Wydaje się, że czterdziestodwuletnia
Anna Duszkowska jest zadowolona z życia. Ma pracę, którą lubi; chłopaka –
Bartka - tego samego od siedmiu lat, którego kocha i mieszka – samotnie - w jednej
z toruńskich kamienic, starym mieszkaniu należącym do rodziców, pełnym pamiątek
i starych mebli. Brakuje jej jednak rodziny: nie ma już rodziców, nie mam
ciotek i nie ma babci. Tęskni za bliskością rodziny i być może dlatego, pewnego
dnia w swojej łazience odnajduje przejście, które pozwala jej przemieścić się w
czasie. Raptem znajduje się w przedwojennym Nałęczowie, w alei modrzewiowej prowadzającej
do domu jej babci. Szybko potrafi przenieść się do współczesności i podjąć ważną decyzję
o powrocie tamże. Nie zapomina się oczywiście odpowiednio przygotować poprzez
zakup odpowiedniego ubioru czy przedwojennych pieniędzy. W 1932 roku późnym latem,
nie zdradzając się, kim jest, wynajmuje pokój u swojej wówczas
czterdziestoletniej babci i poznając dzieciństwo i młodość swoich ciotek i
swojej mamy. Anna jest oczarowana miłością, jaka panuje w rodzinie, światem, w którym
czas płynie inaczej, a jednocześnie obserwuje, jak trudno żyje się jej
najbliższym i z jakie problemy występują w społeczeństwie: rasizm, nierówność
społeczna, różnice w położeniu materialnym. Postanawia, więc nieco anonimowo
wspomóc babcię. Z drugiej strony jej życie nie ogranicza się tylko do
rodzinnego domu. Poznaje między innymi przystojnego dżentelmena Aleksandra Obryckiego
i szybko zdaje sobie sprawę, co to znaczy prawdziwa miłość i czego tak właściwie
pragnie najbardziej w życiu.
Akcja powieści rozgrywa się na
przemian w 2011 i w 1932 roku (i później), ponieważ Anna wielokrotnie korzysta
z przejścia czasowego. A to, aby zakupić odpowiednie rzeczy, które niewątpliwie
przydadzą się tam, gdzie ciągle wraca; a to, aby się porządnie wykąpać czy
wyprasować sukienkę; a to, żeby iść do lekarza. Z drugiej strony w torebce przemyca
do 1932 roku iPoda, telefon komórkowy czy numer Glamour, co zresztą potrafi też
wykorzystać. Poza tym Anna, co i raz wypaple coś, o czym nawet się w 1932 roku
ludziom nie marzyło lub czego nie byli jeszcze świadomi. Warto od razu
zaznaczyć, że świat przedwojenny został odmalowany przez Autorkę w sposób rzetelny.
Zostało zresztą na jednej ze stron zaznaczone, że książka jest fikcją
literacką, a przedwojenny Nałęczów oraz przedwojenny Inowrocław zostały przedstawione
w sposób możliwie bliski rzeczywistości, a niektóre postacie, o których jest
mowa żyły w tych miastach w latach 1932-1933.
Zastanawiałam się, czy w tagach
nie przypisać tej książki do powieści historycznej, bo elementów tego rodzaju
można bez wątpienia znaleźć w książce. Z drugiej jednak strony, gdy weźmiemy pod
uwagę przenosiny naszej podróżniczki w czasie, to jednak bez wątpienia książkę można
określić, jako fantastyczną. Mam tu wiec małą zagwozdkę. Niewątpliwie jest to
lektura inna, próbująca połączyć świat współczesny – rok 2011 – ze światem
przeszłym – rok 1932. Autorce w pewnym sensie ten zabieg się powiódł, ale z
drugiej strony czytelnik nie odnajdzie tu wiele odpowiedzi na postawione przez
siebie pytania związane z dalszą egzystencją Anny w dwóch czasoprzestrzeniach,
przy czym w jednej (1932) czas płynie do przodu, w drugiej (2011) nie ma upływu
czasu, gdy Anna znajduje się w przeszłości (starzeje się czy się nie starzeje?)
i tym podobne.
Niewątpliwie Wiesława
Bancerzewska ma lekkie pióro nasycone świetną dawką humoru i powinna jak
najbardziej parać się pisaniem. Powieść jest jej udanym debiutem. Poza tym potrafi wspominać, opowiadać, pisać, gawędzić
o przeszłości w sposób czysty i przykuwający uwagę. A mimo wszystko jednak
napiszę, że czegoś jeszcze mi w tej książce brakowało (wiem, czepiam się). Czytałam ją bez porywu
serca, mimo że namalowana została w kolorach sepii. Być może, dlatego, że składa
się z kilku części, jednych lepszych, innych gorszych, a być może dlatego, że osadzenie powieści tylko w 1932 roku bez wątków fantastycznych chyba bardziej by mi się podobało. Nie można jednak zadowolić każdego czytelnika. Uważam, że jest
to dobra powieść o rodzinie, coś w rodzaju sagi rodzinnej, choć druga połowa książki
dotyczy już tak właściwie w pełni losów Anny.
Wiesława Bancarzewska, Powrót do Nałęczowa, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, wydanie 2013, okładka miękka, stron 448.
Cieszę się, że napisałaś o tej książce, bo nie ukrywam mam ochotę ją przeczytać. I teraz już mniej więcej wiem, czego można się spodziewać.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze lubię Nałęczów, jak większość polskich uzdrowisk, za tę nieśpieszną atmosferę. Poza tym spodobała mi się okładka - elegancka, troszkę retro, która przykuła moją uwagę.
Okładka jest subtelna, rzeczywiście retro:) Też mi się podoba:) W Nałęczowie byłam raz, ale już prawie ponad dziesięć lat temu, więc warto byłoby wrócić.
UsuńMimo wszystko chciałabym przeczytać - uwielbiam takie przeskoki w czasie, choć raczej w formie retrospekcji, a nie poprzez fizyczne przenosiny głównej bohaterki.
OdpowiedzUsuńRetrospekcję też lubię, tu też miejscami jest stosowany ten zabieg, ale w warstwie wspomnieniowej samej bohaterki.
UsuńCoś innego. Nałęczów mi bliski, lata międzywojenne... Zapisuję:)
OdpowiedzUsuńDobrej lektury:)
UsuńNiestety, myślę, że nie spodobałaby mi się - nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńChętnie bym przeczytała, chętnie.)
OdpowiedzUsuń