej inteligencji głupia pozostanę w pewnych kwestach do końca. :) Książka zapowiada się bardzo ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle Fiszerowa miała mądre, kobiece przemyślenia, swoją drogą wcale nie starzejące się mimo upływu wieków:)

      Usuń
  6. Mam tę książkę. Kupiłam ją ze względu na wspomnienia dotyczące Gdańska i Berlina, mam wydanie londyńskie. Co do kobiet dawnych wieków, myślę że wszystkie zasługują na szacunek i pochwałę, dziś można tylko o nich pisać i dużo mówić, edukować historycznie.
    Na tym portrecie Wirydianna nosi na sobie suknię francuską "chemise" mogę przypuszczać,że portret powstał pod koniec lat 80 tych XVIII wieku albo na początku lat 90tych. Jestem ciekawa jakie źródła o niej się jeszcze zachowały czy ten portrecik jeszcze istnieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Portret pochodzi z książki: Stanisław Karwowski: Historia rodu Leszczyców z Radolina Radolińskich. Jarocin: Muzeum Regionalne w Jarocinie, 2010.

      A portret nie wiem czy nie późniejszy.

      Usuń
  7. To musi być cudowna lektura! Jakże chciałabym ją dorwać! Mam niesamowitą słabość do tego rodzaju książek:)

    OdpowiedzUsuń
  8. ja również zakupiłam ją zeszłej zimy na allegro, teraz nigdzie nie ma. Piszę pracę magisterską z tego pamiętnika więc cieszę się, że udało mi się kupić. Dodatkowo moja książka ma na 1 stronie zapisany adres właścicielki (Wrocław), następnie trafiła do antykwariatu w Warszawie i na allegro, a teraz jest u mnie (z powrotem Wrocław) - czy to znak że książki lubią powracać w swoje rodzinne strony? ;) haha lubię to, że moja książka dzięki temu adresowi ma swoją własną historię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! To praca mgr na pewno będzie ciekawa i to bardzo:)Rozłożyć zapiski Fiszerowej na czynniki pierwsze, to jest coś!
      A książki rzeczywiście wędrują:)
      serdeczności

      Usuń
  9. Właśnie piszę pracę licencjacką na podstawie tego pamiętnika. Zgadzam się, że książka jest świetna, tak jak sama jej autorka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętnik Fiszerowej jest inspiracją, ale też wspaniałym źródłem. Zazdroszczę "grzebania" w źródłach i opracowaniach :)

      Usuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.